Następnego
ranka Harry czuł się i wyglądał jak zombie, przez co nie był w dobrym humorze.
Nie znosił astronomii, bo kolejnego dnia chodził nieprzytomny. Oprócz tego, że
przysypiał w najmniej oczekiwanych momentach i na okrągło ziewał, to wszystko
niezmiernie go irytowało. Niestety nic nie mógł na to poradzić i na duchu
podnosiła go tylko myśl, że nie był w tym osamotniony.
Wygrzebał się spod kołdry i od razu poszedł
do łazienki. Liczył, że szybki prysznic choć trochę go rozbudzi.
Kilkanaście
minut później czuł się odrobinę lepiej. Kąpiel mu pomogła, dlatego odświeżony i
ubrany ruszył na śniadanie. Ponieważ było stosunkowo wcześnie, w sali
znajdowało się niewielu uczniów.
Nie był jednak
długo skazany na samotność, gdyż po chwili dołączył do niego Mike. Dzisiaj nie było
z nim Hermiony, ponieważ dziewczyna musiała wywiązać się z obietnicy, którą
złożyła Ronowi. Przyrzekła, że będzie mu towarzyszyć przez cały dzień.
Rudzielcowi chyba naprawdę na tym zależało, skoro był skłonny się poświęcić i
wstać tak wcześnie. Szkoda tylko, że był jedynym, który się z tego cieszył.
Hermiona nie
tryskała entuzjazmem i nie można się jej było dziwić. W końcu ile mogła słuchać
tych wszystkich narzekań? Nie dość, że były nudne i żałosne, to jeszcze
niedojrzałe. Bardzo jej się to nie podobało i nie miała zamiaru tego
akceptować, mimo że Ron zaliczał się do grona jej przyjaciół.
Mimo wszystko,
śniadanie minęło dosyć szybko. Zaraz po nim Gryfoni mieli dwie godziny opieki
nad magicznymi stworzeniami. Ponieważ lekcje nie cieszyły się zbytnią
popularnością, większość osób szła na nie jak na ścięcie. Może Hagrid nie był
tak chamski i opryskliwy jak Snape, ale i tak stresował, a wręcz przerażał
niektórych uczniów.
Gdy kilkanaście
minut później zaczęły się zajęcia, wiele osób przeżyło prawdziwy szok. W tym
roku Hagrid stał się bardziej profesjonalny. Zwracał uwagę na szczegóły,
pilnował, żeby nikomu nic się nie stało, a także podawał wiele wartościowych
informacji. W końcu pokazał, że naprawdę kochał magiczne stworzenia i że brak
wykształcenia nie zawsze świadczył o wartości człowieka. Zajęcia okazały się interesujące,
dlatego szybko im minęły.
Na przerwie
Harry został trochę dłużej i porozmawiał z przyjacielem. Opowiedział krótko o
swoich wakacjach i pierwszym dniu szkoły. Niedługo potem razem z mężczyzną poszedł
na obiad. Kiedy rozstawali się w Wielkiej Sali, brunet obiecał, że w wolnej
chwili złoży mu wizytę.
Jedząc posiłek,
Harry był bardzo podekscytowany. Już wkrótce miała się zacząć pierwsza lekcja
obrony przed czarną magią. Zielonooki Gryfon uwielbiał te zajęcia. Był ciekawy,
czy nowa nauczycielka sprawdzi się w swojej roli. Na pierwszy rzut oka
wyglądała na osobę, która znała się na rzeczy. Czy tak było w rzeczywistości?
Lekcja zbliżała
się wielkimi krokami, więc każdego ogarnęło wielkie podniecenie. Wszyscy
zadawali sobie pytania:
- Jaka będzie
profesor Darkside?
- Czy postawi
nacisk na praktykę, jak profesor Lupin, czy będzie bezmyślnie kazała
przepisywać podręcznik, jak wymagała tego Umbridge?
Pod salą czekał
już pełen napięcia tłum. Uczniowie stawili się dużo wcześniej niż zwykle,
ponieważ nikt nie wiedział, jak kobieta reagowała na spóźnienia. Mimo że wszyscy
się ekscytowali, to starali się zachowywać normalnie.
Harry rozmawiał
z Hermioną, gdy nagle drzwi do sali otworzyły się i stanęła w nich profesor
Darkside.
- Zapraszam do
środka - powiedziała spokojnie, lecz stanowczo.
Uczniowie z
zapartym tchem weszli do klasy i zajęli swoje miejsca. Przez chwilę oglądali
wystrój, ale kiedy kobieta zaczęła mówić, od razu przenieśli na nią swój wzrok.
- Witajcie. Jak
wiecie nazywam się Morgana Darkside i w tym roku będę was uczyła obrony przed
czarną magią.
- To zostaje
pani tylko na rok? - zapytał ktoś z końca sali.
- Bardzo proszę
mi nie przerywać, a ewentualne pytania sygnalizować przez podniesienie ręki. -
Kobieta spojrzała na niesfornego Ślizgona i nie zmieniając tonu, kontynuowała.
- Nie jestem w stanie odpowiedzieć na pana pytanie. Możliwe, że zostanę tu na
stałe, a może tylko do końca roku.
W pomieszczeniu nadal panowała absolutna cisza.
Nikt nie śmiał przerwać nauczycielce, gdyż każdy czekał na jej kolejne słowa.
- Mieliście
wielu nauczycieli i myślę, że niektórzy z nich byli naprawdę dobrzy, skoro
spotykamy się w tak licznym gronie. Nie będę jednak wracać do przeszłości i nie
interesuje mnie, jak radziliście sobie u innych. Zdanie na wasz temat wypracuję
sobie sama. Jeżeli będziecie ciężko pracować, to możecie być spokojni. Niech
się martwią ci, którzy nie przyłożą się do moich lekcji. - Profesor Darkside
mówiła cicho, a i tak wszyscy słyszeli każde jej słowo. Wzbudzała tak wielki
respekt, że nie musiała podnosić głosu, aby w klasie panował spokój.
- Na pewno
zastanawiacie się, jak będą wyglądać nasze zajęcia. Tak naprawdę wszystko
zależy od was. A dokładnie od waszego skupienia i zaangażowania. Domyślam się,
że nie chcecie ciągle słuchać teoretycznych wykładów, tylko ćwiczyć nowe uroki.
Nienależnie od tego czasami będziemy musieli zająć się teorią, żeby móc przejść
do praktyki. W tej chwili tylko jedno jest pewne: w najbliższym czasie odbędzie
się test, abym mogła sprawdzić wasze umiejętności.
- Na czym
dokładnie będzie polegał? - spytała Hermiona, podniósłszy do góry rękę.
- Będzie to
test praktyczny, w którym sprawdzę, jak radzicie sobie w obliczu zagrożenia.
Przygotuję dla was tor przeszkód, w którym będziecie musieli poradzić sobie z
różnymi zadaniami. Na razie mogę was zapewnić, że nie zabraknie w nim
magicznych stworzeń - odpowiedziała.
Ponieważ nikt
nie zasygnalizował chęci zadania kolejnego pytania, profesor Darkside
kontynuowała mowę o swoich oczekiwaniach.
- Jeśli chodzi
o moje wymagania, to stawiam na ciężką pracę. Jeżeli nie będzie wam coś
wychodzić, to będziecie to robić do czasu, aż się tego nauczycie. Z zajęciami
pożegnają się natomiast ci, którzy będą tu przychodzić w celach towarzyskich.
Na razie to tyle, chyba że macie do mnie jeszcze jakieś pytania? - Rozejrzała
się po klasie, ale nie zobaczyła w górze żadnej ręki.
- Bardzo
dobrze. Dzisiaj skupimy się na dwóch rzeczach. Wrócimy do podziału zaklęć i
spróbujecie rzucać zaklęcia niewerbalne, jeśli jeszcze tego nie potraficie. Na
początek, na czym polega magia niewerbalna? - Spojrzała na Hermionę, która od
razu wyrwała się do odpowiedzi. - Proszę.
- Magia
niewerbalna polega na rzucaniu uroków bez wypowiadania na głos formuły zaklęcia
- odpowiedziała.
- Świetnie,
pięć punktów dla Gryffindoru! - Uśmiechnęła się nauczycielka. - A
zastanawialiście się kiedyś, na jakie kryteria możemy w ogóle podzielić
zaklęcia? - Zadała kolejne pytanie.
- Oczywiście na
białą i czarną magię - wyrwał się Ron, pewny, że i on zdobędzie jakieś punkty.
- Jest pan
pewien?
Ron niepewnie rozejrzał
się po klasie. Wyglądał, jakby oczekiwał, że ktoś inny udzieli za niego
odpowiedzi.
- Yyy... tak -
odpowiedział z lekkim wahaniem.
- Niestety nie
ma pan racji. - Profesor Darkside cicho westchnęła, gdyż spodziewała się takiej
odpowiedzi. - Czy ktoś potrafi wyjaśnić, dlaczego pan Weasley się myli?
- Nie da się
wszystkiego podzielić na podstawie takiego kryterium. Naprawdę mało zaklęć
można przyporządkować do białej albo czarnej magii. Efekt uroku zależy tylko od
nas, dlatego moim zdaniem wypadałoby dodać coś takiego jak szara strefa -
powiedział Harry.
- Gryffindor
zyskuje kolejne pięć punktów.
- Nie zgadzam
się! - krzyknął Ron. Poczerwieniał na twarzy i chyba nie mógł przyjąć do
wiadomości, że to właśnie Harry obalił jego przekonanie.
- Dlaczego? -
Profesor Darkside zauważyła, że większość uczniów spojrzała na chłopaka z
poirytowaniem. Niechęć pojawiała się również na twarzach jego współdomowników.
- No, słucham?
- Bo nie można
założyć, że zaklęcie uśmiercające jest dobre - palnął Ron, pewny, że tym razem
ma rację.
Nauczycielka po
raz kolejny chciała wyprowadzić go z błędu, jednakże ponownie ubiegł ją Harry.
- Gdybyś
zainteresował się tematem, to wiedziałbyś, że wszystko ma dwie strony medalu.
Avada nie została wymyślona przez Voldemorta. To, że śmierciożercy używają jej
w taki sposób, jeszcze o niczym nie świadczy.
- Jasne,
jeszcze mi powiedz, że to nic złego i każdy powinien umieć ją rzucać - prychnął
Ron, przerywając mu w połowie wypowiedzi.
- Tego nie
powiedziałem - warknął Harry. - Chodzi mi o to, że nawet zaklęcie uśmiercające
ma swoją historię. Wymyślono je jeszcze w Średniowieczu, kiedy zaczęły się
prześladowania czarodziejów. Mówi ci to coś? - Zapytał i prawie od razu
prychnął na widok niewiedzy, widniejącej na twarzy rudzielca. - Na przełomie
dwunastego i trzynastego wieku mugole zorientowali się, że magia jednak
naprawdę istnieje. Mimo że praktycznie nie dochodziło do żadnych poważnych
konfliktów, to jednak zdarzały się niemiłe incydenty. Mugole zaczęli się bać,
ponieważ magia była czymś nieznanym, czymś czego nie mogli zrozumieć. Obawiali
się tortur, niewoli, a nawet śmierci. - Nabrał powietrza i kontynuował dalel:
- Wtedy Sam
Hatred zebrał wokół siebie pokaźną grupę zwolenników, z którymi dokonał prawdziwego
pogromu na czarodziejach. Był niezwykle przebiegły i inteligentny, dzięki czemu
udało mu się omamić parę czarownic. - Harry zrobił krótką pauzę. - Zanim
sytuacja zaczęła się poprawiać, wiele osób trafiło do niewoli. Niestety
kobiety, które z nim kolaborowały, zdradziły tajemnicę magii. Mając taką
wiedzę, Sam osobiście niszczył różdżki, uniemożliwiając pojmanym czarodziejem
ucieczkę. Dodatkowo lubował się w okropnych torturach, więc postanowiono znaleźć
jakieś rozwiązanie. Jeżeli jakiś czarodziej został schwytany, wolał popełnić
samobójstwo jeszcze zanim zabrano i zniszczono mu różdżkę, niż pozwolić bawić
się swoim kosztem. Oczywiście wydaje się nam, że można było znaleźć inne
rozwiązanie, na przykład spróbować się uwolnić. W końcu większość tych ludzi umiało
posługiwali się magią bezróżdżkową! - Gryfon zrobił kolejną przerwę, żeby dać
innym czas na przemyślenie jego słów. - Nie zapominajmy jednak, że nie tylko
oni ją znali. Po stronie Sama znalazło się wiele renegatów, którzy liczyli, że
współpracując z oprawcą, zapewnią sobie bezpieczeństwo. Myślę, że nie muszę
dodawać niczego więcej. Jak widzisz, zaklęcie to nie służy tylko do zabijania
mugoli. - dodał, zwracając się bezpośrednio do Rona.
- Świetnie. Myślę,
że pan Weasley zrozumiał.
Ron zrobił się jeszcze bardziej czerwony, a
widząc triumfalną minę Hermiony, ogarnęła go jeszcze większa złość.
- Jak słusznie
zauważył pan Potter, to my decydujemy o skutkach zaklęcia. Na przykład zaklęcie
Diffindo. Do jakiej grupy byście
je przydzielili? Kto jest za białą
magią? - zapytała nauczycielka.
Ręce podnieśli
prawie wszyscy uczniowie, z wyjątkiem Harry’ego, Hermiony, Mike’a i Malfoya.
Kobieta rozejrzała się po klasie i uśmiechnęła się, gdyż osiągnęła spodziewane
wyniku eksperymentu.
- Panie Malfoy,
dlaczego nie podniósł pan ręki?
- Ponieważ nie
zgadzam się z tym stwierdzeniem.
- Może pan
rozwinąć swoją myśl?
- Nie zgłosiłem
się, ponieważ za pomocą tego zaklęcia również można kogoś zabić. Gdybyśmy
rzucili je na człowieka, osoba ta doznałaby głębokich ran i mogłaby wykrwawić
się na śmierć. Wówczas nikt nie miałby już wątpliwości, że to na pewno nie
biała magia - odpowiedział, patrząc na Rona z wyższością.
- Pięć punktów
dla Slytherinu! - Profesor Darkside uśmiechnęła się szeroko, po czym zwróciła
się do całej klasy - Powinniście wyciągnąć z tego odpowiednie wnioski.
Przez resztę
lekcji zajęli się omawianiem innych przykładów, które pokazywały, że nie
wszystko jest tym, czym się wydaje. Kiedy mieli przejść do rzucania
niewerbalnych uroków, rozległ się dźwięk dzwonka.
- Dobrze, na
następnej lekcji skupimy się na ćwiczeniach praktycznych, a teraz zapiszcie
temat pracy domowej. - Klasa jęknęła. - Proszę opisać zastosowanie różnych
zaklęć i uzasadnić, dlaczego nie można ich przyporządkować do żadnej grupy.
Liczę na co najmniej dwie rolki pergaminu! Za niewykonanie zadania otrzymacie
szlaban! - zagroziła nauczycielka, po czym odwróciła się i odeszła do swojego
gabinetu.
Kiedy kobieta
zniknęła za drzwiami, uczniowie zaczęli opuszczać salę. Zrobiło się głośno,
gdyż każdy dyskutował na temat minionej lekcji.
- Podobało się
wam? - Hermiona zwróciła się do dwójki przyjaciół.
- Czy
przypadkiem nie miałaś spędzić tego dnia w towarzystwie Rona? - Harry nie
odpowiedział, tylko sam zadał pytanie.
- Miałam, ale
obraził się na mnie - odpowiedziała z niesmakiem.
- Co mu
zrobiłaś?
- Nie mam
pojęcia - odpowiedziała wzburzona. - Ma humorki jak kobieta w ciąży.
- Wiesz… -
zaczął Harry, lecz nie dane mu było skończyć, gdyż został przez kogoś
popchnięty.
- Hej! -
warknął. - Uważaj, jak łazisz. - Odwrócił się w stronę natręta i zobaczył, że
tą osobą znowu był Malfoy. - Czy ty masz jakąś obsesję?
- Nie bądź
śmieszny!
- Dlaczego na
mnie wlazłeś? Mało masz korytarza? - zapytał. Był wściekły, ale próbował się
opanować.
- Nie denerwuj
się, bo złość piękności szkodzi - zadrwił Malfoy. - Chociaż tobie i tak to nie
grozi. - Zaśmiał się, nie wierząc, że powiedział coś takiego. W ten sposób nie
mógł przecież zwrócić uwagi Złotego Chłopca.
- Lepiej już
idź, bo gadasz jak potłuczony - odpowiedział Harry.
Swoją
wypowiedzią wprawił słuchaczy w niemałe zdziwienie, gdyż jego ton był już
wyraźnie spokojniejszy. A przecież wszyscy znali go jako impulsywnego i
wybuchowego Gryfona.
Myśląc, że
sprawa została rozwiązana, Harry odwrócił się w stronę przyjaciół.
- Wracając do
poprzedniego tematu… - zwrócił się do Hermiony, ale ta w ogóle go nie słuchała.
Z niepokojem patrzyła na postać za jego plecami.
Harry po raz
kolejny się odwrócił, niechętnie, ale jednak. Malfoy nadal za nim stał z
zaskoczeniem wymalowanym na twarzy. Widocznie nie zdarzyło mu się, aby ktoś go
tak bezczelnie olał.
- Jeszcze tu
jesteś? Czy do twej wyżelowanej łepetyny nic nie dociera? - Ślizgon nie
zareagował. - Masz problemy ze słuchem?
Malfoy otrząsnął
się z szoku.
- Masz jakiś
problem? - zapytał.
- Ja? - Harry
spojrzał na Ślizgona i popatrzył na niego, jak na kretyna. - Dostałeś dzisiaj
cegłą?
- Jak śmiesz! -
Draco sięgnął po różdżkę, ale zrobił to za wolno. Gdy zaczął wypowiadać formułę
klątwy, zaklęcie Harry'ego odrzuciło go na ścianę.
Ślizgon poczuł
silny ból, przed oczami pojawiły mu się mroczki, a w dodatku nic nie widział.
Usłyszał tylko, że ktoś do niego podbiegł i sprawdzał, czy wszystko z nim w
porządku.
- Co tu się
dzieje? - zapytała profesor Darkside, pochylając się nad Malfoyem.
- To wina
Pottera! - odpowiedzieli zgodnie Ślizgoni.
- Harry tylko
się bronił. To Malfoy chciał go zaatakować! - krzyczeli Gryfoni.
- Cisza! -
przerwała im kobieta. - Proszę wejść do klasy, od pięciu minut trwa lekcja.
Uczniowie niechętnie
skierowali się do sali. Kiedy na korytarzu zostało tylko dwóch awanturników,
profesor Darkside powiedziała:
- Możecie mi
wytłumaczyć, co wy najlepszego robicie? Miałam was za dojrzałych i inteligentnych
młodzieńców!
- My... To było
tylko drobne nieporozumienie - odpowiedział Harry, zdając sobie sprawę, że było
to głupie tłumaczenie.
- Nie bądź
śmieszny! Gdybyś mówił prawdę, to za drobne nieporozumienie nie posłałbyś go na
ścianę! - warknęła.
- Jesteśmy
wrogami… - zaczął Malfoy.
- Nie
interesuje mnie to! - Profesor Darkside krzyknęła, bo zaczęła już tracić
cierpliwość. - Nie życzę sobie pojedynków na korytarzu, zwłaszcza przed moją
klasą! - Obrzuciła ich gniewnym spojrzeniem. - Jestem bardzo rozczarowana
waszym zachowaniem, przez co tracicie po dwadzieścia punktów. I cieszcie się,
że tylko dwadzieścia! A teraz marsz do klasy, bo i tak straciłam przez was
mnóstwo czasu!
Chłopcy ruszyli
do środka. Gdy rozchodzili się do swoich ławek, Harry posłał blondynowi
wściekłe spojrzenie. Gdy spojrzał na jego twarz, zobaczył coś, co zupełnie
wytrąciło go z równowagi - smutek.
Ogromnie się
zdziwił, bo Malfoy zawsze nosił maskę wyrażającą obojętność, ewentualnie
pogardę. Zresztą czym by się miał smucić, tym że uderzył głową o ścianę? - pomyślał. Rozbawiony swoim
wnioskiem zachichotał pod nosem. Niestety nie uszło to uwadze nauczycielki.
- Mogę się
dowiedzieć, co pana bawi?
- Nic,
przepraszam - odpowiedział szybko Harry, nieznacznie się rumieniąc.
- Możecie się
spakować. Teraz trochę poćwiczymy. - Profesor Darkside go zignorowała i zwróciła
się do klasy.
W pomieszczeniu
zapanował gwar. Wszyscy byli podekscytowani, gdyż zdążyli zapomnieć, co
znaczyło czarować na lekcjach obrony przed czarną magią. Niedługo potem nauczycielka
machnęła różdżką i sprawiła, że wszystkie ławki wylądowały pod ścianą.
- No, to kto
chciałby zacząć? - Ponownie zwróciła się do klasy. - Nikt? To może pan Malfoy i
pan Potter.
Wskazani wyszli
na środek klasy.
- Ukłońcie się
- Poinstruowała ich. - Gdy policzę do trzech, możecie zacząć - dodała.
Pozostali
uczniowie ustawili się pod ścianą i z napięciem czekali na starcie odwiecznych
wrogów. Pamiętali drugi rok, kiedy to chłopcy również walczyli przeciwko sobie.
Wtedy pojedynek skończył się bardzo szybko, jednakże teraz zanosiło się na
prawdziwą konfrontację. W końcu nie mieli już dwunastu lat i znali więcej
zaklęć.
- Expelliarmus! - krzyknął Malfoy, kiedy
profesor Darkside doliczyła do trzech.
- Protego! - Harry odbił zaklęcie. - Tylko
na tyle cię stać? - zakpił.
Malfoy zrobił
się czerwony i ponownie zaatakował.
- Drętwota!
Harry od
niechcenia machnął różdżką i zablokował zaklęcie. Był tak zaabsorbowany walką,
że nie zauważył, że nie wypowiedział na głos formuły.
- No co? Nie
znasz niczego innego? Spodziewałem się po tobie czegoś lepszego! - Harry jak nigdy
kpił ze Ślizgona.
Uczniowie
przyglądali się im z wielką uwagą. Profesor Darkside również obserwowała walkę
z ciekawością. Interesował ją powód tak ogromnej nienawiści chłopców względem
siebie.
- Sam tego
chciałeś! - warknął Malfoy, po czym posłał kilka uroków w stronę Harry’ego.
- To rozumiem.
- Brunet zaśmiał się, blokując jedno z zaklęć, a przed resztą robiąc unik.
- Igneus bullet! - krzyknął.
- Igneus bullet! - krzyknął.
Kiedy Malfoy
zauważył, że w jego stronę leciała ognista kula, z przerażenia zamarł. Ponieważ
nie wiedział, czy zwykła tarcza mogła zapewnić mu wystarczającą ochronę,
postanowił nie ryzykować i zachował się tak, jak zachowałby się każdy na jego
miejscu. Rzucił się na ziemię, uchylając się w ostatniej chwili. Ślizgoni
odetchnęli z ulgą.
- Fulgur! - Harry nie miał zamiaru odpuścić i rzucił
kolejne zaklęcie.
Malfoy był
jeszcze zdezorientowany po robieniu ostatniego uniku, dlatego tym razem nie
miał już tyle szczęścia. Oberwał zaklęciem, a kiedy promień dotknął jego ciała,
z jego ust wyrwał się krzyk.
- To za
ostatnie pięć lat - powiedział Gryfon, przerywając zaklęcie. Przez chwilę
napawał się widokiem skulonego Ślizgon i odczuwał z tego powodu ogromną
satysfakcję. Dopiero świadomość, że wyglądał na niezwykle podekscytowanego,
sprawiła, że odwrócił się od chłopaka.
Wiedział, że
użyty przez niego urok nie należał do najprzyjemniejszych. Mimo to starał się
nie oceniać swojego zachowania. Dał się ponieść emocjom, poza tym uważał, że
każdy powinien doświadczyć czegoś podobnego. W umiarkowanych ilościach miało to
bardziej pozytywny skutek, aniżeli negatywny.
Malfoy nadal leżał
na ziemi, w dalszym ciągu nie mogąc się ruszyć. Wciąż odczuwał ból w każdej,
nawet najmniejszej części ciała. Jednakże to nie było ani najgorsze, ani
najbardziej dominujące uczucie. W tej chwili czuł prawdziwy żal. Miał sobie za
złe, że cała sytuacja tak się potoczyła.
Najgorsza była
świadomość, że na wszystko sobie zasłużył. Wiedział, że przez ostatnie pięć lat
był okropny. Wiedział, że na korytarzu doprowadził do niepotrzebnej kłótni. Nie
rozumiał swojego zachowania.
Jeżeli do
niedawna liczył, że jakimś cudem uda mu się porozumieć z Harrym, to teraz nie
miał już co do tego żadnych złudzeń. Swoim zachowaniem zaprzepaścił wszystko, a
nienawiść w zielonych oczach Harry'ego była gwoździem do trumny.
Ponieważ nie
miał już nic do stracenia, postanowił wziąć się w garść i zwyciężyć w tym
pojedynku. Nie mógł pokazać swojej słabości. Musiał udowodnić swoją wartość.
Powoli podniósł
się z podłogi, mimo że nadal był obolały, po czym pustym wzrokiem spojrzał na
Gryfona.
- A to za twoje
błędy - powiedział nienaturalnie słabym głosem, równocześnie unosząc w górę
różdżkę. - Ottorius!
Harry nie
spodziewał się, że Malfoy mógł jeszcze zaatakować. Wydawało mu się, że zadał
ostateczny cios, dlatego teraz ogarnęło go szczere zdumienie. Na szczęście
walka była jego żywiołem, więc panika nie zawładnęła jego ciałem. Wręcz
przeciwnie, zareagował instynktownie, nie siląc się nawet na wypowiedzenie
formułki.
Niedługo potem
usunął barierę, akurat w momencie, w którym promień wracał do Malfoya. Blondyn
nie zdążył, albo w ogóle nie próbował się bronić. Po raz kolejny oberwał, w
konsekwencji lądując na ścianie. Już drugi raz uderzył głową o mur, czego
skutkiem była utrata przytomności.
Harry
przyglądał się tej scenie z kamienną twarzą. Normalnie cieszyłby się, że udało
mu się wygrać pojedynek, lecz teraz było trochę inaczej. W pewnym sensie czuł
nawet współczucie, ponieważ nie zależało mu na zranieniu nikogo, nawet Malfoya.
Od początku
walki profesor Darkside znajdowała się w transie. Mimo że w swoim życiu
widziała wiele spektakularnych pojedynków, to była zaskoczona. Może nie użyto
żadnych efektownych i skomplikowanych zaklęć, ale mimo wszystko było w tym coś
intrygującego. Uważała, że spór, którego była świadkiem, miał w sobie pewną
historię. Ponieważ wciągnęła ją do głębi, prawdopodobnie trwałaby w takim
stanie jeszcze przez dłuższy czas. Jednakże wypadek Malfoya sprawił, że
obudziła się z letargu i od razu pospieszyła z pomocą.
Uklęknęła obok
Ślizgona i wyszeptała kilka zaklęć. Po chwili blondyn podniósł głowę i
wymamrotał coś pod nosem. Kobieta uśmiechnęła się i pomogła mu wstać.
- Panno
Parkinson, proszę zabrać pana Malfoya do pani Pomfrey - zwróciła się do
Ślizgonki.
Brunetka z wielką ochotą podbiegła do Dracona.
Objęła go i pomogła mu wyjść z klasy. Będąc przy drzwiach, nie omieszkała
obrzucić Harry’ego nienawistnym spojrzeniem.
- Myślę, że na
dzisiaj wystarczy - powiedziała profesor Darkside, kiedy dwójka uczniów
opuściła salę. - Zobaczyliście, że każda sytuacja może odwrócić się na waszą
niekorzyść. - Rozejrzała się po klasie. - Możecie już wyjść - dodała.
Kiedy wszyscy
ruszyli po swoje rzeczy, nauczycielka odwróciła się jeszcze i powiedziała:
- Panie Potter,
dziesięć punktów dla Gryffindoru.
- Za co? -
zapytał zdziwiony chłopak. - Za to, że doprowadziłem Malfoya do takiego stanu?
- Oczywiście,
że nie - odparła szybko. - Dwa razy niewerbalnie rzuciłeś zaklęcie.
- Naprawdę? -
Kobieta nie odpowiedziała, tylko uśmiechnęła się do niego.
* * *
W drodze do
pokoju wspólnego Hermiona prawiła Harry’emu kazanie.
- Co w ciebie
wstąpiło?! - krzyczała. - Mogłeś mu zrobić krzywdę!
- A on mi nie?
- bronił się Harry.
- To cię w
niczym nie usprawiedliwia!
Nie wiadomo z
jakiego powodu, Mike zaczął się śmiać. Pozostała dwójka spojrzała na niego z
zaskoczeniem.
- A temu co? -
zapytała Hermiona.
- Lubi patrzeć,
jak ktoś mnie ochrzania - odpowiedział tylko, po czym uśmiechnął się szeroko.
* * *
Od pojedynku
Harry’ego z Malfoyem minął już tydzień. Podczas tych kilku dni Hogwart huczał
od różnych plotek. Nie było w tym nic nadzwyczajnego, nawet to, że zrodziło się
kilka irracjonalnych pogłosek, według których Gryfon miał poważnie zranić
Ślizgona.
Harry za bardzo
się tym nie przejął. Przyzwyczaił się, że na okrągło wzbudzał jakąś sensację,
często nieświadomie. Poza tym nie miał się czym martwić, bo Ślizgon wyszedł ze
Skrzydła Szpitalnego bez trwałych obrażeń. Dodatkowo stał się bardziej cichy i
opanowany. Było to coś nowego i przyjemnego, więc w ogóle mu to nie
przeszkadzało. Przynajmniej miał upragniony spokój i nie spotykał blondyna już
tak często.
Mimo tych zmian pewna sprawa wciąż nie dawała
mu spokoju. Za każdym razem, gdy jakimś cudem natknął się na Ślizgona, ten
zamiast standardowo obrzucić go błotem, patrzył na niego z bólem w oczach i
przechodził obok bez słowa.
Ostatecznie pomimo
najszczerszych chęci, Harry nie miał wystarczająco dużo czasu, żeby dokładnie
przemyśleć tę sprawę. Nadszedł moment, w którym musiał wypełniać rolę kapitana
drużyny quidditcha. Na razie planował tylko ewentualne taktyki, gdyż nie miał jeszcze
całego składu. Ponieważ sezon zaczynał się dopiero pod koniec października i nie
musiał spieszyć się z eliminacjami, postanowił zorganizować je dopiero w
przyszłym tygodniu. Starał się myśleć, że nie popełnił błędu.
Właśnie wracał
z kolacji i miał zamiar zabrać się za esej, który zadał im profesor Flitwick.
Ponieważ chciał uporać się z zadaniem jak najszybciej, wybrał najkrótszą drogę
do wieży. Przeszedł przez jedno z tajnych przejść i stanął naprzeciwko portretu
Grubej Damy. Podał hasło, po czym wszedł do pomieszczenia. Odnalazł wzrokiem
Hermionę, więc postanowił do niej podejść
- Cześć -
przywitała się szatynka, kiedy tylko zobaczyła swojego przyjaciela. - Gdzie
zgubiłeś Mike’a?
- Jest jeszcze
na kolacji.
- Nie czekałeś
na niego? - zapytała, wyglądając na lekko zszokowaną, gdyż w ostatnim czasie
nie widywała chłopaków osobno.
- Nie. -
Pokręcił głową. - Chcę jak najszybciej napisać pracę o zaklęciach czyszczących
- odpowiedział, przybierając minę, która jednoznacznie wyrażała jego
zainteresowanie tym tematem. - A ty co robisz? - Zajrzał przyjaciółce przez
ramię.
- Piszę esej na
runy. - Zmiana tematu sprawiła, że Hermiona od razu odżyła. - Żałuję że nie
wzięłam się za niego wczoraj. Teraz odrobiłabym zaklęcia i miałabym święty
spokój.
Harry kiwnął
głową i zaczął czytać jej pracę.
- Hermi?
- Hmm -
mruknęła dziewczyna, wertując w tym czasie słownik.
- Nie uważasz,
że zwariowałem? - zapytał grobowym tonem.
- Co? -
Hermiona spojrzała na niego pytająco. Myślała, że to był żart, ale poważna mina
przyjaciela całkowicie temu przeczyła - Dobrze się czujesz? - zapytała, nadal
nie wiedząc, co o tym wszystkim myśleć.
- Tak, tylko
że… Nie ważne, pewnie to tylko zmęczenie.
Szatynka uważnie
się mu przyjrzała, próbując wyczytać coś z jego mimiki. Na jej twarzy widniała
podejrzliwość, lecz po kilku sekundach całkowicie zniknęła. Wówczas uśmiechnęła
się, po czym wróciła do pracy, nie wypowiadając już ani słowa.
W
rzeczywistości dalej próbowała przeanalizować zachowanie Harry'ego. Czasami
naprawdę go nie rozumiała. Momentami jego postępowanie było dziwne, ale mimo to
go uwielbiała. Nie wyobrażała sobie, że miałaby go nie poznać. Gdyby nie on, to
teraz byłaby sama, bo ostatnio pokłóciła się z Ronem i w ogóle się do siebie
nie odzywali. Było jej przykro, ale przynajmniej przekonała się na własnej
skórze, że Harry miał rację w stosunku do niego.
- Hermiono! -
krzyknął Harry, próbując przy tym nie wybuchnąć śmiechem. - Na twoim miejscu
nie pisałbym dzisiaj tego wypracowania.
- Dlaczego? -
Szatynkę znowu ogarnęło zdziwienie.
- Powinnaś iść
spać. Jesteś zmęczona.
- Ja? Ty na
pewno dobrze się czujesz? - Tym razem Hermiona na poważnie zaczęła bać się o
Harry'ego. Był nieprzewidywalny jak jesienna pogoda.
- Oczywiście,
ale skoro nie jesteś zmęczona, to jak wytłumaczysz te totalne głupoty, które
wypisujesz? - zapytał słodkim głosem. Zabrzmiał niemal jak Umbridge, więc postanowił
więcej czegoś takiego nie praktykować.
- Nie, to
niemożliwe. - Hermiona zaśmiała się histerycznie, ale widząc poważną minę
przyjaciela, poddała się. - No dobra, gdzie są niby te błędy?
Harry
uśmiechnął się, po czym wskazał jej odpowiednie miejsce.
- A gdy się z
tym uporasz, to źle przetłumaczyłaś runy w pierwszym zdaniu. Przypominam, że
piszesz o starożytnych grobowcach, a nie... Zresztą sama dobrze wiesz, co
napisałaś.
Hermiona
ponownie przeczytała początek tekstu, a następnie sprawdziła tłumaczenie w
słowniku.
- Masz rację -
Ponownie przeniosła wzrok na Harry'ego. - Tylko skąd ty o tym wiesz? Przecież
nie uczysz się starożytnych run!
- Myślisz, że
tylko ty chodzisz do biblioteki? - Zaśmiał się. - Poczekaj, myślę, że mam coś,
co może ci się spodobać - powiedział, po czym pobiegł do swojego pokoju, zanim
Hermiona zdążyła zaprotestować.
Po chwili
wrócił z jakąś książką pod pachą.
- Proszę -
powiedział, wciskając jej przedmiot w rękę. Hermiona zerknęła na tytuł, a kiedy
uświadomiła sobie, co trzymała, rozszerzyła ze zdziwienia oczy.
- Harry,
dziękuję! Wiesz jak trudno zdobyć to wydanie? - spytała.
- Wiem. Ja już
ją przejrzałem i myślę, że ty będziesz miała z niej większy pożytek.
Szatynka
zerwała się z miejsca i uścisnęła go.
- Hej! -
Zaśmiał się. - Dusisz mnie.
- Przepraszam!
- Teraz już nie
popełnisz takich błędów?
Hermiona udała
wzburzoną.
- Nie. Jak
możesz we mnie wątpić?
- Ja? Skądże
znowu - odpowiedział. - Dobra, lecę pisać to wypracowanie - dodał, po czym
ponownie udał się do swojego dormitorium.
~ ~ ~ ~
Na szczęście udało mi się wstawić dzisiaj nowy rozdział. Już się bałem, że nic z tego nie będzie, bo w ostatnim czasie miałem problemy z internetem. Skoro jednak wyrobiłem się w terminie, to nie ma o czym mówić. :)
Standardowo bardzo dziękuję za komentarze pod ostatnim postem. :) Cieszę się, że czytacie moje opowiadanie i macie ochotę podzielić się swoją opinią. Seya, oczywiście w Twoją stronę także kieruję podziękowania. Twoja pomoc jest nieoceniona :)
Mimo że ten rozdział również nie jest zbyt długi i rozbudowany, to mam nadzieję, że przypadł Wam do gustu. Można powiedzieć, że nastąpił w nim pierwszy przełom, jeśli chodzi o relacje Harry/Draco. :)
No no powiem zainteresowales mnie o co chdzi temu Malfoy'owi , nic tylko czekać a to mnie dobija ho mimo że dodajesz często i regularnie rozdziały jak mało kto to ja i tak czuję niedosyt ale to świadczy tylko i wyłącznie o tym jak dobry jesteś pozdrawiam i życzę weny Majka :D
OdpowiedzUsuńObrona przed czarną magią - wreszcie jakiś konkretny nauczyciel. Nauczycielka;)
OdpowiedzUsuńBiedny Draco. Chociaż jego walki z Harry'm są takie żywiołowe to mi go szkoda.
I Hermiona popełniająca błędy - nowość. Tak jak Harry, który te błędy wyłapuje.
Ronowi utarli nosa. Ciekawa jestem kiedy on wreszcie dorośnie i przestanie zachowywać sie jak kretyn.
Kiedyś się spotkałam z informacją, że avada została wynaleziona przez magomedykow. Ale to chyba bylo w jakimś fanfiku.
Będę wyglądać kolejnego rozdziału, bo bardzo chce wiedzieć co będzie z Draco. I jak dalej rozwinie się znajomość Harry'ego i Mika
Witam,
OdpowiedzUsuńech... Draco całkowicie się za to zabrał od złej strony, i co teraz to się podał, be te jego słowa o gwoździu do trumny jak widział wzrok Harrego, a może, może na przykład porozmawia na przykład z Mikae..
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Przez cały ten rozdział współczułam Draconowi. Był taki uroczy w tych niemądrych próbach zwrócenia na siebie uwagi Harry'ego. Obawiam się, że mógłby to osiągnąć tylko wtedy, kiedy przestałby być sobą. A zmienianie się dla kogoś nigdy nie jest dobrym pomysłem. Nie wiem, jak Draco wyjdzie z tej sytuacji. Choć podejrzewam, że jeszcze mnie zaskoczysz :)
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, Draco to całkowicie się za to zabrał od złej strony, i co teraz już się podał, be te jego słowa o gwoździu do trumny, jak widział wzrok Harrego, wiele mówią... a może, może na przykład porozmawia na przykład z Mike...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga