niedziela, 24 maja 2015

ROZDZIAŁ XI


 Następnego ranka Harry czuł się i wyglądał jak zombie, przez co nie był w dobrym humorze. Nie znosił astronomii, bo kolejnego dnia chodził nieprzytomny. Oprócz tego, że przysypiał w najmniej oczekiwanych momentach i na okrągło ziewał, to wszystko niezmiernie go irytowało. Niestety nic nie mógł na to poradzić i na duchu podnosiła go tylko myśl, że nie był w tym osamotniony.
  Wygrzebał się spod kołdry i od razu poszedł do łazienki. Liczył, że szybki prysznic choć trochę go rozbudzi.
Kilkanaście minut później czuł się odrobinę lepiej. Kąpiel mu pomogła, dlatego odświeżony i ubrany ruszył na śniadanie. Ponieważ było stosunkowo wcześnie, w sali znajdowało się niewielu uczniów.
Nie był jednak długo skazany na samotność, gdyż po chwili dołączył do niego Mike. Dzisiaj nie było z nim Hermiony, ponieważ dziewczyna musiała wywiązać się z obietnicy, którą złożyła Ronowi. Przyrzekła, że będzie mu towarzyszyć przez cały dzień. Rudzielcowi chyba naprawdę na tym zależało, skoro był skłonny się poświęcić i wstać tak wcześnie. Szkoda tylko, że był jedynym, który się z tego cieszył.
Hermiona nie tryskała entuzjazmem i nie można się jej było dziwić. W końcu ile mogła słuchać tych wszystkich narzekań? Nie dość, że były nudne i żałosne, to jeszcze niedojrzałe. Bardzo jej się to nie podobało i nie miała zamiaru tego akceptować, mimo że Ron zaliczał się do grona jej przyjaciół.
Mimo wszystko, śniadanie minęło dosyć szybko. Zaraz po nim Gryfoni mieli dwie godziny opieki nad magicznymi stworzeniami. Ponieważ lekcje nie cieszyły się zbytnią popularnością, większość osób szła na nie jak na ścięcie. Może Hagrid nie był tak chamski i opryskliwy jak Snape, ale i tak stresował, a wręcz przerażał niektórych uczniów.
Gdy kilkanaście minut później zaczęły się zajęcia, wiele osób przeżyło prawdziwy szok. W tym roku Hagrid stał się bardziej profesjonalny. Zwracał uwagę na szczegóły, pilnował, żeby nikomu nic się nie stało, a także podawał wiele wartościowych informacji. W końcu pokazał, że naprawdę kochał magiczne stworzenia i że brak wykształcenia nie zawsze świadczył o wartości człowieka. Zajęcia okazały się interesujące, dlatego szybko im minęły.
Na przerwie Harry został trochę dłużej i porozmawiał z przyjacielem. Opowiedział krótko o swoich wakacjach i pierwszym dniu szkoły. Niedługo potem razem z mężczyzną poszedł na obiad. Kiedy rozstawali się w Wielkiej Sali, brunet obiecał, że w wolnej chwili złoży mu wizytę.
Jedząc posiłek, Harry był bardzo podekscytowany. Już wkrótce miała się zacząć pierwsza lekcja obrony przed czarną magią. Zielonooki Gryfon uwielbiał te zajęcia. Był ciekawy, czy nowa nauczycielka sprawdzi się w swojej roli. Na pierwszy rzut oka wyglądała na osobę, która znała się na rzeczy. Czy tak było w rzeczywistości?
Lekcja zbliżała się wielkimi krokami, więc każdego ogarnęło wielkie podniecenie. Wszyscy zadawali sobie pytania:
- Jaka będzie profesor Darkside?
- Czy postawi nacisk na praktykę, jak profesor Lupin, czy będzie bezmyślnie kazała przepisywać podręcznik, jak wymagała tego Umbridge?
Pod salą czekał już pełen napięcia tłum. Uczniowie stawili się dużo wcześniej niż zwykle, ponieważ nikt nie wiedział, jak kobieta reagowała na spóźnienia. Mimo że wszyscy się ekscytowali, to starali się zachowywać normalnie.
Harry rozmawiał z Hermioną, gdy nagle drzwi do sali otworzyły się i stanęła w nich profesor Darkside.
- Zapraszam do środka - powiedziała spokojnie, lecz stanowczo.
Uczniowie z zapartym tchem weszli do klasy i zajęli swoje miejsca. Przez chwilę oglądali wystrój, ale kiedy kobieta zaczęła mówić, od razu przenieśli na nią swój wzrok.
- Witajcie. Jak wiecie nazywam się Morgana Darkside i w tym roku będę was uczyła obrony przed czarną magią.
- To zostaje pani tylko na rok? - zapytał ktoś z końca sali.
- Bardzo proszę mi nie przerywać, a ewentualne pytania sygnalizować przez podniesienie ręki. - Kobieta spojrzała na niesfornego Ślizgona i nie zmieniając tonu, kontynuowała. - Nie jestem w stanie odpowiedzieć na pana pytanie. Możliwe, że zostanę tu na stałe, a może tylko do końca roku.
 W pomieszczeniu nadal panowała absolutna cisza. Nikt nie śmiał przerwać nauczycielce, gdyż każdy czekał na jej kolejne słowa.
- Mieliście wielu nauczycieli i myślę, że niektórzy z nich byli naprawdę dobrzy, skoro spotykamy się w tak licznym gronie. Nie będę jednak wracać do przeszłości i nie interesuje mnie, jak radziliście sobie u innych. Zdanie na wasz temat wypracuję sobie sama. Jeżeli będziecie ciężko pracować, to możecie być spokojni. Niech się martwią ci, którzy nie przyłożą się do moich lekcji. - Profesor Darkside mówiła cicho, a i tak wszyscy słyszeli każde jej słowo. Wzbudzała tak wielki respekt, że nie musiała podnosić głosu, aby w klasie panował spokój.
- Na pewno zastanawiacie się, jak będą wyglądać nasze zajęcia. Tak naprawdę wszystko zależy od was. A dokładnie od waszego skupienia i zaangażowania. Domyślam się, że nie chcecie ciągle słuchać teoretycznych wykładów, tylko ćwiczyć nowe uroki. Nienależnie od tego czasami będziemy musieli zająć się teorią, żeby móc przejść do praktyki. W tej chwili tylko jedno jest pewne: w najbliższym czasie odbędzie się test, abym mogła sprawdzić wasze umiejętności.
- Na czym dokładnie będzie polegał? - spytała Hermiona, podniósłszy do góry rękę.
- Będzie to test praktyczny, w którym sprawdzę, jak radzicie sobie w obliczu zagrożenia. Przygotuję dla was tor przeszkód, w którym będziecie musieli poradzić sobie z różnymi zadaniami. Na razie mogę was zapewnić, że nie zabraknie w nim magicznych stworzeń - odpowiedziała.
Ponieważ nikt nie zasygnalizował chęci zadania kolejnego pytania, profesor Darkside kontynuowała mowę o swoich oczekiwaniach.
- Jeśli chodzi o moje wymagania, to stawiam na ciężką pracę. Jeżeli nie będzie wam coś wychodzić, to będziecie to robić do czasu, aż się tego nauczycie. Z zajęciami pożegnają się natomiast ci, którzy będą tu przychodzić w celach towarzyskich. Na razie to tyle, chyba że macie do mnie jeszcze jakieś pytania? - Rozejrzała się po klasie, ale nie zobaczyła w górze żadnej ręki.
- Bardzo dobrze. Dzisiaj skupimy się na dwóch rzeczach. Wrócimy do podziału zaklęć i spróbujecie rzucać zaklęcia niewerbalne, jeśli jeszcze tego nie potraficie. Na początek, na czym polega magia niewerbalna? - Spojrzała na Hermionę, która od razu wyrwała się do odpowiedzi. - Proszę.
- Magia niewerbalna polega na rzucaniu uroków bez wypowiadania na głos formuły zaklęcia - odpowiedziała.
- Świetnie, pięć punktów dla Gryffindoru! - Uśmiechnęła się nauczycielka. - A zastanawialiście się kiedyś, na jakie kryteria możemy w ogóle podzielić zaklęcia? - Zadała kolejne pytanie.
- Oczywiście na białą i czarną magię - wyrwał się Ron, pewny, że i on zdobędzie jakieś punkty.
- Jest pan pewien?
Ron niepewnie rozejrzał się po klasie. Wyglądał, jakby oczekiwał, że ktoś inny udzieli za niego odpowiedzi.
- Yyy... tak - odpowiedział z lekkim wahaniem.
- Niestety nie ma pan racji. - Profesor Darkside cicho westchnęła, gdyż spodziewała się takiej odpowiedzi. - Czy ktoś potrafi wyjaśnić, dlaczego pan Weasley się myli?
- Nie da się wszystkiego podzielić na podstawie takiego kryterium. Naprawdę mało zaklęć można przyporządkować do białej albo czarnej magii. Efekt uroku zależy tylko od nas, dlatego moim zdaniem wypadałoby dodać coś takiego jak szara strefa - powiedział Harry.
- Gryffindor zyskuje kolejne pięć punktów.
- Nie zgadzam się! - krzyknął Ron. Poczerwieniał na twarzy i chyba nie mógł przyjąć do wiadomości, że to właśnie Harry obalił jego przekonanie.
- Dlaczego? - Profesor Darkside zauważyła, że większość uczniów spojrzała na chłopaka z poirytowaniem. Niechęć pojawiała się również na twarzach jego współdomowników. - No, słucham?
- Bo nie można założyć, że zaklęcie uśmiercające jest dobre - palnął Ron, pewny, że tym razem ma rację.
Nauczycielka po raz kolejny chciała wyprowadzić go z błędu, jednakże ponownie ubiegł ją Harry.
- Gdybyś zainteresował się tematem, to wiedziałbyś, że wszystko ma dwie strony medalu. Avada nie została wymyślona przez Voldemorta. To, że śmierciożercy używają jej w taki sposób, jeszcze o niczym nie świadczy.
- Jasne, jeszcze mi powiedz, że to nic złego i każdy powinien umieć ją rzucać - prychnął Ron, przerywając mu w połowie wypowiedzi.
- Tego nie powiedziałem - warknął Harry. - Chodzi mi o to, że nawet zaklęcie uśmiercające ma swoją historię. Wymyślono je jeszcze w Średniowieczu, kiedy zaczęły się prześladowania czarodziejów. Mówi ci to coś? - Zapytał i prawie od razu prychnął na widok niewiedzy, widniejącej na twarzy rudzielca. - Na przełomie dwunastego i trzynastego wieku mugole zorientowali się, że magia jednak naprawdę istnieje. Mimo że praktycznie nie dochodziło do żadnych poważnych konfliktów, to jednak zdarzały się niemiłe incydenty. Mugole zaczęli się bać, ponieważ magia była czymś nieznanym, czymś czego nie mogli zrozumieć. Obawiali się tortur, niewoli, a nawet śmierci. - Nabrał powietrza i kontynuował dalel:
- Wtedy Sam Hatred zebrał wokół siebie pokaźną grupę zwolenników, z którymi dokonał prawdziwego pogromu na czarodziejach. Był niezwykle przebiegły i inteligentny, dzięki czemu udało mu się omamić parę czarownic. - Harry zrobił krótką pauzę. - Zanim sytuacja zaczęła się poprawiać, wiele osób trafiło do niewoli. Niestety kobiety, które z nim kolaborowały, zdradziły tajemnicę magii. Mając taką wiedzę, Sam osobiście niszczył różdżki, uniemożliwiając pojmanym czarodziejem ucieczkę. Dodatkowo lubował się w okropnych torturach, więc postanowiono znaleźć jakieś rozwiązanie. Jeżeli jakiś czarodziej został schwytany, wolał popełnić samobójstwo jeszcze zanim zabrano i zniszczono mu różdżkę, niż pozwolić bawić się swoim kosztem. Oczywiście wydaje się nam, że można było znaleźć inne rozwiązanie, na przykład spróbować się uwolnić. W końcu większość tych ludzi umiało posługiwali się magią bezróżdżkową! - Gryfon zrobił kolejną przerwę, żeby dać innym czas na przemyślenie jego słów. - Nie zapominajmy jednak, że nie tylko oni ją znali. Po stronie Sama znalazło się wiele renegatów, którzy liczyli, że współpracując z oprawcą, zapewnią sobie bezpieczeństwo. Myślę, że nie muszę dodawać niczego więcej. Jak widzisz, zaklęcie to nie służy tylko do zabijania mugoli. - dodał, zwracając się bezpośrednio do Rona.
- Świetnie. Myślę, że pan Weasley zrozumiał.
 Ron zrobił się jeszcze bardziej czerwony, a widząc triumfalną minę Hermiony, ogarnęła go jeszcze większa złość.
- Jak słusznie zauważył pan Potter, to my decydujemy o skutkach zaklęcia. Na przykład zaklęcie Diffindo. Do jakiej grupy byście je  przydzielili? Kto jest za białą magią? - zapytała nauczycielka.
Ręce podnieśli prawie wszyscy uczniowie, z wyjątkiem Harry’ego, Hermiony, Mike’a i Malfoya. Kobieta rozejrzała się po klasie i uśmiechnęła się, gdyż osiągnęła spodziewane wyniku eksperymentu.
- Panie Malfoy, dlaczego nie podniósł pan ręki?
- Ponieważ nie zgadzam się z tym stwierdzeniem.
- Może pan rozwinąć swoją myśl?
- Nie zgłosiłem się, ponieważ za pomocą tego zaklęcia również można kogoś zabić. Gdybyśmy rzucili je na człowieka, osoba ta doznałaby głębokich ran i mogłaby wykrwawić się na śmierć. Wówczas nikt nie miałby już wątpliwości, że to na pewno nie biała magia - odpowiedział, patrząc na Rona z wyższością.
- Pięć punktów dla Slytherinu! - Profesor Darkside uśmiechnęła się szeroko, po czym zwróciła się do całej klasy - Powinniście wyciągnąć z tego odpowiednie wnioski.
Przez resztę lekcji zajęli się omawianiem innych przykładów, które pokazywały, że nie wszystko jest tym, czym się wydaje. Kiedy mieli przejść do rzucania niewerbalnych uroków, rozległ się dźwięk dzwonka.
- Dobrze, na następnej lekcji skupimy się na ćwiczeniach praktycznych, a teraz zapiszcie temat pracy domowej. - Klasa jęknęła. - Proszę opisać zastosowanie różnych zaklęć i uzasadnić, dlaczego nie można ich przyporządkować do żadnej grupy. Liczę na co najmniej dwie rolki pergaminu! Za niewykonanie zadania otrzymacie szlaban! - zagroziła nauczycielka, po czym odwróciła się i odeszła do swojego gabinetu.
Kiedy kobieta zniknęła za drzwiami, uczniowie zaczęli opuszczać salę. Zrobiło się głośno, gdyż każdy dyskutował na temat minionej lekcji.
- Podobało się wam? - Hermiona zwróciła się do dwójki przyjaciół.
- Czy przypadkiem nie miałaś spędzić tego dnia w towarzystwie Rona? - Harry nie odpowiedział, tylko sam zadał pytanie.
- Miałam, ale obraził się na mnie - odpowiedziała z niesmakiem.
- Co mu zrobiłaś?
- Nie mam pojęcia - odpowiedziała wzburzona. - Ma humorki jak kobieta w ciąży.
- Wiesz… - zaczął Harry, lecz nie dane mu było skończyć, gdyż został przez kogoś popchnięty.
- Hej! - warknął. - Uważaj, jak łazisz. - Odwrócił się w stronę natręta i zobaczył, że tą osobą znowu był Malfoy. - Czy ty masz jakąś obsesję?
- Nie bądź śmieszny!
- Dlaczego na mnie wlazłeś? Mało masz korytarza? - zapytał. Był wściekły, ale próbował się opanować.
- Nie denerwuj się, bo złość piękności szkodzi - zadrwił Malfoy. - Chociaż tobie i tak to nie grozi. - Zaśmiał się, nie wierząc, że powiedział coś takiego. W ten sposób nie mógł przecież zwrócić uwagi Złotego Chłopca.
- Lepiej już idź, bo gadasz jak potłuczony - odpowiedział Harry.
Swoją wypowiedzią wprawił słuchaczy w niemałe zdziwienie, gdyż jego ton był już wyraźnie spokojniejszy. A przecież wszyscy znali go jako impulsywnego i wybuchowego Gryfona.
Myśląc, że sprawa została rozwiązana, Harry odwrócił się w stronę przyjaciół.
- Wracając do poprzedniego tematu… - zwrócił się do Hermiony, ale ta w ogóle go nie słuchała. Z niepokojem patrzyła na postać za jego plecami.
Harry po raz kolejny się odwrócił, niechętnie, ale jednak. Malfoy nadal za nim stał z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy. Widocznie nie zdarzyło mu się, aby ktoś go tak bezczelnie olał.
- Jeszcze tu jesteś? Czy do twej wyżelowanej łepetyny nic nie dociera? - Ślizgon nie zareagował. - Masz problemy ze słuchem?
Malfoy otrząsnął się z szoku.
- Masz jakiś problem? - zapytał.
- Ja? - Harry spojrzał na Ślizgona i popatrzył na niego, jak na kretyna. - Dostałeś dzisiaj cegłą?
- Jak śmiesz! - Draco sięgnął po różdżkę, ale zrobił to za wolno. Gdy zaczął wypowiadać formułę klątwy, zaklęcie Harry'ego odrzuciło go na ścianę.
Ślizgon poczuł silny ból, przed oczami pojawiły mu się mroczki, a w dodatku nic nie widział. Usłyszał tylko, że ktoś do niego podbiegł i sprawdzał, czy wszystko z nim w porządku.
- Co tu się dzieje? - zapytała profesor Darkside, pochylając się nad Malfoyem.
- To wina Pottera! - odpowiedzieli zgodnie Ślizgoni.
- Harry tylko się bronił. To Malfoy chciał go zaatakować! - krzyczeli Gryfoni.
- Cisza! - przerwała im kobieta. - Proszę wejść do klasy, od pięciu minut trwa lekcja.
Uczniowie niechętnie skierowali się do sali. Kiedy na korytarzu zostało tylko dwóch awanturników, profesor Darkside powiedziała:
- Możecie mi wytłumaczyć, co wy najlepszego robicie? Miałam was za dojrzałych i inteligentnych młodzieńców!
- My... To było tylko drobne nieporozumienie - odpowiedział Harry, zdając sobie sprawę, że było to głupie tłumaczenie.
- Nie bądź śmieszny! Gdybyś mówił prawdę, to za drobne nieporozumienie nie posłałbyś go na ścianę! - warknęła.
- Jesteśmy wrogami… - zaczął Malfoy.
- Nie interesuje mnie to! - Profesor Darkside krzyknęła, bo zaczęła już tracić cierpliwość. - Nie życzę sobie pojedynków na korytarzu, zwłaszcza przed moją klasą! - Obrzuciła ich gniewnym spojrzeniem. - Jestem bardzo rozczarowana waszym zachowaniem, przez co tracicie po dwadzieścia punktów. I cieszcie się, że tylko dwadzieścia! A teraz marsz do klasy, bo i tak straciłam przez was mnóstwo czasu!
Chłopcy ruszyli do środka. Gdy rozchodzili się do swoich ławek, Harry posłał blondynowi wściekłe spojrzenie. Gdy spojrzał na jego twarz, zobaczył coś, co zupełnie wytrąciło go z równowagi - smutek.
Ogromnie się zdziwił, bo Malfoy zawsze nosił maskę wyrażającą obojętność, ewentualnie pogardę. Zresztą czym by się miał smucić, tym że uderzył głową o ścianę? - pomyślał. Rozbawiony swoim wnioskiem zachichotał pod nosem. Niestety nie uszło to uwadze nauczycielki.
- Mogę się dowiedzieć, co pana bawi?
- Nic, przepraszam - odpowiedział szybko Harry, nieznacznie się rumieniąc.
- Możecie się spakować. Teraz trochę poćwiczymy. - Profesor Darkside go zignorowała i zwróciła się do klasy.
W pomieszczeniu zapanował gwar. Wszyscy byli podekscytowani, gdyż zdążyli zapomnieć, co znaczyło czarować na lekcjach obrony przed czarną magią. Niedługo potem nauczycielka machnęła różdżką i sprawiła, że wszystkie ławki wylądowały pod ścianą.
- No, to kto chciałby zacząć? - Ponownie zwróciła się do klasy. - Nikt? To może pan Malfoy i pan Potter.
Wskazani wyszli na środek klasy.
- Ukłońcie się - Poinstruowała ich. - Gdy policzę do trzech, możecie zacząć - dodała.
Pozostali uczniowie ustawili się pod ścianą i z napięciem czekali na starcie odwiecznych wrogów. Pamiętali drugi rok, kiedy to chłopcy również walczyli przeciwko sobie. Wtedy pojedynek skończył się bardzo szybko, jednakże teraz zanosiło się na prawdziwą konfrontację. W końcu nie mieli już dwunastu lat i znali więcej zaklęć.
- Expelliarmus! - krzyknął Malfoy, kiedy profesor Darkside doliczyła do trzech.
- Protego! - Harry odbił zaklęcie. - Tylko na tyle cię stać? - zakpił.
Malfoy zrobił się czerwony i ponownie zaatakował.
- Drętwota!
Harry od niechcenia machnął różdżką i zablokował zaklęcie. Był tak zaabsorbowany walką, że nie zauważył, że nie wypowiedział na głos formuły.
- No co? Nie znasz niczego innego? Spodziewałem się po tobie czegoś lepszego! - Harry jak nigdy kpił ze Ślizgona.
Uczniowie przyglądali się im z wielką uwagą. Profesor Darkside również obserwowała walkę z ciekawością. Interesował ją powód tak ogromnej nienawiści chłopców względem siebie.
- Sam tego chciałeś! - warknął Malfoy, po czym posłał kilka uroków w stronę Harry’ego.
- To rozumiem. - Brunet zaśmiał się, blokując jedno z zaklęć, a przed resztą robiąc unik.
- Igneus bullet! - krzyknął.
Kiedy Malfoy zauważył, że w jego stronę leciała ognista kula, z przerażenia zamarł. Ponieważ nie wiedział, czy zwykła tarcza mogła zapewnić mu wystarczającą ochronę, postanowił nie ryzykować i zachował się tak, jak zachowałby się każdy na jego miejscu. Rzucił się na ziemię, uchylając się w ostatniej chwili. Ślizgoni odetchnęli z ulgą.
- Fulgur! -  Harry nie miał zamiaru odpuścić i rzucił kolejne zaklęcie.
Malfoy był jeszcze zdezorientowany po robieniu ostatniego uniku, dlatego tym razem nie miał już tyle szczęścia. Oberwał zaklęciem, a kiedy promień dotknął jego ciała, z jego ust wyrwał się krzyk.
- To za ostatnie pięć lat - powiedział Gryfon, przerywając zaklęcie. Przez chwilę napawał się widokiem skulonego Ślizgon i odczuwał z tego powodu ogromną satysfakcję. Dopiero świadomość, że wyglądał na niezwykle podekscytowanego, sprawiła, że odwrócił się od chłopaka.
Wiedział, że użyty przez niego urok nie należał do najprzyjemniejszych. Mimo to starał się nie oceniać swojego zachowania. Dał się ponieść emocjom, poza tym uważał, że każdy powinien doświadczyć czegoś podobnego. W umiarkowanych ilościach miało to bardziej pozytywny skutek, aniżeli negatywny.
Malfoy nadal leżał na ziemi, w dalszym ciągu nie mogąc się ruszyć. Wciąż odczuwał ból w każdej, nawet najmniejszej części ciała. Jednakże to nie było ani najgorsze, ani najbardziej dominujące uczucie. W tej chwili czuł prawdziwy żal. Miał sobie za złe, że cała sytuacja tak się potoczyła.
Najgorsza była świadomość, że na wszystko sobie zasłużył. Wiedział, że przez ostatnie pięć lat był okropny. Wiedział, że na korytarzu doprowadził do niepotrzebnej kłótni. Nie rozumiał swojego zachowania.
Jeżeli do niedawna liczył, że jakimś cudem uda mu się porozumieć z Harrym, to teraz nie miał już co do tego żadnych złudzeń. Swoim zachowaniem zaprzepaścił wszystko, a nienawiść w zielonych oczach Harry'ego była gwoździem do trumny.
Ponieważ nie miał już nic do stracenia, postanowił wziąć się w garść i zwyciężyć w tym pojedynku. Nie mógł pokazać swojej słabości. Musiał udowodnić swoją wartość.
Powoli podniósł się z podłogi, mimo że nadal był obolały, po czym pustym wzrokiem spojrzał na Gryfona.
- A to za twoje błędy - powiedział nienaturalnie słabym głosem, równocześnie unosząc w górę różdżkę. - Ottorius!
Harry nie spodziewał się, że Malfoy mógł jeszcze zaatakować. Wydawało mu się, że zadał ostateczny cios, dlatego teraz ogarnęło go szczere zdumienie. Na szczęście walka była jego żywiołem, więc panika nie zawładnęła jego ciałem. Wręcz przeciwnie, zareagował instynktownie, nie siląc się nawet na wypowiedzenie formułki.
Niedługo potem usunął barierę, akurat w momencie, w którym promień wracał do Malfoya. Blondyn nie zdążył, albo w ogóle nie próbował się bronić. Po raz kolejny oberwał, w konsekwencji lądując na ścianie. Już drugi raz uderzył głową o mur, czego skutkiem była utrata przytomności.
Harry przyglądał się tej scenie z kamienną twarzą. Normalnie cieszyłby się, że udało mu się wygrać pojedynek, lecz teraz było trochę inaczej. W pewnym sensie czuł nawet współczucie, ponieważ nie zależało mu na zranieniu nikogo, nawet Malfoya.
Od początku walki profesor Darkside znajdowała się w transie. Mimo że w swoim życiu widziała wiele spektakularnych pojedynków, to była zaskoczona. Może nie użyto żadnych efektownych i skomplikowanych zaklęć, ale mimo wszystko było w tym coś intrygującego. Uważała, że spór, którego była świadkiem, miał w sobie pewną historię. Ponieważ wciągnęła ją do głębi, prawdopodobnie trwałaby w takim stanie jeszcze przez dłuższy czas. Jednakże wypadek Malfoya sprawił, że obudziła się z letargu i od razu pospieszyła z pomocą.
Uklęknęła obok Ślizgona i wyszeptała kilka zaklęć. Po chwili blondyn podniósł głowę i wymamrotał coś pod nosem. Kobieta uśmiechnęła się i pomogła mu wstać.
- Panno Parkinson, proszę zabrać pana Malfoya do pani Pomfrey - zwróciła się do Ślizgonki.
 Brunetka z wielką ochotą podbiegła do Dracona. Objęła go i pomogła mu wyjść z klasy. Będąc przy drzwiach, nie omieszkała obrzucić Harry’ego nienawistnym spojrzeniem.
- Myślę, że na dzisiaj wystarczy - powiedziała profesor Darkside, kiedy dwójka uczniów opuściła salę. - Zobaczyliście, że każda sytuacja może odwrócić się na waszą niekorzyść. - Rozejrzała się po klasie. - Możecie już wyjść - dodała.
Kiedy wszyscy ruszyli po swoje rzeczy, nauczycielka odwróciła się jeszcze i powiedziała:
- Panie Potter, dziesięć punktów dla Gryffindoru.
- Za co? - zapytał zdziwiony chłopak. - Za to, że doprowadziłem Malfoya do takiego stanu?
- Oczywiście, że nie - odparła szybko. - Dwa razy niewerbalnie rzuciłeś zaklęcie.
- Naprawdę? - Kobieta nie odpowiedziała, tylko uśmiechnęła się do niego.

 * * *

W drodze do pokoju wspólnego Hermiona prawiła Harry’emu kazanie.
- Co w ciebie wstąpiło?! - krzyczała. - Mogłeś mu zrobić krzywdę!
- A on mi nie? - bronił się Harry.
- To cię w niczym nie usprawiedliwia!
Nie wiadomo z jakiego powodu, Mike zaczął się śmiać. Pozostała dwójka spojrzała na niego z zaskoczeniem.
- A temu co? - zapytała Hermiona.
- Lubi patrzeć, jak ktoś mnie ochrzania - odpowiedział tylko, po czym uśmiechnął się szeroko.

* * *

Od pojedynku Harry’ego z Malfoyem minął już tydzień. Podczas tych kilku dni Hogwart huczał od różnych plotek. Nie było w tym nic nadzwyczajnego, nawet to, że zrodziło się kilka irracjonalnych pogłosek, według których Gryfon miał poważnie zranić Ślizgona.
Harry za bardzo się tym nie przejął. Przyzwyczaił się, że na okrągło wzbudzał jakąś sensację, często nieświadomie. Poza tym nie miał się czym martwić, bo Ślizgon wyszedł ze Skrzydła Szpitalnego bez trwałych obrażeń. Dodatkowo stał się bardziej cichy i opanowany. Było to coś nowego i przyjemnego, więc w ogóle mu to nie przeszkadzało. Przynajmniej miał upragniony spokój i nie spotykał blondyna już tak często.
 Mimo tych zmian pewna sprawa wciąż nie dawała mu spokoju. Za każdym razem, gdy jakimś cudem natknął się na Ślizgona, ten zamiast standardowo obrzucić go błotem, patrzył na niego z bólem w oczach i przechodził obok bez słowa.
Ostatecznie pomimo najszczerszych chęci, Harry nie miał wystarczająco dużo czasu, żeby dokładnie przemyśleć tę sprawę. Nadszedł moment, w którym musiał wypełniać rolę kapitana drużyny quidditcha. Na razie planował tylko ewentualne taktyki, gdyż nie miał jeszcze całego składu. Ponieważ sezon zaczynał się dopiero pod koniec października i nie musiał spieszyć się z eliminacjami, postanowił zorganizować je dopiero w przyszłym tygodniu. Starał się myśleć, że nie popełnił błędu.
Właśnie wracał z kolacji i miał zamiar zabrać się za esej, który zadał im profesor Flitwick. Ponieważ chciał uporać się z zadaniem jak najszybciej, wybrał najkrótszą drogę do wieży. Przeszedł przez jedno z tajnych przejść i stanął naprzeciwko portretu Grubej Damy. Podał hasło, po czym wszedł do pomieszczenia. Odnalazł wzrokiem Hermionę, więc postanowił do niej podejść
- Cześć - przywitała się szatynka, kiedy tylko zobaczyła swojego przyjaciela. - Gdzie zgubiłeś Mike’a?
- Jest jeszcze na kolacji.
- Nie czekałeś na niego? - zapytała, wyglądając na lekko zszokowaną, gdyż w ostatnim czasie nie widywała chłopaków osobno.
- Nie. - Pokręcił głową. - Chcę jak najszybciej napisać pracę o zaklęciach czyszczących - odpowiedział, przybierając minę, która jednoznacznie wyrażała jego zainteresowanie tym tematem. - A ty co robisz? - Zajrzał przyjaciółce przez ramię.
- Piszę esej na runy. - Zmiana tematu sprawiła, że Hermiona od razu odżyła. - Żałuję że nie wzięłam się za niego wczoraj. Teraz odrobiłabym zaklęcia i miałabym święty spokój.
Harry kiwnął głową i zaczął czytać jej pracę.
- Hermi?
- Hmm - mruknęła dziewczyna, wertując w tym czasie słownik.
- Nie uważasz, że zwariowałem? - zapytał grobowym tonem.
- Co? - Hermiona spojrzała na niego pytająco. Myślała, że to był żart, ale poważna mina przyjaciela całkowicie temu przeczyła - Dobrze się czujesz? - zapytała, nadal nie wiedząc, co o tym wszystkim myśleć.
- Tak, tylko że… Nie ważne, pewnie to tylko zmęczenie.
Szatynka uważnie się mu przyjrzała, próbując wyczytać coś z jego mimiki. Na jej twarzy widniała podejrzliwość, lecz po kilku sekundach całkowicie zniknęła. Wówczas uśmiechnęła się, po czym wróciła do pracy, nie wypowiadając już ani słowa.
W rzeczywistości dalej próbowała przeanalizować zachowanie Harry'ego. Czasami naprawdę go nie rozumiała. Momentami jego postępowanie było dziwne, ale mimo to go uwielbiała. Nie wyobrażała sobie, że miałaby go nie poznać. Gdyby nie on, to teraz byłaby sama, bo ostatnio pokłóciła się z Ronem i w ogóle się do siebie nie odzywali. Było jej przykro, ale przynajmniej przekonała się na własnej skórze, że Harry miał rację w stosunku do niego.
- Hermiono! - krzyknął Harry, próbując przy tym nie wybuchnąć śmiechem. - Na twoim miejscu nie pisałbym dzisiaj tego wypracowania.
- Dlaczego? - Szatynkę znowu ogarnęło zdziwienie.
- Powinnaś iść spać. Jesteś zmęczona.
- Ja? Ty na pewno dobrze się czujesz? - Tym razem Hermiona na poważnie zaczęła bać się o Harry'ego. Był nieprzewidywalny jak jesienna pogoda.
- Oczywiście, ale skoro nie jesteś zmęczona, to jak wytłumaczysz te totalne głupoty, które wypisujesz? - zapytał słodkim głosem. Zabrzmiał niemal jak Umbridge, więc postanowił więcej czegoś takiego nie praktykować.
- Nie, to niemożliwe. - Hermiona zaśmiała się histerycznie, ale widząc poważną minę przyjaciela, poddała się. - No dobra, gdzie są niby te błędy?
Harry uśmiechnął się, po czym wskazał jej odpowiednie miejsce.
- A gdy się z tym uporasz, to źle przetłumaczyłaś runy w pierwszym zdaniu. Przypominam, że piszesz o starożytnych grobowcach, a nie... Zresztą sama dobrze wiesz, co napisałaś.
Hermiona ponownie przeczytała początek tekstu, a następnie sprawdziła tłumaczenie w słowniku.
- Masz rację - Ponownie przeniosła wzrok na Harry'ego. - Tylko skąd ty o tym wiesz? Przecież nie uczysz się starożytnych run!
- Myślisz, że tylko ty chodzisz do biblioteki? - Zaśmiał się. - Poczekaj, myślę, że mam coś, co może ci się spodobać - powiedział, po czym pobiegł do swojego pokoju, zanim Hermiona zdążyła zaprotestować.
Po chwili wrócił z jakąś książką pod pachą.
- Proszę - powiedział, wciskając jej przedmiot w rękę. Hermiona zerknęła na tytuł, a kiedy uświadomiła sobie, co trzymała, rozszerzyła ze zdziwienia oczy.
- Harry, dziękuję! Wiesz jak trudno zdobyć to wydanie? - spytała.
- Wiem. Ja już ją przejrzałem i myślę, że ty będziesz miała z niej większy pożytek.
Szatynka zerwała się z miejsca i uścisnęła go.
- Hej! - Zaśmiał się. - Dusisz mnie.
- Przepraszam!
- Teraz już nie popełnisz takich błędów?
Hermiona udała wzburzoną.
- Nie. Jak możesz we mnie wątpić?
- Ja? Skądże znowu - odpowiedział. - Dobra, lecę pisać to wypracowanie - dodał, po czym ponownie udał się do swojego dormitorium.

~ ~ ~ ~

Na szczęście udało mi się wstawić dzisiaj nowy rozdział. Już się bałem, że nic z tego nie będzie, bo w ostatnim czasie miałem problemy z internetem. Skoro jednak wyrobiłem się w terminie, to nie ma o czym mówić. :)
Standardowo bardzo dziękuję za komentarze pod ostatnim postem. :) Cieszę się, że czytacie moje opowiadanie i macie ochotę podzielić się swoją opinią. Seya, oczywiście w Twoją stronę także kieruję podziękowania. Twoja pomoc jest nieoceniona :)
Mimo że ten rozdział również nie jest zbyt długi i rozbudowany, to mam nadzieję, że przypadł Wam do gustu. Można powiedzieć, że nastąpił w nim pierwszy przełom, jeśli chodzi o relacje Harry/Draco. :)

5 komentarzy:

  1. No no powiem zainteresowales mnie o co chdzi temu Malfoy'owi , nic tylko czekać a to mnie dobija ho mimo że dodajesz często i regularnie rozdziały jak mało kto to ja i tak czuję niedosyt ale to świadczy tylko i wyłącznie o tym jak dobry jesteś pozdrawiam i życzę weny Majka :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Obrona przed czarną magią - wreszcie jakiś konkretny nauczyciel. Nauczycielka;)
    Biedny Draco. Chociaż jego walki z Harry'm są takie żywiołowe to mi go szkoda.
    I Hermiona popełniająca błędy - nowość. Tak jak Harry, który te błędy wyłapuje.
    Ronowi utarli nosa. Ciekawa jestem kiedy on wreszcie dorośnie i przestanie zachowywać sie jak kretyn.
    Kiedyś się spotkałam z informacją, że avada została wynaleziona przez magomedykow. Ale to chyba bylo w jakimś fanfiku.
    Będę wyglądać kolejnego rozdziału, bo bardzo chce wiedzieć co będzie z Draco. I jak dalej rozwinie się znajomość Harry'ego i Mika

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    ech... Draco całkowicie się za to zabrał od złej strony, i co teraz to się podał, be te jego słowa o gwoździu do trumny jak widział wzrok Harrego, a może, może na przykład porozmawia na przykład z Mikae..
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Przez cały ten rozdział współczułam Draconowi. Był taki uroczy w tych niemądrych próbach zwrócenia na siebie uwagi Harry'ego. Obawiam się, że mógłby to osiągnąć tylko wtedy, kiedy przestałby być sobą. A zmienianie się dla kogoś nigdy nie jest dobrym pomysłem. Nie wiem, jak Draco wyjdzie z tej sytuacji. Choć podejrzewam, że jeszcze mnie zaskoczysz :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    wspaniały rozdział, Draco to całkowicie się za to zabrał od złej strony, i co teraz już się podał, be te jego słowa o gwoździu do trumny, jak widział wzrok Harrego, wiele mówią... a może, może na przykład porozmawia na przykład z Mike...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń