sobota, 13 czerwca 2020

ROZDZIAŁ XXXIV


Moi drodzy!

Zgodnie z zapowiedzią przebywam do Was z kolejnym rozdziałem! Nawet sobie nie wyobrażacie, jak bardzo się cieszę, że choć raz wszystko odbyło się zgodnie z planem. Chciałbym w tym miejscu napisać także o tym, kiedy pojawi się kolejny rozdział, ale na tę chwilę sam tego nie wiem. Utknąłem na pozornie nic nie znaczącej scenie i od dłuższego czasu nie byłem w stanie jej poprawić. Dopiero wczoraj udało mi się przez nią przebrnąć, problem w tym, że mam do poprawy jeszcze mniej więcej połowę rozdziału. Zważywszy na to, że w przyszłym tygodniu na moim wydziale rozpoczyna się letnia sesja egzaminacyjna, a w lipcu (prawdopodobnie) czeka mnie obrona pracy magisterskiej, mogę się nie wyrobić z poprawkami. Na razie będę dążyć do tego, by opublikować rozdział w połowie lipca, miejcie jednak na uwadze prawdopodobne opóźnienie. Ale spokojnie, nie przewiduję kolejnej rocznej przerwy! :) Myślę, że w najgorszym przypadku kolejny rozdział pojawi się na początku sierpnia.

BETA: Seya (dziękuję!)

* * *

Po zderzeniu się dwóch czarnomagicznych klątw polaną wstrząsnęła kolejna eksplozja. Nim ucichł towarzyszący jej huk, fala uderzeniowa zmiotła wszystko w promieniu kilkuset metrów. Potem nastała cisza.

* * *

Hermiona powoli uchyliła kurczowo zaciskane powieki. Była zdezorientowana i lekko otumaniona, bo choć po przegranym pojedynku leżała skrępowana na ziemi, to i tak odczuła na sobie skutki powybuchowego podmuchu. Nie dość, że potężna siła odepchnęła ją wówczas na kilka metrów, to na dodatek nałykała się dymu i drobinek piasku, które teraz podrażniały jej gardło. Odchrząknęła kilka razy, próbując w ten sposób zniwelować nieprzyjemne drapanie, ale skończyło się to tylko tym, że dostała silnego napadu kaszlu. Starała się nad nim zapanować, lecz nie było to wcale takie łatwe. Dopiero kiedy do oczu napłynęły jej łzy, a mięśnie brzucha napięły się do granic możliwości, zdołała w końcu opanować sytuację.
Chwilowy problem z oddychaniem nie był jednak jedynym zmartwieniem, który zaprzątał Hermionie myśli. Bolała ją głowa, poza tym czuła, że coś lepkiego spływało jej po skroni. Ponieważ na całym ciele miała drobne otarcia i skaleczenia, domyśliła się, że w okolicach czoła nabawiła się poważniejszej rany, z której teraz sączyła się krew. Wiedziała, że powinna coś z nią zrobić, problem w tym, że nie mogła. Węzły, którymi była skrępowana, mocno ograniczały jej ruchy. Zresztą nawet gdyby była w stanie swobodnie się poruszać, to w tej chwili i tak nie dałaby rady rzucić na siebie żadnego zaklęcia. Musiałaby się uspokoić, a nie było to możliwe, skoro nie wiedziała, co stało się z Harrym. Martwiła się o niego, bo jak dotąd nie dał żadnego znaku życia.
Z przerażeniem rozejrzała się na boki, odnosząc przy tym wrażenie, że czas zwolnił, niemal stanął w miejscu. Stan ten spotęgował uczucie bezradności i niemocy, a tym samym ugasił i tak ledwie tlącą się iskierkę nadziei. Hermiona nie wiedziała, co zrobić; w głowie miała zupełna pustkę.
Bliska utraty kontroli nad sobą i swoim ciałem wreszcie dostrzegła przyjaciela. Harry z trudem podniósł się z ziemi i chwiejnym krokiem ruszył przed siebie. Po kilku metrach z niewiadomych przyczyn zatrzymał się na chwilę, ale kiedy zaraz potem rzucił zaklęcie paraliżujące, Hermiona zrozumiała, że odnalazł niedawnego rywala i ostatecznie wyeliminował go z walki. A więc to naprawdę koniec – pomyślała z ulgą, dopiero teraz zdając sobie sprawę, jak mocno i szybko waliło jej serce.
– Wszystko w porządku? – zapytał z troską Harry. Kucnął obok przyjaciółki, a w zasadzie opadł bez sił na kolana, po czym delikatnie przeciął sznury, które boleśnie obtarły jej nadgarstki.
– Tak, chyba tak. Jestem tylko lekko poobijana – odpowiedziała nieco drżącym głosem Hermiona. – No i boli mnie głowa, ale generalnie nie jest tak źle.
– Nie ruszaj się przez chwilę, dobra?
Harry uniósł swoją różdżkę, ale nim przyłożył ją do czoła Hermiony, ta delikatnie ją odtrąciła.
– Zostaw, to nic takiego.
– Ale krwawisz...
– Zaraz się tym zajmę.
– Nie wygłupiaj się. Kilka sekund i będzie po wszystkim.
Hermiona pokręciła głową.
– Naprawdę doceniam, że chcesz mi pomóc, ale to nie wchodzi w grę. Widzę, że jesteś wykończony. Ostatkiem sił trzymasz się w pionie, więc nie pozwolę ci marnować energii na jakieś bzdury.
Harry zdawał się nie podzielać takiego punktu widzenia i zdecydowanie nie zamierzał tak łatwo odpuścić. Hermiona doskonale zdawała sobie z tego sprawę, dlatego uznała, że w tej sytuacji dalszy opór nie miał żadnego sensu.
– Poczekaj, chyba mam coś, co może ci pomóc – dodała, w międzyczasie przeszukując swoje kieszenie. Po chwili z jednej z nich wyciągnęła fiolkę z turkusowym płynem. Wręczyła ją Harry'emu i spojrzała na niego sugestywnie, dając mu tym do zrozumienia, że nie odpuści, jeśli wszystkiego nie wypije.
– Co to?
Hermiona westchnęła i ze zrezygnowaniem spuściła głowę. Początkowo miała ochotę nawrzeszczeć na Harry'ego, ostatecznie jednak ugryzła się w język, bo z niecałkiem jasnych powodów niewiedza przyjaciela ją rozbawiła i wprawiła w lepszy nastrój.
– Eliksir wzmacniający – odpowiedziała spokojnie. – Znalazłam go wczoraj i zabezpieczyłam zaklęciem nietłukącym. Miałam przechować go na później, ale widzę, że tobie bardziej się przyda. Przez jakiś czas nie będziesz czuć zmęczenia, pamiętaj jednak, żeby w miarę możliwości jak najszybciej odpocząć.
Harry skinął głową, po czym odkorkował buteleczkę i jednym haustem wychylił jej zawartość. Przełknąwszy eliksir, zamknął oczy i nieznacznie się skrzywił. Zaraz potem spytał:
– Czy teraz mogę zająć się twoją raną?
Hermiona milczała jak zaklęta – ani się nie sprzeciwiła, ani nie wyraziła na nic zgody. Harry'emu to jednak nie przeszkadzało, bo uśmiechnął się szeroko i od razu wziął się do pracy. Gdy wyszeptał zaklęcie leczące, dziewczyna poczuła przyjemne łaskotanie w okolicach czoła. Uczucie to po chwili zniknęło, tak jak zniknął towarzyszący jej ból głowy.
– Okej, gotowe – oznajmił Harry, opuszczając różdżkę. – Mówiłem, że szybko się z tym uwinę.
– Dziękuję! – W oczach Hermiony pojawiły się łzy wdzięczności. Szczerze mówiąc, nie rozumiała, dlaczego na zwykły przyjacielski gest zareagowała tak emocjonalnie, ale w zasadzie nie miało to żadnego znaczenia, bo coś innego przykuło jej uwagę. – Mój Boże, Harry, twoja ręka!
Harry spojrzał na swoje ramię i przez ułamek sekundy wyglądał na zdziwionego tym, co zobaczył. Niemal zapomniał, że niedawno cudem uniknął ogromnej kuli ognia. Przeniósł spojrzenie na Hermionę i spróbował zmusić się do uśmiechu. Niestety bezskutecznie.
– Nie przejmuj się – odarł beztrosko, a przynajmniej tak starał się zabrzmieć. – Trochę się poparzyłem, ale to nic takiego – dodał, celowo powtarzając słowa, które chwilę wcześniej wypowiedziała Hermiona.
– Harry...
– No co? – burknął. – Zamiast marnować czas na pierdoły, powinniśmy poszukać Victorii i Draco. Nie wiemy, co z nimi, a mogą potrzebować naszej pomocy. Dużo bardziej niż ja i moja lekko poraniona ręka.
Hermiona rozumiała tok myślenia Harry'ego i częściowo nawet się z nim zgadzała. Nie zamierzała jednak odpuścić. Nie chodziło tylko o to, że bała się o niego i chciała mu oszczędzić niepotrzebnego cierpienia. Kluczową rolę odegrały chęć odwdzięczenia się za niedawną pomoc oraz narastająca irytacja wywołana jego zachowaniem. Miała dość zgrywania przez Harry'ego bohatera, niezależnie od tego, ile było w tym jego świadomego działania, a ile zwykłego przypadku.
– Naprawdę uważasz to za bzdurę? Niegroźne zranienie? Dlaczego, do cholery, choć raz nie możesz zachować się jak egoista?! – zapytała, z każdym kolejnym słowem nieznacznie podnosząc głos. – Na Merlina, Harry, przecież ta rana wygląda na poważną! Jeśli teraz nic z nią nie zrobisz, to później... może się w nią wdać zakażenie. Wystarczy moment nieuwagi. Nie pomyślałeś o tym?
– Spokojnie, nic mi nie będzie. Wiesz dobrze, że radziłem sobie z dużo gorszymi obrażeniami.
Tym razem uśmiechnął się bez żadnego problemu. Hermiona natomiast milczała.
– Chodźmy sprawdzić, co z naszymi partnerami – dodał Harry, wykorzystując chwilę ciszy. Miał nadzieję, że temat jego poparzonego przedramienia został tymczasowo zakończony.
– Nie tak szybko! – warknęła szatynka. – Ja wcale nie żartowałam. Najpierw twoja ręka.
Harry przewrócił oczami, choć w zasadzie czuł, że Hermiona tak łatwo mu nie odpuści. Mimo to najchętniej by ją zignorował i zrobił to, na co on miał ochotę. Nie znosił, gdy ktoś wyręczał go w podejmowaniu decyzji, równocześnie dając mu do zrozumienia, że zachowuje się głupio i nieodpowiedzialnie. W końcu miał swój rozum i potrafił przewidzieć konsekwencje własnych działań. A przynajmniej zazwyczaj tak było, bo dzisiaj nie przychodziło mu to z łatwością. Nie zamierzał jednak otwarcie się do tego przyznać. Na pewno nie w tej chwili i nie w takich okolicznościach.
Koniec końców dał za wygraną i postąpił zgodnie z wolą Hermiony. Nie miał zamiaru marnować czasu, a właśnie do tego by doszło, gdyby zechciał kontynuować nikomu niepotrzebny spór. Machnął więc od niechcenia różdżką i wyczarował kilka bandaży oraz gazę. Nie zdążył jednak zrobić nic więcej, bo przyjaciółka obrzuciła go zirytowanym spojrzeniem i jednoznacznym gestem kazała mu usiąść na ziemi. Gdy to zrobił, uleczyła jego ramię, a potem rzuciła na nie zaklęcie chłodzące. Dopiero wtedy owinęła rękę bandażem i skinęła z zadowoleniem głową.
– Teraz możemy iść.
Harry z ulgą zerwał się na równe nogi. Wyciągnął przed siebie rękę, na co Hermiona uśmiechnęła się z wdzięcznością. Skorzystała z pomocy przyjaciela i gdy chwilę później stanęła na lekko drżących nogach, mimowolnie zerknęła na nieprzytomnych mężczyzn, których nieruchome ciała rozsiane były po całej polanie.
– Jak myślisz, co z nimi będzie?
– Nic mnie to nie obchodzi – odparł zgodnie z prawdą Harry, a potem odwrócił się na pięcie i podszedł do leżącego nieopodal Malfoya. Ukląkł obok niego i delikatnie przekręcił go na plecy.
Hermiona od razu podążyła za Harrym, tyle że nie zamierzała mu w niczym pomagać – wolała pełnić rolę biernego obserwatora. Jej brak zaangażowania nie wynikał z tego, że nie miała na to ochoty, po prostu czuła, że przyjaciel chciał zająć się wszystkim sam. Trzymała się więc za jego plecami, z uwagą patrząc, jak rzucił kilka najpopularniejszych przeciwzaklęć. Ponieważ żadne z nich nie zadziałało, bez zastanowienia zmienił strategię i skupił się na podstawowych czarach diagnozujących.
To, co się potem wydarzyło, przeszło najśmielsze oczekiwania Hermiony. Gryfonka czuła się tak, jakby ktoś przywalił jej obuchem w głowę. Znała Harry'ego od sześciu lat, a miała wrażenie, jakby spotkała go po raz pierwszy w życiu. Nie zdawała sobie sprawy, że potrafił zrobić coś, czego mógł mu pozazdrościć niejeden mniej doświadczony uzdrowiciel. Poza tym sposób, w jaki obchodził się z Malfoyem, był godny pozazdroszczenia. Nawet pani Pomfrey nie zawsze umiała się aż tak zdystansować, o troskliwości i właściwym podejściu do pacjenta już nie mówiąc.
Zaskoczenie Hermiony było tym większe, im więcej myślała o swoich pierwszych miesiącach w Hogwarcie. Prawdę powiedziawszy, zanim zaczęła przyjaźnić się z Harrym, uważała go za przeciętnego czarodzieja. Nie wyróżniał się niczym szczególnym, w dodatku miał problemy z opanowaniem podstawowych zaklęć. Jej opinia o nim zmieniła się dopiero po tym, jak razem z Ronem uratował ją przed górskim trollem. Później, przez kolejne lata, Harry coraz częściej udowadniał jej, że nie miała co do niego racji i zbyt surowo go oceniała. I choć nie można go już było nazwać przeciętniakiem, nadal nie wydawał się mieć wyjątkowych umiejętności czy imponującego poziomu wiedzy. Od ostatnich wakacji wziął się co prawda do pracy i często przesiadywał z nosem w książkach, Hermiona nie spodziewała się jednak, że tak szybko nadrobił zaległości. W zasadzie nie tylko uzupełnił braki, ale zaczął używać czarów, z którymi nawet ona nie najlepiej sobie radziła. Myślała, że poznała go na wylot i tylko sprawy intymne pozostawały dla niej tajemnicą. Tymczasem on wciąż miał asy w rękawie i cały czas czymś ją zaskakiwał.
– Cholera jasna!
Nieoczekiwany okrzyk przyjaciela sprawił, że Hermiona momentalnie ocknęła się ze swoich myśli.
– Co się stało?
Harry oderwał wzrok od Ślizgona i popatrzył na nią błagalnie.
– Mogłabyś rzucić zaklęcie diagnozujące?
– Po co? – zdziwiła się. – Przecież wszystko zrobiłeś dobrze.
– Tak, wiem, tyle że... Proszę, po prostu zrób to dla mnie.
Hermiona poczuła dreszcze. Krótkie, ale intensywne. Zachowanie przyjaciela ją zaniepokoiło, choć nie potrafiła wytłumaczyć dlaczego. Chyba dostrzegła w jego oczach coś, czego nigdy dotąd w nich nie widziała.
– W porządku – powiedziała w końcu, po czym wyciągnęła różdżkę i uklęknęła obok niego. – Skoro to dla ciebie ważne.
Pochyliwszy się nad ciałem Malfoya, wypowiedziała na głos zaklęcie i wykonała serię odpowiednich ruchów różdżką. Chwilę później odsunęła się od Ślizgona, a wtedy jego głowę i tors spowiła ciemna mgła.
Harry, który w napięciu śledził poczynania przyjaciółki, najpierw się przygarbił i jakby opadł z sił, a potem zerwał się na równe nogi i z niebywałą złością kopnął leżącą obok niego gałąź.
– Tak myślałem! – krzyknął, lecz nie był to okrzyk triumfalnego uniesienia. – Czy ich zupełnie powaliło?!
Hermiona zmarszczyła brwi; zupełnie nie nadążała za jego tokiem myślenia.
– Kogo? – zapytała.
– Jak to kogo? Twórców tego popierdolonego testu!
– Na litość boską, Harry, opanuj się! – syknęła z oburzeniem. – Mówisz o nauczycielach!
Harry, który nie wiadomo kiedy zaczął chodzić w kółko, zatrzymał się w pół kroku i wlepił w nią natarczywe spojrzenie. Jego oczy iskrzyły, a emanujący z nich gniew był wręcz namacalny. Hermiona skuliła się w sobie, choć wiedziała, że wybuch przyjaciela nie był spowodowany jej zachowaniem.
– Jak mam się opanować?! – spytał przez zaciśnięte ze złości zęby. – Nie bez przyczyny poprosiłem cię, żebyś rzuciła zaklęcie diagnozujące. Tak samo jak ja doskonale zdajesz sobie sprawę, co oznaczają wyniki.
– Malfoy jest nieprzytomny, bo wciąż pozostaje pod wpływem klątwy.
Harry zaklaskał. Hermiona popatrzyła na niego gniewnie, co wystarczyło, by przywrócić go do porządku.
– No tak, wybacz... – Harry raptownie zamilkł i spuścił głowę. Wyglądał na szczerze skruszonego. – Chodzi o to, że... no wiesz, jeśli właściwie rozpoznałem objawy, to znaczy, że Draco... że on... – urwał w połowie zdania, bo bał się, że kolejne słowa nie przejdą mu przez gardło. Tak bardzo chciałby się mylić, problem w tym, że wszystko wskazywało na to, że tym razem miał rację. – No i ta poświata...
Hermiona zmarszczyła w zamyśleniu brwi. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że tak bardzo skupiła się na prawidłowym rzuceniu zaklęcia, że nie zwróciła uwagi na skutki, które ono wywołało.
– O ile dobrze pamiętam, zielony kolor oznacza zatrucie eliksirem. Niebieski świadczy o przemęczeniu organizmu, ewentualnie o osłabieniu układu odpornościowego. Biały odcień pojawia się w przypadku niegroźnych chorób, na przykład przeziębienia. Czerwony wskazuje na złamanie kości, czarny... Mój Boże, Malfoy oberwał śmiertelną klątwą!
Harry skinął głową.
– I co teraz? – spytała nieco piskliwym głosem. – W ogóle wiesz, co mu jest?
Mimo że z logicznego punktu widzenia pytanie Hermiony nie było ani trochę zaskakujące i prędzej czy później musiało zostać zadane, to kiedy wreszcie padło, Harry skrzywił się i wyraźnie pobladł.
– Mam pewne przypuszczenia – powiedział cicho, niemal bezgłośnie. – Widziałaś? – Wskazał różdżką nadgarstki Malfoya. Hermiona przytaknęła, więc podwinął nogawki w spodniach Ślizgona. Kostki chłopaka, tak jak się spodziewał, były fioletowe. – Teraz już wiesz?
Hermiona zbladła i nerwowo przełknęła ślinę.
– Ale chyba nie myślisz o...
– Kajdanach Śmierci [1]? – przerwał jej Harry.
Dziewczyna wytrzeszczyła oczy.
– Nie mówisz poważnie! – krzyknęła, choć wiedziała, że przyjaciel miał rację. Jej słowa miały więc zupełnie inny wydźwięk – wyrażały ni mniej, ni więcej, niedowierzanie, że nauczyciele nie przerwali jeszcze testu i nie próbowali ratować Malfoya. Klątwa, którą Ślizgon oberwał, należała do grupy najsilniejszych czarnomagicznych zaklęć, o jakich Hermiona kiedykolwiek czytała. Biorąc pod uwagę fakt, że zbyt długie pozostawanie pod jej wpływem prowadziło do śmierci, zwlekanie z rzuceniem przeciwzaklęcia było zwyczajnie głupie.
– Czy ja wyglądam, jakbym żartował?! – ryknął Harry, zaciskając dłonie w pięści. – Draco może umrzeć, a ja nie potrafię mu pomóc! Wybacz, że w tej sytuacji nie mam ochoty na żarty!
– Przepraszam, nie to miałam na myśli – dodała szybko Hermiona, chcąc udobruchać przyjaciela. – Ale nieważne, skupmy się na tym co istotne. Bo wiesz... ja chyba jestem w stanie coś z tym zrobić.
Harry raptownie się wyprostował. Popatrzył na przyjaciółkę z nadzieją w oczach i spytał:
– Znasz przeciwzaklęcie?
– Znam – odpowiedziała pewnym siebie głosem, choć zaraz potem pewność ta gdzieś uleciała. – To znaczy kiedyś o nim czytałam. Wydaję mi się, że je pamiętam, problem w tym, że nigdy nie próbowałam go rzucić. Nie wiem, czy mi się uda. A co jeśli coś popsuję i tylko wszystko pogorszę?
Nastawienie Harry'ego diametralnie się zmieniło. Nawet złość nie buzowała w nim już tak mocno jak jeszcze chwilę temu.
– Będzie dobrze, zobaczysz. Jestem pewien, że dasz radę – stwierdził, podchodząc do niej na tyle blisko, że mógł policzyć piegi na jej nosie. Otoczył ją ramieniem i uśmiechnął się pokrzepiająco. – Pamiętasz, co powiedział kiedyś Hagrid? Jeszcze żaden czarodziej nie wymyślił zaklęcia, którego byś nie znała.
Hermiona nieznacznie się zarumieniła, ale skinęła głową i zacisnęła mocniej palce na swojej różdżce. Zadrżała jej ręka, więc na chwilę zamknęła oczy i wzięła uspokajający oddech. Kilka sekund później, skupiona i całkowicie opanowana, ponownie pochyliła się nad Malfoyem. Następnie wypowiedziała zaklęcie.
Harry tymczasem odsunął się na bok. Wolał nie przeszkadzać i w ciszy przyglądać się działaniom Hermiony. Naprawdę wierzył w umiejętności przyjaciółki, jej wiedzę i skuteczność w rzucaniu złożonych zaklęć, tyle że jego chorobliwy pesymizm skutecznie podsycał w nim wszelkie obawy i brutalnie obdzierał go z resztek nadziei.
Minęło kilka minut. Oczekiwaniu na poprawę stanu Ślizgona towarzyszyła napięta atmosfera, która, choć była nieznośna dla obojga Gryfonów, dawała się we znaki przede wszystkim Harry'emu.
– Myślisz, że się udało? - zapytał brunet, nie potrafiąc dłużej znieść przedłużającej się ciszy.
– Chyba tak – odparła Hermiona, choć ton jej głosu wskazywał na coś zupełnie innego. – Jestem niemal pewna, że zasinienia na ciele Malfoya nieco zbladły. To zdecydowanie dobry znak.
Harry przeniósł spojrzenie na Draco, wytężając przy tym wzrok. Nie potrafił stwierdzić, jak długo wpatrywał się w Ślizgona, w każdym razie on także odniósł wrażenie, że fioletowe ślady na skórze przyjaciela pojaśniały.
– Nie rozumiem, co nauczyciele mieli w głowach, że pozwolili na coś takiego – powiedział po chwili. – Wiem, że żyjemy na skraju kolejnej wojny, dlatego myślę, że ten test może nam przynieść wiele dobrego. No bo gdzie indziej moglibyśmy nauczyć się tego wszystkiego, czego nauczyliśmy się na arenie? Na pewno nie na zajęciach. Nie pojmuję tylko jednego; jak można było zgodzić się na to, by ktokolwiek używał przeciwko nam śmiertelnych klątw? Przecież to gruba przesada.
Hermiona westchnęła, ale ciężko stwierdzić, czy był to przejaw wyczerpania po rzuceniu skomplikowanego zaklęcia, czy raczej oznaka bezsilności wynikająca z niezrozumiałego dla niej zachowania nauczycieli.
– Wiem. Też mi się to nie podoba.
– Musicie pamiętać, że my, nauczyciele, jesteśmy tylko ludźmi i czasem także popełniamy błędy.
Na dźwięk nieoczekiwanego głosu dwójka Gryfonów odwróciła się błyskawicznie.
– Profesor Dumbledore? – zapytał ze zdziwieniem Harry, a różdżka w jego dłoni niemal niezauważalnie drgnęła. Po wszystkim, co do tej pory przeszedł, nie wiedział, czy to, co widział, było prawdziwe, czy stanowiło kolejną przeszkodę, którą mieli pokonać. – Co pan tutaj robi?
Dyrektor uśmiechnął się przepraszająco, jakby dał się przyłapać na robieniu czegoś, czego nie powinien.
– Zdaję się, że udało wam się schwytać kilku śmierciożerców. Trzeba ich stąd zabrać i jak najszybciej odstawić do Ministerstwa Magii, gdzie niezwłocznie odpowiedzą za swoje przewinienia.
– Śmierciożerców? – pisnęła Hermiona.
– No cóż, tak. A przynajmniej tak mi się wydaję – odpowiedział ze smutkiem Dumbledore i momentalnie przestał się uśmiechać. W tej chwili wyglądał naprawdę staro; o wiele starzej niż kiedykolwiek wcześniej. – Muszę przyznać, że popełniłem poważny błąd, a raczej dopuściłem się rażącego zaniedbania. Kilka dni temu poprosiłem Tonks, by przysłała do szkoły zaprzyjaźnionych aurorów. Niestety, kiedy ci stawili się na progu Hogwartu, nie sprawdziłem, czy faktycznie są tymi, za których się podają. Na szczęście ostatecznie wszystko skończyło się dobrze i nic złego się nie stało.
– Nic złego się nie stało? – powtórzył z niedowierzaniem Harry. – Draco mógł umrzeć!
– Nie mógł. Panna Granger poprawnie rzuciła zaklęcie, myślę więc, że pan Malfoy niedługo się obudzi.
– A gdyby Hermiona nie znała przeciwzaklęcia?! Albo gdyby to ona oberwała tą klątwą?
Dumbledore uśmiechnął się dobrodusznie.
– Harry, mój drogi chłopcze, życie jest za krótkie, żeby zastanawiać się nad tym, co by było, gdyby sprawy potoczyły się tak, a nie inaczej. I pamiętaj, mówi to osoba o wiele starsza i bardziej doświadczona od ciebie.
– Nie wierzę, że podchodzi pan do tego z taką swobodą.
– Nad wszystkim czuwaliśmy, możesz być pewien – odpowiedział spokojnie mężczyzna, zupełnie niewzruszony wzburzonym tonem Harry'ego. – A teraz wybaczcie, ale muszę posprzątać ten... bałagan.
Nie czekając na odpowiedź któregokolwiek z Gryfonów, Dumbledore machnął od niechcenia różdżką i to wystarczyło, by ciała nieprzytomnych mężczyzn spoczęły u jego stóp. Potem rzucił jeszcze jedno niewerbalne zaklęcie, za sprawą którego grube łańcuchy owinęły się wokół rąk i nóg śmierciożerców. Trzymając ich końce w lewej dłoni, mrugnął do Harry'ego i Hermiony, po czym zniknął z cichym trzaskiem.
Zaklęty niczym kamień Harry przez chwilę wpatrywał się nieobecnym wzrokiem w miejsce, w którym do niedawna stał dyrektor. Po kilku sekundach wzruszył jednak ramionami i ponownie spojrzał na Draco, który, przynajmniej według Dumbledore'a, miał się niedługo obudzić.
Nie mając pojęcia, jak długo będzie musiał na to czekać, postanowił usiąść na ziemi i czuwać przy Malfoyu do czasu, aż ten odzyska przytomność. Już miał wcielić swój plan w życie, gdy nagle Ślizgon przeciągle jęknął, a potem zaczął się niekontrolowanie trząść. Harry wytrzeszczył oczy i cały się spiął, ale zanim pomyślał choćby o wyciągnięciu różdżki, drgawki ustały, a Draco powoli uniósł powieki.
– Co się stało? – zapytał zachrypniętym głosem.
– Oberwałeś klątwą.
– Klątwą?
– I to śmiertelną.
Malfoy przez chwilę milczał. Zmarszczki powstałe między brwiami były jednoznacznym dowodem na to, że trybiki w jego głowie wznowiły pracę, ale nie osiągnęły jeszcze maksimum swoich możliwości.
– W takim razie czemu z tobą rozmawiam?
Harry wybuchnął głośnym śmiechem, choć sam nie wiedział dlaczego.
– To może ja pójdę sprawdzić, co z Victorią – powiedziała Hermiona, dochodząc do wniosku, że powinna zostawić chłopców samych. 
– Możesz mi wytłumaczyć, co dokładnie się stało? – poprosił Malfoy, gdy szatynka odeszła na bezpieczną odległość i nie mogła już ich usłyszeć. – Mam jakieś dziury w pamięci i nie potrafię stwierdzić, co wydarzyło się naprawdę, a co jest jedynie wytworem mojej wyobraźni.
Harry westchnął i zaczął bawić się leżącymi obok niego kamykami. Nie chciał wracać wspomnieniami do wydarzeń sprzed kilkunastu minut, tyle że nie mógł także zignorować prośby przyjaciela. W końcu gdyby on był na jego miejscu, na pewno zapytałby o to samo, co więcej, nie dałby się zbyć żadnymi wymówkami. Ostatecznie zrelacjonował więc przebieg pojedynku ze śmierciożercami, nie spiesząc się i nie pomijając nawet najdrobniejszego szczegółu, który utknął mu w pamięci.
– Niezła zabawa – podsumował Draco.
Harry nie odpowiedział, ale nie było to spowodowane tym, że nie miał nic do powiedzenia. Po prostu po raz pierwszy od dłuższego czasu niczym się nie martwił i niczego się nie obawiał, dlatego z podwójną siłą odczuł ogrom swojego zmęczenia. Najchętniej położyłby się na ziemi i zasnął.
– Victoria oberwała tylko oszałamiaczem – poinformowała chłopaków Hermiona, podchodząc do nich razem ze swoją lekko utykającą partnerką.
– Czyli wszystko w porządku?
– Nie udawaj, że cię to obchodzi – burknęła Ślizgonka.
Harry przewrócił oczami, uśmiechając się przy tym półgębkiem.
– Skoro cała nasza czwórka jest cała i zdrowa, myślę, że czas się rozstać – powiedziała szybko Hermiona, chcąc zapobiec ewentualnej kłótni. W tej chwili nikomu nie wyszłaby ona na dobre. – Im szybciej kontynuujemy test, tym szybciej wrócimy do szkoły – dodała, choć akurat tego nie musiała nikomu tłumaczyć.
Victoria skinęła głową i bez słowa pożegnania ruszyła przed siebie. Hermiona uśmiechnęła się do chłopaków przepraszająco, po czym pobiegła za oddalającą się z wolna partnerką.
– Do zobaczenia! – krzyknęła jeszcze.

* * *

Niedługo po tym, jak dziewczyny wbiegły do lasu i zniknęły między drzewami, Harry i Draco również opuścili polanę. Obaj byli wycieńczeni i ledwo trzymali się na nogach, dlatego jak najszybciej wrócili do swojego namiotu i przygotowali się do snu. Ponieważ Draco nadal odczuwał skutki czarnomagicznej klątwy, Harry polecił mu, by od razu się położył, sam natomiast sprawdził skuteczność zaklęć ochronnych i dopiero gdy upewnił się, że wszystko było z nimi w porządku, z ulgą rzucił się na swoje posłanie.
Chłopcy w spokoju przespali resztę popołudnia i całą noc, o poranku zaś zjedli lekkie śniadanie i z odnowionym zapasem energii kontynuowali zmagania. Wspinając się po coraz bardziej stromym zboczu, szybko złapali zadyszkę, nie narzekali jednak na zmęczenie i bez wytchnienia parli do przodu. Świadomość, że niedługo wrócą wreszcie do szkoły, była nieocenioną motywacją, która dodawała im sił.
– Patrz! – krzyknął nagle Harry. Zatrzymał się w pół kroku i wskazał przed siebie różdżką. – Chyba widzę jaskinię!
Draco stanął obok Harry'ego i wytężył wzrok. Mimo że nigdy dotąd nie miał z nim żadnych problemów, potrzebował dłuższej chwili, by wypatrzeć miejsce, o którym mówił brunet. No cóż, teraz przynajmniej wiem, dlaczego ani razu nie udało mi się pokonać go w quiddicha – pomyślał z goryczą.
Chłopcy wymienili się porozumiewawczymi spojrzeniami i w tym samym momencie przyspieszyli. Dość szybko dotarli do jaskini, ale wówczas okazało się, że żaden z nich nie kwapił się, by wejść do środka. Zamiast tego stali w miejscu jak spetryfikowani, z niezrozumiałą fascynacją wpatrując się w nieprzeniknioną ciemność. Z jednej strony czuli na ustach posmak zwycięstwa, a z drugiej – obezwładniający strach, który boleśnie ściskał ich gardła.
– Idziemy? – zapytał Harry, niecierpliwie przestępując z nogi na nogę.
Draco westchnął i niechętnie skinął głową. Zaraz potem przybrał maskę całkowitej obojętności, ta jednak była Gryfonowi doskonale znana. Wiedząc, że Ślizgon ukrywał się za nią w chwilach zdenerwowania i niepewności, postanowił wpłynąć na jego nastrój i rozładować nagromadzone w nim napięcie. A przynajmniej taki był plan, bo nie miał gwarancji, że końcowy efekt pokryje się z jego zamierzeniami.
– Nie ma szans, żebyśmy drugi raz natknęli się na inferiusy – powiedział obojętnym tonem, przez co Draco nie potrafił stwierdzić, czy naprawdę w to wierzył, czy tylko próbował podnieść go na duchu. – A jeśli mimo to wciąż spodziewasz się najgorszego, to pomyśl o tańczącym hula Voldemorcie. Mi to zawsze pomaga, serio. No bo czy może być coś bardziej przerażającego niż wizja Czarnego Pana poruszającego biodrami w rytm dźwięków przygrywanych na ukulele?
Malfoy parsknął pod nosem, choć równocześnie kąciki jego ust nieznacznie się uniosły. Ostatecznie udało mu się zachować powagę, lecz musiał uczciwie przyznać, że nie przyszło mu to z łatwością.
– Po pierwsze, puknij się w głowę – zaczął poważnie, starając się nie pokazać, jak bardzo był rozbawiony. – Po drugie, jakim cudem nie boisz się wypowiadać jego imienia, skoro tak wiele razy niemal zginąłeś z jego ręki?
– Właśnie dlatego – odparł Harry, początkowo nie zamierzając rozwijać swojej wypowiedzi. Zdawał sobie jednak sprawę, że przyjaciel oczekiwał od niego konkretnych wyjaśnień, dlatego dodał: – Kiedy masz szesnaście lat i wiesz, że jakiś beznosy psychopata chce cię zabić, inaczej patrzysz na świat. Nie zastanawiasz się nad tym, tylko to robisz. Po prostu. Powstrzymywanie się przed wypowiadaniem jego imienia nie ocali mi życia. Tak naprawdę przyniosłoby mi to więcej szkody niż pożytku. – Na chwilę zamilkł, dając Malfoyowi czas na przyswojenie jego słów. – No i nie zapominaj o tym, że dopiero przed przyjazdem do Hogwartu poznałem prawdę o swojej rodzinie. Wcześniej, przez jedenaście lat, nie wiedziałem o istnieniu magii, tak jak nie wiedziałem, że na świecie żyje ktoś taki jak Voldemort.
– Zawsze myślałem, że tylko się popisujesz. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że może się za tym kryć jakieś inne wytłumaczenie.
Harry wzruszył jedynie ramionami, bo miał świadomość, że Draco nie był w tej kwestii odosobniony i oprócz niego jeszcze wielu innych ludzi oceniało go dokładnie w taki sam sposób.
– To co, idziemy? – ponowił pytanie, tym samym definitywnie zamykając temat Voldemorta.
– Nie mamy wyjścia – odparł Draco.
Weszli do środka.
Tak jak ostatnim razem, tak i w tym przypadku tunel prowadzący do groty ze świstoklikami był na tyle wąski, że uniemożliwiał im poruszanie się obok siebie. Z tego powodu Draco zaproponował, że to on pójdzie przodem, na co Harry bez oporów przystał. Nie miało dla niego większego znaczenia to, czy będzie prowadził, czy zamykał ich dwuosobowy pochód, bo w obu przypadkach musiał być równie mocno skoncentrowany i ostrożny.
Kilka minut później Malfoy zaklął siarczyście i nieoczekiwanie się zatrzymał. Harry tego nie zauważył; był tak bardzo skupiony na tym, by nie myśleć o zalatującym grzybem powietrzu, że niemal na niego wpadł. Zareagował dosłownie w ostatniej chwili – gdyby nie jego doskonały refleks, prawdopodobnie obaj leżeliby teraz na ziemi.
– Dlaczego się zatrzymałeś?
– Bo mamy problem, nie widzisz? – odpowiedział Draco. – Tunel się kończy i znowu musimy wleźć do jakiejś cholernej dziury!
Harry miał ochotę zażartować z przyjaciela, ale wspaniałomyślnie powstrzymał się od komentarza. Zamiast tego spytał:
– Jak myślisz, co zastaniemy na dole?
– Jeśli liczysz na jakiś komitet powitalny, to gwarantuję, że nic takiego nie będzie miało miejsca.
Gryfon przewrócił oczami.
– Musimy podjąć to ryzyko.
– Jakbym nie wiedział.
– W takim razie czyń honory – odpowiedział Harry, a na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech. W blasku nikłych promieni pochodzących z ich różdżek wyglądało to nieco groteskowo.
Draco zamarł, lecz równie szybko odzyskał rezon.
– I ty siebie nazywasz Gryfonem? – parsknął z odrazą, lecz słowa te nie zrobiły na Harrym żadnego wrażenia. Co najwyżej bardziej go rozbawiły. – W porządku! Niech ci będzie!
Draco zmusił się do uśmiechu, ale nie ruszył się z miejsca, bo nogi miał jak z waty i z trudem utrzymywał się w pionie. Nie chciał jednak skompromitować się w oczach Harry'ego, dlatego po chwili zebrał się na odwagę i zrobił krok naprzód. Potem drugi i trzeci, aż wreszcie dotarł do znajdującej się na końcu tunelu dziury. Usiadł na jej skraju i niby przypadkiem zerknął przez ramię. Upewniwszy się, że przyjaciel go obserwował, przybrał minę pełną wyższości i delikatnie się odepchnął.
Przez kilka sekund zdawał się tkwić w miejscu, ale gdy zsunął się do punktu, gdzie kąt nachylenia był większy, błyskawicznie nabrał prędkości. Z jego ust nieoczekiwanie wyrwał się przeciągły pisk, który rozchodził się echem po tunelu jeszcze długo po tym, jak zniknął brunetowi sprzed oczu.
Harry zacisnął mocno wargi i na chwilę zamknął oczy. Gdy je otworzył, wypuścił powietrze z płuc i pokręcił z rozbawieniem głową. Nie zaśmiał się, choć miał na to niemałą ochotę. Wziął więc kilka uspokajających oddechów i ponownie skupił się na zadaniu – dopiero wtedy poszedł w ślady Malfoya i powtórzył wykonane przez niego czynności.
Był przekonany, że zjazd podziemnym tunelem będzie się ciągnąć w nieskończoność, tymczasem niespełna minutę później wylądował na czymś miękkim i nieco chropowatym. Musiał przyznać, że takie zakończenie odpowiadało mu nawet bardziej, problem w tym, że równocześnie odczuł przejmujący niepokój, a w głowie zapaliła mu się czerwona lampka. Nie wiedział, co było tego przyczyną, dlatego ostatecznie odrzucił negatywne myśli i złożył je na karb zmęczenia. Czując się nieco lepiej, wzmocnił uchwyt na swojej różdżce i rzucił zaklęcie światła.
To, co wówczas zobaczył, sprawiło, że serce na kilka sekund przestało mu bić. Przypomniał sobie pierwszy rok w Hogwarcie, kiedy razem z Ronem i Hermioną wyruszył na poszukiwania Kamienia Filozoficznego. Musieli wtedy pokonać wiele magicznych przeszkód, w tym Diabelskie Sidła, które do złudzenia przypominały Harry'emu to coś, na czym teraz wylądował.
– Cholera, Harry! – usłyszał spanikowany okrzyk Draco. – Coś się wokół mnie owinęło!
Po tych słowach Harry utwierdził się w przekonaniu, że jego umysł nie płatał mu figla, tylko naprawdę po raz kolejny przyszło mu zmierzyć się z pułapką przygotowaną przez profesor Sprout.
– Wiem, co to jest! – odkrzyknął. – To Diabelskie Sidła!
– Wspaniale, ale co z tego?!
– Nie szarp się, a najlepiej w ogóle nie wykonuj żadnych niepotrzebnych i gwałtownych ruchów!
Harry chciał dodać coś jeszcze, niestety nie miał takiej możliwości, bo Diabelskie Sidła zaatakowały również jego. Co prawda na razie oplotły mu tylko nogi, zdawał sobie jednak sprawę, że zawdzięczał to wyłącznie głupiemu szczęściu. Gdyby nie trzymał różdżki w pogotowiu i od razu po wylądowaniu nie rzucił zaklęcia światła, w mgnieniu oka zostałby obezwładniony i wtedy na pewno nie miałby żadnych szans na to, by uwolnić się o własnych siłach.
Draco z kolei zdawał się całkowicie stracić kontrolę nad sytuacją. Nie odzywał się, nie dawał innych oznak życia, co mogło oznaczać jedno – przegrał walkę lub był tego bliski. Perspektywa ta nie brzmiała zbyt pokrzepiająco, dlatego Harry starał się nie myśleć o tym w ten sposób. Wierzył, a przynajmniej starał się wierzyć, że wciąż miał szansę uratować Malfoya. Nie mógł tylko pozwolić sobie na jakąkolwiek zwłokę, bo każda sekunda była teraz na wagę złota.
Mając świadomość, że czas nie był jego sojusznikiem, Harry zaczął działać – zamknął oczy i skoncentrował się na zaklęciu. Gdy poczuł narastające mrowienie w opuszkach palców, pomyślał inkantację, a wtedy z jego różdżki wystrzelił jaskrawy promień. Niemal natychmiast ucisk wokół jego nóg się zmniejszył, aż w końcu całkowicie zniknął. Wtedy też stracił oparcie i runął na ziemię.
Mimo że upadek nie należał do kategorii szczególnie dotkliwych, na chwilę go zamroczyło. Gdy doszedł do siebie, zerwał się na równe nogi i rozejrzał dookoła, ale zgodnie z przewidywaniami nie zobaczył nigdzie Draco. W zasadzie to niewiele widział. Tkwił w tak ciemnym miejscu, że nie robiło mu różnicy, czy oczy miał zamknięte, czy otwarte.
Harry rzucił zaklęcie światła, mimo to nadal nie potrafił stwierdzić, gdzie znajdował się Draco. Kiedy zastanawiał się, skąd wcześniej dochodził jego głos, naprzeciwko niego buchnęły wysokie płomienie. Nim zgasła ostatnia iskra i otoczyła go niemal całkowita ciemność, zobaczył spadającego Malfoya.
– Wszystko w porządku? – zapytał, podbiegając do przyjaciela.
Draco wsparł się na przedramionach, po czym delikatnie odwrócił głowę. Nie poczuł bólu, dlatego chwycił wyciągniętą w jego stronę rękę i z pomocą Harry'ego stanął na własnych nogach. Potem ostrożnie poruszał kolejno wszystkimi kończynami, upewniając się, że kości miał całe.
– Tak, nic mi nie jest – odparł. – Dzięki.
Harry w odpowiedzi skinął tylko głową.
– Chodźmy dalej.
Draco nie protestował.
Chłopcy mieli ograniczone pole widzenia, więc nie mogli ocenić, jak wielka była komnata, w której rosły Diabelskie Sidła. Nie znając jej prawdziwych rozmiarów, obawiali się, że z czasem zupełnie stracą orientację w terenie i zaczną kręcić się w kółko. By temu zapobiec, zdecydowani się na najprostsze rozwiązanie – podeszli do ściany i ruszyli wzdłuż niej.
Poruszali się spokojnym i miarowym tempem, bo nie wiedzieli, jak wyglądało wyjście. Mogło być małe i od razu rzucać się w oczy, ale równie dobrze mogło być doskonale zakamuflowane. Na tym etapie wszystko było możliwe, dlatego niczego nie chcieli przyjmować za pewnik.
Na szczęście los im sprzyjał, bo kilka minut później natknęli się na ogromne, dwuskrzydłowe drzwi. Radość i ulga, które odczuli, były przyjemnym, choć nieco otępiającym doświadczeniem. Mimo to ani Harry, ani na Draco nie stracili czujności i nie przestali myśleć z wyprzedzeniem; podczas gdy Ślizgon machnięciem różdżki otworzył drzwi, Gryfon przyjął dogodną pozycję do odparcia ewentualnego ataku.
Na kilka sekund obaj zamarli w oczekiwaniu, lecz gdy przejście ukazało im się w pełnej okazałości, ponownie się rozluźnili. Niezależnie od tego, jak czarne scenariusze chodziły im po głowach, nie spełnił się żaden z nich - nie zostali zaatakowani przez krwiożercze bestie, nikt nie obrzucił ich gradem zaklęć, nie musieli nawet zmierzyć się z kolejną magiczną pułapką. W zasadzie mieli przed sobą jeszcze jeden tunel, który normalnie nie zrobiłby na nich większego wrażenia, gdyby nie fakt, że znacząco różnił się od wcześniej przebytych korytarzy.
Zasadnicze zmiany dotyczyły rozmiaru i wykończenia tunelu – przejście nie tylko było wyższe i szersze, ale również wykonane z większą finezją. Surowy kamień, który wcześniej pełnił funkcję podłogi, zastąpiono czymś w rodzaju cementowych płyt. Ściany, choć nadal z kamienia, były ociosane i gładkie, poza tym umieszczono w nich dziesiątki uchwytów z pochodniami. Sufit skąpany był w mroku, lecz po dokładniejszych oględzinach można było dostrzec, że wzmocniono go za pomocą drewnianych stropów.
Harry i Draco ruszyli przed siebie. Choć czuli się nieco pewniej, a napięcie utrzymywało się na stosunkowo niskim poziomie, i tak trzymali różdżki w pogotowiu. Być może zmiany w wyglądzie tunelu miały uśpić ich czujność, a może nie miały żadnego znaczenia. Na tę chwilę nie byli w stanie tego stwierdzić.
Kilka minut później chłopcy dostrzegli w oddali jakieś światło. Obaj pomyśleli o tym, że wreszcie dotarli do groty ze świstoklikami, dlatego bez zastanowienia zwiększyli tempo marszu.
Doszedłszy do końca tunelu, stanęli jak wryci. Ich oczom ukazała się ogromna komnata, którą oświetlały tysiące lewitujących świec, i która na pierwszy rzut oka wydawała się nieco większa niż Wielka Sala. Najbardziej zaskakujące było jednak to, że poza drewnianym krzesłem, które stało po drugiej stronie komnaty, pomieszczenie było zupełnie puste.
– Nie wiem jak ty, ale ja myślę, że to pułapka – powiedział Harry, uważnie rozglądając się dookoła. Próbował wypatrzeć jakiś drobny szczegół, cokolwiek, co potwierdziłoby jego obawy i podpowiedziało mu, czego powinien się spodziewać. Bo akurat w to, że bez żadnych niespodzianek przejdą z Malfoyem komnatę, zupełnie nie wierzył.
– Zgadzam się.
– Poza tym nigdzie nie widzę drzwi.
– Myślę, że w tym cały szkopuł – odparł Draco, który również dokładnie przyglądał się otoczeniu. – Jestem pewien, że musimy je odnaleźć. Ale żeby to zrobić, musimy wejść do środka. Problem w tym, że kiedy to zrobimy, coś się stanie. Nie wiem tylko co i jak trudne do przezwyciężenia to coś będzie.
Harry westchnął i przetarł zmęczone oczy. Starał się nie tracić resztek nadziei, ale był już tak bardzo wykończony, zarówno fizycznie, jak i psychicznie, że nie przychodziło mu to z łatwością.
– To co robimy? W innych okolicznościach sugerowałbym, żebyśmy obmyślili jakiś plan działania, obawiam się jednak, że w tym przypadku nie ma to najmniejszego sensu. Nie pozostaje nam chyba nic innego, jak tylko pójść na żywioł i liczyć na to, że poradzimy sobie z konsekwencjami.
– Słuszna uwaga.
Na chwilę zapadła cisza. Chłopcy w milczeniu zbierali się na odwagę, by wkroczyć do komnaty.
Po kilku minutach wymienili się porozumiewawczymi spojrzeniami i niemal jednocześnie zrobili pierwszy krok. Wtedy też wreszcie zobaczyli drzwi. Ruszyli w ich stronę spokojnym, lecz miarowym tempem. Nie niepokojeni przez nikogo pokonali ponad połowę komnaty i dopiero kiedy zbliżyli się do drzwi na wyciągnięcie ręki, wydarzyło się kilka rzeczy naraz. Wokół nich pojawiły się wysokie płomienie, z ich rąk zniknęły różdżki i pojawiły się w dłoni starca, który nie wiadomo jak i kiedy zmaterializował się przy pustym dotąd krześle.
– Co do...
– Cisza! – ryknął mężczyzna. Jego głos, niski i tubalny, zupełnie nie pasował do wyglądu zniedołężniałego staruszka. Chłopcy poczuli na plecach dreszcze, dlatego bez wahania zastosowali się do wydanego im polecenia. – Mam wam do przekazania wiadomość. A o to jej treść:

Wędrowcze drogi, ciężka Twa dola;
Nadszedł czas na to, by trochę pogłówkować;
Zanim jednak zaczniesz, zważ na moje słowa;
Odpowiedź na me pytanie musi być prawidłowa;
Jeśli się pomylisz, Twa szansa przepadnie;
A to, czego szukasz, w pył się rozpadnie.

Najpierw pomyśl o kimś, kto łukiem wojuje;
Potem się zastanów, do kogo celuje;
Gdy widzisz ofiarę, którą serce kłuje.
Teraz się zastanów, czego Ci brakuje;
Gdy mówisz o kociołku, który nie pasuje.
Wreszcie dodaj do tego sam czasu początek;
Albo koniec końca, to ten sam wątek.
Odetchnij z ulgą, ostatnia zagwozdka;
Ja czy Ty? Ty czy ja?
Kto jest pierwszy – Ty czy ja?
Wędrowcze drogi, dotarłeś do końca;
Zsumuj wszystko, przemyśl dokładnie;
I podaj odpowiedź, nim odwagi Ci zbraknie.

Gdy mężczyzna skończył mówić, Harry zbladł i niemal usiadł na podłodze z wrażenia. Nie uważał, by nadawał się do rozwiązywania jakichkolwiek zagadek, mimo że na początku testu dość szybko sobie z jedną poradził. Zresztą, nawet jeśli teraz miał szansę wpaść na jakiś trop, to musiał najpierw przeanalizować każdy wers rymowanki, a nie mógł tego zrobić, bo już zapomniał ponad połowę z tego, co usłyszał.
– Cóż, mogło być gorzej – stwierdził Draco, zachowując przy tym kamienny wyraz twarzy. Harry nie mógł więc stwierdzić, czy naprawdę tak myślał, czy tylko dostrzegł jego zbolałą minę i próbował go w ten sposób uspokoić.
– Zapamiętałeś wszystko?
– Większość. Na szczęście tym nie musimy się w ogóle przejmować, bo wszystko jest zapisane tutaj – odparł i pomachał Harry'emu przed nosem kartką, którą ten dopiero teraz zauważył.
Harry odetchnął z ulgą i spróbował się skoncentrować. Być może w tym przypadku nie będzie dla Malfoya wystarczającym oparciem, ale nie będzie też dodatkowym obciążeniem. W każdym razie spróbuje mu pomóc w miarę swoich możliwości.
– Dobra, bierzmy się do pracy! – powiedział Draco, po czym usiadł na podłodze i położył przed sobą pergamin. – Pierwsza część ma charakter informacyjny i nie musimy zawracać nią sobie głowy. Poza tym chyba obaj zdajemy sobie sprawę, co się stanie, jeśli podamy błędną odpowiedź.
– Nie będziemy mogli przejść do komnaty ze świstoklikami – odpowiedział Harry, zajmując miejsce obok Ślizgona.
– Właśnie – zgodził się z nim Draco. – Skupmy się więc na drugiej części. Od razu widać, że ta łamigłówka składa się z kilku pomniejszych niewiadomych. W innych okolicznościach moglibyśmy uznać, że chodzi o jakąś dłuższą sentencję, kiedy jednak weźmiemy pod uwagę przedostatni wers, to oczywistym staje się fakt, że prawidłową odpowiedzią jest tylko jeden wyraz.
Harry skinął głową.
– Czyli uważasz, że odpowiedziami na poszczególne fragmenty zagadki są sylaby ostatecznego rozwiązania?
– Tak, właśnie tak myślę.
Harry przebiegł szybko wzrokiem po tekście i policzył potencjale niewiadome.
– Potrzebujemy czterech odpowiedzi.
– Zgadza się.
– No dobra, to zacznijmy od początku.
Draco przeczytał na głos pierwsze trzy wersy.
– Nie mam pojęcia – jęknął Harry, powoli tracąc zapał do pracy. A przecież dopiero zaczęli. – Pomijając człowieka, z łukiem widziałem tylko centaura. Nie sądzę jednak, żeby to o niego chodziło.
Draco skinął głową i przeczytał dwa kolejne wersy.
– Ten fragment jest jeszcze gorszy. Chodzi o zawartość?
Malfoy prychnął i spojrzał na niego jak na kogoś niespełna rozumu.
– Zawartość, serio? W takiej sytuacji mielibyśmy do czynienia z setkami możliwości. Jasne, moglibyśmy zawęzić obszar poszukiwań do eliksirów, które wchodzą w reakcję z tworzywem, z którego wykonany jest dany kociołek, ale to też nie byłaby prawidłowa odpowiedź.
– Rozmiar?
– A co, masz kompleksy?
Harry przewrócił oczami.
– To nie czas na żarty.
Draco uniósł dłonie w geście kapitulacji, choć równocześnie uśmiechnął się półgębkiem i powiedział:
– Ktoś tu zareagował zbyt nerwowo.
Harry spojrzał na przyjaciela ze złością i ostatkiem sił powstrzymywał się przed tym, by nie zdzielić go w głowę.
– Wszystko słyszałem – warknął. – I wiem, że ty wiesz, że ja wiem, co powiedziałeś.
– Dobra, wyluzuj.
Harry zamilkł, wykorzystując ciszę na ponowne zapoznanie się z wersami dotyczącymi tajemniczego kociołka. Gdy czytał zagadkę po raz trzeci, poczuł przyspieszone bicie serca. Odniósł wrażenie, że już kiedyś słyszał coś podobnego. Podobnego, nie identycznego. Tego był pewien. Pytanie tylko kiedy i gdzie?
– Turniej Trójmagiczny! – krzyknął nagle.
– Odbiło ci? – spytał Draco, patrząc na niego z politowaniem. – To według ciebie jest odpowiedź na naszą zagadkę?
– Nie, nie o to mi chodzi.
– No to o co?
– Pamiętasz trzecie zadanie? – zapytał, nie potrafiąc ukryć narastającej ekscytacji w swoim głosie. Malfoy przytaknął i cierpliwie czekał na ciąg dalszy. – W labiryncie spotkałem sfinksa, który zagradzał mi drogę. Jeśli chciałem przejść dalej, to musiałem rozwiązać jego zagadkę. Ale mniejsza o większość. Chodzi mi o to, że niektóre fragmenty tamtej zagadki brzmiały podobnie do tej, z którą mamy do czynienia teraz.
Draco gwałtownie się wyprostował i spojrzał na niego z nadzieją.
– Pamiętasz ją?
– Mniej więcej – odpowiedział Harry i spojrzał na zapisany pergamin. – W zagadce sfinksa był jakiś fragment dotyczący chłopaka, który kogoś całował. I tam też czegoś brakowało...
– Okej... I co dalej?
Harry zignorował Malfoya, zamknął oczy i spróbował przypomnieć sobie wydarzenia, które rozegrały się w labiryncie. Nie było to łatwe, zważywszy na to, jaką tragedią zakończył się turniej.
– Kociołek, który nie pasuje... Kociołek, który nie pasuje... Kociołek, który... – powtarzał niczym mantrę.
Draco początkowo pozwolił Harry'emu pogrążyć się we własnych myślach, ale kiedy nie przyniosło to żadnych zadowalających rezultatów, poczuł narastającą irytację. Sam nie wiedział, czy wkurzał się na przyjaciela, czy na sytuację, w której się znaleźli. Choć w sumie nie miało to żadnego znaczenia.
– Ile razy zamierzasz jeszcze powtórzyć, że nie pasuje ci ten przeklęty kociołek? Do niczego to nas nie zaprowadzi!
Harry otworzył oczy.
– No jasne! – zaśmiał się pod nosem. – Na Merlina, przecież to było takie oczywiste!
Draco zmarszczył brwi.
– Teraz to ja naprawdę nie mam pojęcia, o czym mówisz.
– Ten kociołek. Chodzi o zaimek!
– Jesteś pewien? – zapytał Draco, nie kryjąc nawet swojego sceptycyzmu. Harry skinął głową. – No dobra, to zajmijmy się kolejną częścią. Kiedy odgadniemy pozostałe  niewiadome, wtedy się okaże, czy miałeś rację.
Harry przeczytał dwa kolejne wersy. Draco milczał.
– Jeszcze kilka minut temu powiedziałbym, że na końcu końca jest śmierć i powinniśmy znaleźć odpowiedź związaną z umieraniem...
– Wyczuwam jakieś ale – przerwał mu Draco.
– Mam inny pomysł. Co jeśli ci powiem, że ten fragment musimy potraktować dosłownie?
– Nadal nic mi to... Nie... To by było zbyt proste.
– Ale nie oczywiste, prawda? W zasadzie gdyby nie moja przygoda z turniejem, to chyba nigdy bym na to nie wpadł. No bo tam też miałem do czynienia z podobnym wersem. Coś z końcem początku i początkiem końca.
– Czyli co, chodzi o literę? C? – Harry wzruszył ramionami, choć jego usta wykrzywiały się w uśmiechu zadowolenia. – No dobra, skoro w ten sposób mamy rozpatrywać tę zagadkę, to nie uważasz, że kolejne wersy powinniśmy potraktować podobnie?
Harry przybrał wygodniejszą pozycję i spojrzał na przyjaciela z zainteresowaniem.
– Co masz na myśli?
– Kto zawsze jest pierwszy? Ja, bo w odmianie przez osoby „ja” jest przed „ty”.
– Na Merlina, masz rację! – Na chwilę zamilkł. – Okej, to znaczy, że w tej chwili mamy „ten”, „c” i „ja”.
– Potencja?
Harry ryknął głośnym śmiechem.
– I kto tu ma kompleksy? – Draco szturchnął go w ramię. – Miałeś nie żartować – dodał, a potem znowu zaczął się śmiać. To było silniejsze od niego.
Malfoy poczekał, aż przyjaciel doprowadzi się do porządku i ponownie skupi się na zagadce. Dopiero wtedy się odezwał:
– A tak na poważnie, to chyba mamy już odpowiedź. – Harry spojrzał na niego z wyczekiwaniem. – Amortencja.
Gryfon wytrzeszczył oczy i pacnął się w czoło.
– Nie wierzę, że nie pomyślałem o tym wcześniej... Wiesz, że Amor jest rzymskim bożkiem miłości, którego mugole wyobrażają sobie właśnie z łukiem w ręce? A kiedy zostaniesz przez niego trafiony, to się zakochujesz i dlatego masz wrażenie, że kłuje cię serce.
– Cóż, szczerze mówiąc, nie miałem pojęcia. Wiedziałem natomiast, że na astronomii uczyliśmy się o włoskim astronomie, który odkrył jedną z krążących wokół Słońca planetoid i nazwał ją Amor [2]. No a teraz wiem, skąd wzięła się jej nazwa.
Chłopcy przez chwilę milczeli, a potem bez słowa podnieśli się z podłogi. Odszukali wzrokiem tajemniczego mężczyznę i skinęli mu głowami.
– Uważamy, że prawidłową odpowiedzią na zagadkę jest nazwa eliksiru. Amortencja – powiedział Draco.
Starzec przez kilka długich sekund przyglądał im się z kamiennym wyrazem twarzy, aż w końcu szczerze się uśmiechnął.
– Doskonale! – Pstryknął palcami, usuwając płomienie, które ich otaczały. – Możecie przejść – powiedział. Odłożył ich różdżki na krzesło, po czym zniknął tak szybko jak się pojawił.
Chłopcy zabrali swoje różdżki i otworzyli drzwi. Pomieszczenie było niewielkie. W odległości dwóch kroków od wejścia stał stolik, a na nim misa z mieniącymi się kulami. Harry i Draco podeszli do stolika i wzięli po jednym świstokliku. Chwilę później poczuli szarpnięcie w okolicach brzucha i zniknęli z cichym trzaskiem.


[1] Kajdany Śmierci; inkantacja: vinculum mortem (łac. vinculum – kajdany; mors – śmierć, zgon; zaklęcie mojego autorstwa) – klątwa czarnomagiczna, której pierwszymi objawami są zasinienia wokół nadgarstków i kostek – przypominają rany powstałe na skutek długotrwałego spętania kajdanami. Zaklęcie początkowo hamuje dopływ krwi jedynie w obrębie kończyn górnych i dolnych (stąd wspomniane zasinienie), stopniowo jednak wszystkie organy wewnętrzne odłączane są od krwiobiegu. Zbyt długie przebywanie pod wpływem klątwy prowadzi m.in. do niedotlenienia mózgu i zatrzymania akcji serca, a w konsekwencji do śmierci.
[2] W rzeczywistości planetoida Amor została odkryta przez belgijskiego astronoma Eugène’a Delporte 12 marca 1932 r.

12 komentarzy:

  1. Ojej, widzę kolejny rozdział ♥
    Tylko muszę chyba jeszcze raz poprzednie nadrobić :D

    Jakby nie było, weny na kolejne!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. OMG, te takie beztroskie "Wiem" Dumbledore'a odnośnie rzucania niewybaczalnnych mnie totalnie rozbroiło XD

      Dobra, bo zaczęłam pisać komentarz przy poprzednim rozdziale i w zasadzie to wysmarowałam tylko tamte zdanie, bo poleciałam czytać dalej xd. Ale już się zabieram do w względnie porządnego komentarza, a przynajmniej mam nadzieję, że taki mi wyjdzie :D
      Dumbledore mnie trochę zawiódł tym niesprawdzeniem aurorów i faktem, że wpuścił do szkoły śmierciożerców i przede wszystkim nie zareagował od razu. Niemożliwe, że podczas walk nic mu się nie wydało podejrzane.
      Tańczący Voldemort mnie rozwalił xD
      I szacun za zagadki, mi aż tak nie chciałoby się myśleć tworzyć. Co prawda u siebie miałam jednak, ale bardzo prostą :D A tutaj widać, że chłopaki muszą się trochę nagłówkować :)
      Widać inspirację turniejem; ale koniec jest w takim momencie, że zastanawiam się, czy nie zainspirowałeś się bardziej i ich jeszcze gdzieś nie przeniosłeś, żeby nie mieli za lekko w życiu :D W sumie i tak sporo mieli przygód, więc mogłabym pomyśleć, że im już starczy tego testu, no ale kurde, w tym momencie... hmm.
      Ciesze się, że sobie mogłam przeczytać Twoje opowiadanie (nadmiar wolnego czasu na kwarantannie zdecydowanie się do tego przyczynił) i przypomnieć sobie, jakie jest fajne^^.

      Powodzenia na sesji! A tak z ciekawości, co studiujesz? I cóż, jeszcze raz życzę weny i czasu na pisanie :)

      Usuń
    2. Cześć!

      Z uwagi na to, co może się wydarzyć w kolejnych rozdziałach, nie będę w tym miejscu tłumaczyć zachowania Dumbledore'a. Mogę natomiast odnieść się do kanonu, który jednoznacznie wskazuje na to, że Dumbledore popełnił w swoim życiu mnóstwo różnych błędów - skupię się tylko na kilku z nich. Na pierwszym roku Harry'ego obrony przed czarną magią uczył Kwiryniusz Quirrel, który pod turbanem ukrywał samego Voldemorta. Drugi rok i kolejna nieodpowiednia osoba na stanowisku nauczyciela OPCM - Gilderoy Lockhart (tym razem, na szczęście, po prostu niekompetentny oszust). Czwarty rok i następna wpadka - śmierciożerca udający Alastora Moody'ego. Mając powyższe na uwadze, Albus Dumbledore nie był nieomylny i, chcąc nie chcąc, można mu zarzucić naprawdę wiele niedociągnięć, niedopatrzeń i kardynalnych błędów. Rozumiem odczuwany przez Ciebie zawód, mimo to uważam, że mieliśmy już do czynienia z gorszymi wpadkami byłego nauczyciela transmutacji. :)

      Bardzo się cieszę, że fragment dotyczący tańczącego hula Voldemorta Cię rozbawił, bo w założeniu taki właśnie był mój cel. :)

      Szczerze mówiąc, pierwsza wersja tego rozdziału wyglądała zupełnie inaczej, przynajmniej jeśli chodzi o ostatnią jego część. Nie będę ukrywać, ale początkowo poszedłem na łatwiznę i skorzystałem z raczej znanej większości ludziom zagadki. Dopiero kiedy poprawiałem ten rozdział przed wysłaniem go do bety, pomyślałem sobie, że za bardzo ułatwiłem sobie zadanie. Oczywiście nie będę w tym miejscu zaklinać rzeczywistości i udawać, że nie wzorowałem się na Turnieju Trójmagicznym, bo każdy, kto przeczytał Czarę Ognia, od razu by mnie przejrzał. Cieszę się jednak, że ostatecznie udało mi się tak zmodyfikować znaną nam zagadkę, że pasowała również do mojego opowiadania.

      Na temat tego, czy Harry i Draco wrócą w następnym rozdziale do szkoły, czy czekają ich kolejne przygody, z wiadomych powodów się nie wypowiem. :)

      Dziękuję za wszystkie miłe słowa!

      Pozdrawiam!

      PS Finanse i bankowość, a przynajmniej taką specjalizację realizowałem na studiach magisterskich. Pracę dyplomową pisałem natomiast na temat prawa finansowego w odniesieniu do jednostek samorządu terytorialnego.

      Usuń
  2. Dumbledore dał plamę na całej linii. Nie mam pojęcia jak ktoś taki jak on mógł popełnić ten kardynalny błąd. Mimo że bardzo lubię tą postać, to w tej sytuacji nie mogę znaleźć dla niego absolutnie żadnego wytłumaczenia. Jeszcze bardziej dziwi mnie to, że w poprzednim rozdziale zbagatelizował sytuację, gdy Minerwa powiedziała mu, że „aurorzy” rzucają Niewybaczalne na uczniów, a tutaj twierdzi, że to nie aurorzy tylko śmierciożercy. wcale bym się nie zdziwił, gdyby Harry go tam rozszarpał. Zasłużył sobie na to.

    Gratuluję dobrze przemyślanej zagadki. Co prawda nawiązanie do Czary Ognia jest bardzo widoczne, to i tak mi się podobało. Część udało mi się rozwiązać samemu, ale poległem na odgadnięciu, że chodzi o amora ( cały czas kojarzyło mi się z łucznikiem ) i kociołku. Podziwiam, że sam wymyśliłeś cały wierszyk :)

    Ehh, Malfoy dołożył mi dodatkowej roboty. Przez jego żart z potencją musiałem czyścić laptopa z soku :/

    Wydaję mi się, że świstokliki nie zaprowadzą ich w żadne inne miejsce niż do nauczycieli. Test trwa już kilka rozdziałów, więc to pewnie odpowiedni czas, aby zakończyć ten wątek. Chociaż nie wiadomo, czy nie zaskoczysz nas czymś jeszcze :) Jednak odnoszę wrażenie, że to już koniec i chłopakom nic już nie grozi :)

    Wydaje mi się, że Hermiona ma lekkie opory przed zaakceptowaniem tego, że Harry się zmienił. Wciąż traktuje go protekcjonalnie i uważa, że bez jej pomocy sobie nie poradzi. Widać to w poprzednich rozdziałach jak i tutaj. Pewnie jeszcze nie raz panna Granger będzie mu matkowała.

    Nie potrafię powiedzieć dlaczego, ale gdzieś z tyłu głowy siedzi mi myśl, że między Harrym i Hermioną będzie coś więcej. W niektórych fragmentach opowiadania ( nie tylko w tym rozdziale ) mam wrażenie, że mają się ku sobie. Sam nie wiem dlaczego, bo w sumie nie dałeś żadnych poszlak, aby tak myśleć. Jestem ciekaw czy to prawda :D

    Rozdział mi się podobał, poza wątkiem Dumbledore'a. Poważnie za tą akcję dyrektor ma u mnie dużego minusa i nie wiem co musiałby zrobić, żebym znów patrzył na niego przychylnie. Nie mogę mu wybaczyć, że tak spartaczył sprawę. I to jeszcze jak mu powiedzieli, co ci śmierciożercy tam robią. Skończę już ten temat, bo znowu się denerwuję.

    Plusy tego rozdziału
    1. Zagadka
    2. Żart Malfoya
    3. Prawdopodobnie zakończenie wątku testu

    Minusy
    1. Zachowanie Dumbledore'a

    Życzę weny i czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć!

      Tak jak napisałem w odpowiedzi na powyższy komentarz, pozwolę sobie na razie nie komentować zachowania Dumbledore'a. Z czasem dowiecie się dlaczego. Kiedy jednak myślę o wydarzeniach z kanonu, to trochę dziwi mnie fakt, że jego błędy wywołują w Was aż tak wielkie zaskoczenie. Wystarczy przypomnieć sobie Quirrela, Lockharta czy fałszywego Moody'ego, by wiedzieć, że dyrektor ma już na swoim koncie wiele różnego rodzaju niedopatrzeń i niedociągnięć. :) Zgadzam się natomiast w kwestii tego, że Harry mógł zareagować gwałtowniej. Miałby do tego pełne prawo.

      Powiem tak, w pierwszej wersji tego rozdziału użyłem innej zagadki, której na dodatek nie wymyśliłem sam. Potem, kiedy po raz ostatni sprawdzałem tekst przed wysłaniem go do bety, stwierdziłem, że nie mam w zwyczaju aż tak bardzo ułatwiać sobie życia, więc muszę coś zmienić. Nie będę ukrywać, że mocno wzorowałem się na Czarze Ognia, bo ani nie zamierzałem tego robić, ani nie miałoby to żadnego sensu. Jak słusznie zauważyłeś, podobieństwo jest doskonale widoczne. Nie będę także ukrywać, że to właśnie z pierwszą częścią zagadki miałem największy problem. W każdym razie doszedłem do wniosku, że po odgadnięciu pozostałych niewiadomych ostateczne rozwiązanie nie powinno już sprawić nikomu większych trudności. :)

      Jeśli chodzi o Hermionę, to myślę, że masz rację. Teraz należy postawić sobie pytanie, czy robi to świadomie, czy po prostu tak bardzo przyzwyczaiła się do zachowania Harry'ego z przeszłości, że nie dostrzega faktu, jak bardzo niesprawiedliwa i wyniosła jest w stosunku do niego?

      Cieszę się, że udało mi się zrealizować swój cel i Was rozbawić, choć równocześnie łączę się z Tobą w bólu. W moim życiu doszło do kilku podobnych epizodów, więc od tego czasu raczej unikam picia i jedzenia w trakcie czytania. :)

      Na temat chemii pomiędzy Harrym i Hermioną z wiadomych powodów się nie wypowiem. Pominę również spekulacje na temat miejsca, do którego świstokliki przeniosły chłopaków. Akurat odpowiedź na to pytanie poznacie już w kolejnym rozdziale. :)

      Dzięki za komentarz!

      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Hejka,
    wspaniały rozdział, och smierciozercy podszyli się no niby pod aurorów... brr ale naprawdę Harry bardzo dobrze poradził sobie Harry w walce z nimi ;) koniec testu dla nich czy jeszcze jakaś niespodzianka ich czeka...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć!

      Przede wszystkim bardzo dziękuję za komentarz! Cieszę się również, że powyższy rozdział Ci się podobał. Na pytanie o to, czy Harry i Draco zakończyli test, czy zostaną przeniesieni w inne miejsce, z wiadomych powodów nie odpowiem. Wszystko wyjaśni się już niebawem. :)

      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Hej,
    ok, autorze co u Ciebie, jak poszła obrona pracy... mam nadzieję że rewelscyjnie ;) i ta upierdliwa scena do napisania też nie sprawia już oporów...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć!

      Dziękuję, obrona poszła mi bardzo dobrze. Myślę, że nie skłamię, jeśli napiszę, że czasami żałuję, że mam to już za sobą. O tyle dobrze, że przynajmniej na koniec studiów miałem okazję jeszcze ten jeden raz pojawić się na uczelni osobiście. :)

      Z rozdziałem również sobie poradziłem, a przynajmniej tak myślę – wszystko okaże się wtedy, gdy beta prześle mi poprawki wraz ze swoimi uwagami. Niestety nie wiem, kiedy to nastąpi, dlatego na razie nie zamierzam podać nawet przybliżonego terminu opublikowania kolejnego rozdziału. Wystarczająco wiele razy nie dotrzymałem danego Wam słowa, więc nie chciałbym po raz kolejny dzielić się z Wami nieprawdziwymi informacjami.

      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Hejka, hejka,
    co tam u Ciebie słychać, już sporo czasu upłynęło... a ja zaczynam się martwić coraz bardziej... wróć do nas...
    Wesołych świąt życzę...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    wspaniale, brr to prawdziwi śmierciożercy, no to naprawdę kiepsko by było, ale Harry doskonale sobie z nimi poradził... to koniec testu dla nich czy jeszcze jakas niespodzianka ich czeka?
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejeczka,
    wspaniale, brr... to jednak prawdziwi śmierciożercy... ale Harry świetne sobie z nimi poradził... a to koniec testu, czy jeszcze jakaś niespodzianka na nich czeka?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń