Moi drodzy! Pierwszy raz od dawna nie publikuję rozdziału z opóźnieniem, dlatego nie będę zanudzać Was przydługim wstępem. W zasadzie chciałem jedynie podziękować tym wszystkim, którzy zostawili komentarz pod ostatnim postem, a także tym, którzy regularnie śledzą moje opowiadanie, nawet jeśli nie decydują się podzielić ze mną swoimi przemyśleniami. Tak więc dziękuję! :)
Beta: Seya (dziękuję!)
* * *
Na błoniach i korytarzach Hogwartu panowały cisza i spokój.
Trwały lekcje, choć już niedługo miała się rozpocząć przerwa obiadowa.
Gryfoni i Ślizgoni z szóstej klasy siedzieli wokół ognisk
na skraju Zakazanego Lasu, starając się słuchać tego, co mówił do nich Hagrid.
Niewielu z nich potrafiło się jednak skoncentrować na zajęciach - było zimno i prószył śnieg, przez co marzyli tylko o tym,
by jak najszybciej znaleźć się w ciepłej szkole.
Gdy w końcu zabił dzwon oznaczający koniec zajęć, wszyscy
wrzucili podręczniki do toreb i szybkim krokiem ruszyli do zamku. Harry został
na swoim miejscu, chcąc choć przez chwilę porozmawiać z Hagridem. Kiedy jednak
padło pytanie dotyczące jego relacji z Ronem, szybko uciął rozmowę. Pożegnał
się z przyjacielem, ale przedtem obiecał mu, że niebawem znowu go
odwiedzi.
W holu wejściowym czekali na niego Hermiona i Mike, więc
razem z nimi udał się do Wielkiej Sali. Rozmowa z przyjaciółmi pochłonęła go do
tego stopnia, że nie zauważył idącej w ich stronę profesor Darkside. Kiedy
zderzył się z nauczycielką i prawie zwalił ją z nóg, szybko przeprosił za swoją
nieuwagę. Kobieta zdawała się go jednak nie słuchać - popatrzyła na niego beznamiętnym wzrokiem, a potem
wręczyła im wszystkim jakieś koperty i odeszła bez słowa wyjaśnienia.
Harry był skonfundowany. Spojrzał na Hermionę, ale ta
wyglądała dokładnie tak, jak on się czuł.
Siadając przy stole
Gryffindoru, zauważył, że wszyscy znajomi z jego klasy trzymali w dłoniach
podobne koperty. W tej chwili naprawdę zżerała go ciekawość, dlatego od razu
złamał pieczęć i wziął się za czytanie. Nieznacznie się uśmiechnął, widząc, że
Hermiona zrobiła to samo. Jedynie Mike nie tknął wiadomości. Odłożywszy ją na
bok, nałożył sobie na talerz stertę przeróżnych smakołyków i to na nich skupił
całą swoją uwagę.
Ponieważ najbliższe zajęcia będą miały charakter praktyczny
i zostaną poddane ocenie, proszę o założenie wygodnego ubrania, najlepiej
dresu. Osoby, które nie zastosują się do tej prośby, nie podejdą do testu, a
tym samym go nie zaliczą.
Profesor M. Darkside
Harry musiał przeczytać
wiadomość dwa razy, by cokolwiek do niego dotarło. Nie potrafił zrozumieć, czym
dzisiejsze zajęcia miały się różnić od tych, na których się pojedynkowali lub
ćwiczyli zaklęcia.
– Czy ty też właśnie się dowiedziałaś, że na obronę masz
przyjść w dresie?
Hermiona oderwała wzrok od pergaminu i skinęła głową.
– Tak. – Zmarszczyła brwi. – Tylko dlaczego? Wiesz, w końcu
nigdy nikomu nie przeszkadzało, że pojedynkowaliśmy się w mundurkach.
– Dzisiejsze zajęcia będą chyba wyglądać zupełnie inaczej.
– Też tak myślę – odpowiedziała tylko, gdyż zauważyła pytające
spojrzenie Mike'a. – Co?
– O czym mówicie?
– O wiadomości, której nie raczyłeś jeszcze przeczytać. –
Spojrzała na przyjaciela z dezaprobatą, a potem ponownie odwróciła się do
Harry'ego. – Ale nie myślisz, że to będzie ten
test?
Harry wzruszył ramionami.
– Nie mam pojęcia, choć wszystko na to wskazuje.
Hermiona zbladła. Wyglądała, jakby właśnie spełniały się
jej najgorsze koszmary.
– Ale to niemożliwe! Bez jakiejkolwiek zapowiedzi?
– No cóż, właściwie zostaliśmy o nim poinformowani na
początku roku.
– Mamy dzisiaj jakiś test? – zapytał Mike, a ponieważ
Hermiona schowała twarz w dłoniach, spojrzał pytająco na przyjaciela. – O co
jej chodzi?
– Nie przejmuj się – powiedział Harry, próbując zachować
powagę. – Po prostu jest zdenerwowana.
– A ty nie?
– Nigdy nie musiałem uczyć się na obronę.
– No tak – mruknęła tylko, ignorując Mike'a, który głośno
chrząknął. – Tyle że ja nie jestem tobą. Niby jak mam zaliczyć jakiś sprawdzian,
skoro w ogóle się do niego nie przygotowywałam?
Blondyn znowu chrząknął.
– Na litość boską, Mike!
– Nie odpowiedzieliście na moje pytanie – mruknął
rozdrażniony. – Mówicie o jakimś teście, ale przecież profesor Darkside nic na
ten temat nie wspominała.
Ponieważ wyglądał na naprawdę oburzonego, Hermiona
spojrzała na Harry'ego z triumfem w oczach.
– Widzisz?! Nie tylko mi to przeszkadza.
Harry zaśmiał się.
– Nie nakręcaj się tak. Na razie tylko nam się wydaje, że
to ten test – stwierdził, a potem
spojrzał na zegarek. – Jeśli jednak nie chcemy się spóźnić, to powinniśmy iść
się przebrać.
– Racja – zgodziła się Hermiona. – Na Merlina, ale ja nie
mam żadnego dresu! – krzyknęła. – Muszę znaleźć Ginny!
Wybiegła z sali, nim Harry zdążył jej powiedzieć, że przecież
może transmutować swoje ubrania.
* * *
Gdy Harry i Mike dotarli pod klasę od obrony, odszukali w
tłumie Hermionę i od razu ruszyli w jej stronę. Przeciskając się pomiędzy
uczniami, usłyszeli urywki kilku rozmów, z których dowiedzieli się, że nie tylko
ona czuła się pokrzywdzona. Wiele osób uważało, że nauczycielka powinna ich
uprzedzić, że po Świętach czeka ich ważny egzamin praktyczny.
– Nareszcie! – krzyknęła Hermiona, nie mogąc ustać
spokojnie w miejscu. – Na Merlina, zaczynam się denerwować, jakbym znowu
podchodziła do SUM–ów.
– Więc czym się martwisz? Zdałaś egzaminy na same wybitne i
jedno powyżej oczekiwań. Jestem pewien, że teraz też wszystko skończy się dobrze.
– Dobrze? – prychnęła. – Dobre jest to, że Ginny pożyczyła
mi strój. Gdyby nie ona, to zarobiłabym pierwszego w życiu trolla!
– Przynajmniej nie musiałaś przekopywać połowy szafy, żeby
w końcu na coś się zdecydować – zaśmiał się Harry, kątem oka zerkając na
przyjaciela.
Mike przewrócił oczami. Wiedział, że przyjaciel się z niego
nabijał, żeby poprawić Hermionie nastrój.
– Bez przesady – mruknął tylko.
– Malfoy byłby z ciebie dumny.
– Malfoy? – Wspomniany Ślizgon niespodziewanie pojawił się
za ich plecami. – Już mnie obgadujecie? To jakaś choroba. A choroby się leczy.
– Uważaj, bo to może być zaraźliwe.
– Spokojnie, Potter. Szczepiłem się.
– Czy ty też
myślisz, że czeka nas test, który profesor Darkside zapowiedziała na początku
roku? – zapytała Hermiona, nie mogąc się dłużej powstrzymać. Chciała poznać
opinię kolejnej osoby, nawet jeśli tą osobą miał być Ślizgon.
– Tak.
– Ale z was pesymiści – wtrącił się Mike. – Czemu
zakładacie najgorsze?
– Bo trzeźwo myślimy.
– Ja i Granger na pewno, no ale co do ciebie, Potter, mam
pewne wątpliwości – powiedział Draco.
Zanim Harry zdążył w jakikolwiek sposób się odgryźć,
profesor Darkside otworzyła drzwi i wyszła na korytarz.
– Zapraszam do klasy.
Ruszyli do środka, w ciszy zajmując wolne miejsca. W
myślach zastanawiali się, dlaczego ławki nie zostały gdzieś przeniesione, albo
przynajmniej ustawione pod ścianą. Hermiona podniosła do góry rękę, chcąc zadać
nurtujące ich wszystkich pytanie.
– Tak, panno Granger?
– Myślałam, że dzisiejsze zajęcia będą miały charaktery
praktyczny, więc...
– I tak będzie – przerwała jej nauczycielka.
– To dlaczego są tutaj ławki? – zapytał ktoś z końca sali.
Profesor Darkside usiadła na biurku, a potem uśmiechnęła
się tajemniczo.
– Za chwilę wszystkiego się dowiecie.
Cała
klasa siedziała w ciszy. Nikt nie wiedział, no co lub na kogo jeszcze czekali.
Gdy chwilę później do sali weszli profesor McGonagall, profesor Snape i
profesor Flitwick, stało się jasne, dlaczego nauczycielka nie chciała im niczego
wytłumaczyć. Tyle że przybycie trójki opiekunów spowodowało, że w ich głowach
pojawiło się jeszcze więcej pytań. Nikt nie wiedział, o co tak naprawdę
chodziło i czego powinni się spodziewać. Atmosfera w sali była tak gęsta, że
można ją było kroić nożem.
Kiedy
tylko nowo przybyli stanęli obok profesor Darkside, ta zaczęła mówić:
– Na początku roku powiedziałam wam, że przygotuję dla was
specjalny test. Dzisiaj dowiemy się, jak dobrze opanowaliście wiedzę, którą
nauczyciele wpajali wam do głów przez ostatnie lata.
Hermiona znowu podniosła rękę.
– Dlaczego nie przypomniano nam o nim przed Świętami? –
zapytała, zanim ktokolwiek pozwolił się jej odezwać. – Nie mogliśmy się do
niego przygotować! – dodała z wyrzutem.
Snape prychnął, lecz nikt nie zwrócił na niego uwagi.
– Gdybym wam o nim przypomniała, to nie moglibyśmy
stwierdzić, ile tak naprawdę zapamiętujecie na naszych lekcjach.
– Czyli będziemy sprawdzani również z innych przedmiotów? –
zapytał Draco.
– Poprosiłam was o założenie wygodnych ubrań, bo nie
będziecie się jedynie pojedynkować. Razem z dyrektorem i innymi nauczycielami
stworzyliśmy arenę, na którą niedługo przeniesiecie się za pomocą świstoklików.
To naprawdę ogromny i zróżnicowany teren. Będziecie musieli stawić czoła różnym
magicznym stworom, przełamać zaklęcia, wykazać się logicznym myśleniem, uwarzyć
eliksir, a nawet użyć transmutacji. Jeśli chcecie przetrwać, cały czasu musicie
być czujni. Będziecie pracować w parach, bo chcemy sprawdzić, czy umiecie ze
sobą współpracować. Każda para przeniesie się w inne miejsce, ale zapewniam
was, że się ze sobą spotkacie. Za wygrane pojedynki zwycięzcy otrzymają punkty,
a przegrani zakończą test i zostaną ocenieni na podstawie tego, co do tego
czasu osiągnęli.
– O cholera!
Harry odwrócił się, ale – podobnie jak nauczyciele – nie
zdołał zorientować się, kto nie zapanował nad emocjami. Wykorzystał jednak
chwilę, żeby przyjrzeć się twarzom innych. Czuł narastające zdenerwowanie, mimo
to nie mógł się doczekać początku rywalizacji. Problem w tym, że nikt inny
raczej nie podzielał jego entuzjazmu.
Mike miał minę, jakby czekał, aż ktoś krzyknie: prima aprilis! Hermiona wyglądała na zdeterminowaną
i gotową na to, by pokazać się z jak najlepszej strony. Jednak oczy mówiły
jedno, a przygryzana warga drugie. Denerwowała się, podobnie jak Ron, który
wyglądał, jakby miał zaraz zwymiotować. Neville delikatnie drżał, Parvati
trzymała za rękę Lavender i patrzyła na nią ze strachem. Jedynie Malfoy wyglądał
na spokojnego, a przynajmniej dobrze się maskował.
– Macie jakieś pytania? – zapytała profesor Darkside.
Tym razem to Harry podniósł rękę.
– Czy na arenę została rzucona pętla czasu?
Niektórzy spojrzeli na niego jak na idiotę, jednak
nauczycielka wyglądała na zadowoloną, że ktoś w końcu zwrócił na to uwagę.
– Oczywiście – odpowiedziała z szerokim uśmiechem na
ustach. – Nie wiemy, ile czasu zajmie wam przejście tego testu. Może to być
godzina, dzień, a nawet tydzień. Między innymi dlatego są tutaj pozostali
nauczyciele. Cały czas będziemy was obserwować. Jeśli znajdziecie się w
poważnych tarapatach, będziemy interweniować.
– Skoro test może trwać tak długo, to co z jedzeniem,
spaniem i tak dalej? – zapytała Pansy.
– Otrzymacie od nas namiot. Resztę będziecie musieli
zapewnić sobie sami.
– A w którym momencie test dobiegnie końca?
– Dostaniecie również mapę. Oczywiście nie będziecie
wiedzieć, w którym miejscu się pojawiliście, wiec najpierw musicie odgadnąć, w
którą stronę w ogóle powinniście iść. – Znowu się uśmiechnęła. – Waszym
zadaniem jest znalezienie groty, w której będą powrotne świstokliki. – Pokazała
im małe, niebieskie kulki.
– A co z podziałem na pary? Mamy się sami dobrać?
– Nie. Pary zostały wylosowane przez nas.
– Dlaczego? – zapytała Pansy.
– Bo wybrałaby pani swoją przyjaciółkę ze Slytherinu, a my
chcemy sprawdzić, czy umiecie dogadać się z innymi domami.
Seamus jęknął. Nie wierzył w to, co słyszał.
– I naprawdę mamy to wszystko zrobić bez przygotowania? –
zapytał jeszcze.
– To jest test – powtórzyła profesor Darkside i spojrzała
na zegarek. – Myślę, że czas zacząć. Dodam jeszcze, że każdy z nauczycieli może
wam przyznać do dwudziestu pięciu punktów. Po ich zsumowaniu wystawię wam oceny.
– Wypadałoby ich jeszcze poinformować, z kim będą pracować
– odezwał się Snape, uśmiechając się w wyjątkowo przerażający sposób.
Zgodził się wziąć udział w tym irracjonalnym projekcie, bo
nie mógł się doczekać, aż zobaczy naprawdę zgnębionych i sponiewieranych
Gryfonów. Nie sądził, by wielu z nich dobrze poradziło sobie z tym, co dla nich
przygotowali. Miał więc nadzieję, że jego podopieczni udowodnią swoją wyższość,
a przynajmniej nie przyniosą mu wstydu.
Profesor Darkside dość długo przyglądała się wyrazowi jego
twarzy, jakby doskonale wiedziała, o czym myślał. Niczego jednak nie
powiedziała, skinęła tylko głową, a potem podeszła do biurka i wyciągnęła z
szuflady kawałek pergaminu.
– Bez względu na to, kto jest waszym partnerem, żadne
zmiany nie wchodzą w grę. Czy to jasne?
Po sali rozległ się cichy szmer.
– Przepraszam, nie zrozumiałam.
– Tak, wszystko jasne – odezwała się chórem klasa.
– Świetnie. – Uśmiechnęła się. – Gdy wyczytam pary, bardzo
proszę, abyście odebrali świstokliki i stanęli razem. – Zerknęła na pergamin. –
Granger i Harald, Thomas i Mint, Potter i Malfoy…
Harry uśmiechnął się szeroko. Już wcześniej czuł, że
zadanie będzie niezwykle ciekawe, a teraz po prostu wiedział, że nic nie może
pójść źle. Draco był świetnym czarodziejem, wyśmienicie radził sobie z
eliksirami i zaklęciami, więc wszystko musiało skończyć się dobrze.
– Weasley i Parkinson...
– Słucham?! – krzyknęła Pansy, zrywając się na równe nogi. Wyglądała
na naprawdę wściekłą. – To są chyba jakieś żarty! Nie będę z nim w parze!
– A ja z nią! – krzyknął Ron, czerwieniejąc po czubki uszu.
– Panno Parkinson, nie ma mowy o żadnych zmianach –
przypomniała spokojnie profesor Darkside. Domyślała się, że znajdzie się ktoś,
kto będzie próbował kwestionować wyniki losowania, dlatego już wcześniej
przygotowała się na to mentalnie.
– W takim razie rezygnuję!
– Nonsens. Nie może pani zrezygnować i to tylko dlatego, że
nie jest pani zadowolona ze swojego partnera.
Pansy wbiła w nauczycielkę wściekły wzrok.
– Dziwi mi się pani? A z czego ja mam być niby zadowolona?
– krzyknęła. – Z tego, że trafiłam na najgorszą... osobę?!
– Panno Parkinson, proszę się uspokoić! – wtrąciła się
profesor McGonagall. Była zirytowana zachowaniem uczennicy, ale jeszcze
bardziej całkowitą obojętnością Snape'a. – Severusie, może byś coś powiedział?
Mężczyzna rozsiadł się wygodniej na krześle, a potem
uśmiechnął z zadowoleniem.
– Minerwo, panna Parkinson ma rację, więc nie widzę powodu
do interwencji. Tym bardziej, że walczy o swoje prawa.
McGonagall wyglądała, jakby ktoś uderzył ją w twarz.
– No wiesz!
– Koniec tematu! – krzyknęła profesor Darkside, zrywając
się na równe nogi. – Życie nie jest sprawiedliwe, panno Parkinson. Radzę się do
tego przyzwyczaić.
– Ale...
– Pansy – odezwał się Malfoy. – Rozumiem twoje wzburzenie.
W ogóle ci się nie dziwię, ale daj już spokój. Widzisz, że nic nie wskórasz, a
myślę, że niektórzy chcieliby już zacząć.
– Masz rację – powiedziała Pansy, a potem przeniosła wzrok
na nauczycieli. – Ale następnym razem nie zgodzę się na coś takiego!
Korzystając z chwilowego spokoju, profesor Darkside
dokończyła wyczytywać pozostałe pary.
Niedługo potem wszyscy stali dwójkami, trzymając w dłoniach
świstokliki i plecaki, w których znajdowały się namioty i mapy. Wkrótce miał
się zacząć prawdziwy sprawdzian, który pokaże, czy byli w stanie poradzić sobie
w świecie ogarniętym wojną. Nawet jeśli na arenie nie spotkają Voldemorta ani
śmierciożerców, to nie mogli lekceważyć czekających na nich niebezpieczeństw.
– Za chwilę aktywują się świstokliki – odezwała się
nauczycielka. – Na koniec chciałabym jeszcze dodać, że oczywiście nie możecie
używać przeciwko sobie zaklęć niewybaczalnych ani klątw, które powodują trwałe
uszkodzenia ciała. Pozostałe uroki są dozwolone, nawet te z zakresu czarnej
magii. Jasne? – Rozejrzała się po klasie, a ponieważ nikt nie wyraził chęci
zadania jeszcze jakiegoś pytania, spojrzała na zegarek. – Pozostało piętnaście
sekund.
W tym czasie Harry zerknął na przyjaciół. Wymienili się
przelotnymi spojrzeniami, dostrzegając w swoich oczach wiele emocji – strach i
lęk były tylko niektórymi z nich.
– Dziesięć sekund.
Harry zacisnął dłonie w pięści. Czuł, że serce podeszło mu
do gardła. Pierwszy raz stanie przed wyzwaniem, w którym nie może liczyć na
pomoc innych. Zanim jednak zdążył pomyśleć o czymś jeszcze, poczuł gwałtowne
szarpnięcie w okolicach pępka. Sprzed oczu zniknęli mu nauczyciele, przyjaciele
i klasa. Przez chwilę wirował wokół własnej osi, aż nagle uderzył w ziemię.
Rozejrzał się. Wokół były tylko wysokie drzewa i gęste
krzaki.
– Harry Potterze, witamy w dziczy.
Malfoy uśmiechnął się złośliwie.
– Już ci odbija?
Harry zignorował go, myśląc od czego zacząć. Nie miał
planu, nie mógł również żadnego
przygotować, bo nie wiedział, czego dokładnie powinien się spodziewać. Przez
chwilę stał jak sparaliżowany, kiedy jednak usłyszał trzask łamanej gałęzi,
obrócił się szybko, trzymając w ręce różdżkę. Zadziałał instynktownie, wiedząc,
że nie brał udziału w żadnej zabawie i powinien wziąć się w garść.
Draco zdawał się mieć w tej kwestii odmienne zdanie i na
jego gwałtowną reakcję zareagował śmiechem.
– Uspokój się. To pewnie tylko jakieś zwierzę.
Harry nieznacznie opuścił różdżkę i dopiero potem spojrzał
na Ślizgona.
– Tego nie możesz być pewien.
Malfoy przewrócił oczami.
– No dobra, to od czego zaczynamy?
– Przyjrzyjmy się mapie – zarządził. Wyciągnął ją z
plecaka, a potem rozłożył na ziemi.
Ponieważ do jej narysowania użyto mnóstwa kolorów, zaczął
się zastanawiać, czy las był jedynym terenem uwzględnionym przy tworzeniu
areny. Miał nadzieję, że nauczycieli nie poniosła wyobraźnia i nie trafią na
pustynię. O ile w lesie mógł sobie jakoś poradzić, to nie wiedział, czy widok
piachu i perspektywa spędzania czasu na palącym słońcu nie zniechęciłaby go do
dalszego działania.
– Jak myślisz, gdzie się znajdujemy?
Harry wskazał palcem legendę. Grotę, w której znajdowały
się świstokliki, oznaczono czerwonym krzyżykiem. Analizując inne oznaczenia,
doszedł do wniosku, że znajdowali się na południe od niej. Już miał powiedzieć
o tym na głos, gdy nagle zauważył coś, co kompletnie go zamurowało. – No nie,
to są chyba jakieś kpiny!
– Co tym razem?
– Widziałeś skalę?
– A co to?
Harry przewrócił oczami, a potem wskazał lewy dolny róg
mapy.
– No i co to niby znaczy? – zapytał Malfoy, nadal niczego
nie rozumiejąc. Miał ochotę się zaśmiać, lecz Gryfon wyglądał na
wstrząśniętego, więc wolał go nie denerwować.
– To znaczy, że jeden centymetr na mapie odpowiada
kilometrowi w rzeczywistości. A teraz spróbuj stwierdzić, ile centymetrów ma
odcinek pomiędzy grotą a skrajem mapy.
– Nie wiem, trzydzieści coś.
– Nadal nie rozumiesz? – Harry wyglądał na wstrząśniętego.
Zdawał sobie sprawę, że Malfoy nie miał wcześniej styczności z mugolską skalą,
mimo to powinien dojść już do odpowiednich wniosków. – Jeśli mam rację i faktycznie
znajdujemy się na południe od groty, to mamy do przejścia co najmniej trzydzieści
kilometrów!
– Co?!
* * *
Jakiś czas później, kiedy Draco ochłonął i zrozumiał, że
będzie się musiał zmęczyć, pomógł przyjacielowi zdecydować, którędy powinni
iść. Wciąż nie byli pewni, w którym miejscu się znajdowali, dlatego w duchu
liczyli, że nie popełnili błędu. Zbyt wiele by ich to kosztowało. Harry, chcąc jeszcze
raz się upewnić, że mieli rację, rozejrzał się dookoła i kiedy zobaczył stare,
niemal całkowicie spróchniałe drzewo, miał nadzieję, że było ono tym samym,
które zaznaczono na mapie.
Po chwili ponownie pochylił się nad pergaminem. W głowie
pojawiła mu się myśl, że skoro nauczyciele skorzystali ze skali, to kolory powinny
odzwierciedlać wysokość terenu. Widząc, że wokół groty dominowały różne
odcienie czerwonego, złapał się za głowę. Westchnął, wiedząc już, że nie
skończą zadania tak szybko, jakby chciał.
Masując obolały kark, pomyślał o Mike'u i Hermionie. Gdzie
oni wylądowali? Czy spotkają się i będą musieli ze sobą walczyć?
– Możemy iść – powiedział chwilę później.
Miał już w głowie pewien plan. Na szczęście Draco na razie
polegał na jego mugolskim wykształceniu i nie kwestionował jego decyzji.
Schował więc mapę do kieszeni i ruszył w stronę obranego niedawno kierunku.
Pierwsze kilkaset metrów pokonali w spokoju. Nie spotkali
nikogo ani niczego, co w jakikolwiek sposób mogłoby im zagrozić. Kiedy jednak
Harry stracił rachubę czasu i nie był w stanie powiedzieć, ile kilometrów
przeszli, poczuł się coraz bardziej zaniepokojony. Przypomniał sobie Turniej
Trójmagiczny i labirynt, który na początku dawał mu złudne poczucie
bezpieczeństwa.
Jakiś czas później zmęczył się nieustannym przedzieraniem
się przez gęste zarośla i zaczął tracić nadzieję na to, że kiedykolwiek uda im
się wyjść spomiędzy nich. Na szczęście wkrótce potem okazało się, że z każdym
kolejnym krokiem drzew było coraz mniej.
Choć nadal nie był w stanie zobaczyć nieba, to
powiększająca się przestrzeń pomiędzy koronami drzew pozwoliła mu stwierdzić,
że powoli zaczęło się ściemniać. Jęknął z zaskoczenia, nie spodziewając się, że
minęło już tyle godzin.
– Masz zamiar milczeć przez całe zadanie? – zapytał Malfoy.
– Jasne, że nie. Po prostu staram się maksymalnie
skoncentrować i niczego nie przegapić.
– A czego tak w ogóle szukasz?
– Czegokolwiek, co mogłoby się nam przydać.
* * *
Minęło kilka godzin, a Harry i Draco nadal przedzierali się
przez gęste zarośla i wysokie trawy. Z każdym krokiem czuli się coraz bardziej
zmęczeni, więc przestali się łudzić, że uda im się wyjść na otwartą przestrzeń,
nim nogi odmówią im posłuszeństwa. Poza tym robiło się coraz ciemniej i nie
widzieli już zbyt dobrze, mimo że trzymali przed sobą wyciągnięte różdżki.
Kiedy po jakimś czasie nawet zaklęcia zaczęły zawodzić,
Harry powiedział:
– Myślę, że powinniśmy zrobić sobie przerwę.
Draco odetchnął z ulgą, a potem zdjął plecak i usiadł pod
najbliższym drzewem.
– Jeszcze nikt nigdy nie zmusił mnie do takiego wysiłku.
Gryfon prychnął. Jego też bolały nogi, ale mieszkając na
Privet Drive nauczył się ignorować zmęczenie. Wuj i ciotka często zmuszali go
do znacznie większego wysiłku, więc słowa Malfoya brzmiały dla niego śmiesznie.
– Ja też jestem zmęczony, ale to nieodpowiednie miejsce na
postój. Nie mamy nawet gdzie rozbić namiotu.
Ruszył dalej, ignorując jęczenie Ślizgona.
Kilka minut później uświadomił sobie, że zapomniał o
najważniejszym. Zaklął, a potem niespodziewanie się zatrzymał. Draco wpadł na
niego, przez co obaj runęli na ziemię.
– Co się stało?
Powoli podniósł się z ziemi i otrzepał zakurzone spodnie.
– Czego nie mamy i czego do tej pory nie znaleźliśmy? –
zapytał Harry.
– Posłuchaj, jestem piekielnie zmęczony, moje włosy są w
totalnej rozsypce i marzy mi się kąpiel, więc proszę cię, oszczędź mi tego
bezsensownego ględzenia i powiedz, co uroiło się w tej twojej gryfońskiej
główce.
Słowa te podziałały na Harry'ego jak płachta na byka.
– Nie no, nie wierzę! Jesteśmy w jakimś gąszczu, a ty
martwisz się o swoje włosy?!
– Gdybyś choć raz zadbał o swoją fryzurę, to zrozumiałbyś,
w czym tkwi problem – odpowiedział Draco, nie kryjąc swojego oburzenia. Jako
arystokrata z krwi i kości musiał dbać o swój wizerunek.
– Ja pierdolę! – Harry stracił nad sobą kontrolę. Nie
podobało mu się, że zadanie niedawno się zaczęło, a on już miał dość swojego
partnera. – Na początku cieszyłem się, że wylosowałem ciebie, ale teraz
zaczynam się zastanawiać, czy faktycznie miałem powody do radości.
– No wiesz! – żachnął się blondyn. – To, że martwię się
swoimi włosami, nie oznacza, że jestem bezużyteczny!
– W tej chwili jesteś, bo nie myślisz o najważniejszym! Nie
mamy jedzenia, idioto!
– Och...
– No właśnie, och!
– Widząc minę Draco, miał ochotę uśmiechnąć się z zadowoleniem. Tyle że byłby
to pretekst do dalszych kłótni, a tego wolał uniknąć. – Co gorsza, nie
widziałem po drodze niczego, co moglibyśmy zjeść.
– I co teraz?
– Nie mam pojęcia. Musimy wierzyć, że jeszcze coś
znajdziemy.
– A jeśli nie? – Choć jego głos brzmiał w miarę naturalnie,
to ciało zdradzało oznaki przerażenia.
– Nie panikuj. Na razie sobie poradzimy. W końcu ludzie
mogą wytrzymać bez jedzenia nawet kilka dni.
– Chyba sobie żartujesz?!
Harry spojrzał na niego ze zrezygnowaniem.
– Nie jesteśmy w Hogwarcie.
– Przecież wiem! – krzyknął. – Zresztą nieważne. Nie
rozmawiajmy o tym, tylko znajdźmy miejsce, gdzie będziemy mogli rozbić ten
przeklęty namiot. – W ciszy ruszyli dalej.
Niedługo potem w końcu znaleźli jakąś polanę. Harry
odetchnął z ulgą, bo zaczynał się czuć, jak po jakimś wyjątkowo ciężkim
treningu quidditcha. Rozejrzał się wokół siebie i gdy światło wydobywające się
z jego różdżki odbiło się od stojącego w pobliżu kufra, złapał mocno za ramię
Malfoya.
– Patrz!
Świadomość, że w skrzyni mogło znajdować się coś
przydatnego, sprawiła, że trybiki w jego głowie przestały pracować. Radość
przyćmiła jego zdrowy rozsądek, dlatego podbiegł do kufra, zupełnie ignorując
Ślizgona. Już miał dotknąć wieka, lecz wtedy rozległ się krzyk:
– Stój! – Draco podbiegł do niego i odepchnął go od
skrzyni. – Zwariowałeś!? Przecież to może być pułapka!
Harry spuścił głową, czując, że policzki zaczęły go piec.
– Masz rację.
Świadomość, że zachował się jak głupek, była naprawdę
przytłaczająca. Wyjął różdżkę i rzucił zaklęcie.
Gdy promień dotarł do celu i skrzynię otoczyło białe
światło, uśmiechnął się pod nosem. Nie musiał obawiać się żadnej klątwy.
Wyciągnął rękę, jednak jego dłoń natknęła się na niewidzialną przeszkodę. Nie
wiedział, w jaki sposób mógł ją dezaktywować. Zanim jednak poprosił Draco o
pomoc, w powietrzu pojawiła się jakaś karteczka.
Wędrowcze, masz przed sobą czarodziejski kufer. W środku
znajduje się dokładnie to, czego najbardziej potrzebujesz. Żeby jednak to
dostać, musisz rozwiązać zagadkę. Odpowiedź podaj głośno i wyraźnie. Jeśli
zgadniesz, zawartość będzie Twoja, jeśli się pomylisz, nagroda przepadnie.
Słyszysz go, a nie widzisz.
Spotykasz, a nie schwytasz. Jedni mówią, że on dobry, inni zaś, że zły. Już
wiesz co to jest?
– Pięknie, po prostu, kurwa, pięknie!
Draco wytrzeszczył oczy. Nie miał pojęcia, co było napisane
na karteczce i co wywołało u Harry'ego taką reakcję. Nie wiedział więc, w jaki
sposób mógł pomóc.
– Co jest? – zapytał tylko.
– Masz, sam zobacz.
Gdy Malfoy czytał wiadomość, Harry zaczął chodzić w kółko.
Jak mogłem być taki głupi i myśleć, że zdobędę coś za darmo?
Nienawidzę zagadek! Przecież to Hermiona jest dobra w te klocki, nie ja! –
pomyślał. Cholera, weź się w garść! Przecież już kiedyś byłeś w podobnej
sytuacji i jeśli dałeś radę ze Sfinksem, to teraz też ci się uda!
– Okej, w porządku – powiedział już na głos. Zajrzał przez
ramię Malfoya i jeszcze raz przeczytał łamigłówkę. – W pierwszej części chodzi
o coś niewidzialnego. Może o ducha?
– Zachowujesz się jak pierwszoroczniak – powiedział Draco,
mając ochotę się zaśmiać. – Skoro czegoś nie widzisz, to chyba samo przez się
mówi, że jest to coś niewidzialnego!
– Nie pomagasz! – warknął Harry. – Spotkasz, a nie schwytasz. Hm...
Proste, choć potencjalnie problematyczne – stwierdził i kiedy dotarło do niego,
co powiedział, zaczął się śmiać. Już nawet mówił jak Hermiona.
– Na pewno z twoją głową wszystko w porządku?
– Darowałbyś sobie te głupie komentarze i mi pomógł.
– Jestem zmęczony i nie mam siły na myślenie.
– W takim razie się zamknij i nie przeszkadzaj! – krzyknął,
zabierając Malfoyowi karteczkę z zagadką.
– Dobra, spokojnie. Skąd w tobie tyle agresji? Czyżby
Gryfonki nie potrafiły zaspokoić twoich seksualnych rządzy i teraz wyżywasz się
na wszystkich dookoła?
Harry popatrzył na niego groźne, równocześnie ostrzegając
go przed wypowiedzeniem kolejnych głupich tekstów.
– Wyluzuj, żartowałem – powiedział Draco. Głośno westchnął,
nie mając siły na powstrzymywanie tak prostackich odruchów. – W porządku,
pomogę ci. Co jest dalej, bo nie pamiętam?
– Jedni mówią, że on
dobry, inni zaś, że zły – przeczytał na głos.
Malfoy milczał, zastanawiając się nad odpowiedzią.
– Wydaje mi się, że miałeś rację i faktycznie chodzi o
ducha.
– Okej, duchy są niewidzialne, nie da się ich złapać,
niektóre z nich są dobre, a inne złe. Wszystko pasuje. Tylko czy nie byłoby to
za proste? – Harry'ego ogarnęły wątpliwości.
– Przestań szukać problemów tam, gdzie ich nie ma –
stwierdził Draco. – Otwórzmy ten kufer i rozbijmy w końcu namiot!
Zapadła cisza, której Harry nie miał zamiaru przerwać. Choć
wszystko wskazywało na to, że znali prawidłową odpowiedź, coś podpowiadało mu,
że nie o duchy chodziło w tej zagadce.
– Musimy to jeszcze
przemyśleć. Przecież ludzie rzadko spotykają duchy, a to musi być coś, co jest
wszystkim dobrze znane.
– Skąd wiesz?
– Po prostu tak czuję, okej? Zresztą... – Niespodziewanie
zamilkł. W głowie pojawiła mu się pewna myśl. – Wiatr... Tak, to może być to.
Wiatr – powtórzył, tym razem głośno i wyraźnie.
Przez kilka sekund nic się nie wydarzyło. Zaczął się
denerwować, czując, jak zimny pot spływał mu po torsie i kręgosłupie. Zacisnął
dłonie w pięści, a wtedy wieko kufra nagle się otworzyło. Odetchnął z ulgą.
– Udało mi się!
– Masz szczęście. Wolałbym jednak, żebyś konsultował ze mną
zmiany decyzji.
Harry skinął głową, a potem podszedł do skrzyni i zajrzał
do środka. Wyciągnął z niej dwie butelki wody, chleb, kilka jabłek, suszone
mięso i dwa batoniki zbożowe.
Malfoy wytrzeszczył oczy.
– To wszystko!?
– Na to wygląda.
Podszedł do Ślizgona i wziął od niego plecak. Wyciągnął z
niego wszystkie części, które były im potrzebny do rozbicia namiotu. Rozłożył
je na ziemi, po kolei przyglądając się każdej z nich.
– Naprawdę mogliby dać coś lepszego – powiedział Draco, na
co Harry zareagował głośnym śmiechem. – Przestań rechotać i zrób coś. Myślisz,
że ja wiem, jak to się rozkłada?
Gryfon momentalnie zamilkł. Wstał z kolan i wyciągnął
różdżkę.
– Erecto! –
Minęło kilkanaście sekund, nim stelaże, śledzie, szpilki i inne elementy
znalazły się na swoim miejscu. – Wiesz, czasami cię nie poznaję. – Wszedł do
środka, nie czekając na reakcję Ślizgona.
– Nie wierzę, co to ma być? – Choć zazwyczaj Harry nie
rozumiał powodów, dla których Draco narzekał na wszystko, to teraz popierał go
całym sercem.
Kiedy profesor Darkside powiedziała im, że otrzymają od nich
namiot, myślał o takim, w którym nocował podczas Mistrzostw Świata w Quiddichu.
Niby nie spodziewał się zobaczyć kilku pomieszczeń czy łazienki, no ale liczył
przynajmniej na jakieś łóżko.
– No cóż, od czegoś mamy różdżki – mruknął tylko.
Znalezione jedzenie poprawiło mu humor, więc teraz nie miał zamiaru znowu się
dołować.
– Nie jestem jakimś cholernym skrzatem domowym, żeby
urządzać sobie miejsce do spania!
– Chodź. Im szybciej znajdziemy coś, co będziemy mogli
transmutować, tym szybciej odpoczniemy.
Wyszedł na zewnątrz, od razu rozglądając się wokół siebie.
Piętnaście minut krążył w pobliżu namiotu, jednak nie znalazł niczego, co
potrafiłby transmutować. Wrócił więc do środka, żałując, że nie miał obok
siebie Hermiony.
– Przysięgam, jak wrócę do Hogwartu, nauczę się tworzyć
meble z niczego.
Wyciągnął różdżkę i wykonał nią kilka skomplikowanych
ruchów. Na szczęście nie był do końca bezradny i przynajmniej umiał wyczarować
materac i koce. Na początek to mu wystarczy.
Gdy z zadowoleniem oglądał swoje dzieło, do środka wszedł
Malfoy. Wyglądał na naprawdę wkurzonego, ale kiedy zobaczył jego prowizoryczne
posłanie, wyciągnął różdżkę i rzucił te same zaklęcia. Uśmiechnął się,
wycierając spocone czoło, a potem bez słowa rzucił się na materac.
– Zamierzasz spać? – zapytał Harry.
– Tak, to właśnie zamierzam robić.
– A co z wartą?
– Wiedziałem, że zgodzisz się być pierwszy – mruknął
sennie.
Chwilę później już spał.
– Świetnie! – warknął Harry.
Wziął uspokajający wdech i wyszedł na zewnątrz. Zebrał
trochę gałęzi, a potem ułożył je obok wejścia. Usiadł na ziemi i wyczarował
sobie kolejny koc.
Gapiąc się bezmyślnie na drzewa, uświadomił sobie, że nie
zabezpieczyli z Draco namiotu. Przerażony ich głupotą, szybko zerwał się na
nogi i z wyciągniętą przed siebie różdżką zaczął chodzić wokół niego.
– Cave Inimicum! Muffliato! Protego Totalum! Salvio Hexia!
Skończywszy rzucać zaklęcia ochronne, wrócił we
wcześniejsze miejsce i rozpalił ognisko.
Kilka godzin później, kiedy ogień prawie wygasł i coraz
częściej zamykały mu się oczy, postanowił obudzić Malfoya. Odrzucił na bok koc,
powoli wstając. Rozciągnął trochę zdrętwiałe kończyny, a potem wszedł do
namiotu.
Przygryzł policzek, żeby się nie zaśmiać. Draco leżał na
ziemi, a do tego chrapał tak głośno, że gdyby nie zaklęcia ochronne, to
prawdopodobnie usłyszeliby go wszyscy przebywający w okolicy. Pokręcił głową,
zastanawiając się, ile osób tak naprawdę widziało śpiącego Ślizgona.
– Draco! – Potrząsnął jego ramionami. – Wstawaj!
Chrapanie
ustało, więc Harry znowu nim potrząsnął. Malfoy mruknął coś pod nosem, a potem
powoli otworzył oczy.
– Czego!?
– Zmiana warty – powiedział, ignorując agresywny ton
Ślizgona. – Na dworze zostawiłem ci koc i dogasające ognisko. Jeśli nie chcesz
rozpalać go od nowa, to radzę ci się pospieszyć.
Draco powoli podniósł się z ziemi. W tym samym czasie Harry
zdjął swoją bluzę i buty, a potem rzucił się na swój materac. Owinął się kocami
i kiedy prawie zasnął, usłyszał swoje imię.
– Co?
– Dzięki.
Słowa te całkowicie go rozbudziły. Usiadł gwałtownie, z niedowierzaniem
patrząc na Malfoya.
– Co? – powtórzył się.
– Nie ma mowy, żebym powiedział to jeszcze raz!
– Malfoy dziękuje Potterowi?
– Zamknij się i idź spać!
Harry zaśmiał się i zwinął w kłębek. Chwilę później już
spał.
Jestem jeszcze przed przeczytaniem rozdziału, wrażeniami podzielę się później, ale moja radość nie ma w tej chwili granic! Zabieram się za czytanie!
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twoje opowiadania za świetny kilmat i przede wszystkim akcję, która nie rozwija się zbyt szybko. Chociaż przyznam, że ciężej jest samemu wymyślić postać niż napisać coś na podstawie książki, ale i tutaj wygrywasz. Całkowicie pozmieniałeś bohaterom charaktery co bardzo mi się podoba, bo wolę np. Twojego Harry'ego niż pani Rowling. Spodobał mi się pomysł tego testu, turnieju, nie wiem jak to określić w każdym razie przeniosłam się na chwilę w inny świat i czułam jakbym była tam razem z nimi, natura wokół mnie, cisza i spokój i wędrówka. Za to należy Ci się wielki plus, rzadko aby ktoś tak mocno mnie wciągnął w opowiadania swojego autorstwa. Zachowanie Malfoya mnie zirytowało, podobnie jak Harty'ego. Nie rozumiem jak można w takiej sytuacji przejmować się włosami? To ja, będąc dziewczyną miałabym to w takiej sytuacji w czterech literach. Wyobraziłam sobie chrapiącego Dracona i ten widok mnie rozbawił :D Coś czuję, że długo będę wracała do tego rozdziału, według mnie jest on jednym z lepszych mimo, że zbyt wiele się nie dzieje.
UsuńPozdrawiam i życzę weny oraz cierpliwości! :)
Cóż mogę napisać? Bardzo dziękuję za miłe słowa. Nie mam nic przeciwko komentarzom, które zawierają konstruktywną krytykę, nie mogę jednak zaprzeczyć, że pochwały czyta się z o wiele większą przyjemnością. :) Ale tego chyba nie muszę tłumaczyć, bo wszyscy lubimy słuchać pozytywnych opinii na temat swojej pracy.
UsuńNiezależnie od tego, w jaki sposób Rowling wykreowała postać Malfoya, w moim odczuciu on zawsze pozostanie nieco pedantycznym Ślizgonem, który czasem przesadnie dbał o swój wygląd i za bardzo przejmował się tym, co inni sobie o nim pomyślą. Ten fragment miał na celu nie tylko uwypuklić tę cechę jego charakteru, ale pokazać także to, jak bardzo ten test był wymagający. Nawet Malfoy, którego od dziecka uczono panowania nad sobą i swoimi emocjami, nie miał ani siły, ani ochoty, by ukrywać swoje prawdziwe uczucia.
Dziękuję za komentarz i również pozdrawiam! :)
Muszę przyznać, że rozczarowałem się czytając ten rozdział. Poprzednie były o wiele ciekawsze, a czytając ten miałem wrażenie, że zrobiłeś z niego typową zapchajdziurę. Wszystko tu było jakieś takie nijakie i szczerze mówiąc zdecydowanie poniżej Twojego poziomu i poziomu tego opowiadania... Ehh, chciałbym móc kiedyś tak napisać, bo ciągłe pisanie, że rozdział był świetny zaczyna być nużące :D :D Ja chcę hejcić, hejcić i jeszcze raz hejcić, a ty nie dajesz mi do tego powodu :D No, taki żarcik na początek xD
OdpowiedzUsuńTo chyba jeden z niewielu rozdziałów, w których Hermiona mnie nie zirytowała :O To jej przejmowanie się nagłym egzaminem było świetne i naprawdę, jestem pewien, że Rowling identycznie opisałaby jej reakcję. Lubię jak w fanfikiach charakter postaci jest jak najwierniej odwzorowywany, więc masz za to plusika xD
Sam pomysł testu jest bardzo fajny i co najważniejsze wciągający. Mimo, że tak naprawdę na razie nic się nie dzieje, to i tak człowiek chce więcej. A skoro chodzi o ten test to muszę wspomnieć o dwóch sprawach. Po pierwsze cieszę się, że dopiero teraz dodałeś ten rozdział :D Czytając zasady testu miałem wrażenie, że jest on nieco podobny do tego, co opisałem u siebie :D Zamknięty obszar, zasada współpracy, pojedynki z innymi, znalezienie określonego miejsca, w którym będzie przedmiot umożliwiający powrót. Gdybyś dodał rozdział wcześniej mogłoby to zalatywać zrzynką z mojej strony, a tak to mam niezbity dowód, że jestem niewinny :D Z drugiej strony ja też mógłbym pomyśleć, że skopiowałeś mój pomysł, ale w komentarzu pod którymś z poprzednich rozdziałów wspomniałeś, że masz napisany cały pierwszy tom, więc zakładam, że miałeś ten rozdział napisany wcześniej ode mnie :) Tak więc nie jest to nic innego jak zwykły zbieg okoliczności, nikt nie będzie miał do nikogo pretensji i bardzo mi to odpowiada :D
A teraz druga sprawa. To już kwestia gustu, a wiadomo, że o gustach się nie dyskutuje, ale wydaje mi się, że zasady i forma tego testu bardziej nadawałyby się na egzaminy kończące rok szkolny. Taki jeden sprawdzian podsumowujący wiedzę ze wszystkich przedmiotów.Robienie czegoś takiego w środku roku szkolnego jest dla mnie trochę dziwne, ale jak już mówiłem to kwestia gustu :) Nie jest to coś, co rażąco rzuca się w oczy, więć nie ma sensu dłużej się nad tym rozwodzić.
Ten Malfoy to serio jakaś primadonna. Układać sobie włosy w takim momencie? Dobrze, że jeszcze makijażu sobie nie robił i nie malował pazurków. Chociaż, cholera wie, co on tam robi w swoim dormitorium :D Mimo to i tak lubię tego pedantycznego blondasa. Jezu, jak to brzmi :D
Hermiona i Mike na pewno jakoś sobie poradzą, ale szczerze zastanawiam się co tam słychać u Rona i Pansy :D Fajnie by było, gdybyś w następnym rozdziale dał jakąś niewielką wstawkę, co oni tam wyczyniają xD A tak swoją drogą mam przeczucie, że Harry i Malfoy spotkają ich na swojej drodze :P Byłoby śmisznie :D
Rozśmieszyła mnie reakcja Harry'ego i Malfoya jak odkryli ile mają do przejścia :D Delikatne nóżki mają ci chłopcy, w wakacje trzydzieści kilometrów to po kilka razy w miesiącu przechodziłem :D Tak, uwielbiam długie spacery xD Plecak, słuchawki na uszy, odpowiedni prowiant i ruszamy na przygodę :D A teraz tak zimno, że siedzi się cały czas w domu :(
„ – Ale z was pesymiści – wtrącił się Mike. – Czemu zakładacie najgorsze?
– Bo trzeźwo myślimy.
– Ja i Granger na pewno, no ale co do ciebie, Potter, mam pewne wątpliwości – powiedział Draco.” — Kurcze, byłem w szoku :O Malfoy stawiający swoją zdolność myślenia na równi z Hermioną? Świat się wali :D Już prędzej spodziewałbym się, że przyrówna się do Harry'ego niż do niej. Malfoyowie potrafią zaskakiwać :D
To już wszystko, co miałem do napisania. Bardzo fajny i wciągający rozdział ci wyszedł :) Nie mogę się doczekać przebiegu testu i tego, jakie jeszcze przeszkody zaplanowałeś dla Pottera i Malfoya :D Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział!
Pozdrawiam i do usłyszenia!
Czytając pierwsze zdania Twojego komentarza, szykowałem w głowię długą listę kontrargumentów, byłem także gotowy na zażarty bój w obronie własnego „dziecka”, cieszę się więc, że ostatecznie nie muszę tego robić. Konstruktywna krytyka mile widziana, hejcik - niekoniecznie. XD W każdym razie żarcik się udał, bo przez chwilę miałem wątpliwości, czy na pewno wszystko poszło po mojej myśli.
UsuńChoć lubię mieć swobodę w kreowaniu „swoich” bohaterów, czasem staram się jak najwierniej odwzorować ich kanoniczny charakter. Cieszę się, że tym razem mi się udało. Niebawem panna Granger przejdzie samą siebie, dlatego korzystajmy z tego, że tym razem była tą zwykłą Hermioną, a nie potworem, którego nieświadomie stworzyłem. XD
Nie oszukujmy się, wątek ze sprawdzianem przewijał się przez wiele różnych opowiadań, ciężko więc uznać sam pomysł za nietuzinkowy i jedyny w swoim rodzaju. Moim zdaniem (na szczęście!) nasze wizje zasadniczo się od siebie różnią, więc nawet tych kilka wspólnych cech nie może zanegować twierdzenia, że w grę wchodzi - tak jak napisałeś - zwykły zbieg okoliczności. :)
Dlaczego test zorganizowano w trakcie roku szkolnego? Bo do egzaminów końcowych przygotowują się wszyscy; niektórzy mniej, inni więcej, ale jednak wszyscy. Czy ktokolwiek mógł przypuszczać, że po Świętach profesor Darkside przeprowadzi wymagający i niebezpieczny sprawdzian? Raczej nie. Uważam więc, że tylko w ten sposób można było sprawdzić rzeczywisty poziom wiedzy tych, którzy podeszli do testu.
Jeśli chodzi o zachowanie Draco, to zacytuję swoją powyższą wypowiedź: „niezależnie od tego, w jaki sposób Rowling wykreowała postać Malfoya, w moim odczuciu on zawsze pozostanie nieco pedantycznym Ślizgonem, który czasem przesadnie dbał o swój wygląd i za bardzo przejmował się tym, co inni sobie o nim pomyślą”. Jak zapewne się domyślasz, nie mogłem się oprzeć i musiałem wpleść do tekstu fragment, który będzie urzeczywistniać moje wyobrażenia. XD
Nie potwierdzam, ale i nie zaprzeczam. XD W odpowiedniej chwili dowiesz się, czy Twoje przypuszczenia były słuszne, czy nie. Tak jak napisałem w odpowiedzi na Twój poprzedni komentarz, nie będę spojlerować własnego opowiadania.
Wiem, a przynajmniej się domyślam, co miałeś na myśli, mimo to muszę stanąć w obronie chłopaków. Trzydzieści kilometrów to może faktycznie nie jest aż tak dużo, jednak inaczej spaceruje się dla przyjemności, a inaczej, kiedy cały czas musisz się mieć na baczności i nie wiesz, w jak wielkie gó*no za chwilę wpadniesz. XD Uznajmy więc, że w tej sytuacji ich reakcja był przynajmniej częściowo uzasadniona.
Bardzo dziękuję za komentarz i również pozdrawiam! :)
He, genialne było to z tym Oburzonym SNape'em w XXIX ozdziale, albo XXVIII, nie pamiętam.
OdpowiedzUsuńA, i co z tą Emmą?
Jak chcesz, to informuj mnie o nowych rozdziałach na arek@nvps.pl
Nie pozostaję mi nic innego, jak napisać, że bardzo się cieszę. A jeśli chodzi o Emmę, to w swoim czasie wszystko się wyjaśni. Na razie nie będę się na jej temat wypowiadać, bo mógłbym przypadkiem napisać o czymś, o czym chwilowo nie powinniście wiedzieć.
UsuńNie ma problemu. Adres zapisany.
Pozdrawiam!
Hej,
OdpowiedzUsuńpo bardzo długim czasie komentuje... bo całkiem mi wypadło, że nie skomentowałam go...
ten pomysł z tym testem bardzo dobry, draco musiał popracować. ..
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Nieważne kiedy, ważne, że w ogóle zdecydowałaś się napisać komentarz. Cieszę się również, że pomysł z testem zyskał Twoją aprobatę. :)
UsuńPozdrawiam!
Hej,
OdpowiedzUsuńo tak ten test to całkiem dobry pomysł, Draco, Draco cóż musisz popracować ;]
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńrozdział wspaniały no i pracujący Draco, wspaniale, no cóż musi pobudzić sobie rączki ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga