poniedziałek, 1 lutego 2021

ROZDZIAŁ XXXV

Moi drodzy!

Wróciłem! Tak, dobrze widzicie! Mam nadzieję, że cieszycie się tak bardzo jak ja! Zanim jednak pozwolę Wam zaczytać się w kolejnym rozdziale, muszę podzielić się z Wami kilkoma ogłoszeniami parafialnymi.

Zdaję sobie sprawę, że możecie nie dowierzać moim słowom, ale naprawdę bardzo mi przykro, że znowu musieliście czekać ponad pół roku na kolejny rozdział. Spodziewałem się opóźnienia, o czym informowałem Was w poprzednim poście, nie przypuszczałem jednak, że przeciągnie się ono do końca stycznia. Wybaczcie, siła wyższa. Nie będę się Wam szczegółowo tłumaczyć, bo głównym powodem tak długiego przestoju było pogorszenie się stanu zdrowia jednego z członków mojej rodziny. Pod koniec lipca, kiedy nie miałem już na głowie studiów i mogłem zająć się rozdziałem, dowiedziałem się, że bliska mi osoba trafiła do szpitala. Mówiąc jak najbardziej ogólnikowo, sytuacja całkowicie unormowała się mniej więcej w listopadzie, problem w tym, że wówczas dowiedziałem się także, że moja beta nie jest w stanie zajmować się betowaniem. Ponieważ nie mogłem liczyć na jej bezcenne uwagi, postanowiłem po raz kolejny przejrzeć rozdział. Ci z Was, którzy kiedykolwiek poprawiali coś, co sami napisali, powinni wiedzieć, że jest to uciążliwa i czasochłonna praca. Tak więc jeśli rzucą Wam się w oczy jakieś błędy, miejcie dla mnie litość. :)

Mam nadzieję, że ucieszy Was wiadomość, że przygotowałem dla Was najdłuższy jak dotąd rozdział. W normalnych okolicznościach podzieliłbym go pewnie na dwie części, tym razem jednak postanowiłem tego nie robić, by choć w minimalnym stopniu zrekompensować Wam kolejne opóźnienie. Stworzyłem także nową zakładkę  „Zapytaj prefekta”. Możecie w niej zadawać pytania, które nie są bezpośredni związane z danym rozdziałem lub innymi treściami publikowanymi przeze mnie na tym blogu. Może tam także paść ulubione przez niektórych anonimowych czytelników pytanie o to, kiedy pojawi się kolejny rozdział. Zastrzegam sobie jednak prawdo do odmowy udzielenia odpowiedzi na wybrane pytania, np. nie oczekujcie, że zareaguję na komentarz, którego treść będzie sprzeczna z obowiązującym regulaminem. Generalnie ta zakładka powstała po to, żebyście mogli komunikować się ze mną, gdybym znowu zniknął na kilka miesięcy. Komentarze czytam na bieżąco, więc postaram się regularnie na nie odpowiadać.

Chyba napisałem o wszystkim, o czym chciałem napisać. Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć Wam miłego czytania! :)

 

BETA: rozdział niebetowany!

 

* * *

 

Po wylądowaniu w klasie od obrony przed czarną magią Harry i Draco poczuli niewyobrażalną radość i jeszcze większą ulgę. Chociaż obaj podświadomie przypuszczali, że z czasem każdorazowe wspomnienie testu będzie wywoływać na ich twarzach szerokie uśmiechy, teraz naprawdę cieszyli się z tego, że mieli tę przygodę za sobą i mogli wrócić do szarej rzeczywistości.

 Moje gratulacje, chłopcy!  usłyszeli pełen entuzjazmu okrzyk profesor Darkside.  Myślę, że ucieszy was wiadomość, że jak dotąd jesteście jedyną parą, która pomyślnie ukończyła test. Brawo! Świetna robota!

Harry i Draco uśmiechnęli się z satysfakcją, lecz nie dane im było długo napawać się odniesionym sukcesem.

 Nie uważasz, Morgano, że to nie najlepsza pora na składanie gratulacji?  zapytała nieco oschle profesor McGonagall, choć Harry był skłonny się założyć, że w jej głosie pobrzmiewało również niemałe zadowolenie. I duma.  Spójrz na nich. Chyba zgodzisz się ze mną, że Poppy powinna ich jak najszybciej zobaczyć i zbadać. Przydałoby się to zwłaszcza panu Potterowi.

Profesor Darkside odwróciła się w stronę chłopców i zlustrowała ich od stóp do głów. Już na pierwszy rzut oka było widać, że potrzebowali odpoczynku i solidnego posiłku, może nawet jakiegoś mocniejszego eliksiru na wzmocnienie, dlatego w myślach zgodziła się z koleżanką.

 Profesor McGonagall ma rację. Faktycznie powinniście zameldować się w skrzydle szpitalnym. Natychmiast!  powiedziała stanowczym tonem, mimo to na jej ustach wciąż malował się szeroki uśmiech.

Chłopcy skinęli głowami, ale nie ruszyli się z miejsca.

 Jeśli dobrze zrozumiałem, to nie jesteśmy ostatni, prawda?  zapytał Harry, nie próbując nawet ukryć triumfalnego uniesienia, które wypełniało całe jego ciało. Szczerze mówiąc, nie pamiętał, kiedy po raz ostatni czuł się tak dobrze.

 Nie. Na arenie znajdują się jeszcze trzy pary.

 Czy możemy...

 Nie, nie możecie. Niezależnie od tego, o co chciałeś mnie zapytać  dodała z rozbawieniem profesor Darkside.  Życzyłabym sobie natomiast, żebyście w końcu udali się do skrzydła szpitalnego. Bo jeśli dalej będziecie tkwić w tej sali, to zacznę odejmować waszym domom punkty!  powiedziała z zadziwiającą jak na siebie powagą, choć raczej nikt nie miał wątpliwości, że była to groźba bez pokrycia. Ani profesor McGonagall, ani tym bardziej profesor Snape by jej na to nie pozwolili.

Harry i Draco nie zamierzali jednak sprawdzać prawdomówności profesor Darkside i tym razem nie zwlekali dłużej z wykonaniem jej polecenia. Pożegnali się ze wszystkimi nauczycielami i ruszyli do drzwi. Gdy chwilę później wyszli na korytarz, Draco zatrzymał się przy najbliższym oknie i przywołał do siebie Harry'ego.

 Nie wiem jak ty, ale ja nie mam zamiaru iść do Pomfrey  powiedział nad wyraz poważnym tonem.

 Ja też nie  oznajmił równie stanowczo Harry.  Gdyby zobaczyła mnie w takim stanie, nie wypuściłaby mnie ze skrzydła szpitalnego co najmniej przez tydzień. A nie uśmiecha mi się leżeć tak długo w łóżku.

Draco uśmiechnął się półgębkiem, nie skomentował jednak słów przyjaciela. Zamiast tego machnął w jego stronę ręką, dając mu tym samym znak, by odeszli jeszcze kawałek od klasy profesor Darkside.

 W takim razie co robimy?  zapytał po chwili.

Harry wzruszył bezradnie ramionami. Tak naprawdę na niewiele rzeczy miał teraz ochotę.

 Marzy mi się długa i gorąca kąpiel  powiedział rozmarzonym głosem.  A potem pewnie spróbuję się zdrzemnąć. Niby nie mam problemów ze spaniem w mniej sprzyjających warunkach, jednak łóżko to łóżko i nic tego nie zmieni.

 Nie zapomniałeś o czymś?

Harry westchnął teatralnie i przybrał cierpiętniczą minę.

— Tak, wiem, że zgodnie z planem mam dzisiaj jeszcze zaklęcia. Myślę jednak, że w obecnej sytuacji profesor Flitwick nie spodziewa się, by ktokolwiek pojawił się na jego zajęciach.

Draco parsknął pod nosem i popukał się w czoło.

 Nie mówię o lekcjach, zwariowałeś?! To chyba oczywiste, że ja także nie zamierzam się na nich pojawić.

 No to o co chodzi?

 Mam pomysł, o którym ty w zasadzie już wiesz.

 To znaczy?  niecierpliwił się Harry.  Jestem cholernie zmęczony, ty pewnie zresztą też, więc wybacz, ale nie zamierzam nawet próbować zgadywać, co tym razem chodzi ci po głowie.

Malfoy przewrócił oczami, ale wyjątkowo darował sobie uszczypliwy komentarz.

 W trakcie testu powiedziałem, że pierwszą rzeczą, którą planuję zrobić po powrocie do szkoły, będzie...

 Narąbanie się  dokończył za niego Harry, kiwając ze zrozumieniem głową.  Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł, ale... wchodzę w to! Musisz mi tylko obiecać, że jeśli nagle zasnę, zbyt szybko się upiję albo w jakikolwiek inny sposób stanę się niezdolny do samodzielnego funkcjonowania, to po wszystkim odstawisz mnie z powrotem do wieży.

Draco zaśmiał się pod nosem.

 To co, za godzinę w Pokoju Życzeń?  zapytał tylko.

Harry przez chwilę milczał, zastanawiając się nad tą propozycją, w końcu zaś niespiesznie skinął głową. Malfoy uśmiechnął się szeroko, ale nic więcej nie powiedział. Najwidoczniej uznał rozmowę za zakończoną, bo po chwili odwrócił się na pięcie i wolnym krokiem ruszył w kierunku lochów.

 Poczekaj!  krzyknął nagle Harry, nim Ślizgon zdążył oddalić się od niego dalej niż na kilka metrów.  A może spotkamy się w nieco szerszym gronie? Ja zgarnę Mike'a, a ty Teo i Blaise'a?

 W sumie to dobry pomysł  powiedział Draco.

 W takim razie jesteśmy umówieni. Do zobaczenia później!

 

* * *

 

Gdy tylko Harry i Draco opuścili klasę od obrony przed czarną magią, Snape od niechcenia odwrócił się w stronę pozostałych nauczycieli i prześwidrował ich swoim lodowatym spojrzeniem.

 Musimy porozmawiać!  powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu.  W tej chwili!  dodał jeszcze ostrzej, bo nikt nie zareagował na jego słowa. Nikt nawet na niego nie spojrzał.

 Jeśli nie zauważyłeś lub zapomniałeś o tym, o czym niedawno mówiła Morgana, to przypominam, że na arenie wciąż znajdują się nasi uczniowie. Nie powinniśmy więc rozpraszać się towarzyskimi pogaduszkami  odezwała się w końcu profesor McGonagall, celowo ignorując żądanie przyjaciela. Mimo że zazwyczaj nie chowała do nikogo zbyt długo urazy, chwilowo nadal miała za złe Severusowi jego wcześniejsze zachowanie.

Snape uśmiechnął się pod nosem, a raczej wykrzywił usta w geście pogardy. Była to jedna z jego najbardziej charakterystycznych min, na widok której tak wielu uczniów uciekało w popłochu.

 Czyżby jednoczesne wykonywanie dwóch prostych czynności było ponad twoje możliwości?  parsknął.

Profesor McGonagall obdarzyła go nieprzychylnym spojrzeniem, po chwili jednak ponownie odwróciła wzrok.

 Jeśli myślisz, że twoje uszczypliwości robią wrażenie na kimkolwiek w tym pomieszczeniu, to okłamujesz sam siebie, Severusie.

 Tym razem Snape nawet nie drgnął, choć lekceważąca postawa przyjaciółki zaczynała działać mu na nerwy.

 Chodzi o Pottera  powiedział tylko, ale to wystarczyło, by wreszcie na dłużej przyciągnąć uwagę Minerwy.

 Co ci się znowu nie podoba?!  warknęła, mrużąc przy tym gniewnie oczy.

Profesor Flitwick i profesor Darkside wymienili się rozbawionymi spojrzeniami. Wiedzieli, że Minerwa i Severus przyjaźnili się ze sobą od lat, co nie przeszkadzało im w częstym skakaniu sobie do gardeł. W zasadzie nierzadko zachowywali się gorzej niż swoi wychowankowie. Ciężko więc było jednoznacznie stwierdzić, kto z kogo tak naprawdę brał przykład.

Snape nie miał zamiaru dać się wciągnąć w słowną przepychankę, na pewno nie w tej chwili, dlatego zignorował słowa przyjaciółki i na jej pytanie odpowiedział kolejnym pytaniem.

 Widziałaś, jakich zaklęć używał?

 Owszem  odpowiedziała z dumą profesor McGonagall, co nie zdarzało jej się zbyt często.  Szczerze powiedziawszy, jestem pod ogromnym wrażeniem. Wiem, że nie powinnam tak mówić, ale nie spodziewałam się, że poradzi sobie aż tak dobrze.

 A jego zaklęcia ochronne?  wtrącił się podekscytowany profesor Flitwick.  Tylko kilka osób o nich pomyślało! No i trzeba podkreślić, że oprócz niego jedynie panna Granger i pan Malfoy za każdym razem rzucali je poprawnie.

Profesor McGonagall skinęła głową i uśmiechnęła się z wdzięcznością do malutkiego nauczyciela zaklęć. Snape tymczasem zmiął w ustach przekleństwo i dopiero potem powiedział:

 Możecie choć na chwilę przestać podniecać się Potterem i skupić się na tym, co istotne?!

Minerwa po raz kolejny obrzuciła przyjaciela zirytowanym spojrzeniem, lecz zaraz potem uśmiechnęła się półgębkiem.

 Jak sobie życzysz  odpowiedziała spokojnie.

Zanim Snape zdążył cokolwiek dodać, pozostali nauczyciele ponownie zaczęli przyglądać się zmaganiom trzech par, które wciąż nie dotarły do groty ze świstoklikami. W międzyczasie, co wyjątkowo zirytowało Severusa, nadal rozmawiali o tym, z czym Potter sobie poradził, a nad czym powinien dalej popracować.

 Muszę się go zapytać, gdzie nauczył się tego zaklęcia na złamania. Jeszcze ich nie omawialiśmy, a warto podkreślić, że nawet siódmoroczni Krukoni miewają z nim niemałe problemy.

 Mnie natomiast bardzo podobał się pomysł z zaklęciem tropiącym. Prawdę mówiąc, nie przyszło mi do głowy, że którykolwiek z uczniów wykorzysta je w ten sposób  oznajmiła z dumą profesor Darkside.  No i nie zapominajmy o zaklęciu iluzji. To był prawdziwy majstersztyk! Dawno nie widziałam tak przemyślanego pokazu magii i to w wykonaniu nastolatka!

Profesor McGonagall i profesor Flitwick skinęli głowami, uśmiechając się przy tym szeroko.

 A właśnie  zaczęła Minerwa, ponownie odwracając się w stronę Severusa.  Możesz mi wytłumaczyć, jakim cudem wpuściłeś do szkoły śmierciożerców? Nie rozpoznałeś ich?  dodała kąśliwie, choć miała świadomość, że z uwagi na okoliczności raczej nikt nie był w stanie tego dokonać.

 Zamierzasz mnie teraz przesłuchiwać?!

Profesor McGonagall wzruszyła ramionami.

 Po prostu jestem ciekawa  wyjaśniła spokojnie.

 Dobrze wiesz, że nikt nie zna tożsamości każdego czarodzieja i każdej czarodziejki, którzy przyłączyli się lub chcieliby przyłączyć się do śmierciożerców. Pewnie nawet Czarny Pan miałby trudności z rozpoznaniem wszystkich swoich zwolenników. Nie zapominaj również o tym, że ci ludzie wypili eliksir wielosokowy i zamienili się w aurorów, którzy mieli przybyć do szkoły prosto z Ministerstwa Magii. Jak twoim zdaniem miałem ich rozpoznać, co?! Nie mam magicznego oka jak Moody!

Profesor McGonagall uśmiechnęła się z satysfakcją, choć tak naprawdę była to jedynie dobra mina do złej gry. Wiedziała, że nie miała żadnych podstaw, by oskarżać przyjaciela o zaniedbanie, tyle że była na niego zła i najzwyczajniej w świecie nie umiała się powstrzymać. Już czuła nadchodzące wyrzuty sumienia, a jednak nie zdecydowała się przerwać całej tej farsy, tylko brnęła w nią dalej.

 Chcesz powiedzieć, że nie pomyślałeś o tym, żeby sprawdzić, czy to na pewno oni?  zapytała zdawkowo.

 Na litość boską, odczep się ode mnie!  Severus stracił resztki cierpliwości i nawet nie próbował tego ukryć.  Zanim Dumbledore odstawił śmierciożerców do ministerstwa, rozmawiałem z nim o tej sytuacji. Skoro on nie robił mi wyrzutów, to ty też nie będziesz! Zresztą nie muszę ci się tłumaczyć. A wiesz dlaczego?

Profesor McGonagall milczała. W zasadzie nie musiała się odzywać, bo jej mina jednoznacznie wskazywała na to, jakiej odpowiedzi należało się po niej spodziewać.

 Oświeć mnie  powiedziała w końcu.

Snape uśmiechnął się z wyższością.

 Z dwóch powodów  zaczął rzeczowym tonem, ponownie panując na swoimi emocjami.  Po pierwsze, ty także tego nie zrobiłaś, a miałaś taką możliwość. Po drugie, co ważniejsze, mogłabyś poszukać jakichś plusów tej sytuacji, a nie od razu zarzucać mi najgorsze!

 To są jakieś plusy?

 Lepiej, żeby Potter walczył ze śmierciożercami teraz, kiedy wszystko obserwowaliśmy i mogliśmy w razie potrzeby interweniować, aniżeli później, kiedy będzie zdany wyłącznie na swoje mizerne umiejętności!

W klasie zapadła cisza.

 Severus ma trochę racji  jako pierwszy odezwał się profesor Flitwick.  Aurorzy, jakkolwiek zawzięcie by nie walczyli, z całą pewnością używaliby jedynie bezpiecznych zaklęć. No i podświadomie nie chcieliby skrzywdzić żadnego z uczniów, ciężko więc oczekiwać, by walczyli z nimi na miarę swoich możliwości.

 Dziękuję, Filiusie  powiedział Snape, skinąwszy w stronę mężczyzny głową.  Skoro doszliśmy do względnego porozumienia, to możemy wreszcie porozmawiać o najważniejszym?

Profesor McGonagall westchnęła cicho i z zawstydzeniem spuściła wzrok. Nie wyglądała na skorą do dalszych sprzeczek.

 To znaczy?

 Potter używał czarnej magii.

 I co z tego?  spytała profesor Darkside.  W końcu im na to pozwoliłam.

 Wiem, pamiętam!  warknął Snape. Irytowało go to, że musiał tłumaczyć tak oczywiste rzeczy.  Chodzi mi o to, z jaką swobodą się nią posługiwał. W porządku, przyznaję, do mistrza czarnej magii jeszcze wiele mu brakuje. Nie zmienia to jednak faktu, że jak na początkującego radził sobie całkiem nieźle. Powiedziałbym nawet, że nadzwyczaj dobrze.

 Do czego tak właściwie zmierzasz?  spytała profesor McGonagall. Starała się brzmieć swobodnie, niemal beztrosko, choć nie miała pewności, czy ktokolwiek dał się na to nabrać.

Snape przybrał poważną minę.

 Ktoś powinien go obserwować. Nieumiejętne korzystanie z czarnej magii może prowadzić do chorobliwej obsesji lub uzależnienia, a chyba nie chcemy mieć do czynienia z kolejnym Czarnym Panem, co?

Pozostali nauczyciele niemal równocześnie skinęli głowami.

 W takim razie zrób to  powiedziała profesor McGonagall.  W końcu ty tutaj jesteś ekspertem.

 A żebyś wiedziała, że tak tego nie zostawię!  W klasie po raz kolejny zapanowała cisza.  Jesteście beznadziejni  mruknął pod nosem Snape, jednak nie ściszył głosu na tyle, na ile by chciał. W konsekwencji pozostali nauczyciele zaczęli niekontrolowanie chichotać. On sam zachował beznamiętną minę, choć równocześnie poczuł przyjemnie rozchodzące się ciepło po całym jego ciele.

 

* * *

 

 Nigdy nie przypuszczałem, że coś takiego przejdzie mi przez gardło, ale nie jestem pewien, czy dobrze zrobiłem, że zgodziłem się na to wyjście  stwierdził poważnym tonem Mike, idąc z Harrym do Pokoju Życzeń.  No bo zobacz, jeszcze nic nie piłem, a już czuję się jak po tygodniowej imprezie. Skoro nawet ja mam wątpliwości, to dlaczego ty jesteś taki chętny?

Harry uśmiechnął się pod nosem, szczerze wątpiąc w prawdziwość słów przyjaciela. W zasadzie był przekonany, że ten tylko się zgrywał i wcale nie miał na myśli tego, co powiedział.

 Bo to nie będzie typowa impreza, tylko zwykłe spotkanie grupy znajomych  wyjaśnił cierpliwie.  Po prostu posiedzimy razem, pogadamy o głupotach i przy okazji może czegoś się napijemy.

Mike nie odpowiedział. Nie musiał. Jego powątpiewająca mina mówiła sama za siebie. Harry również milczał, a ponieważ nie zanosiło się na to, by miało się to wkrótce zmienić, resztę drogi pokonali w ciszy.

Na szczęście nie trwało to zbyt długo, bo chwilę później dotarli do nieco podniszczonego gobelinu Barnabasza Bzika. Harry rozejrzał się dookoła i gdy upewnił się, że w pobliżu nie było żadnego nauczyciela, Filcha ani jego irytującej kotki, przeszedł się trzy razy wzdłuż ściany. Zaraz potem jego oczom ukazały się dwuskrzydłowe drzwi, więc rzucił ostatnie kontrolne spojrzenie na korytarz i czym prędzej wślizgnął się do środka. Mike wszedł zaraz za nim.

W Pokoju Życzeń znajdowali się już wszyscy wtajemniczeni w spotkanie Ślizgoni. Siedzieli przy masywnym stole, na którym oprócz butelek z piwem kremowym i Ognistą Whisky Ogdena stały talerze i półmiski wypełnione różnymi przekąskami. Na widok tylu odmiennych smakołyków Harry mimowolnie się uśmiechnął, bo choć pod koniec testu nie mógł narzekać na brak jedzenia, od dłuższego czasu nie miał nic w ustach, o czym przypomniało mu właśnie głośne burczenie w brzuchu.

 No nareszcie! Ile można na was czekać?  zaśmiał się Draco, zrywając się z fotela. Napełnił dwie szklanki whisky i ruszył z nimi w stronę Gryfonów.  Już myślałem, że się rozmyśliliście  dodał, wręczając im alkohol.

 Nigdy w życiu  odparł całkiem poważnie Harry, choć kąciki jego ust niemal niezauważalnie się uniosły.  Po prostu mieliśmy drobne problemy z opuszczeniem wieży, bo co poniektórzy zasiedzieli się w łazience.

Ślizgoni wybuchnęli głośnym śmiechem, z ciekawością przeskakując wzrokiem od jednego Gryfona do drugiego.

 I kto to mówi?  parsknął Mike.  Sam siedziałeś w wannie prawie godzinę!

 A skąd ty możesz o tym wiedzieć?  zdziwił się Harry.  Wyszedłem z łazienki, zanim ty wróciłeś do pokoju.

Mike otworzył usta, by coś powiedzieć, lecz ubiegł go w tym Blaise.

 To bez znaczenia  stwierdził z wyraźnym rozbawieniem.  Ważne, że jesteśmy w komplecie i w końcu możemy się napić.

Harry odwrócił się w jego stronę, próbując ukryć zaskoczenie, które nieoczekiwanie odczuł. Niby w ostatnim czasie nie stronił od towarzystwa Ślizgonów, no i to on zaproponował, żeby dzisiaj zaprosić Blaise'a, mimo to nie spodziewał się aż tak przyjaznego nastawienia z jego strony. Przygotował się raczej na niechętne spojrzenia i głupie docinki, a w najbardziej optymistycznym scenariuszu  na dystans i nieufność.

 Zdziwiony?  zapytał Ślizgon, jakby doskonale zdawał sobie sprawę z tego, o czym Harry przed chwilą pomyślał.

 Tak, trochę.

 Draco opowiadał mi o waszej ostatniej wspólnej imprezie i muszę uczciwie przyznać, że nie spodziewałem się usłyszeć aż tylu komplementów z jego ust. Możecie mi nie wierzyć, ale dla mnie ma to naprawdę ogromne znaczenie.

 Przestań, bo się zarumienię  zażartował wspomniany Ślizgon, wracając na swoje miejsce.  Wypijmy lepiej za to, że mamy ten przeklęty test za sobą i możemy w końcu wyspać się we własnych łóżkach. Jeszcze jedna noc w tak tragicznych warunkach, a chyba zacząłbym ziać ogniem.

Sądząc po chóralnym okrzyku radości, który wybrzmiał w pomieszczeniu, pomysł Malfoya przypadł reszcie towarzystwa do gustu. Harry i Mike dołączyli do Ślizgonów przy stole, stuknęli się z nimi szklankami z whisky i opróżnili je do dna. Potem wszyscy sięgnęli po zalegające na stole przekąski, w międzyczasie dyskutując o tym, co przydarzyło im się na arenie.

 

* * *

 

Gdy spotkanie w Pokoju Życzeń wreszcie dobiegło końca, było już kilka godzin po ciszy nocnej. Chłopcy w różnym stanie nietrzeźwości wytoczyli się na korytarz i po pożegnaniu uściskami dłoni szybko rozeszli się do swoich pokojów wspólnych. Zależało na tym przede wszystkim Ślizgonom, którzy  w przeciwieństwie do Gryfonów  musieli pokonać parę pięter, nim w ogóle znajdą się w pobliżu lochów. Na duchu podnosiła ich jednak świadomość, że Harry'ego i Mike'a również czekała niełatwa przeprawa, mimo że mieli oni do przejścia zaledwie kilka korytarzy.

Zmęczenie po wyczerpującym teście w połączeniu z alkoholem doprowadziło do tego, że Harry miał trudności z zachowaniem równowagi, a tym samym z ustaniem na nogach i swobodnym poruszaniem się. Nieustannie znosiło go na boki, przez co raz za razem wpadał na ścianę, parapety albo zamknięte drzwi. Ból w poobijanych ramionach dawał mu się we znaki, mimo to sytuacja zdawała się go bawić, bo na jego ustach wciąż malował się głupkowaty uśmiech. Mike teoretycznie był w lepszym stanie, a przynajmniej tak wyglądał na pierwszy rzut oka. W praktyce jednak jego zachowanie niewiele różniło się od zachowania przyjaciela, bo ciągle potykał się o własne nogi, chichocząc przy tym jak po oberwaniu silnym zaklęciem rozweselającym.

Niespełna dwadzieścia minut później chłopcy pokonali ostatni korytarz i dotarli do portretu Grubej Damy. Przez kwadrans próbowali przypomnieć sobie hasło, a gdy wreszcie im się to udało, nie mogli dogadać się z kobietą. Nie dość, że Gruba Dama w ogóle ich nie rozumiała, to dodatkowo była na nich wściekła za to, że obudzili ją w środku nocy. Ostatecznie jednak zlitowała się nad nimi i wpuściła ich do środka, choć równie dobrze mogła mieć po prostu dość ich pijackiego bełkotu i chciała jak najszybciej pozbyć się uciążliwego problemu w postaci dwójki szesnastoletnich Gryfonów.

Po przejściu przez dziurę znajdującą się za portretem Harry i Mike starali się zachowywać w miarę cicho, mimo że nie przypuszczali, by ktokolwiek był jeszcze poza własnym łóżkiem. Coś sobie jednak postanowili, więc wytrwale stosowali się do narzuconych przez samych siebie reguł. O dziwo nawet im się to udało, bo przemknęli przez salon bez wydawania jakichkolwiek dźwięków, co z uwagi na ich stan nie było wcale takie proste. Mieli właśnie wejść po schodach do swojego pokoju, gdy nagle rozległ się trzask zamykanej książki. Chłopcy odwrócili się jak na komendę i dopiero wtedy zauważyli siedzącą przy kominku Hermionę. Przyjaciółka odłożyła na stół trzymany w ręku podręcznik i powoli wstała z fotela, owijając się ciaśniej narzuconym na piżamę szlafrokiem.

 Gdzie byliście?  zapytała nieco podniesionym głosem. Nie wróżyło to niczego dobrego.

Harry w mgnieniu oka wytrzeźwiał, choć jeszcze kilka sekund temu nie przypuszczał, by było to w ogóle możliwe. Przyczyn tego niespodziewanego zjawiska należało doszukiwać się w tym, że postawa przyjaciółki jednoznacznie wskazywała na to, że w najlepszym razie czekała ich ostra reprymenda. Harry nie zastanawiał się nad tym, czy sobie na nią zasłużyli, bo mimowolnie włączył mu się tryb obronny i zaczął główkować nad jakimś sensownym wytłumaczeniem.

 Ciii...  wyszeptał Mike, przykładając palec do ust.

Hermiona uśmiechnęła się szeroko, problem w tym, że uśmiech ten nie obejmował jej oczu.

 Spokojnie, nie musisz mnie uciszać. Pół godziny temu wyciszyłam pokój wspólny i klatkę schodową. Mogłabym rzucić całą serię zaklęć wybuchających, a i tak nikt by ich nie usłyszał.

Mike zachichotał pod nosem, jakby usłyszał naprawdę dobry dowcip. Chciał szepnąć coś Harry'emu do ucha, ale gdy tylko pochylił się w jego stronę, stracił równowagę. Wymachując gwałtownie rękami, wpadł na przyjaciela i powalił go na podłogę.

 Ups! Przepraszam!  zaśmiał się głośno, po czym pogłaskał Harry'ego czule po twarzy, co miało być chyba podziękowaniem za miękkie lądowanie. Potem, nie czekając na reakcję przyjaciela, przeturlał się do najbliższej kanapy i przy jej pomocy niezgrabnie podniósł się na nogi. Harry początkowo przyglądał się tylko Mike'owi z nieodgadnionym wyrazem twarzy, po chwili zaś również wstał z podłogi.

 Gdzie byliście?  powtórzyła Hermiona.

 W Pokoju Życzeń  odparł zgodnie z prawdą Harry.

 Nie pytam po co, bo widzę. I czuję...  dodała, marszcząc z obrzydzeniem nos. Chłopcy milczeli.  Zawiodłam się na was. Wiem, że miałam wyluzować, ale nie potrafię! Dowiedziałam się od profesor McGonagall, że miałeś iść do pani Pomfrey  zwróciła się do Harry'ego z wyrzutem.  Kiedy poszłam do skrzydła szpitalnego i spytałam o ciebie pielęgniarkę, ta spojrzała na mnie jak na wariatkę! Powiedziała mi, że już dawno cię nie widziała. Zaczęłam szukać cię po całej szkole, ale nikt cię nie widział. Uznałam, że byłeś zmęczony i gdzieś się zaszyłeś. Teraz widzę, że byłam w ogromnym błędzie. Nie byłeś zmęczony. Żaden z was nie był. Wy po prostu poszliście się nachlać i to kosztem zajęć!

Harry przełknął nerwowo ślinę, czując się tak, jakby znajdował się na dywaniku u profesor McGonagall.

 Daj spokój, przecież nic takiego się nie stało  zaczął wolno i wyraźnie. Nie chciał, by poplątał mu się język. Wolał nie denerwować Hermiony jeszcze bardziej.  To była spontaniczna decyzja. Nie planowaliśmy tego. Poza tym chyba należała nam się jakaś rozrywka, co?

 Nie tłumacz się, bo nie chcę tego słuchać!  krzyknęła Hermiona, bez mała tupiąc z wściekłości nogą.  Powiedziałam, co chciałam powiedzieć, więc uważam naszą rozmowę za zakończoną!  dodała ze złością, po czym obrzuciła ich nieprzychylnym spojrzeniem i z wysoko uniesioną głową pomaszerowała do swojej sypialni.

Harry odprowadził przyjaciółkę wzrokiem, a potem wypuścił powietrze z płuc, które nie wiadomo od kiedy wstrzymywał.

 To się porobiło  mruknął całkiem poważnie Mike. Zaraz potem osunął się po kanapie na podłogę i znowu zachichotał. Harry przewrócił oczami, ale nie skomentował słów przyjaciela. Nie miał teraz do tego głowy.

 Chodźmy spać  powiedział tylko.

Zaczął wchodzić po schodach, ale w połowie drogi zatrzymał się nagle, bo zdał sobie sprawę, że nie słyszał, by Mike ruszył się choćby o krok. Odwrócił się w jego stronę i spojrzał na niego z wyczekiwaniem.

 No już, idę! Idę, idę...  stwierdził blondyn, tyle że wciąż siedział na podłodze, opierając się o kanapę. Po chwili podszedł jednak na czworaka do schodów i w ten sposób postanowił pokonać kolejne stopnie.  No co?  spytał na widok uniesionych brwi Harry'ego.  Nie mam siły. Kręci mi się w głowie. Zaraz się chyba porzygam. Brakuje tylko tego, żebym zwalił się ze schodów.

Harry uśmiechnął się w odpowiedzi, ale ponownie nie odezwał się choćby słowem. Pilnował tylko przyjaciela, by ten bezpiecznie doszedł swoim tempem do ich pokoju. Gdy wreszcie mu się to udało, obaj rzucili się w ubraniach na własne łóżka i już po chwili zapadli w głęboki sen.

 

* * *

 

Zgodnie z przewidywaniami kolejny poranek nie zaczął się dla Harry'ego najlepiej. Gryfon odczuwał nieprzyjemne pulsowanie w okolicach potylicy, które nasiliło się jeszcze bardziej, gdy usłyszał dobiegające zza drzwi głośne rozmowy innych mieszkańców wieży. I choć każdy pojedynczy szmer, nawet ten najcichszy, był dla niego niczym uderzenie tłuczkiem w głowę, to najgorsza w tym wszystkim była świadomość, że winą za złe samopoczucie mógł obarczyć jedynie samego siebie. Nikt w końcu nie wlewał mu whisky do ust siłą, poza tym z doświadczenia wiedział, czym kończyło się nadmierne spożywanie alkoholu. Najwyraźniej nie uczył się na własnych błędach i teraz kolejny raz musiał ponieść tego bolesne konsekwencje.

Chcąc nie chcąc, nie mógł zmienić przeszłości, nie pozostało mu więc nic innego, jak tylko spróbować zapomnieć o uciążliwych dolegliwościach. Z racji tego, że było jeszcze stosunkowo wcześnie, wtulił głowę w poduszkę i zamknął oczy. Marzył o krótkiej drzemce, niestety nic z tego nie wyszło. Na domiar złego przypomniał sobie nocne spięcie z Hermioną, które wpędziło go w poczucie winy. W tej sytuacji nie miał już co liczyć na sen, dlatego wygrzebał się spod kołdry i ze zbolałą miną poszedł pod prysznic.

Po wyjściu z łazienki planował obudzić Mike'a, ostatecznie doszedł jednak do wniosku, że przyjaciel nie byłby z tego powodu zadowolony. Zostawił go więc w spokoju, sam natomiast się ubrał i postanowił udać się na śniadanie. Miał właśnie opuścić pokój, ale wówczas przypomniał sobie, że w kufrze powinien mieć jeszcze eliksir na kaca. Nie mylił się. Gdy tylko znalazł drogocenną fiolkę, bez wahania ją opróżnił, dzięki czemu odżył na nowo, a perspektywa spędzenia czasu w Wielkiej Sali nie była już tak przerażająca jak jeszcze kilka minut temu.

Wszystko się zmieniło, kiedy zszedł na dół i ponownie pomyślał o Hermionie. Mimowolnie zaczął się denerwować, bo nie miał pojęcia, czy przyjaciółka już ochłonęła, nie wiedział więc, w jaki sposób powinien się przy niej zachowywać. Żaden scenariusz, który przyszedł mu do głowy, nie wydawał się właściwy, dlatego zdecydował się działać spontanicznie. Wszedł do Wielkiej Sali i gdy zobaczył, że Hermiona siedziała przy stole Gryfonów razem z Ginny, wziął kilka głębszych oddechów na uspokojenie, po czym ruszył w ich stronę nieco sztywnym krokiem.

 Cześć  powiedział niepewnie, z ciekawością i lekką obawą przyglądając się szatynce. Jej reakcja stanowiła dla niego nie lada zagadkę, choć raczej nie spodziewał się pozytywnego zakończenia.  Mogę usiąść?

W odpowiedzi na jego pytanie Ginny uśmiechnęła się szeroko i poklepała wolne miejsce obok siebie. Hermiona natomiast niechętnie podniosła głowę i spojrzała na niego z dezaprobatą. Potem zaczęła jeść swoją owsiankę, kompletnie go ignorując. Nie odpowiedziała nawet na jego powitanie.

Nie chcąc wszczynać awantur z samego rana, Harry odwrócił się na pięcie i bez słowa wyjaśnienia odszedł jak najdalej od przyjaciółek. Zamierzał zjeść śniadanie w samotności, zanim jednak zdecydował się gdziekolwiek usiąść, zauważył, że do stołu Ślizgonów podeszli właśnie Draco i Teo. Nie zastanawiając się nad tym, co robił, od razu skierował się w ich stronę.

 Malfoy, nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale wyglądasz tak, jakby cię ktoś przeżuł i wypluł  zaśmiał się Harry, widząc o wiele bledszą niż zwykle twarz Ślizgona.  Nie mogłeś się powstrzymać i piłeś jeszcze po powrocie do dormitorium? A może praktykujesz stare porzekadło: czym się strułeś, tym się lecz?

 Potter, bardzo cię proszę, nie drzyj się tak!  odpowiedział nieco zachrypniętym głosem Draco. Wrzucił do kawy dwie kostki cukru i delikatnie je wymieszał.  Merlinie, moja głowa...  jęknął jeszcze, nim w końcu przytknął filiżankę do nieco wysuszonych warg i przełknął niewielki łyk czarnej jak smoła cieczy.

 Ale ty wiesz, że na kaca najlepsze są elektrolity, prawda? Nie kofeina.

 Nie mam kaca!

 Więc to pewnie tylko skok ciśnienia, co?

Teo parsknął w swoją szklankę z sokiem dyniowym i mruknął porozumiewawczo do Harry'ego. On jako jedyny z ich piątki nie wypił wczoraj zbyt wiele, więc dzisiaj czuł się całkiem dobrze.

 Słuchajcie, mogę zjeść z wami?  zapytał po chwili Harry.

Draco i Teo wlepili w niego zaskoczone spojrzenia.

 Nie pomyliłeś stołów?

 Aż tak źle ze mną nie jest.  Ślizgoni nadal nie spuszczali z niego wzroku, więc westchnął nieco teatralnie i dodał poważnym tonem.  Posprzeczałem się z Hermioną. Wolałbym nie zaogniać sytuacji, zanim trochę nie ochłonie.

 W takim razie siadaj  odpowiedział Malfoy i wrócił do swojego śniadania. Nie zamierzał dopytywać się o przyczyny napięcia pomiędzy dwójką Gryfonów, bo w zasadzie się ich domyślał. Znając charakter Granger, było to bardziej niż oczywiste.  Po prostu myślałem, że mam jakieś omamy słuchowe.

Harry uśmiechnął się z zadowoleniem i zajął wolne miejsce obok Teo. Początkowo czuł się trochę niekomfortowo, lecz szybko przyzwyczaił się do nowej sytuacji. Na szczęście większość Ślizgonów zajmowała się swoimi sprawami i w ogóle nie zwracała na niego uwagi. Tylko niektórzy spoglądali na niego jak na jakiś wybryk natury, ale przynajmniej powstrzymali się od jakichkolwiek komentarzy.

Niestety nie można było powiedzieć tego samego o mieszkańcach innych domów. Przy pozostałych trzech stołach panował wyjątkowy gwar, oprócz tego Harry czuł na sobie dziesiątki intensywnych spojrzeń. Gorzej było jedynie wtedy, gdy do Wielkiej Sali wchodziły kolejne grupy uczniów. Na widok siedzącego przy stole Ślizgonów Harry'ego od razu dosiadały się do swoich przyjaciół, próbując dowiedzieć się tego, co ich ominęło.

 Proszę o uwagę!  odezwała się nagle profesor McGonagall, powoli wstając ze swojego miejsca. Odczekała chwilę, aż spojrzenia wszystkich uczniów były skierowane w jej stronę, po czym kontynuowała rzeczowym tonem.  Dzisiaj rano profesor Sprout musiała pilnie wyjechać z Hogwartu, więc zajęcia z zielarstwa zostają odwołane. Na razie na dwa tygodnie. Tymczasową opiekę nad Hufflepuff'em przejmuje profesor Darkside. To wszystko, co chciałam wam przekazać. Możecie wrócić do posiłku.

Na sali od razu wybuchły okrzyki radości. Najbardziej cieszyli się Gryfoni, którzy po śniadaniu mieli mieć dwie godziny zielarstwa. Puchoni również wyglądali na zadowolonych, choć równocześnie zastanawiali się nad powodem nieobecności opiekunki ich domu. Mieli nadzieję, że nie stało się nic naprawdę złego i kobieta szybko wróci do szkoły.

 Zazdroszczę wam  stwierdził Draco, powoli sącząc swoją kawę.  My mamy zaraz transmutację. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak wiele bym dał, żeby teleportować się z powrotem do łóżka.

Harry wytrzeszczył oczy i wyprostował się jak struna. Słowa Malfoya uświadomiły mu, że w ostatnim czasie zapomniał o swoich badaniach nad teleportacją. Poczuł narastające wyrzuty sumienia, dlatego postanowił od razu coś z tym zrobić.

 Wybaczcie, ale muszę coś załatwić  powiedział zdawkowo, po czym zerwał się z krzesła i szybkim krokiem opuścił Wielką Salę.

Kilka osób odprowadziło go zaciekawionymi spojrzeniami, tym razem jednak jego zachowanie nie było jakoś szczególnie nietypowe, więc nie przyciągnęło ich uwagi na dłużej. Po chwili wszystko szybko wróciło do normy, a ludzie powtórnie zajęli się sobą, tym bardziej, że śniadanie zbliżało się do końca i niebawem miały rozpocząć się pierwsze tego dnia lekcje.

 

* * *

 

Harry postanowił produktywnie wykorzystać dodatkowy czas wolny, który zawdzięczał nieoczekiwanej nieobecności profesor Sprout i odwołanym lekcjom zielarstwa. Zamiast wrócić do wieży Gryffindoru i bez celu wylegiwać się w pokoju wspólnym, zszedł do piwnicy. Zatrzymał się przy obrazie przedstawiającym miskę z owocami i pogłaskał znajdującą się na nim gruszkę. Gdy ta zamieniła się w klamkę, bez wahania wszedł do kuchni.

Nie zdążył zrobić nawet kilku kroków, a już został otoczony przez grupę podekscytowanych skrzatów domowych. Mimo że nie po raz pierwszy miał z nimi do czynienia, wciąż nie potrafił przyzwyczaić się do tego, w jaki sposób traktowały czarodziejów.

 Harry Potter, sir!  usłyszał rozemocjonowany głos Zgredka. Od razu zaczął rozglądać się dookoła, próbując wypatrzeć przyjaciela spośród grupy innych skrzatów. Nie było to szczególnie skomplikowane, bo Zgredek nosił na głowie filcowy ocieplacz na czajnik (dzisiaj fioletowy), a na stopach kolorowe skarpetki nie do pary  tym razem postawił na jaskrawą żółć i ciemny pomarańcz.

 Cześć, Zgredku! Widzę, że nie znudziła ci się jeszcze praca w Hogwarcie, co?

 Och, nie, sir, nie!  pisnął z przejęciem Zgredek, podskakując w miejscu niczym piłeczka kauczukowa.  Profesor Dumbledore jest wspaniały! To naprawdę wielki i wspaniałomyślny czarodziej, więc praca dla niego jest dla Zgredka ogromnym zaszczytem. No i profesor Dumbledore znowu zaproponował Zgredkowi podwyżkę, którą Zgredek z chęcią przyjął!

 To świetnie!

 Tak, sir!  przytaknął gorliwie skrzat.  A w czym Zgredek może pomóc? Czy Harry Potter potrzebuje czegoś konkretnego? Coś do picia? Do jedzenia? A może przygotować posiłek na wynos?

 Nie, dziękuję. Przed chwilą zjadłem śniadanie. Przyszedłem tutaj, bo chciałem z tobą porozmawiać  odpowiedział zgodnie z prawdą Harry, zapomniał jednak o pewnym istotnym szczególe, a mianowicie o tym, że skrzaty domowe nie reagowały zbyt dobrze na jakąkolwiek odmowę. Widząc olbrzymie łzy zbierające się w oczach Zgredka, błyskawicznie się zrehabilitował.  A wiesz co? Z chęcią napiłbym się herbaty.

Ledwie zdążył wypowiedzieć swoją prośbę, a już skrzaty zaciągnęły go w stronę stołu, na którym stały dzbanek ze świeżo zaparzoną herbatą, cukiernica oraz talerz wypełniony różnego rodzaju ciasteczkami. Harry skinął w podziękowaniu głową i usiadł na krześle, Zgredek natomiast wskoczył na stojący obok stołek i z uwielbieniem graniczącym z czcią wlepił w niego swoje spojrzenie.

 Czy teraz możemy porozmawiać?  zapytał Gryfon, nalewając sobie herbaty do filiżanki.

 Harry Potter prosi Zgredka o rozmowę?!  zapiszczał z przejęciem skrzat, bez mała spadając na podłogę. Nadmiar emocji bez wątpienia mu nie służył.  Zgredek zawsze wiedział, że Harry Potter to jeden z najszlachetniejszych, najwspanialszych i najbardziej szczodrych czarodziejów na świecie, ale...

 Mógłbyś powiedzieć mi coś więcej na temat zabezpieczeń Hogwartu?  zapytał szybko Harry, zanim Zgredek całkowicie stracił nad sobą kontrolę i popadł w niekontrolowany i niemal niemożliwy do powstrzymania słowotok.

 Zgredek nie do końca rozumie...

 Chodzi mi o bariery ochronne  sprecyzował swoje pytanie.

Zgredek wytrzeszczył oczy.

 Ależ sir, skrzaty nie mogą mówić o takich rzeczach!

 Rozumiem  odpowiedział ze spokojem Harry, bo właśnie takiej odpowiedzi się spodziewał.  W zasadzie mniej więcej wiem, jakie czary chronią szkołę. Będę z tobą całkowicie szczery. Interesują mnie przede wszystkim kwestie związane z teleportacją na terenie zamku.

 To niemożliwe, sir!  Zgredek gwałtownie pokręcił głową.

 Dlaczego te ograniczenia nie dotyczą dyrektora?

 Profesor Dumbledore to wielki czarodziej!  powtórzył z zachwytem Zgredek. Ton, którym przemówił, świadczył o ogromnym szacunku, jakim darzył byłego nauczyciela transmutacji.  Poza tym żaden dyrektor Hogwartu nie był nigdy ograniczany przez to zaklęcie. Zgredek słyszał, że to taki dodatkowy przywilej wynikający z zajmowanego przez nich stanowiska.

 Czy jakiś inny czarodziej może dezaktywować to zaklęcie? Albo je zmodyfikować?

Zgredek zamilkł, intensywnie zastanawiając się nad odpowiedzią.

 Dyrektor może tymczasowo upoważnić innego czarodzieja, by ten na jego życzenie zajął się barierami antydeportacyjnymi. Zazwyczaj jednak dyrektorzy robią to samodzielnie, a przynajmniej tak się Zgredkowi wydaje.

 A co ze skrzatami domowymi?  zapytał z nieskrywaną ciekawością Harry, chociaż w zasadzie miał swoje podejrzenia na ten temat.  Na jakiej zasadzie wy możecie teleportować się w zamku?

 To bardzo proste, sir!  powiedział z uśmiechem Zgredek.  Zaklęcia ochronne zostały wymyślone z myślą o czarodziejach, nie skrzatach. Różni nas magia, poza tym skrzaty zawiązują magiczną umowę ze swoim panem, dzięki czemu żadne czary nie wpływają negatywnie na ich pracę.

 Świetnie, bardzo ci dziękuję za tę rozmowę. Naprawdę mi pomogłeś.

 Zgredek się cieszy!  odpowiedział ze wzruszeniem skrzat.

Harry nie chciał zachować się nie w porządku i od razu po uzyskaniu potrzebnych mu informacji opuścić kuchni, dlatego porozmawiał jeszcze chwilę ze Zgredkiem na temat jego pracy w zamku. Dopiero gdy dopił herbatę i zjadł kilka ciasteczek, pożegnał się z przyjacielem i jeszcze raz podziękował mu za rozmowę. Potem ruszył w stronę drzwi, zanim jednak wyszedł na korytarz, podeszły do niego inne skrzaty i wręczyły mu papierową torbę, w której znajdowały się przekąski na słono i słodko oraz butelka soku z dyni. Harry uśmiechnął się z wdzięcznością i na pożegnanie pomachał im ręką.

Wracając na górę, myślał o tym, czego się dowiedział. Rozmowa ze skrzatem w zasadzie niewiele mu pomogła, jeśli nie liczyć tego, że dzięki niej utwierdził się w przekonaniu, że jak dotąd nie pomylił się w poprzednich etapach badania. Problem w tym, że znowu dotarł do ślepego zaułka i nie wiedział co dalej. Nie zamierzał się jednak poddać, na pewno nie tak szybko. Zamiast tego postanowił ponownie przejrzeć swoje notatki, chcąc sprawdzić, czy na pewno nie umknęło mu nic ważnego. Być może nie zauważył czegoś, co pozornie nie miało większego znaczenia, a co w rzeczywistości uniemożliwiało mu zrobienie znaczących postępów w badaniach.

Zostawiwszy w dormitorium torbę z jedzeniem dla Mike'a, Harry zabrał swoje notatki i poszedł do biblioteki. Na szczęście w pokoju wspólnym nie zaczepił go nikt znajomy, na korytarzach również panował względny spokój, co było mu wyjątkowo na rękę. Obawiał się jedynie tego, że w bibliotece natknie się na Hermionę, dlatego od razu po wejściu do królestwa pani Pince znalazł jak najbardziej zaciemnione i odosobnione miejsce. Potem wyciągnął z torby zapisane przez siebie pergaminy, rozłożył je na stole i przystąpił do mozolnej i nużącej pracy.

Godzinę później skończył czytać swoje notatki po raz drugi, problem w tym, że wciąż nie zmieniło to jego sytuacji  ani nie wpadł na żaden genialny pomysł, który pozwoliłby mu na nowo ruszyć z badaniami, ani nie znalazł żadnej luki w swoim rozumowaniu. Poczuł narastającą złość i frustrację, choć miał świadomość, że jeśli istniało jakieś logiczne rozwiązanie tej zagadki, to nie znajdzie go zbyt szybko. Gdyby to było takie proste, to już dawno ktoś by go w tym ubiegł.

Harry westchnął z bezsilności, przeciągnął się i ponownie spojrzał na leżące przed nim pergaminy. Na razie znajdował się na przegranej pozycji, miał jednak niejasne przeczucie, że z czasem dokona wreszcie przełomu w swoich badaniach. Musiał być tylko cierpliwy i dalej wytrwale dążyć do realizacji postawionych przed samym sobą celów. Pokiwał do siebie głową, utwierdzając się w tym przekonaniu, po czym spakował swoje rzeczy do torby i opuścił bibliotekę.

 

* * *

 

Pomimo trwających w całym zamku zajęć pokój wspólny Gryffindoru tętnił życiem i młodzieńczym entuzjazmem, a wszystko to za sprawą uczniów szóstego roku. Ponieważ odwołano lekcje zielarstwa, a na dworze było mroźnie, wietrznie i śnieżno, praktycznie nikomu nie chciało włóczyć się po szkole. Za wypoczynkiem w ciepłej wieży przemawiał również fakt, że nie minął nawet dzień od niezwykle wyczerpującego i jeszcze bardziej wymagającego testu, który zorganizowała dla nich profesor Darkside razem z innymi nauczycielami i dyrektorem.

Jedynie Hermiona nie oddawała się błogiemu lenistwu, tylko siedziała przygarbiona w fotelu obok kominka, trzymając na kolanach podręcznik od transmutacji dla zaawansowanych. Była nim tak zaabsorbowana, że nic nie było w stanie jej od niego oderwać  ani prowadzone wokół niej rozmowy, ani rozbrzmiewające co chwilę głośny wybuchy śmiechu, ani dochodzące od strony sypialni dźwięki najnowszego przeboju Fatalnych Jędz. Prawdopodobnie nie zareagowałaby nawet wówczas, gdyby na środku pokoju wspólnego wzniecono krwawe zamieszki.

Zgodnie z planem zajęć Ginny zaczynała lekcje dopiero po południu, więc dzisiaj wyjątkowo dotrzymywała towarzystwa Hermionie. Odkąd wróciła z przyjaciółką do wieży, wylegiwała się beztrosko na kanapie, wpatrując się nieobecnym wzrokiem w szalejący w kominku ogień i zastanawiając się nad tym, co wydarzyło się pomiędzy nią i Harrym. Nie wiedziała kompletnie nic o ich nieoczekiwanym sporze, a im dłużej o nim myślała, tym bardziej zdezorientowana była. Próbowała dowiedzieć się czegoś od samej Hermiony, niestety ta milczała jak zaklęta. Ostatecznie więc Ginny dała sobie z tym spokój, dochodząc do wniosku, że później wyciągnie jakieś informacje od Harry'ego.

Z uwagi na to, że Hermiona myślami wciąż znajdowała się w innym świecie i nie wykazywała zainteresowania jakąkolwiek formą interakcji, Ginny postanowiła już teraz wcielić swój pomysł w życie. Zanim jednak wymknęła się z pokoju wspólnego i zaczęła szukać Harry'ego, zauważyła, że z dormitorium chłopców wyszedł Mike. Ponieważ istniało spore prawdopodobieństwo, że będzie on w stanie powiedzieć jej coś więcej na temat konfliktu Harry'ego i Hermiony, zrobiła dla niego miejsce na kanapie i cierpliwie czekała na to, aż się do niej przysiądzie.

 Cześć wam!  przywitał się Mike, sadowiąc się wygodnie obok młodszej koleżanki. Wyglądał na zmęczonego i nieco zdezorientowanego, ale poza tym był raczej w dobrym humorze.  Chcesz? Śmiało, częstuj się!  Wyciągnął w stronę Ginny torbę z jedzeniem, którą tuż po przebudzeniu znalazł koło swojego łóżka razem z krótką wiadomością od Harry'ego.

Ginny uśmiechnęła się z wdzięcznością, lecz równocześnie stanowczo pokręciła głową.

 Dzięki, ale wciąż jestem pełna po śniadaniu.

Niezrażony jej odmową Mike wzruszył tylko ramionami i z zainteresowaniem zajrzał do papierowej torby. Chwilę w niej pogrzebał, po czym wyciągnął z niej ogromną kanapkę i butelkę soku z dyni.

 Nie masz zajęć?  zapytał.

 W przeciwieństwie do co poniektórych zaczynam lekcje dopiero po obiedzie  odpowiedziała rozbawionym tonem.  Ale spokojnie, mam dla ciebie dobrą wiadomość. Profesor Sprout musiała pilnie wyjechać z Hogwartu, więc nie narobiłeś sobie żadnych zaległości.

 Jakbym się tym przejmował  stwierdził całkiem poważnie Mike.

Od strony fotela, w którym siedziała Hermiona, dobiegło ich ciche prychnięcie.

 Rozmawiałeś dzisiaj z Harrym?  spytała Ginny, naprowadzając rozmowę na interesujący ją temat.

Mike pokręcił głową.

 Do niedawna spałem jak zabity, więc nawet nie wiem, kiedy wstał.

Hermiona po raz kolejny prychnęła, tym razem jednak zrobiła to o wiele głośniej niż poprzednio. Ginny spojrzała na nią z mieszanką niedowierzania i oburzenia, po czym wzięła głęboki oddech i z powrotem przeniosła wzrok na Mike'a. Ten natomiast zdawał się zupełnie nie przejmować bojowym nastawieniem Hermiony, bo ze smakiem zajadał się swoją kanapką. Sądząc po intensywnym zapachu, który unosił się w powietrzu, jej głównymi składnikami były jajka i ogórki kiszone.

 Po śniadaniu gdzieś zniknął i myślałam, że może się z nim widziałeś. Tym bardziej, że to chyba od niego masz tę torbę z jedzeniem, prawda?  kontynuowała Ginny, kątem oka obserwując Hermionę.

 Od niego  potwierdził Mike, uśmiechając się przy tym szeroko. Był naprawdę wdzięczny przyjacielowi za to, że ten o nim pomyślał i przyniósł mu coś do jedzenia. Po zakrapianych alkoholem imprezach niemal zawsze włączał mu się wilczy apetyt.  W każdym razie od wczoraj nie zamieniłem z nim ani jednego słowa, więc obawiam się, że nie pomogę ci w poszukiwaniach.

Hermiona znowu prychnęła. Mike niespiesznie odwrócił się w jej stronę i popatrzył na nią z politowaniem.

 Dobrze się czujesz? Masz jakiś atak? Nie? W takim razie ogarnij się i skończ z tą dziecinadą  powiedział w miarę spokojnie. Na razie jeszcze się kontrolował.  Doskonale wiem, o co ci chodzi, więc jeśli liczysz na jakieś przeprosiny, to z góry uprzedzam, że się ich nie doczekasz.

Ginny wytrzeszczyła oczy, czując się tak, jakby kilka ostatnich dni spędziła poza Hogwartem. Nie miała pojęcia, co takiego wydarzyło się w życiu przyjaciół, że ci skakali sobie teraz do gardłem, w każdym razie wydarzenia, których była dzisiaj świadkiem, tworzyły tak abstrakcyjną i irracjonalną mieszankę, że zaczęła ją boleć od niej głowa.

 Nie domyślasz się...  zaczęła z opanowaniem, ale kiedy zobaczyła minę przyjaciółki, poczuła narastający gniew.  Na Merlina, Hermiono, prychnij na nas jeszcze raz, a przysięgam, że zdzielę cię tą książką w głowę  warknęła, nie mogąc dłużej tolerować takiego zachowania.  Najpierw olałaś Harry'ego, a teraz to?! Możesz mi łaskawie wytłumaczyć, o co ci w ogóle chodzi?

 Nie mam ci nic do powiedzenia  odparła oschle szatynka.

 To po co ciągle prychasz jak głupia?

 Bo mam taką ochotę!  Hermiona oderwała wzrok od podręcznika i spojrzała na przyjaciół wyzywająco.  Poza tym oni  skinęła głową w stronę Mike'a  wiedzą, co mam im do zarzucenia!

Ginny wzięła kilka uspokajających wdechów, a potem policzyła w myślach do dziesięciu. Niestety niewiele jej to pomogło, bo wciąż miała ogromną ochotę rozszarpać przyjaciółkę na strzępy.

 To znaczy?  zapytała najspokojniej jak potrafiła, co wcale nie było takie łatwe. Przyjaciółka jednak zawzięcie milczała i w zasadzie nie zanosiło się na to, by miała zamiar odpowiedzieć.  Dlaczego jesteś taka... taka...

 No jaka?! Śmiało, mów! Chętnie dowiem się o sobie czegoś nowego!  wykrzyczała na jednym tchu Hermiona. Ginny nie odezwała się ani słowem, w głębi duszy żałując, że nie ugryzła się wcześniej w język.  To może dla odmiany ty mi wytłumaczysz, dlaczego z góry zakładasz, że to ja jestem ta zła, co?!

 Niczego takiego nie powiedziałam  broniła się Ginny.

 Ale to zasugerowałaś! A mi to w zupełności wystarczy  warknęła przez zaciśnięte ze złości zęby.

Zapadła głucha cisza. Nikt nie garnął się do tego, by ją przerwać, dlatego Hermiona wrzuciła podręcznik do torby, wstała z fotela i z wysoko podniesioną głową wyszła z pokoju wspólnego.

 No dobra, powiedz mi, co się dzieję, bo ja już kompletnie nie ogarniam sytuacji  stwierdziła Ginny, przybierając wygodniejszą pozycję. Mike zachichotał, po czym opowiedział jej o wczorajszym spotkaniu w Pokoju Życzeń i późniejszej konfrontacji z Hermioną.  I tylko o to chodzi? Naprawdę? Przecież to... żałosne.

Mike wzruszył bezradnie ramionami, ale nic więcej nie powiedział. Ginny również milczała. Ponownie wlepiła spojrzenie w kominek, zastanawiając się nad tym, czego się właśnie dowiedziała.

 Wiesz, niedawno się przekonałam, że nie powinno się żądać od ludzi, by ci zmieniali się na siłę. Próbowaliśmy tego z Ronem i sam widzisz, do czego to doprowadziło. Wydaję mi się jednak, że w przypadku Hermiony to nieuniknione. Jeśli czegoś nie zrobimy, to nasza przyjaźń może się rozpaść. Obawiam się, że prędzej czy później spełni się jeden z dwóch scenariuszy: albo przestaniemy się w ogóle do siebie odzywać, albo ktoś z naszej trójki nie wytrzyma i w końcu ją zamorduje.

 Niewykluczone, że masz rację  odpowiedział Mike.

 

* * *

 

Po wyjściu z biblioteki Harry przez krótką chwilę miał w głowie niemały mętlik i nie wiedział, co ze sobą zrobić. Na samą myśl o konieczności rychłego powrotu do pokoju wspólnego odczuwał bolesne pulsowanie w okolicach skroni  za duże prawdopodobieństwo, że mógłby natknąć się w nim na Hermionę, która i tak wystarczająco napsuła mu już dzisiaj krwi. W końcu jednak wziął się w garść i udał się prosto do wieży, choć niewiele brakowało, by podjął zgoła odmienną decyzję. Ostatecznie zaważyło przekonanie, że unikanie przyjaciółki było nie tylko zupełnie bezcelowe, ale również wyjątkowo żenujące i nieco dziecinne. W każdym razie na pewno nie w jego stylu. Nie chciał dłużej błąkać się po zamku i chować po kątach niczym tchórz, bo takim zachowaniem utwierdziłby wszystkich w przekonaniu, że czuł się winny. A wcale tak nie było. Owszem, w jednym Hermiona miała trochę racji  picie w środku tygodnia nie było najlepszym pomysłem. Szkoda tylko, że zamiast przedstawić swoje zastrzeżenia na spokojnie, jak przystało na dojrzałych ludzi, przyjaciółka zdecydowała się na wybuch złości, który bardzo szybko przerodził się w coś, co pod wieloma względami przypominało Harry'emu emocjonalny szantaż.

Gdy niedługo później Gryfon doszedł do korytarza, na końcu którego znajdowało się wejście do pokoju wspólnego, portret Grubej Damy odsunął się na bok, a przez ukrytą za nim dziurę przeszła Hermiona. W głowie Harry'ego niemal natychmiast pojawiła się myśl, by odpłacić się przyjaciółce pięknym za nadobne i zignorować ją tak, jak ona zignorowała go podczas śniadania. Tylko co by to dało? No i najważniejsze  ktoś z ich dwójki musiał być mądrzejszy i pierwszy wyciągnąć rękę na zgodę. Wszelkie nieporozumienia należało jak najszybciej wyjaśnić, bo odkładanie ich na nie wiadomo jak długo nikomu nie wyjdzie na dobre ¾ ani jemu, ani jej, a już na pewno nie ich przyjaciołom, którzy musieli uczestniczyć w całym tym irracjonalnym sporze, choć przecież wcale się o to nie prosili.

 Hermiona!  krzyknął Harry, w międzyczasie układając sobie w głowie to, co zamierzał powiedzieć.  Chciałbym, żebyś wiedziała, że przemyślałem sobie wszystko i...  przerwał w połowie zdania, bo zdał sobie sprawę, że przyjaciółka w ogóle nie zwracała na niego uwagi. Minęła go w milczeniu, nawet na niego nie patrząc. Potraktowała go tak, jakby był niewidzialny.  Hej! Poczekaj! Chciałem tylko pogadać!

 Nie mam teraz czasu!

 Daj mi chociaż pięć minut!

Hermiona zatrzymała się w pół kroku. Przez kilka sekund stała nieruchomo niczym posąg, niewątpliwie zastanawiając się nad tym, jaką decyzję podjąć, w końcu zaś niespiesznie odwróciła się w stronę Harry'ego i po chwili wahania podeszła bliżej niego.

 No dobra, niech ci będzie. Możemy porozmawiać  powiedziała głosem niemal całkowicie wyzutym z emocji.  No, słucham  dodała równie beznamiętnym tonem, po czym założyła ręce na piersi i spojrzała na niego wyczekująco.

Harry zaniemówił. Dosłownie zabrakło mu słów. Nie był w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku, bo lekceważące nastawienie Hermiony i lakoniczność jej wypowiedzi sprawiły, że stracił ochotę na tłumaczenie czegokolwiek. W zasadzie był bliski tego, by machnąć na wszystko ręką i zostawić przyjaciółkę samą pośrodku korytarza. Koniec końców tego nie zrobił, bo nie zamierzał po raz kolejny pozwolić jej wejść sobie na głowę. Na pewno nie z tak błahego powodu.

 Dlaczego jesteś tak... oschła i zdystansowana?  zapytał, zapominając o tym, o czym faktycznie chciał porozmawiać. W tym momencie przestało to mieć dla niego jakiekolwiek znaczenie, bo postawa Hermiony wyjątkowo działała mu na nerwy. Niby od dawna zdawał sobie sprawę, że przyjaciółka wykazywała niemal chorobliwe skłonności do moralizowania, tym razem jednak przeszła samą siebie i przekroczyła niepisaną, akceptowalną granicę. Harry nie mógł i nie chciał dłużej ignorować takiego zachowania, bo na swój sposób poczuł się poniżony. Wystarczy, że Dursleyowie przez całe życie dawali mu do zrozumienia, że nie spełniał ich oczekiwań.

 Oschła i zdystansowana?  powtórzyła wolno Hermiona, jakby po raz pierwszy w życiu usłyszała takie określenia i nie bardzo wiedziała, co tak naprawdę oznaczają.  A czego się spodziewałeś?

 Na pewno nie tego  odparł zgodnie z prawdą Harry. Szczerze mówiąc, zupełnie nie poznawał przyjaciółki. Nie rozumiał, dlaczego w ostatnim czasie na praktycznie każdy popełniony przez niego błąd, nawet ten najmniejszy i nic nieznaczący, reagowała tak gwałtownie.

 Wolałbyś, żebym bezkrytycznie przytakiwała każdemu twojemu wybrykowi?

 Oczywiście, że nie...

 Wybacz, Harry, ale nie mam zamiaru dłużej tego znosić  przerwała mu Hermiona, nawet nie udając, że interesowały ją jego wyjaśnienia.  Nie jesteś już dzieckiem, więc przestań się tak zachowywać. Poza tym powinieneś być mi wdzięczny, że potraktowałam was łagodnie i nie odjęłam wam żadnych punktów!

Słowa te przelały czarę goryczy. Harry zagotował się ze złości i przestał być pokojowo nastawiony.

 Cóż za wspaniałomyślność! Chyba zaraz się wzruszę...  zakpił, z trudem utrzymując resztki nerwów na wodzy.  Czekasz na podziękowania? A może mam napisać pochwalny poemat na twoją cześć, co?!

Hermiona prychnęła.

 Brawo, dojrzałość godna szesnastolatka!  stwierdziła sarkastycznie, kurczowo zaciskając dłoń na torbie z książkami.  A tak swoją drogą, zastanowiłeś się chociaż przez chwilę, dlaczego tak naprawdę się wściekłam?

 Hmm... Niech pomyślę... Bo się upiłem?

 Nie, niezupełnie  odparła, nie przejmując się ironicznym tonem wypowiedzi przyjaciela.  Żyjemy na skraju otwartej wojny, dlatego nauczyciele próbują nauczyć nas, jak odnaleźć się w takim świecie. Między innymi po ty był ten test, co sam zresztą przyznałeś. Szkoda tylko, że w parze ze słowami nie idą czyny, a swoim zachowaniem pokazujesz, jak bardzo masz wszystko gdzieś.  Tym razem Harry milczał i nawet nie zamierzał się odezwać. Hermiona natomiast dopiero się rozkręcała.  Nie przyszedłeś na zaklęcia? Okej, w porządku. Miałeś do tego prawo, bo nie wątpię, że na arenie wiele przeszedłeś. Problem w tym, że olałeś zajęcia, żeby się nachlać. Nachlać, do cholery, a nie odpocząć!

 I co? Tak cię to boli?  zapytał, choć wcale nie oczekiwał odpowiedzi.  Przecież to moje życie, moje decyzje i moje błędy.

Hermiona uśmiechnęła się szeroko, lecz uśmiech ten nie obejmował jej oczu.

 Po prostu mam dość pomagania komuś, komu w ogóle nie zależy.

 Mogłabyś czasem ugryźć się w język!  warknął Harry, zaciskając dłonie w pięści. Kłótnia pochłonęła go do tego stopnia, że nie zdawał sobie sprawy, podobnie zresztą jak Hermiona, z rosnącego z każdą chwilą tłumu gapiów wokół nich.  Dobrze wiesz, że twoje oskarżenia to stek bzdur! Przyłożyłem się do nauki, nadrobiłem większość zaległości, uczę się nowych zaklęć ofensywnych i defensywnych. Co według ciebie powinienem jeszcze zrobić?!

 Błagam, Harry, nie rozśmieszaj mnie!  parsknęła Hermiona.  Czy ty naprawdę myślisz, że jeśli raz przeczytasz jakąś książkę, to od razu staniesz się ekspertem w danej dziedzinie?

 I kto to mówi?  odparł, bez mała wybuchając śmiechem.  Twoje słowa zalatują niemałą hipokryzją, nie uważasz?  Hermiona chciała coś powiedzieć, jakoś się wytłumaczyć, lecz Harry nie dopuścił jej do głosu.  Zresztą nieważne. Myślałem, że akurat z tobą da się normalnie porozmawiać, nie mówiąc już o tym, że to właśnie ty powinnaś docenić moje starania!

 Starania? A w czym picie alkoholu ma ci niby pomóc?

 Na Merlina, a ty znowu o tym?  Harry nie rozumiał, po co dalej brnął w tę kłótnię, skoro do Hermiony nie docierały żadne argumenty.  Myśl, co chcesz. Dla mnie nasza rozmowa właśnie się skończyła.

Przez ułamek sekundy Hermiona wyglądała na zaskoczoną, szybko jednak się zreflektowała i przybrała zupełnie inną minę  ni to prowokacyjną, ni to triumfalną. Ostatecznie spojrzała na Harry'ego z niezbyt dobrze skrywaną wyższością, jakby celowo starała się wytrącić go z równowagi.

 Teraz będziesz uciekać?

 To nie ucieczka  odpowiedział spokojnie Harry, co ze względu na zachowanie przyjaciółki było nie lada wyczynem.  Ja po prostu wiem, kiedy rozmowa jest bezcelowa i należy ją jak najszybciej przerwać.

 Bezcelowe to są twoje metody nauki!  krzyknęła Hermiona, wpadając w niezrozumiały i kompletnie niepotrzebny szał. Harry popatrzył na nią z politowaniem i pokręcił z niedowierzaniem głową. Niby widział przed sobą idealną kopię Hermiony, a równocześnie miał wrażenie, jakby rozmawiał z zupełnie obcą mu osobą.  Tobie po prostu nie chce się pracować! Tak samo było w zeszłym roku. Wiedziałeś, że musisz nauczyć się oklumencji, tymczasem uniosłeś się głupią dumą i nie chciałeś przeprosić za coś, co zrobiłeś, a czego nie powinieneś był zrobić. Nie zależało ci! Gdyby było inaczej, gdybyś naprawdę się starał, to nie znaleźlibyśmy się w ministerstwie, a Syriusz wciąż by żył!

Harry gwałtownie wciągnął powietrze.

 Teraz to, kurwa, przesadziłaś!  warknął przez zaciśnięte ze złości zęby, równocześnie starając się powstrzymać zdradzieckie łzy, które pojawiły się w jego oczach. Nie potrafił stwierdzić, czy bardziej zabolały go słowa przyjaciółki, czy fakt, że to właśnie ona je wypowiedziała.

Hermiona zakryła usta dłońmi, dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, co powiedziała.

 Harry, ja...

 Zamknij się!

 Ale...

 Zamkniesz się wreszcie, czy mam ci w tym pomóc?!  krzyknął Harry, cały się trzęsąc od buzujących w nim emocji.  I nawet nie waż się ponownie otworzyć ust! Nie chcę słyszeć ani jednego jebanego słowa więcej!  dodał drżącym głosem. Nie wiedział, czy w efekcie końcowym przyjaciółka postąpiła zgodnie z jego wolą, bo nim miał okazję się o tym przekonać, odwrócił się na pięcie i pognał przed siebie. Byle jak najdalej od niej.

Hermiona stała pośrodku korytarza jak spetryfikowana, nie potrafiąc zmusić swojego ciała do ruchu. Nie mogła uwierzyć w to, co powiedziała. Co w nią dzisiaj wstąpiło? Skąd wzięła się w niej ta złość? I dlaczego, do cholery, wyżyła się na Harrym, skoro wcale sobie na to nie zasłużył?

 Brawo, Granger!  usłyszała potępiający głos, który dobiegł ją gdzieś z końca powoli rzedniejącego tłumu.

Tego było już za wiele. Hermiona się rozpłakała. Pobiegła w stronę najbliższej łazienki, nie mogąc znieść samej siebie. Czuła się jak śmieć. Była śmieciem. Nic nie wartym robakiem, który dostał to, na co sobie zasłużył.

 

* * *

 

Parvati stała na końcu korytarza jak wmurowana, z nieprzeniknioną miną obserwując roztrzęsioną Hermionę, która ze łzami spływającymi jej po policzkach pobiegła w tylko sobie znanym kierunku. Nie wiedziała, co myśleć o zakończonej właśnie kłótni, bo nie przysłuchiwała się jej od początku, nie potrafiła więc obiektywnie stwierdzić, kto tak naprawdę zawinił. Oczywiście miała swoje podejrzenia, tym bardziej, że była naocznym świadkiem spięcia, do którego doszło między Harrym i Hermioną podczas śniadania. Niewiadomą dla niej pozostawała natomiast odpowiedź na pytanie, co było przyczyną ich konfliktu. Parvati nie chciała spekulować na ten temat, jeszcze nie teraz, bo z niecałkiem zrozumiałych nawet dla samej siebie powodów czuła, że powinna coś zrobić, jakoś zareagować. Nie przywykła co prawda do bezpośredniego ingerowania w spory innych ludzi, tym razem jednak postanowiła powiadomić przynajmniej któregoś z pozostałych przyjaciół Harry'ego o tym, co się przed chwilą wydarzyło.

Nie zastanawiając się zbyt długo nad słusznością swej decyzji, Parvati podbiegła do portretu Grubej Damy. Od nadmiaru nagromadzonych emocji zapomniała hasła, przez co prawie nawrzeszczała na niewinną i bezbronną kobietę. Na szczęście w porę uchronił ją przed tym jakiś chłopak, który najpierw udobruchał obraz, a potem uwodzicielsko się do niej uśmiechnął. Parvati ochoczo odwzajemniła ten gest, po czym jak burza wpadła do pokoju wspólnego. Od progu zaczęła nawoływać Ginny i Mike'a, nieumyślnie sprawiając, że pierwszoroczni Gryfoni skulili się w fotelach ze strachu, a kilku starszych uczniów popatrzyło na nią z mieszanką oburzenia i dezaprobaty.

 Weasley jest w swoim dormitorium  powiedział ktoś.

Parvati skinęła w podziękowaniu głową i niezwłocznie pobiegła na górę. Intensywny sprint, pomimo krótkiego dystansu, kosztował ją wyjątkowo wiele energii, dlatego kiedy wreszcie otworzyła drzwi do pokoju młodszej Gryfonki, nie była w stanie złapać normalnego oddechu.

 Jesteś!  krzyknęła z ulgą, dostrzegając leżącą na łóżku koleżankę.

 O, Parvati, cześć!  Ginny oderwała wzrok od trzymanej na kolanach książki i przybrała minę uprzejmego zainteresowania.  Stało się coś?  zapytała, choć w głębi duszy przeczuwała, jaką odpowiedź usłyszy.

 Oni... kłótnia... korytarz... teraz!

 Poczekaj  powiedziała z rozbawieniem.  Weź kilka głębokich oddechów, bo nic z tego nie rozumiem  dodała, odkładając książkę na stolik nocny. Podeszła do Parvati, położyła jej dłoń na ramieniu i podprowadziła ją do łóżka.  Usiądź i na spokojnie wytłumacz mi, co się stało.

Parvati pokręciła przecząco głową.

 Nie ma czasu na wyjaśnienia!  odparła.  Musisz coś zrobić, bo oni znowu się pokłócili!

 Harry i Hermiona?  domyśliła się Ginny. Starsza Gryfonka przytaknęła.  Pozabijali się?  zażartowała.

 Prawie, ale nie pytaj mnie, o co dokładnie poszło, bo nie wiem  odpowiedziała śmiertelnie poważnym tonem.  Kiedy przyszłam, Hermiona wykrzyczała Harry'emu w twarz, że jest leniwy i na niczym mu nie zależy. Na koniec dodała jeszcze, że to przez niego zginął Syriusz Black.

 Co?!  Ginny wytrzeszczyła oczy.  Jesteś pewna?

 Oczywiście, przecież sama wszystko słyszałam!  Parvati wyglądała na urażoną tym pytaniem.  Przybiegłam do ciebie, bo sytuacja robi się nieciekawa, a ty na pewno wiesz, dlaczego Hermiona od rana czepiała się Harry'ego.

 Cholera jasna!  zaklęła młodsza Gryfonka, zaczynając szukać pod łóżkiem swoich butów.  Wiedziałam, że prędzej czy później coś takiego może się wydarzyć.  Znalazła trampki i niezdarnie włożyła je na stopy.  Parvati, jesteś kochana! Dziękuję, że mi o tym powiedziałaś!

 Nie ma sprawy...

 Jestem ci winna przysługę!  krzyknęła Ginny, nim wybiegła z dormitorium.

 

* * *

 

Harry biegł co tchu w płucach, nie zatrzymując się nawet na ułamek sekundy. Dopiero po kilkunastu minutach, kiedy dotarł na pierwsze piętro i znalazł się na korytarzu prowadzącym do klasy od mugoloznawstwa, nieznacznie zwolnił, po czym wreszcie stanął w miejscu. Wokół niego kręciło się niewielu ludzi, mógłby policzyć ich na palcach jednej ręki, mimo to nie chciał pokazać po sobie prawdziwych emocji i starał się robić dobrą minę do złej gry. Wydawało mu się, że idealnie odgrywał swoją rolę, choć równie dobrze mogło to być tylko złudzenie. Nie był w końcu w tej sprawie obiektywny i na pewno nie myślał racjonalnie. Czuł się fatalnie. Był niczym wrak człowieka, którego przewrotny i nierzadko kapryśny los wyjątkowo nie oszczędzał. Miał wrażenie, jakby zawalił mu się na głowę cały jego świat. Nie wiedział, jak powinien się zachować, co myśleć i czuć. Strefy bezpieczeństwa i komfortu, które tak mozolnie kształtował w ciągu ostatnich kilku lat, zostały poważnie naruszone i zaburzyły jego wewnętrzną równowagę. Nie wiadomo, do jak wielkiego spustoszenia się przyczyniły, trudno więc było jednoznacznie stwierdzić, ile czasu zajmie mu usunięcie powstałych szkód. Może będzie potrzebował do tego kilku dni, tygodni lub miesięcy, a może nigdy całkowicie nie otrząśnie się po szoku, którego doznał.

Hermiona swoimi podłymi oskarżeniami sprawiła mu niewyobrażalną przykrość  nie było co do tego żadnych wątpliwości. Naprawdę mocno zraniły go słowa przyjaciółki. W innej sytuacji i przy innych okolicznościach byłby w stanie wybaczyć jej praktycznie wszystko, bo miał świadomość, że sam również nie był pozbawiony wad i nie zawsze zachowywał się właściwie. Doskonale pamiętał ubiegły rok, kiedy co chwilę niesłusznie wyżywał się na niej i na Ronie. Bywał wówczas cholernie niesprawiedliwy, bez wątpienia ciężko było znieść jego wybuchy gniewu, ale czy choć raz posunął się na tyle daleko, by sformułować równie obrzydliwe zarzuty? Zdecydowanie nie.

Harry był wewnętrznie rozdarty i tak też się czuł, dlatego potrzebował czasu, by poukładać sobie w głowie rozbiegane myśli. Potrzebował również miejsca, w którym mógłby się ukryć na co najmniej kilka najbliższych godzin. Nie miał najmniejszej ochoty na towarzystwo kogokolwiek, bo nie sądził, że w tym stanie byłby zdolny do przeprowadzenia w miarę normalnej rozmowy. Do tego wszystkiego potwornie obawiał się litości. Nie potrzebował jej. Nie chciał wysłuchiwać utartych frazesów, pustych słów, że wszystko samo się ułoży. Nic się nie ułoży, skoro nawet jego najlepsza przyjaciółka wbiła mu nóż prosto w serce.

Myśl ta sprawiła, że Harry poczuł przypływ nieskończonych pokładów gniewu, nad którymi mimo usilnych starań nie potrafił zapanować. Musiał się na czymś wyżyć, dlatego kopnął w stojącą w pobliżu zbroję. Ta przewróciła się na podłogę i rozpadła na kilka części. Hałas, który temu towarzyszył, był tak ogromny, że przechodzące obok dziewczyny pisnęły głośno i z przerażeniem w oczach uciekły do pobliskiej łazienki.

 Opanuj się, Potter, bo straszysz ludzi  zaśmiał się Draco, który nieoczekiwanie wyłonił się zza rogu korytarza. Nie był sam. Towarzyszyli mu Teo i Blaise.  Chyba że taki był twój cel. W takim razie nie krępuj się i rób swoje. Nie będziemy ci przeszkadzać.

Harry spojrzał na Malfoya spode łba.

 Wal się!  warknął tylko, po czym wyminął zdezorientowanych Ślizgonów i już po chwili zniknął im sprzed oczu.

 Granger musiała mu ostro zaleźć za skórę  stwierdził Blaise.

 Bez wątpienia  zgodził się z przyjacielem Teo.  Zastanawiam się, czy ten drobny incydent ze śniadania to jedyne spięcie, do którego między nimi doszło. Myślicie, że coś nas ominęło?

 Dobre pytanie  przytaknął Draco.  Tego nie wiemy, myślę jednak, że nie ma sensu się nad tym teraz zastanawiać. Za Harrym też nie ma po co iść. I tak niczego nam nie powie. Pewnie tylko bardziej byśmy go wkurzyli. Jak będzie chciał pogadać, to sam do nas przyjdzie. A jeśli nie, to niedługo i tak wszystkiego się dowiemy, bo w tym zamki plotki rozchodzą się w ekspresowym tempie.

 

* * *

 

Harry szedł przed siebie przyspieszonym krokiem, samemu tak naprawdę nie wiedząc, dokąd prowadziły go jego nogi. Już po raz kolejny dzisiaj emocje niekontrolowanie w nim buzowały, niemal rozrywały go od środka, tym razem jednak dominowała w nich niepohamowana i wciąż narastająca złość. Nie byłoby w tym niczego dziwnego, gdyby nie fakt, że Harry wściekał się nie na Hermionę czy Draco, tylko na samego siebie  nie mógł uwierzyć, że w ciągu zaledwie kilku minut najpierw przyjaciółka potraktowała go jak chłopca do bicia, po czym on zrobił dokładnie to samo względem kogoś innego. Nie czuł się najlepiej z tą myślą, problem w tym, że zamiast choćby spróbować doprowadzić się do porządku, nakręcił się jeszcze bardziej. Znowu poczuł nieodpartą potrzebę wyładowania się  nieważne fizycznie czy werbalnie. W tym momencie liczyło się dla niego tylko to, by dać upust negatywnym odczuciom.

Zanim jednak do tego doszło, Harry zdał sobie sprawę, że dotarł pod drzwi łazienki Jęczącej Marty. Mimowolnie pomyślał o tragicznej śmierci dziewczyny, a tym samym przypomniał sobie o Komnacie Tajemnic. Gdy tylko dotarło do niego to, że był on jedyną osobą w zamku, która potrafiła ją otworzyć, na jego twarzy niemal natychmiast pojawił się uśmiech zadowolenia.

Niedługo później wszedł do łazienki i uważnie rozejrzał się dookoła. Nigdzie nie dostrzegł Jęczącej Marty, nie słyszał również jej charakterystycznego zawodzenia, co wyjątkowo było mu na rękę. Nie to, żeby coś do niej miał. Fakt, do ideału trochę jej brakowało, mimo to uważał, że jak na ducha była nawet w porządku. Ciężko było ją winić za to, że nierzadko bywała wprost nie do zniesienia, skoro większość czasu spędzała w samotności. O ile jednak napastliwość Jęczącej Marty była dla Harry'ego w pewien sposób zrozumiała, o tyle jej ciągłe gadanie o śmierci działało mu na nerwy. No bo kto normalny chciałby rozmawiać na takie tematy? Na pewno nikt żywy.

Odsuwając na bok myśli o dziwacznych przyzwyczajeniach ducha zamieszkującego damską łazienkę, Harry podszedł do niedziałającej od lat umywalki i odszukał wyrytego na kranie węża. Skupił na nim swój wzrok i wziął kilka uspokajających oddechów. Potem wykonał kolejny krok.

 Otwórz się!  wysyczał w wężomowie.

Umywalki niemal natychmiast się rozsunęły, ukazując tym samym sekretne wejście do Komnaty Tajemnic. Harry wskoczył do szerokiej na kilka metrów rury i zjechał nią głęboko do podziemi Hogwartu. Starał się nie zwracać uwagi na pękające pod naciskiem jego stóp kości myszy i szczurów, próbował również nie wracać wspomnieniami do dnia, kiedy po raz pierwszy znalazł się w tym miejscu. Choć ostatecznie przygoda ta zakończyła się szczęśliwie, nadal wolał o niej za wiele nie myśleć. Najchętniej w ogóle zapomniałby o tym traumatycznym doświadczeniu.

Gdy po kilkunastu minutach względnie wolnego marszu Harry dotarł wreszcie do komnaty, w której przed czterema laty stoczył nierówną walkę ze wspomnieniem Toma Riddle'a, przeżył niemały szok. Na kamiennej posadzce spoczywały zwłoki bazyliszka, co więcej, wyglądały niemal tak samo jak w dniu, w którym widział je ostatni raz. Gdyby nie ślady zaschniętej krwi wokół pustego oczodołu, Harry mógłby pomyśleć, że wąż wciąż żył. Pamiętając o tym, że prawie zginął od jadu znajdującego się w jego kłach, minął truchło gada szerokim łukiem.

Podczas pierwszej i zarazem jedynej wizyty w Komnacie Tajemnic Harry z oczywistych powodów nie miał wystarczająco wiele czasu, by dokładnie się po niej rozejrzeć. Szczerze mówiąc, nie przeszło mu to nawet przez myśl. Teraz jednak, kiedy ponownie przybył do tego miejsca, postanowił szczegółowo zbadać każdy jego zakamarek. Zaczął od przyjrzenia się wyrytej w kamieniu ogromnej podobiźnie samego Salazara Slytherina. Patrzył na nią w zadumie, lecz ta nagle zaczęła się zmieniać. Początkowo kształt był niewyraźny i niczego mu nie przypominał. Dopiero po dłuższej chwili Harry rozpoznał znajome rysy i zdał sobie sprawę, że widzi twarz swojej najlepszej przyjaciółki.

Nie dowierzając własnym oczom, cofnął się o kilka kroków, po czym mocno zacisnął powieki. Gdy zaraz potem ponownie je otworzył, złudzenie minęło. Wtedy też nieoczekiwanie spłynęło na niego zrozumienie. Harry uświadomił sobie, że musiał jak najszybciej podjąć decyzję w związku z ostatnim zachowaniem Hermiony, bo w przeciwnym razie będzie się tą sprawą nieustannie zadręczać, a tym samym nie zazna upragnionego spokoju.

 

* * *

 

Po rozmowie z Parvati Ginny odczuwała niemal paraliżujący strach, mimo to wytrwale przemierzała kolejne części zamku w poszukiwaniu Harry'ego. O Hermionie starała się natomiast w ogóle nie myśleć, bo nawet jeśli zdawała sobie sprawę, że przyjaciółka prawdopodobnie również nie była w najlepszej kondycji psychicznej, to w tej chwili jej samopoczucie nie miało dla niej żadnego znaczenia. W końcu to ona była winna całemu temu zamieszaniu, musiała więc ponieść konsekwencje swojego niewłaściwego zachowania. Oby tylko wyciągnęła odpowiednie wnioski z popełnionego błędu i nigdy więcej go nie powtórzyła.

Nieco ponad godzinę później Ginny nadal nie znalazła przyjaciela, choć w sumie nie była tym szczególnie zaskoczona. Harry na tyle dobrze znał zamek, że jeśli naprawdę chciał, to potrafił się ukryć. Niewątpliwie w takich chwilach uaktywniały się w nim geny Huncwotów. Szkoda tylko, że poza oczywistymi zaletami umiejętność ta miała również olbrzymie wady, które często działały na jego niekorzyść. Ginny z całego serca pragnęła mu pomóc, bardzo jej na tym zależało, niestety zabrakło jej już pomysłów, gdzie jeszcze powinna się za nim rozejrzeć. Chcąc nie chcąc, musiała ostatecznie uznać swoją porażkę. Nie przyszło jej to z łatwością, ale może tak właśnie miało być. Może należało najpierw odszukać Hermionę i dowiedzieć się więcej na temat przebiegu ich kłótni. Jeśli pozna wszystkie oskarżenia przyjaciółki, to będzie wiedziała, jak rozmawiać z Harrym, żeby przez przypadek nie zranić go bardziej.

Na szczęście Hermiona była o wiele bardziej przewidywalna od Harry'ego i nigdy dotąd nie zniknęła na więcej niż kilka godzin. Chyba każdy, kto ją znał, wiedział, że w trudnych dla siebie chwilach zaszywała się w bibliotece lub chowała się po mniej obleganych toaletach. Właśnie od nich Ginny rozpoczęła poszukiwania  przetrząsnęła jedną łazienkę po drugiej, piętro po piętrze, lecz za każdym razem osiągała równie marne rezultaty. Zmęczona ciągłymi niepowodzeniami uznała, że zajrzy jeszcze w jedno miejsce. Jeśli nie znajdzie w nim przyjaciółki, to wróci do pokoju wspólnego. W końcu zarówno Hermiona, jak i Harry, kiedyś będą musieli się w nim pokazać.

Po przekroczeniu progu łazienki na piątym piętrze Ginny wiedziała, że wreszcie jej się poszczęściło. Niemal od razu usłyszała przeciągłe łkanie, które tylko od czasu do czasu przerywane było krótkimi pociągnięciami nosem. Podeszła do drzwi kabiny, z której dobiegały ją te dźwięki, i delikatnie zapukała w drewnianą futrynę. Nie chciała wystraszyć i tak zdenerwowanej już przyjaciółki, choć musiała uczciwie przyznać, że myśl ta przewinęła jej się przez głowę.

 Hermiona?  Płacz momentalnie ustał.  Wyjdź, proszę, to pogadamy na spokojnie.

Cisza.

 Zostaw mnie!

Ginny przewróciła oczami. Dokładnie takiej reakcji się spodziewała.

 Wiem o wszystkim  powiedziała bez owijania w bawełnę, lecz nic to nie dało. Hermiona zbyła ją milczeniem.  Nie możesz siedzieć tutaj do końca życia. Prędzej czy później będziesz musiała wyjść z tej łazienki.

 Daj mi spokój!

 W ten sposób chcesz przeprosić Harry'ego?

Na kilka nieznośnie długich sekund zapadła cisza, po czym drzwi od kabiny się otworzyły. Początkowo Hermiona wpatrywała się tylko w swoje buty, trzęsąc się jak po oberwaniu zaklęciem torturującym, w końcu zaś niespiesznie podniosła głowę. Wyglądała okropnie. Miała rozczochrane włosy, zaczerwieniony nos, podpuchnięte oczy i wilgotne od łez policzki.

 Ginny!  Hermiona po raz kolejny zaniosła się płaczem i rzuciła się w objęcia przyjaciółki.

 Ciii...

 Co... ja... zrobiłam?  zaszlochała.  Zachowałam się jak... jak Umbridge! On mi nigdy tego nie wybaczy!

— Tego nie wiesz.

 Wiem, bo widziałam jego minę! Zresztą sama bym sobie nie wybaczyła, gdybym była na jego miejscu.

 Hermiono, każdy z nas popełnia błędy. Czasami nie potrafimy zapanować nad emocjami i mówimy głupoty, których potem żałujemy. Najważniejsze jest jednak umieć przyznać się do błędu.

 Ale ja tym razem naprawdę przesadziłam!

Ginny wyplątała się z uścisku przyjaciółki. Odsunęła się od niej na długość ramion i spojrzała jej głęboko w oczy.

 Weź się w garść, do cholery!  krzyknęła, delikatnie potrząsając przyjaciółką.  Użalanie się nad sobą nic ci nie da! Przyjaźnicie się z Harrym od pięciu lat i jestem pewna, że on weźmie to pod uwagę. Przez kilka najbliższych dni pewnie nie będzie chciał z tobą rozmawiać, ale jeśli ci na nim zależy i żałujesz swoich słów, to nie możesz robić z siebie ofiary. To nie ty tutaj jesteś pokrzywdzona, więc przestań się tak zachowywać, bo w ten sposób niczego nie osiągniesz!

 Masz rację  przyznała Hermiona, przybierając hardy wyraz twarzy. Po raz ostatni pociągnęła nosem, po czym otarła łzy rękawem bluzki. Podeszła do lustra, żeby doprowadzić się do porządku.  Wiesz, co jest w tym wszystkim najgorsze? Wydaję mi się, że Harry chciał mnie przeprosić. A to ja powinnam.

 Dobrze, że w końcu zdałaś sobie z tego sprawę  stwierdziła Ginny, nie siląc się nawet na łagodny ton.

 Na Merlina, dlaczego jestem taką głupią suką?!  zapytała samą siebie, w międzyczasie machając nad głową różdżką. Po chwili przestała jednak poprawiać sterczące we wszystkie strony włosy i odwróciła się w stronę przyjaciółki.  Ginny, ale ty wiesz, że ja tak nie myślę? Przecież widzę, że Harry się stara i naprawdę ciężko pracuje. Byłam na niego zła, w ogóle miałam koszmarny humor i... po prostu chciałam mu dogryźć, żeby zrozumiał, że czasem musimy coś poświęcić, jeśli zależy nam na lepszej przyszłości.

 Akurat jemu nie musisz tego tłumaczyć.

 Wiem, tylko że... ja po prostu go nie doceniłam. I chyba byłam zazdrosna  przyznała szczerze, po raz pierwszy wyrzucając z siebie to, co od dawna leżało jej na sercu.  Odkąd poznałam Harry'ego i Rona, ciągle pomagałam im w nauce i lekcjach. Tak bardzo do tego przywykłam, że zaczęłam się bać, gdy okazało się, że przy odrobinie zaangażowania Harry jest w stanie zrobić wiele niesamowitych rzeczy. I to bez mojej pomocy! Nie chciałam go stracić, problem w tym, że czułam się zagrożona. Przerażała mnie myśl, że niedługo nie będę mu potrzebna i wtedy nasza przyjaźń zacznie się rozpadać.

 Chcesz mi powiedzieć, że goniłaś chłopaków do nauki, bo tylko wtedy czułaś się im potrzebna?

Hermiona spuściła głowę.

 Tak, wiem, jestem beznadziejna.

 Wcale nie!  zaprzeczyła Ginny.  Musisz po prostu nauczyć się nad sobą panować. I uwierzyć w siebie. Jesteś świetną przyjaciółką, choć czasem twoje przesadne matkowanie działa nam wszystkim na nerwy.

Hermiona zachichotała.

 Wiem...

 Więc zrób coś z tym!

 Obawiam się, że na to jest już trochę za późno.

Ginny przytuliła się do przyjaciółki, choć tak naprawdę miała ochotę zdzielić ją po twarzy.

 Bądź optymistką  powiedziała.  Wierzę, że jeszcze wszystko da się naprawić.

Ale czy na pewno?


21 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    nie przeczytany rozdział, jeszcze nie przeczytany (myślałam, że dam rade, ale niestety nie... ale bardzo cieszy mnie ta długość ;)) - byłam odcięta od internetu przez dwa tygodnie dlatego dopiero teraz się odzywam... aby zameldować się, żebyś nie pomyślał, że się zapomniało o tym opowiadaniu...
    dobry pomysł z tą zakładką "zapytaj prefekta", ale też chcę zapytać o betę czy wsztstko w porządku u niej, bo także czekam u niej na blogu na nowy rozdział...
    weny, czasu, chęci, pomysłów i motywacji życzę...
    Pozdrawiam serdecznie i cieplutko Iza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć!

      Zważywszy na to, że ostatnie rozdziały pojawiały się niezwykle rzadko, nie oczekuję od Was regularnych i częstych wizyt na moim blogu – szczerze mówiąc, gdybym był na Waszym miejscu, raczej bym tego nie robił. Oczywiście jestem bardzo zadowolony z tego, że mimo długich przestojów nadal czytacie moje opowiadanie, dlatego chcę Wam powiedzieć jedno: jeśli Wy byliście w stanie poczekać na kolejny rozdział tyle czasu, to ja mogę cierpliwie czekać na Wasze komentarze.

      Nie będę ukrywać, że w ciągu ostatnich kilku miesięcy nie miałem praktycznie żadnego kontaktu z betą. Nie potrafię więc szczerze odpowiedzieć na Twoje pytanie. Jestem jednak przekonany, że w odpowiednim czasie poznamy powody jej nieobecności. Na razie musimy uzbroić się w cierpliwość.

      Pozdrawiam! :)

      Usuń
  3. I nareszcie olejny rozdział. Nie mogłam się doczekać. Jak zwykle - MAJSTERSZTYK! :D
    Pomysł z Hermioną wygarniającą Harry'emu śmierć Syriusza ładnie mnie zaskoczył. Nie mogę się doczekać, jak to się zakończy. Dużo weny i spokoju życzę. :D

    Kim San

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tam miało być słowo "kolejny".

      Kim San

      Usuń
    2. Cześć!

      Kto by się spodziewał, że to właśnie Hermiona będzie tą osobą, która wypomni Harry'emu jego błędy, czyż nie? Osobiście uważam, że w jej słowach było sporo prawdy, nie znaczy to jednak wcale, że powinna o tym mówić i to w taki sposób. Moim zdaniem Harry zapłacił już wystarczająco wysoką cenę za to, że dał się wciągnąć w zastawioną przez Voldemorta pułapkę. A jeśli chodzi o to, jak zakończy się konflikt pomiędzy dwójką Gryfonów, to myślę, że odpowiedź na to pytanie jest oczywista. :)

      Bardzo dziękuję za miłe słowa!

      Pozdrawiam! :)

      Usuń
  4. Hejeczka,
    o tak rozdział wspaniały, warto było czekać na niego... Hermiona mnie wkurzyła z tym swoim zachowaniem, Mike dobrze jej powiedział, a może właśnie w taki sposób odpoczęli po tym teście... zgadzam się, że takie nachlanie w środku tygodnia nie powinno mieć miejsca, ale Hermiona grubo tym razem przesadziła... może znajdzie coś ciekawego w tej komnacie, jakieś ciekawe księgi..
    weny, weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć!

      Nie będę ukrywać tego, że właśnie taki był mój cel. Ten rozdział był momentem kulminacyjnym – można powiedzieć: momentem zwrotnym – w relacjach Harry'ego i Hermiony. Mam nadzieję, że zaaprobujecie zmiany, które zajdą w zachowaniu niektórych bohaterów.

      Szczerze mówiąc, częściowo rozumiem złość Hermiony, bo w pewnych kwestiach bez wątpienia miała rację. Problem w tym, że nie spróbowała na spokojnie wyjaśnić chłopakom powodów swojego niezadowolenia, tylko od razu na nich naskoczyła. Kto jak kto, ale akurat Hermiona powinna zdawać sobie sprawę z tego, że takim sposobem niczego nie zyska.

      Powiem tylko tyle: podoba mi kierunek Twoich przypuszczeń. :)

      Jeszcze raz pozdrawiam!

      Usuń
  5. Cześć, rozdział przeczytany. Niestety, właściwy komentarz napiszę dopiero, jak poluzuje mi się grafik w pracy :) Na razie daję tylko znak, że tu byłem xD

    OdpowiedzUsuń
  6. Ok, wreszcie mam sporo czasu tylko dla siebie, a więc mogę bez żadnego pośpiechu skomentować ten rozdział.

    Mimo że kłótnia Harry'ego z Hermioną jest głównym wątkiem tego rozdziału, to mnie najbardziej zainteresowało to, co zamierza zrobić Severus w związku z używaniem przez Harry'ego czarnej magii. Zapowiedział, że nie zostawi tej sprawy, co może znaczyć, że niedługo odbęzie się ciekawa rozmowa między nim a Potterem. Być może jest to również wstęp do poprawy relacji między nim a chłopakiem. Jeśli tak, to jestem ciekaw jak to będzie wyglądało :)

    W fanfikach bardzo lubię wątki, kiedy Harry zawiera coraz więcej znajomości ze Ślizgonami. Naprawdę, jakoś przyjemniej czyta mi się te opowiadania, w których Malfoy, Zabini, nawet Parkinson, Greengrass czy jakikolwiek inny mieszkaniec Slytherinu jest pokazany od tej ludzkiej strony (U mnie Zabini na pewno nie jest przyjacielski, ale to szczegół :D). Nie mam pojęcia dlaczego, ale odnoszę wrażenie, że przyjacielskie relacje Pottera ze Ślizgonami, ukazane w różnych fanfikach, są o bardziej naturalne niż te, które Harry ma z Gryfonami. Dlatego jestem usatysfakcjonowany, że miałem przyjemność przeczytać, iż Potter spotkał się nie tylko z Draco, lecz również z Zabinim oraz Nottem i mam wielką nadzieję, że nie był to tylko jednorazowy epizod i bardziej rozwiniesz ich relacje :)

    Żeby nie było tak słodko przyznam, że zazgrzytało mi wytłumaczenie Blaise'a, dlaczego jest taki przyjacielski w stosunku do Harry'ego. Raczej wątpię, czy Zabini, który pewnie nie pałał do Pottera sympatią, jak inni Ślizgoni, nagle zmienił do niego swoje nastawienie tylko dlatego, że jego inny przyjaciel miał o nim dobre zdanie. Jak ja kogoś nie lubię, to jedna opinia mojego kolegi, z pewnością by tego nie zmieniła. Według mnie, bardziej wiarygodnie byłoby, gdyby na początku Zabini odnosił się do niego z rezerwą, a dopiero po kilku głębszych zaczął się do niego powoli przekonywać, aniżeli od razu prosto z mostu wypalić, że Draco powiedział, że jesteś w porządku, to ja też tak uważam. Tym fragmentem niestety mnie nie kupiłeś :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jestem wcale zaskoczony kłótnią Harry'ego i Hermiony. W zasadzie, zważywszy na to, jak Hermiona zachowywała się w poprzednich rozdziałach oraz w tym, byłem przekonany, że prędzej czy później dojdzie do takiej sprzeczki. Mam wrażenie, że to punkt kulminacyjny całego wątku czepialstwa Hermiony i od teraz panna Granger ogarnie się i przestanie tak matkować Potterowi.

      Hermiona miała rację w jednej sprawie. Chłopcy zachowali się strasznie nieodpowiedzialnie wracając do wieży Gryffindora pijani. Przecież gdyby ktoś ich złapał, konsekwencje ponieśliby nie tylko oni, ale cały dom. Na pewno Gryffindor straciłby masę punktów, a gdyby złapał ich Snape, to w zasadzie mogliby już kopać sobie groby. I tylko w tej sprawie ją popieram, ale z całą resztą zdecydowanie przesadziła.

      Po pierwsze, w żadnym stopniu nie powinno jej obchodzić, jak Harry spędza swój wolny czas. No dobra, jest jego przyjaciółką, więc powinna dbać o jego dobro, ale to nie daje jej prawa ustawiania mu życia. Skoro Potter chciał się napić, to miał prawo to zrobić. To jest jego życie, a Hermiona nie powinna dyktować mu jak ma spędzać wolny czas. Chciał iść na wagary? Bardzo proszę, jego wybór. Na miejscu Hermiony zagroziłbym tylko, że nie ma co liczyć na moje notatki z opuszczonych zajęć, a nie robić mu pretensje, jakby kogoś zabił. Gdyby Harry był alkoholikiem, to wtedy poparłbym ją całym sercem, ale jedno spotkanie przy alkoholu z kumplami nie jest czymś, co dziewczyna mogłaby mu zakazać.

      Wspominając Syriusza, również przekroczyła wszelkie akceptowalne granice. Doskonale zdawała sobie sprawę, że ten temat jest dla Harry'ego tabu, a ona tak brutalnie rzuciła mu w twarz, że to była jego wina, iż Syriusz nie żyje. Dobrze, że Harry nie rozszarpał jej na strzępy, choć pewnie niewiele mu brakowało. Dobrze, że natychmiast pożałowała swoich słów, choć obawiam się, że Potter tak łatwo jej tego nie zapomni i przeproszenie go będzie o wiele trudniejszym zadaniem, niż sobie wyobraża. Oj tak, jeśli Hermiona chce przebaczenia Harry'ego to dużo przed nią pracy i lekcje są teraz jej najmniejszym zmartwieniem.

      Podsumowując, rozdział zaliczam do kategorii udanych, mimo tego drobnego zgrzytu z Zabinim, o którym już wspomniałem :) Tak jak pisałem, najbardziej zaciekawiło mnie, co zamierza zrobić Snape w kwestii Pottera. Podziwiam też za długość tego wpisu, to zdecydowanie najdłuższy rozdział na tym blogu, jednak mnie osobiście bardziej odpowiadają krótsze notki :) Można bardziej skupić się na wydarzeniach i człowiek nie zapomina, co działo się na początku rozdziału, kiedy jest już na końcu :D

      Życzę udanego dnia!

      Cześć!

      Usuń
    2. Cześć!

      Szczerze mówiąc, nie zdecydowałem jeszcze, jaką rolę Snape będzie pełnić w moim opowiadaniu. Nie wiem także, jak odnieść się do tego, co napisałeś, żeby przypadkiem nie zdradzić zbyt wielu informacji. Mam więc nadzieję, że mi wybaczysz, ale na razie poprzestanę na tym, co napisałem. :)

      Zgadzam się z Tobą odnośnie do relacji Harry'ego ze Ślizgonami. Rozumiem powody, dla których J.K. Rowling zdecydowała się skłócić ze sobą Gryffindor i Slytherin, nie zmienia to jednak faktu, że bardzo nieprawdopodobne było to, że w książce nie znalazło się nawet kilka osób, które nie przejmowałyby się tym, kto do jakiego domu został przydzielony. W końcu nie wszyscy Ślizgoni byli zagorzałymi zwolennikami Czarnego Pana, tak jak nie wszyscy Gryfoni, Krukoni i Puchoni byli chodzącymi wcieleniami dobra i niewinności. Jeśli zaś chodzi o moje opowiadanie, to możesz być spokojny – Harry będzie utrzymywać kontakt przynajmniej z kilkoma Ślizgonami. Oczywiście nie zamierzam zrobić z nich najlepszych przyjaciół, którzy bezgranicznie sobie ufają, dzielą się ze sobą wszystkimi swoimi sekretami i w ogóle nie widzą poza sobą świata. Na tym etapie byłoby to co najmniej nielogiczne, nie wykluczam jednak możliwości, że z czasem coś się w tej kwestii zmieni.

      Domyślam się, dlaczego odniosłeś wrażenie, że Blaise nieoczekiwanie zmienił swoje nastawienie w stosunku do Harry'ego, tyle że to nie do końca prawda. Owszem, tym razem Ślizgon był dla niego miły, ale przecież to jeszcze o niczym nie świadczy. W moim przekonaniu Zabini po prostu udawał, przynajmniej na początku. Dlaczego? Z trzech powodów. Po pierwsze, Draco prawdopodobnie go o to poprosił. Blaise nie chciał kłócić się z przyjacielem, więc zgodził się zachowywać w miarę przyzwoicie. Po drugie, Zabini dowiedział się, że to właśnie Harry wyszedł z inicjatywą, żeby zaprosić go na spotkanie do Pokoju Życzeń. Potter był gospodarzem imprezy (poniekąd), a takim ludziom zwykle okazuje się szacunek i wdzięczność. Po trzecie, Blaise uznał, że w ten sposób – w razie potrzeby – łatwiej będzie mu manipulować Harrym. Gdyby był do niego wrogo nastawiony, to na pewno niczego by nie osiągnął, bo Potter „uważałby” na to, co mówił i robił. Jeśli to Cię nie przekonuje, to pamiętaj, że nie opisałem całego spotkania w Pokoju Życzeń. Możemy więc przypuszczać, że z czasem stało się to, o czym pisałeś – Blaise nie musiał dłużej niczego udawać, bo naprawdę zaczął czerpać przyjemność z towarzystwa Harry'ego.

      „Mam wrażenie, że to punkt kulminacyjny całego wątku czepialstwa Hermiony i od teraz panna Granger ogarnie się i przestanie matkować Potterowi”. Dobrze myślisz! Od czasu do czasu pojawią się pewnie jeszcze jakieś zgrzyty, wydaję mi się jednak, że będzie ich zdecydowanie mniej. Hermiona już w tym rozdziale zdała sobie sprawę, że przez swoje zachowanie może stracić Harry'ego, dlatego w przyszłości będzie się wystrzegać podobnych błędów.

      Jeśli chodzi o resztę komentarza odnośnie do zachowania Hermiony, to w pełni podzielam Twoje zdanie.

      Gdybym brał pod uwagę tylko swoje upodobania, to część opublikowanych już rozdziałów byłaby zdecydowanie dłuższa. Zdaję sobie jednak sprawę, że większość osób nie podziela mojego punktu widzenia, dlatego zazwyczaj albo skracam dany rozdział, albo dzielę go na części. Tym razem wyjątkowo tego nie zrobiłem, o czym napisałem na początku niniejszego postu. Więcej taka sytuacja się nie powtórzy. Przynajmniej na ten moment niczego takiego nie planuję. :)

      Pozdrawiam!

      Usuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam. Generalnie opowiadanie jest bardzo ciekawe, mam nadzieję, że w stosownym czasie pojawi się informacja w "Kuli Trelawney" o dacie pojawienia się nowego rozdziału. Dodam, że przed przeczytaniem bloga zapoznałam się z regulaminem i mam nadzieję, że nie potraktujesz tego postu jako obrazę, bo sam pomysł jest ciekawy, ale mam parę uwag.
    Przede wszystkim świetnie się czytało początek, gdy Harry poznał Mike, fajnie, że nie pojechali w trzecim rozdziale do Hogwartu, tylko ta znajomość mogła się rozwinąć. Wstęp ten obfitował w ciekawe pomysły, tak samo opis Świąt czy ten test. Na tym tle akcja dziejąca się w Hogwarcie wygląda trochę słabo. Z jednej strony nie dziwię się, bo ciężko wymyślić coś konkretnego, ale to trochę razi, tym bardziej, że w samym wątku Hogwartu brakuje jakiegoś motywu przewodniego. Sam pomysł kłotni z Ronem był super i szkoda, że zasadniczo został tak szybko odsunięty w kąt. Co prawda nieco rekompensuje to wątek Hermiony o jej kłótni z ostatniego rozdziału, ale ciężko się jeszcze wypowiedzieć, co z tego będzie. Sam test był rewelacyjny, ale mimo wszystko trzy rozdziały to było trochę za dużo - według mnie lepiej byłoby podzielić ten test na dwa osobne, a w międzyczasie poruszyć inne wątki, bo jeszcze mniej się można orientować, o co tak naprawdę w wątku szkolnym chodzi. Samego Voldemorta także chyba jest za mało, nawet na ustach uczniów. To samo się tyczy zagadkowej misji Remusa, działań Dumbledore'a czy ZF... były świetne urywki, np. przemyślenia Harry'ego podczas rozmowy z Dumbledore'm na temat ich postępowania czy samo wprowadzenie Ślizgonów, kilkuzdaniowe przemyślenia Malfoy'a czy Notta na temat ich relacji z Potterem i chciałoby się więcej takich opisów różnych sytuacji z perspektywy innych osób, nie tylko Harry'ego. Ostatnio jest tego nieco więcej, ale i tak sądzę, że powinno być tego sporo, bo to Panu świetnie wychodzi, jak np. teraz rozmowa nauczycieli na temat Harry'ego. Plus, że wzorem innych opowiadań akcja nie opiera się na romansach, problemach miłosnych itd. Podobna mi się także specyficzne poczucie humoru, zwłaszcza w utarczkach z Ronem, opis relacji z Mike'iem czy też zachowania na lekcjach. Mała rzecz, a cieszy. No i plus za przypisy, głównie łacińskie. Ostatnia rzecz mianowicie kanon poszedł w kąt: z tym samym nie mam problemu, ale wydaje mi się, że same zmiany były nieco zbyt przewidywalne. Zerwanie przyjaźni z Ronem jeszcze ujdzie (choć to spowodowało nieco utratę humoru i pola do opisu potyczek), ale szkoda, że zamiast Malfoy'a Potter nie pogodził się wpierw np. z Pansy - z Pana łatwością do opisów wyszłaby z tego petarda. Bo to była tak naprawdę jedyna rzecz, która mi się nie spodobała, nawet wyłączając sam fakt, że to był Draco, to szkoda, że zadziałało to na zasadzie "upijmy się i pozwólmy sprawom toczyć się własnym rytmem". Zwłaszcza przy zestawieniu tego z budowaniem relacji z innymi członkami Domu Węża.
    Tym niemniej czekam niecierpliwie na ciąg dalszy, łączę wyrazy szacunku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć!

      Pierwsza część Twojej wypowiedzi nie różni się znacząco od tego, co napisałaś w komentarzu pod trzydziestym drugim rozdziałem, więc z oczywistych powodów nie będę powielać wytłumaczeń, które wówczas zawarłem w swojej odpowiedzi. Tym bardziej, że w powyższym komentarzu sama wyraźnie podkreśliłaś, że w ostatnim czasie pojawiło się nieco więcej wątków, których wcześniej – według Ciebie – było zdecydowanie zbyt mało.

      Nigdy nie ukrywałem, że nie zamierzam wiernie trzymać się kanonu, więc odstępstwa od tego, co znamy z książek Rowling, będą się jeszcze wielokrotnie pojawiać. Nie uważam także, że na tym etapie opowiadania powinniśmy oceniać przewidywalność wprowadzonych przeze mnie wątków. W moim przekonaniu na takie wnioski jest zdecydowanie zbyt wcześnie. Oczywiście nie zamierzam zaklinać rzeczywistości i udawać, że wszystkie sceny, które do tej pory pojawiły się w moim opowiadaniu, mogły i powinny być dla Was zaskakujące. Czasami nie jest to zwyczajnie możliwe, to raz, a dwa, nie zawsze mi na tym zależy. Jestem więc skłonny się zgodzić, że motyw nawiązania przyjaźni pomiędzy Harrym i Draco pojawiał się już w wielu fanfiction, a więc jest powszechnie znany wszystkim miłośnikom tego rodzaju opowiadań. Bez wątpienia zastąpienie Malfoya Parkinson byłoby niespotykanym i interesującym rozwiązaniem, problem w tym, że byłoby to także sprzeczne z założeniami, które poczyniłem przed przystąpieniem do tworzenia tej historii. Nie będę zmieniać swoich pomysłów i planów tylko po to, by móc poszczycić się wyjątkową oryginalnością. Co z tego, że uda mi się Was w danym momencie zaskoczyć, jeśli przez to będę musiał zmodyfikować lub usunąć inne – być może bardziej zaskakujące – fragmenty z przyszłych, nieznanych Wam dotąd, rozdziałów? Tak jak napisałem powyżej, na ocenę tego opowiadania przyjdzie jeszcze czas – moim zdaniem na tę chwilę mamy do czynienia ze zbyt wieloma niewiadomymi, by obiektywnie ocenić moją pracę i pomysły.

      Na koniec chciałbym dodać, że pojawiło się już co najmniej kilka scen, które pozornie nie miały żadnego znaczenia, a które w rzeczywistości znacząco wpłyną na życie moich bohaterów. Gwarantuję również, że przynajmniej jeden ze wspomnianych przez Ciebie wątków zakończy się zupełnie inaczej, niż Wam się wydaje. Przed nami wciąż ponad dwadzieścia rozdziałów pierwszego tomu, więc jeszcze wiele się może wydarzyć. :)

      Dziękuję za rozbudowany i merytoryczny komentarz, a także za wszystkie miłe słowa, które zostały w nim zawarte!

      Pozdrawiam!

      Usuń
  9. Hejeczka,
    puk, puk... kochany tęsknię, cóż nic nie poradzę na to... że od jakiegoś czasu zaglądam już tutaj dwa razy dziennie w nadzieji, że pojawił się rozdział czy jakiś shocik ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć!

      Zapewniam, że gdybym tylko był w stanie, to publikowałbym nowe rozdziały zdecydowanie częściej (co najmniej raz w tygodniu). Niestety nie jestem, bo częstotliwość aktualizacji nie zależy już wyłącznie ode mnie. Praca, którą zmieniłem w kwietniu, mocno ograniczyła mój czas wolny — tym bardziej, że pracuję również w weekendy.

      Ale spokojnie, nie porzuciłem opowiadania i wciąż nad nim pracuję. :) Potrzebuję jednak więcej czasu niż dawniej, bo czasem na pisanie mogę poświęcić co najwyżej kilka godzin w ciągu tygodnia. Nierzadko zdarza się również tak, że jestem po prostu zbyt zmęczony, by zająć się tym blogiem, i to niezależnie od tego, czy mam na to ochotę, czy nie.

      Ponieważ przez kilka miesięcy nie dawałem żadnych znaków życia, wyjątkowo nie usunę tego komentarza. Na przyszłość proszę jednak, by m.in. pytania, które nie odnoszą się bezpośrednio do danego rozdziału, zamieszczać w specjalnie stworzonym do tego miejscu (zakładka „Zapytaj prefekta”). :)

      Pozdrawiam!

      Usuń
  10. Hejeczka,
    kochany, kochany autorze co u Ciebie słychać, mam nadzieję że nic złego się nie dzieje bo jednak martwi mnie ta bardzo  długa cisza...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć!

      Generalnie wszystko u mnie w porządku i nie mam żadnych poważnych problemów. Jak napisałem w odpowiedzi na powyższy komentarz, praca, którą zmieniłem w kwietniu, mocno ograniczyła mój czas wolny — tym bardziej, że pracuję również w weekendy. Ale spokojnie, nie porzuciłem opowiadania i wciąż nad nim pracuję. :) Potrzebuję jednak więcej czasu niż dawniej, bo czasem na pisanie mogę poświęcić co najwyżej kilka godzin w ciągu tygodnia. Nierzadko zdarza się również tak, że jestem po prostu zbyt zmęczony, by zająć się tym blogiem, i to niezależnie od tego, czy mam na to ochotę, czy nie.

      Ponieważ przez kilka miesięcy nie dawałem żadnych znaków życia, wyjątkowo nie usunę tego komentarza. Na przyszłość proszę jednak, by m.in. pytania, które nie odnoszą się bezpośrednio do danego rozdziału, zamieszczać w specjalnie stworzonym do tego miejscu (zakładka „Zapytaj prefekta”). :)

      Pozdrawiam!

      Usuń
  11. Hejeczka,
    fantastycznie, cudowna popijawa... nikt n pomyślał, że może właśnie w ten sposób Harry odreagował po tym teście... trochę rozumiem tutaj Hermione, ale i tak nie powinna... mam nadzieje że Harry tak łatwo nie odpuści...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  12. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, cudowna popijawa... a może właśnie tak, Harry odpoczął po tym teście... cóż picie to przymknę oko, ale oni się nachlali wiec tutaj rozumiem Hermione, ale i tak nie powinna... nie lubię jej ogólnie i mam nadzieje że Harry tak łatwo nie odpuści...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń