Z dedykacją dla wyjątkowej osoby.
Seya, dziękuję za wszystko. :)
~ ~ ~ ~
Nadszedł
piątek. Część siedzących w Wielkiej Sali uczniów była senna i markotna, a mimo to
w pomieszczeniu panował gwar. Była to zasługa pozostałych osób, które tryskały dobrym
humorem, gdyż wielkimi krokami zbliżał się tak bardzo wyczekiwany weekend. Jeszcze
tylko kilka godzin zajęć, a potem upragnione wolne.
Śniadanie
przebiegało spokojnie, jeśli nie liczyć tego, że zajmowano się wymianą
informacji z życia szkoły i świata, a nie jedzeniem. Głównym tematem rozmów był
związek Harry'ego Pottera i Cho Chang.
Chłopak wszedł
właśnie do pomieszczenia. Ponieważ był sam i nie towarzyszyła mu jego
dziewczyna, uczniowie zaczęli tworzyć teorie spiskowe. Uznano, że w ich związku
wystąpił już pierwszy kryzys, dlatego nie przyszli razem na śniadanie. Mimo że nie
istniały żadne logiczne przesłanki, aby uważać, że te insynuacje były
prawdziwe, to większość i tak w nie wierzyła. Niestety tak już było w
Hogwarcie.
Podobne sceny
zapisały się już w historii zamku i nawet miały swój stały przebieg. W
początkowej fazie dominował szok, który przejawiał się niczym niezmąconą ciszą.
Po chwili zaskoczenie mijało i dopiero wtedy narastał prawdziwy szum.
Zielonooki
Gryfon był przyzwyczajony do tego typu sytuacji, więc całkowicie zignorował
zachowanie innych i ruszył w kierunku Hermiony. Dziewczyna w samotności jadła
śniadanie, czytając Transmutację dla zaawansowanych.
- Cześć - przywitał
się Harry z uśmiechem na ustach i usiadł po lewej stronie przyjaciółki. Zaczął
nakładać sobie na talerz jedzenie, nie przejmując się ciszą. Dla niektórych
mogła być krępująca, jednakże jemu w ogóle nie przeszkadzała.
Szatynka
potrzebowała kilku minut, żeby zareagować na powitanie. Co prawda zbytnio się
nie wysiliła, gdyż kiwnęła tylko głową i mruknęła coś pod nosem, nawet nie
odrywając się od książki. Na szczęście w tym samym momencie dołączył do nich
Mike. Usiadł naprzeciwko Harry'ego i również zajął się śniadaniem, jednak nie
miał zamiaru odpuścić Hermionie.
- Naprawdę cały
czas musisz siedzieć z nosem w książce? - zapytał. - Nie możesz się powstrzymać
chociaż na chwilę?
- Zabawne -
mruknęła Hermiona, jednakże zaznaczyła sobie stronę, którą czytała, po czym
schowała książkę do torby. - Po pierwsze byłam sama, więc nie miałam niczego
innego do roboty. A po drugie nie chciałam słuchać tych wszystkich głupich
plotek.
- Jakich
plotek? - Harry udał niedoinformowanego. Tak naprawdę wiedział, do czego
przyjaciółka się odnosiła. W końcu byłby kompletnym idiotą, gdyby się nie
domyślał.
- Żartujesz? -
zapytała Hermiona, chociaż nie oczekiwała odpowiedzi. - Dobrze wiesz, że chodzi
o ciebie! W tej szkole nic nie wzbudza takiej sensacji!
- Wierz mi,
zdaję sobie z tego sprawę. Czymże byłoby moje życie, gdybym nie był tak
popularny? - zażartował.
Zresztą co
innego mógł zrobić w takiej sytuacji? Miał się załamać, że znowu był na ustach
wszystkich uczniów? Byłoby to absurdalne i naprawdę głupie, szczególnie, że nie
był to pierwszy taki przypadek i zapewne nie ostatni.
- Chyba muszę
zrobić sobie jakieś zdjęcia. Myślicie, że Colin zgodzi się pomóc?
Mike parsknął w
swój sok dyniowy, natomiast Hermiona lekko się uśmiechnęła. Odczekała chwilę,
aż przyjaciele doprowadzą się do porządku i dopiero wtedy kontynuowała:
- Nie mogę
zrozumieć, jak mogłeś wrócić do tej… do niej.
- Daj spokój,
chyba nie będziesz się czepiać?
- Dlaczego
znowu z nią jesteś? - Hermiona nie udzieliła odpowiedzi na pytanie, tylko sama
zaczęła zasypywać Harry'ego kolejnymi. - Nie pamiętasz, co nam zrobiła, a w
zasadzie co zrobiła tobie?
- Przestań! - powiedział
Harry i pokręcił głową. Pamiętał i to bardzo dobrze. Nie chciał jednak wracać
do tamtej sytuacji, tym bardziej że zmienił na jej temat opinię. - Przecież
wiesz, że to nie była wina Cho.
- Jak to nie?
Przecież to ona przyprowadziła tę wywłokę na zajęcia.
- I co z tego?
Nie potępiaj jej za coś, czego nie mogła przewidzieć. Marietta była jej
przyjaciółką, więc nikt się nie spodziewał, że nas wyda - stwierdził. W
zasadzie był to całkiem sensowny argument.
Hermiona nie
odpowiedziała. Wiedziała, że Harry miał rację, ale nie mogła pozwolić, żeby chodził
z Krukonką. Czuła, że z brunetką było coś nie tak i jakoś nie chciało jej się
wierzyć, że ich związek miałby teraz przetrwać. Z tego powodu musiała znaleźć
jakieś logiczne kontrargumenty, żeby otworzyć Harry'emu oczy i wyciągnąć go z
tego bagna.
- Hermiono, daj
spokój! - powiedział Harry, widząc, że ta chciała się dalej spierać. - Nie
możesz cieszyć się moim szczęściem?
- Cieszyłabym
się, gdybyś wybrał sobie kogoś porządniejszego, a nie jakąś lafiryndę!
- Nie
przesadzasz? Przypominam, że mówisz o mojej dziewczynie! - warknął. Teraz był
zły. Nie pozwoli nikomu obrażać Cho. Nawet Hermionie.
- Przepraszam,
masz rację. - Szatynka spuściła wzrok. - Po prostu martwię się o ciebie.
- Wiem. -
Złapał jej dłonie. - Cieszę się, że się o mnie troszczysz, ale nie zapominaj, że
mam szesnaście lat i potrafię samodzielnie myśleć.
- W porządku. -
Hermiona wyrwała ręce z uścisku Harry'ego i podniosła je w geście kapitulacji.
- Tylko nie przychodź do mnie, jeżeli zrobi ci jakieś świństwo!
Brunet nie
odpowiedział, tylko się uśmiechnął.
- Nie rozumiem
twoich uprzedzeń - odezwał się Mike. - Zresztą Cho to niezła laska.
- No nie, ty
też? - Hermiona była w szoku. Chociaż mogła przewiedzieć, że blondyn poprze
Harry'ego. W końcu byli przyjaciółmi i łączyła ich męska solidarność. - Czy wam
tylko jedno chodzi po głowie?
- Możliwe. - W
tej kwestii Harry i Mike byli zgodni.
Hermiona
pokręciła głową, cicho westchnęła i ponownie wyciągnęła książkę. Trudno
powiedzieć, czy nie mogła się powstrzymać, czy po prostu uznała rozmowę za
zakończoną. W każdym razie ponownie wkręciła się w lekturę i zapomniała o otaczającym
ją świecie. Harry natomiast zagadnął Mike'a, rozpoczynając dyskusję na temat
quidditcha.
Kiedy śniadanie
dobiegło końca, we trójkę ruszyli na transmutację. Ponieważ omawiali ten sam
temat, zajęcia były stosunkowo lekkie i nawet przyjemne. Tylko ci, którzy nie
poradzili sobie na ostatniej lekcji, mieli więcej pracy. Musieli w końcu
opanować zaklęcie, które stwarzało im tak wiele problemów. Nie było to łatwe,
zwłaszcza, że niesprostanie wymaganiom nauczycielki mogło zakończyć się
szlabanem.
Harry i
Hermiona mieli opanowane podstawy, więc zaczęli czytać wstęp do kolejnego
tematu. Bardzo szybko się z tym uwinęli, dlatego od razu przeszli do praktyki.
Kilka razy
spróbowali rzucić zaklęcie, jednakże nie odnieśli żadnych efektów. W końcu
wpadli na pomysł, że będą się nawzajem obserwować, żeby wytknąć sobie wszelkie
nieprawidłowości. Takie rozwiązanie wyszło im na dobre. Od razu wyciągnęli
odpowiednie wnioski, dzięki czemu wykonali zadanie poprawnie.
Profesor
McGonagall była z tego powodu niezwykle zadowolona, więc nagrodziła ich
dwudziestoma punktami. Do końca lekcji mieli już wolne, więc postanowili pomóc
Mike’owi, który miał z zaklęciem drobne problemy. Dzięki ich pomocy i on szybko
zauważył swoje błędy i również sprostał zadaniu.
Następną lekcją
były eliksiry. Tutaj nie było już tak kolorowo. Mimo że od początku roku nie
minął jeszcze pełny tydzień, Snape już postanowił zrobić test. Mężczyzna nie
byłby sobą, gdyby nie dręczył uczniów, a w szczególności Gryfonów.
Na szczęście
pytania okazały się łatwe. W większości nie było nawet podchwytliwych treści,
ani haczyków. Wszystko poszło sprawnie i obyło się bez problemów.
Piętnaście
minut przed końcem lekcji Snape zebrał arkusze. Odłożył je na biurko, po czym
zaczął rozdawać ocenione eliksiry.
Harry ucieszył
się, kiedy na swojej fiolce zauważył duże P. Był na tyle szczęśliwy, że
uśmiechnął się do Snape’a i jego pupilka - Malfoya. Chwilę później zadzwonił
dzwonek i uczniowie opuścili salę. Gdy Harry wychodził na korytarz, musiał się
powstrzymywać, żeby nie zacząć podskakiwać.
W drodze do
Wielkiej Sali spotkali Rona. Chłopak obrzucił ich nienawistnym spojrzeniem i
odszedł bez słowa. Na Harry'ego to nie działało. W tej chwili nic nie mogło
zepsuć mu dobrego humoru. Poza tym reakcja byłego przyjaciela była dla niego
korzystna. Im dłużej nie odzywali się do siebie, tym lepiej dla wszystkich.
Niestety
okazało się, że Hermiona nie była tak odporna jak on. Jej mina świadczyła o
tym, że zajście miało na nią negatywny wpływ.
- Słuchaj,
jeśli chcesz, to z nim pogadaj. To, że ja go ignoruję, nie znaczy wcale, że ty
musisz robić to samo - powiedział.
- Wiem -
mruknęła.
Harry poklepał
ją po plecach, a ponieważ właśnie dotarli na miejsce, ruszył do stołu
Ravenclawu. Przywitał się z Cho i usiadł obok niej.
- Jak się
dzisiaj spało? - zapytał.
- Dobrze,
chociaż czułam się trochę samotna - odpowiedziała kokieteryjnie.
- Może uda nam
się rozwiązać ten problem. - Uśmiechnął się.
Nie brał tego
na poważnie. Dla niego był to żart, mający na celu rozdrażnienie osób, które
interesowały się ich związkiem tak bardzo, że nawet teraz bez skrępowania przysłuchiwały
się ich rozmowie.
- Masz ochotę
na tosta? - spytała Cho, zmieniając temat.
- Tak, chętnie.
- Harry odgryzł kawałek, który brunetka podsunęła mu pod nos. - Spotkamy się po
kolacji? - zapytał.
- Oj! - Brunetka
wyglądała na szczerze zmieszaną. - Przykro mi, ale dzisiaj nie mogę. Mam
szlaban - wyjaśniła, zwieszając głowę. - Ale może jutro?
- Wybacz, ale
jutro ja nie dam rady. - Uśmiechnął się smutno. - Zaplanowałem eliminacje a nie
jestem w stanie przewidzieć, ile mi się zejdzie.
- W porządku.
Możesz dołączyć do mnie później. - Te słowa wyszeptała mu do ucha.
- Składasz mi
jakąś niemoralną propozycję?
- Interpretuj
to jak chcesz.
- Dobrze, ale
pamiętaj, że sama będziesz sobie winna. - Zaśmiał się. - Widzimy się na kolacji
- dodał, po czym złożył na jej ustach długi pocałunek i odszedł do swojego
stołu. Nie mógł w końcu zaniedbywać swoich przyjaciół, zresztą coś mu się nie
podobało w zachowaniu Cho.
* * *
- Cicho, Harry
idzie! - szepnęła Hermiona.
Na szczęście
brunet niczego nie usłyszał i bez słowa usiadł obok Mike'a. Zaczął szukać
jakiegoś przysmaku, ale zauważył, że szatynka nie odrywała od niego wzroku.
- Co?
- Czemu nie siedzisz
z Cho? - zapytała, a w jej głosie dominowała podejrzliwość.
Czasami
nieświadomie upodobniała się do osób, które rozsiewały po szkole plotki. Lubiła
interpretować różne sytuacje i zachowania, żeby potem dochodzić do odpowiednich
wniosków. Było to swego rodzaju hobby, dzięki któremu wiedziała, jak dobrze
udało jej się poznać ludzi. Na szczęście nadal różniła się czymś od szkolnych
plotkarzy. Nigdy nie rozpuszczała żadnych bajek i wszystkie obserwacje zachowywała
dla siebie.
- Więc? -
dopytywała się, gdyż Harry jej nie odpowiedział.
- Och, daj
spokój. - Harry przewrócił oczami i sięgnął po sok. - Jestem z Cho, ale to nie
znaczy, że musimy być nierozłączni.
Hermiona nie
wierzyła, że tylko o to chodziło, ale dała sobie spokój, bo wiedziała, że i tak
nie wydusi z przyjaciela niczego więcej.
- A mi się
wydaję, że Cho coś ci powiedziała, tylko nie chcesz się do tego przyznać. Może
się wkurzyłeś, a może tylko poczułeś się skrępowany. Mam rację? - Do rozmowy
włączył się Mike. - Jeśli tak, to co cię tak speszyło?
- Nic, o czym
musiałbyś wiedzieć.
Ponieważ Harry
nie przemyślał swojej odpowiedzi i tego, że tym sposobem potwierdził
przypuszczenia przyjaciela, oblał się delikatnym rumieńcem.
- No więc? -
Mike uśmiechnął się triumfalnie.
W odpowiedzi
Harry posłał mu mordercze spojrzenie, dając tym do zrozumienia, że nie będzie o
tym mówił, zwłaszcza w obecności Hermiony. Mike kiwnął głową i udał, że
ostatecznie porzucił ten temat. W rzeczywistości już obmyślał plan, który miał
mu pomóc wyciągnąć odpowiednie informacje.
Niedługo potem
ruszyli na dwugodzinną lekcję zaklęć. Na zajęciach ćwiczyli uroki gospodarcze.
Profesor Flitwick dał im jasno do zrozumienia, że część tego materiału na pewno
pojawi się na egzaminach. Całe szczęście, że większość klasy całkiem dobrze sobie
radziła.
Po kilku
ostatnich próbach, paru przekleństwach i ukaraniu Seamusa szlabanem, profesor
Flitwick przeszedł do kolejnego tematu – uroków ochronnych.
- Moi kochani,
wchodzimy w bardzo rozbudowany dział. Zaczniemy uczyć się o zaklęciach defensywnych.
Nie będą to tylko tarcze, które zapewne znacie już z lekcji obrony, lecz
bardziej złożone i skomplikowane uroki, wymagające większego wysiłku i
skupienia - mówił maleńki profesor.
Harry nie
słuchał nauczyciela i z ożywieniem dyskutował z Mikiem. Wypytywał go, czy
przypadkiem nie trenuje quidditcha i nie miałby ochoty dołączyć do drużyny.
Niestety nie zdążył się tego dowiedzieć, gdyż usłyszał nad sobą piskliwy głos
profesora.
- Panie Potter,
czy ja panu nie przeszkadzam?
- Skądże znowu!
- W takim razie
może wyjaśni pan klasie, jak działa zaklęcie Fideliusa?
- Yyy...
chwileczkę.
Harry był
rozdarty. Z jednej strony ogarnęło go przerażenie, bo zdawał sobie sprawę, że skutkiem
nieudzielenia odpowiedzi będzie sroga kara. Z drugiej strony wiedział, że czytał
o działaniu tego zaklęcia, jednakże teraz, kiedy czuł presję, niczego nie mógł
sobie przypomnieć. Nie pomagał mu również widok ręki Hermiony, która falowała w
górze niczym latawiec w czasie wichury.
Na szczęście
wziął się w garść i przypomniał sobie rozmowę, którą podsłuchał w Trzech
Miotłach, kiedy był na trzecim roku.
- Zaklęcie
Fideliusa jest bardzo złożonym urokiem. Polega na tym, że tajemnica zostaje zamknięta
w duszy człowieka. Osoba ta nazywana jest Strażnikiem Tajemnicy. Nie można
odnaleźć ukrytej informacji, chyba że sam Strażnik zechce ją wyjawić. W innym
wypadku pozostaje niedostępna.
- Pięć punktów
dla Gryffindoru - powiedział profesor Flitwick. - W przyszłości prosiłbym
jednak o większą uwagę.
- Oczywiście -
odpowiedział Harry.
Kiedy nauczyciel
powrócił do swojej katedry, brunet odetchnął z ulgą. Tym razem mu się udało,
ale nie mógł liczyć, że zawsze dopisze mu szczęście. Z tego powodu postanowił
bardziej uważać, ale zanim to zrobił, nachylił się do Mike'a i szepnął mu do
ucha:
- I tak się nie
wymigasz, przemagluje cię wieczorem.
- Nawet nie
miałem takiego zamiaru. - Zaśmiał się Mike. - Ale ostrzegam, też nie będę
milczał.
Od tego czasu
chłopcy nie odezwali się już do siebie słowem. Dopiero kiedy zadzwonił dzwonek
i wyszli na korytarz, wznowili rozmowę. Nie poruszali jednak tematów, które ich
najbardziej interesowały. Skupili się raczej na błahostkach.
Na drugiej
godzinie zaklęć profesor Flitwick omawiał dokładne działanie zaklęcia
Fideliusa. Opowiedział również, jak wyglądał proces towarzyszący jego rzuceniu.
Harry starał się słuchać i notować każde słowo nauczyciela, dlatego na tej
lekcji również nie odzywał się do Mike’a.
Po zaklęciach
mieli dwie godziny obrony przed czarną magią. Ponieważ profesor Darkside była
dobrym nauczycielem, potrafiła zainteresować swoim przedmiotem. Oprócz tego, że
mówiła z prawdziwą pasją, zawsze była gotowa odpowiedzieć na pytanie, znajdowała
też czas na jakieś ćwiczenia praktyczne. Harry zawsze lubił obronę, niezależnie
od tego, kto jej nauczał. Oczywiście nie wliczając w to lat, w których
przedmiot prowadzili Lockhart i Umbridge. Niezależnie od chęci i sympatii do
profesor Darkside, dzisiaj było jednak inaczej.
Harry w ogólne
nie interesował się przebiegiem zajęć, gdyż jego myśli zaprzątała wieczorna
rozmowa z Mikiem. Zastanawiał się, w jaki sposób wyciągnąć z przyjaciela
informacje i jak je wykorzystać, rzecz jasna na swoją korzyść.
Męczyło go
również to, że nie wiedział, co Mike planował dla niego. Co prawda domyślał
się, że blondyn chciał poruszyć temat Cho. Problem polegał na tym, że Harry nie
za bardzo tego chciał, mimo że nie miał niczego do ukrycia.
Profesor
Darkside właśnie mówiła o zagrożeniach związanych z używaniem czarnej magii.
Tak naprawdę na każdej lekcji o tym przypominała. Podkreślała również, że sama
nie miała nic przeciwko uczenia się jej, ale w ograniczonych ilościach.
Nagle zadzwonił
dzwonek, ale kobieta nie miała zamiaru przerwać zdania w połowie i spokojnie
dokończyła swoją myśl. Zadała również kolejne wypracowanie, psując tym humory
szóstoklasistów. Na koniec życzyła wszystkim udanego weekendu i z uśmiechem na
ustach wyszła z klasy.
Harry bardzo
szybko opuścił salę, mając nadzieję, że przed kolacją uda mu się spotkać Cho.
Niestety jego plany zostały pokrzyżowane przez Mike’a.
- Chyba nie będziesz
mnie cały dzień unikał? - zapytał blondyn.
- Nie, dlaczego
miałbym?
- Może nie znam
cię długo, ale wiem, że poważne rozmowy to nie twoja bajka. - Zaśmiał się. -
Jak chcesz, to mogę załatwić coś na rozluźnienie - dodał konspiracyjnie.
- Nie ma problemu.
- Kiwną głową. - A teraz wybacz, chcę znaleźć Cho.
- Jasne, nie ma
sprawy. - Harry oddalił się od przyjaciela, więc nie dostrzegł błysku w jego
oczach.
Niedługo potem
skorzystał z kilku tajnych przejść, żeby szybciej znaleźć się pod pokojem
wspólnym Krukonów. Gdy miał chwycić za kołatkę w kształcie orła, przejście się
otworzyło i stanęła w nim Luna.
- Cześć, Harry
- przywitała się. Zabrzmiała, jakby nie do końca kontaktowała z rzeczywistością.
W sumie to nie było w tym niczego dziwnego, gdyż dziewczyna zawsze bujała w
obłokach.
- Hej -
odpowiedział. - Luna, słuchaj, mam do ciebie sprawę.
- O co chodzi?
- Widziałaś w
środku Cho? Jeżeli ją widziałaś, to mogłabyś ją poprosić? - zapytał.
- Nie ma jej.
Ale słyszałam, że poszła do biblioteki.
Harry się uśmiechnął.
- Dziękuję -
krzyknął i pobiegł we wskazanym kierunku.
Kiedy dobiegł
pod drzwi biblioteki, zatrzymał się, żeby zaczerpnąć tchu. W królestwie pani
Pince musiał zachowywać się odpowiednio. Gdyby wszedł do środka, sapiąc jak
lokomotywa parowa, kobieta od razu by go wyrzuciła.
Kilka chwil
zajęło mu doprowadzenie się do porządku. Gdy jego oddech się unormował,
przekroczył próg, a do jego nozdrzy wdarł się zapach starych pergaminów. Zaczął
przechadzać się między regałami, szukając Krukonki. Dostrzegł ją przy dziale z
książkami o transmutacji.
Ponieważ
dziewczyna w skupieniu coś pisała i nie rozglądała się na boki, Harry zaczął
się skradać, najciszej jak potrafił. Gdy był za plecami Cho, złapał ją w pasie
i delikatnie obrócił.
Krukonka wydała
cichy okrzyk, który od razu został stłumiony pocałunkiem bruneta.
- Harry! -
jęknęła, gdy wyswobodziła się z uścisku. - Co ty tu robisz?
- Chciałem się
z tobą zobaczyć, skoro później masz szlaban - odpowiedział.
Słysząc te
słowa, Cho wyraźnie się rozluźniła. Czyżby obawiała się, że Harry ją
kontroluje?
- Przepraszam,
po prostu mnie zaskoczyłeś. - Uśmiechnęła się.
- Nic nie
szkodzi. - Harry odwzajemnił gest. - Jak ci minął dzień? - zapytał.
- W porządku.
Co prawda Snape dowalił nam koszmarnie długie wypracowanie, ale myślę, że
spokojnie się z nim uporam i będę miała jeszcze trochę czasu dla siebie.
- Z pewnością -
mruknął Harry. Trochę nie spodobało mu się to, że dziewczyna myślała tylko o
sobie. Z drugiej strony ją rozumiał, bo on także miał swoje sprawy. - Masz
ochotę na spacer? - zapytał.
- Chętnie.
Cho spakowała swoje rzeczy do torby, odłożyła
książki na miejsce i sprzątnęła ze stołu podarte kawałki pergaminu. Gdy ze
wszystkim się uporała, powiedziała:
- Możemy iść.
- Jakieś
szczególne życzenia?
- Nie, zdaję
się na twój gust - odpowiedziała. Harry złapał ją za rękę i poprowadził do
drzwi.
Kilkanaście
minut później wyszli z zamku i od razu poczuli lekki chłód. Wieczory nie były
już tak ciepłe, co świadczyło tylko o nieuchronnie zbliżającej się jesieni. Cho
zaczęła delikatnie drżeć, więc Harry przytulił ją do siebie, sprawiając, że od
razu poczuła się znacznie lepiej.
- Zmieniłeś
się. - Cho jako pierwsza przerwała ciszę.
- Trochę nowych
ciuchów i nic więcej.
- Owszem, ale
akurat nie to miałam na myśli.
Harry zatrzymał
się i spojrzał jej głęboko w oczy.
- A co?
- W zeszłym
roku byłeś bardziej zamknięty. No wiesz, każdy twój krok przesiąknięty był
niepewnością. Teraz jesteś bardziej stanowczy w tym, co robisz. Nie
zastanawiasz się, tylko działasz.
- To chyba
dobrze? - zapytał.
- Oczywiście.
Cieszę się, że znalazłam chłopaka, który potrafi zapewnić mi coś więcej.
Harry
uśmiechnął się i w ramach wdzięczności ponownie pocałował Cho.
- To też mi się
podoba - powiedziała brunetka, kiedy oderwali się od siebie. - Z twojej inicjatywy
nie wychodziło tak wiele gestów.
- Tak, wiem. -
Pokiwał głową. - Po prostu postanowiłem zmienić coś w swoim życiu.
- Co masz na
myśli?
- Między innymi
to, że nie będę już cichą myszką. Jestem młody i muszę się wyszaleć. Kiedy
miałbym to zrobić, jeśli nie teraz? Później może mi zabraknąć czasu, zresztą
nie wiadomo, jak rozstrzygną się losy wojny. Poza tym zbyt często dawałem sobą
pomiatać i to również mam zamiar zmienić.
- Nie do końca
się z tobą zgadzam. - Cho uśmiechnęła się szeroko. - Moim zdaniem zdecydowanie
dominujesz nad Malfoyem.
- Może masz
rację. - Ponownie kiwnął głową i zapatrzył się na Zakazany Las. - Po prostu nie
mogę mu pozwalać, żeby bezkarnie nabijał się ze mnie i moich przyjaciół.
Tym razem Cho
nie odpowiedziała. Przez chwilę oboje milczeli, lecz w ogóle im to nie
przeszkadzało. Wystarczyło, że byli razem i czuli bliskość swoich ciał.
- Nigdy nie
zastanawiałam się, jak tu jest pięknie. - Kilka minut później Krukonka
przerwała ciszę.
- Tak. Hogwart
ma swój urok - odpowiedział Harry. - I wiesz co?
- Mmm?
- Jutro zrobię
wszystko, żeby jak najszybciej zakończyć eliminacje. Wolę spędzać czas z tobą,
niż użerać się z ludźmi, którzy nawet nie umieją latać na miotle.
- Naprawdę? -
Cho rzeczywiście się ucieszyła. - Byłoby cudownie, ale chyba powinieneś skupić
się na drużynie.
- Quidditch
jest ważny, ale nie tak jak ty - odpowiedział Harry. Jego odpowiedź w
zupełności usatysfakcjonowała dziewczynę.
Krukonka
niezwykle cieszyła się z takiego poświęcenia. Żeby pokazać, jak wiele to dla
niej znaczyło, przytuliła się do Harry'ego. W tej chwili nie potrzebowała
niczego więcej.
Gryfon miał
jednak inne plany. Odsunął się od niej i popatrzył jej w oczy. Zobaczył w nich
zdezorientowanie, gdyż dziewczyna nie rozumiała, dlaczego tak nagle przerwał
ich zbliżenie.
Mimo to nie
wytłumaczył swojego zachowania, tylko uśmiechnął się i delikatnie złapał ją za
podbródek. Powoli zbliżył swoją twarz do jej twarzy, nie przestając patrzeć w
jej ciemne oczy. Kiedy ich usta prawie się spotkały, zatrzymał się na chwilę. Widząc,
że Cho przymknęła już powieki, nie zwlekał dłużej i w końcu złożył na jej
wargach pocałunek.
Krukonka od
razu odwzajemniła gest, poddając się rozkoszy, która zawładnęła jej ciałem.
Czuła się wspaniale, z każdą sekundą przeżywając silniejsze doznania. Chociaż
Harry dotykał tylko jej ust, czuła pocałunki na całym ciele. Może miała
wybujałą wyobraźnię, niemniej jednak nikt nie miał prawa odebrać jej tego, jak
się czuła. A czuła się jak w raju.
Po kilku
namiętnych chwilach Harry ponownie oderwał się od Cho. Dostrzegłszy rumieńce na
policzkach dziewczyny, po raz kolejny się uśmiechnął.
- Musimy
wracać, bo zaraz zaczyna się kolacja. - Krukonka przytaknęła. Wciąż przytulając
się do Harry'ego, ruszyła z nim w stronę zamku.
Gdy weszli do
Wielkiej Sali, pożegnali się ze sobą i rozeszli do swoich stołów. Harry usiadł
pomiędzy Hermioną i Ginny. Uśmiech nie schodził mu z twarzy i nic nie mogło
tego zmienić.
- Gdzie ty
znowu byłeś? - zapytała pierwsza z dziewczyn.
- Matko, znowu
zaczynasz? - zapytał. - Masz jakąś obsesję? - zażartował.
- Coś ty taki
wrażliwy? - Hermiona również nie odpowiedziała na pytanie, a ponadto
przewróciła jeszcze oczami. - Zastanawiałam się, co robiłeś, skoro zniknąłeś od razu po
lekcji. Chyba mam prawo zapytać się o coś takiego?
- Nie zauważyłaś,
że przyszedł z Cho? - Do rozmowy włączyła się Ginny. Ponieważ tym krótkim
zdaniem rudowłosa udzieliła odpowiedzi na zadane wcześniej pytanie, Harry
postanowił się już nie odzywać. Szatynka również nic więcej nie powiedziała,
tylko zajęła się posiłkiem.
Nastała cisza.
Każdy zanurzył się we własnych myślach i w spokoju zjadał swój posiłek.
- Rozmawiałaś z
Ronem? - zapytał Harry, kiedy poczuł, że nie wciśnie w siebie więcej jedzenia.
Odłożył sztućce i sięgnął po puchar z sokiem.
- Próbowałam,
ale mnie olał - prychnęła Hermiona. W jej głosie było słychać złość i
rozgoryczenie. Chyba nie mogła zaakceptować tego, jak została potraktowana.
- Jest
zazdrosny i zdezorientowany - wtrąciła Ginny, sięgając po miskę z jakąś sałaką.
- O co?
- Czasami wydaje
mi się, że jesteście niedorozwinięci umysłowo. - Uśmiechnęła się. - Ron myślał,
że będziecie za nim biegać. Nie przypuszczał, że Harry tak łatwo znajdzie sobie
innego przyjaciela. Był również przekonany, że ty wybierzesz jego towarzystwo -
dodała, zwracając się do starszej przyjaciółki.
- Nie mówisz
poważnie? - zapytał Harry, choć nie wyglądał na zaskoczonego. W przeciągu kilku
lat spędził z Ronem naprawdę dużo czasu, dzięki czemu trochę go poznał. Nie tak
bardzo, jak by sobie tego życzył, ale w końcu nie można mieć wszystkiego.
- Nie ważne -
stwierdziła Hermiona, ucinając temat. Nie miała ochoty dyskutować o zachowaniu
rudzielca, gdyż znoszenie chłopaka i jego huśtawki nastrojów w zupełności jej
wystarczało. - Jego niedoczekanie, jeśli myśli, że będę za nim biegać.
Szczególnie, że to on się na mnie wypiął, a nie ja na niego.
- A tak w
ogólne, to gdzie Mike? - zapytał Harry, dopiero teraz dostrzegając nieobecność
przyjaciela.
- Nie wiem.
Zjadł kolację i gdzieś wyszedł - odpowiedziała Hermiona.
- Mówił, gdzie
idzie? Albo chociaż po co?
- Powiedział
tylko, że musi coś załatwić.
- O nie! -
jęknął Harry i pacnął się w czoło. Właśnie
przypomniał sobie, że umówił się z przyjacielem na długą i poważną
rozmowę. Kompletnie wyleciało mu to z głowy, jak również to, że Mike miał
zorganizować coś na rozluźnienie.
- Co się stało?
- zapytała Hermiona. Wyglądała na przerażoną. Prawdopodobnie pomyślała, że
Voldemort właśnie zaatakował jego umysł. Jeśli tak, to trochę zapędziła się w
swoich przypuszczeniach.
- Wiem, co Mike
musiał załatwić.
- Może trochę
jaśniej?
- Wierz mi,
wolisz nie wiedzieć. - Hermiona wzruszyła ramionami i uznała, że może Harry
miał rację.
Jednak Ginny
była innego zdania i chciała się dalej kłócić. Z natury była nieustępliwa,
jednakże teraz postanowiła zrobić wyjątek i ostatecznie sobie odpuściła.
- Dobra, ja też
muszę już iść. - Harry wstał od stołu.
- Umówiłeś się
z Cho? - zapytała Hermiona.
- Nie. -
Pokręcił głową. - A nawet gdyby, to co? Zabroniłabyś mi? - Uśmiechnął się. -
Wiesz, że i tak by mnie to nie powstrzymało.
Hermiona w
odpowiedzi zrobiła tylko dziwną minę, przez co Ginny parsknęła głośnym
śmiechem. Całe szczęście, że nie miała niczego w ustach, bo mogłoby się to dla
niej źle skończyć. Niemniej jednak nie obyło się bez strat, ponieważ trzymała w
ręku puchar z sokiem. Na skutek niekontrolowanego chichotu zaczęła się trząść,
w konsekwencji rozlewając napój wokół siebie.
- Po prostu
muszę coś załatwić - dodał Harry.
- No nie,
następny - mruknęła pod nosem Hermiona. - Czy wam dzisiaj wszystkim odbiło? -
zapytała na głos. Harry nie odpowiedział, bo zmierzał już w kierunku wyjścia.
Kiedy opuścił
Wielką Salę, od razu przyspieszył tempo. Było to paradoksalne zachowanie, gdyż
spieszył się, chociaż wcale nie chciał rozmawiać z Mikiem.
Po kilku
minutach dotarł pod wieżę Gryfonów, zaczynając odczuwać lekki niepokój.
Domyślał się, o czym Mike chciał z nim rozmawiać. Nie był z tego powodu
zadowolony, bo sam nie wiedział, jak ustosunkować się do wątpliwości, które go
ogarnęły.
Mimo
odczuwanych lęków, wziął się w garść i pewnie wszedł do swojego pokoju. Gdy
przekroczył próg, początkowo nigdzie nie dostrzegł Mike'a. Dopiero po kilku
sekundach zauważył, że chłopak leżał na kanapie i bez celu patrzył się w sufit.
- Już miałem po
ciebie iść.
- Chyba przez
sen - mruknął Harry, po czym się zaśmiał. Chciał rozładować atmosferę, chociaż
tylko on był zdenerwowany.
Mike nie
zareagował na zaczepkę. Zmienił tylko swoją pozycję, stawiając nogi na
podłodze. Gestem nakazał również, żeby przyjaciel zajął miejsce obok niego.
Wykonując polecenie, Harry zorientował się, że na stole czekały już dwie
butelki Ognistej Whisky.
- O czym
chciałeś ze mną porozmawiać? - zapytał, chcąc już mieć tę rozmowę za sobą.
- Spokojnie,
mamy dużo czasu. - Mike napełnił szklanki trunkiem. - Za udane eliminacje.
- Stuknęli się szklankami, po czym
wypili wszystko do dna.
- Powiesz mi w
końcu, czy grasz w quidditcha?
- Może. -
Blondyn postanowił podrażnić się z przyjacielem i nie udzielać mu bezpośredniej
odpowiedzi.
- Mów jaśniej!
- Może gram.
- Mike! - Harry
zaczął tracić cierpliwość.
- Dobra, czasem
grywam.
- Na jakiej
pozycji?
- Ścigający.
- Świetnie,
akurat ścigających brakuje mi w drużynie! Będziesz mógł się zgłosić. - Harry
już zaczął się ekscytować. Ponieważ poczuł się trochę spokojniej, rozłożył się
wygodnie na kanapie, zapominając, że przyjaciel nie zaczął jeszcze swojego
przesłuchania.
- Harry, nie
powiedziałem, że chcę należeć do drużyny - powiedział Mike. Wyglądał naprawdę
poważnie.
- Co? - Brunet
gwałtownie zerwał się do pionu. - Jak możesz?! - Udał obrażonego.
- Chciałbym się
najpierw zaaklimatyzować, poza tym wolę oglądać mecze niż brać w nich udział.
- Tak nie może być!
Skoro grasz, to musisz się zgłosić! - Harry zrobił błagalną minę. Musiał
nakłonić przyjaciela do tego, żeby się zgodził! A jeżeli słowa nie wystarczą,
to nawet uklęknie i w ten sposób będzie prosił o wsparcie.
- Możemy umówić
się w inny sposób - stwierdził Mike. Chyba domyślił się, że przyjaciel może
posunąć się do niezwykle drastycznych metod, byle tylko osiągnąć swój cel.
Chcąc go dodatkowo zmiękczyć, ponownie nalał alkohol do szklanek. - Zdrowie. -
Wzniósł toast.
- Okej,
wyjaśnij mi, co masz na myśli - powiedział Harry, odstawiając pustą szklankę.
- Jeżeli nie
znajdziesz odpowiedniego ścigającego, to się zgłoszę. Jednak ostrzegam, że będę
patrzył na przebieg eliminacji i jeżeli zobaczę, że kogoś odrzucasz, chociaż
był naprawdę dobry, to gorzko tego pożałujesz. - Mike próbował brzmieć groźnie,
ale widać Ognista Whisky zaczęła już na niego działać, gdyż nie wypadł
przekonująco.
- Dobra - zgodził
się Harry, chociaż zrobił to niechętnie. - Ostatecznie mogę wpisać cię na listę
rezerwowych - dodał.
- Okej, zgadzam
się. Pod warunkiem, że najpierw sprawdzisz moje umiejętności.
* * *
Pół godziny później
Mike doprowadził Harry’ego do stanu delikatnej nietrzeźwości. Zdawał sobie
sprawę, że jego postawy nie można było nazwać chwalebną. Mimo to nie wahał się,
bo wiedział, że było to absolutnie konieczne. W końcu stanowiło to jedyny
sposób na wyciągnięcie z przyjaciela jakiejkolwiek informacji. A jeżeli miał mu
pomóc, to musiał wiedzieć, w czym tkwił problem.
Harry z natury
nie był wylewny. Często dusił w sobie emocje, nie myśląc o tym, że szczera
rozmowa mogłaby przynieść mu ulgę. Ponieważ na trzeźwo nie zdradzał swoich
sekretów, upicie go było koniecznością. Na całe szczęście nie należał do grupy
osób, które umiałyby wlewać w siebie niezliczone litry wysokoprocentowych napojów,
nie ponosząc przy tym żadnych konsekwencji.
- I wtedy
zobaczyliśmy, że za tymi drzwiami stoi trójgłowy pies - bełkotał Harry, nawet
nie zdając sobie sprawy z tego, co mówił.
- Fascynująca
opowieść. - Mike udawał zainteresowanego. - Ale może opowiesz mi o tym kiedy
indziej?
- Jak chcesz -
odpowiedział brunet i przez kilka sekund gapił się w podłogę. Jego wzrok był
jakiś mętny. Jednak mimo ograniczonej percepcji, podniósł się z kanapy i ruszył
do łazienki.
Gdy przechodził
między meblami, zaczepił o stolik i upadł na łóżko.
- Niech to
szlag! - zaklął. - Kto postawił tu to ździerstwo? - Podniósł się i po chwili
znajdował się już w łazience.
Mike z
niepokojem wpatrywał się w drzwi. Zaczął odczuwać wyrzuty sumienia, że
doprowadził przyjaciela do takiego stanu, dlatego uważnie wsłuchiwał się w
dźwięki dochodzące z łazienki. W końcu istniało prawdopodobieństwo, że Harry
ponownie straci równowagę, zaliczy bliskie spotkanie z ziemią i zrobi sobie
krzywdę.
- Nalej mi
jeszcze - powiedział Harry kilka minut później, kiedy wrócił do pokoju. Na
szczęście był cały i zdrowy.
- Pamiętasz, że
jutro masz trening?
- Oj, nie
marudź, tylko lej!
Mike wzruszył
ramionami i spełnił prośbę. Wiedział, że nadszedł czas na rozpoczęcie
najważniejszego tematu, bo Harry wyglądał na kogoś, kto powinien jak
najszybciej położyć się spać.
- Co jest
pomiędzy tobą i Cho?
- A co ma być?
- Mam wrażenie,
że coś złego wydarzyło się podczas posiłku.
Harry się
zmieszał.
- Wydawało ci
się.
- Na pewno?
- Mmm.
Blondyn nie
naciskał. Mimo że Harry nie potrafił już ustać na nogach, to nie był na tyle
pijany, żeby się wygadać. Z tego powodu Mike musiał znaleźć inne rozwiązanie.
Uznał, że najlepiej będzie udawać, że skończył drażliwy temat.
- Wypijmy za
dziewczyny - wybełkotał Harry, gwałtownie podnosząc szklankę, co skończyło się
tym, że oblał się alkoholem. - No nie, to moje najlepsze spodnie!
Mike nie
potrafił się powstrzymać i wybuchnął głośnym śmiechem. Harry na trzeźwo był
niezwykle zabawny, ale pijany był jeszcze lepszy.
- Nie śmiej
się, pajacu! Wiesz ile te spodnie kosztowały? A co, jeśli plama nie zejdzie?
- Harry, jesteś
czarodziejem, wystarczy jedno zaklęcie.
- Masz rację. -
Harry trochę się uspokoił.
Zapanowała
między nimi cisza, ponieważ obaj zanurzyli się we własnych myślach. Harry
analizował swój związek z Cho, a Mike zastanawiał się, jak wyciągnąć z
przyjaciela informacje.
- Wiesz, co
mnie gryzie? Tak naprawdę nie wiem, co dla Cho jest ważne w naszym związku -
niespodziewanie zaczął brunet.
- Co masz na
myśli? - zapytał.
- Jesteśmy ze
sobą od kilku dni, a praktycznie tylko się całujemy i jemy wspólnie posiłki.
- A ty miałbyś
ochotę na więcej? - Mike zaczął rozumieć.
- Oczywiście. -
Harry kiwnął głową, robiąc minę, jakby rozmawiał z kimś niedorozwiniętym
umysłowo. - Nie zależy mi na samych pocałunkach, chciałbym poczuć coś więcej.
- Jesteś
zboczony - zaśmiał się Mike.
- Co? - Harry
wglądał na zdezorientowanego. - Nie rozumiem.
- Myślałem, że
nie zależy ci tylko na jednym.
- Dalej nie
wiem, o co ci chodzi. - powiedział, jednak po chwili na jego twarzy pojawiło
się zrozumienie. - Ale mi nie chodziło o seks. - Zarumienił się.
- Nie? -
zapytał z ulgą Mike.
- Nawet o tym
nie myślałem. - Uśmiechnął się. - Chociaż chyba trafiłeś w sedno.
Mike uniósł
pytająco brwi. Tym razem to on nie rozumiał.
- Wiesz, mam
wrażenie, że jej bardzo na tym zależy - kontynuował Harry.
- A tobie?
- Nie wiem, nie
odczuwam takiej potrzeby. Poza tym ja nawet… nie ważne - dokończył szybko.
- Ty nawet co?
- zapytał Mike, chociaż domyślał się odpowiedzi.
- Nic, zapomnij
o tym!
- Śmiało, mi
możesz powiedzieć.
- Nie, to nic
takiego. - Brunet w dalszym ciągu wykręcał się od odpowiedzi.
- Harry!
- No dobra, ale
się nie śmiej, okej? - Mike kiwnął głową. - Bo ja nigdy… ja jestem prawiczkiem. - Zarumienił się
lekko, jakby było w tym coś złego.
- I co z tego?
Nie mów, że się przejmujesz? - Uniósł w górę brwi, czekając na odpowiedź
przyjaciela. Brunet chyba czuł się zażenowany albo skrępowany i nie miał
zamiaru odpowiedzieć. - Jeżeli cię to pocieszy, to wiedz, że ja też jestem -
dodał Mike.
- Naprawdę?
- Przecież bym
cię nie okłamał. Poza tym uważam, że w tej kwestii nie należy się spieszyć. Nie
powinno się tego robić z pierwszą lepszą osobą.
- Racja. -
Harry kiwnął głową. Nie wyglądał przy tym na kogoś, kto niedawno wypił sporą
ilość alkoholu. - Po prostu boję się, że jeżeli miałoby do czegoś dojść, to nie
wiedziałbym, co robić.
- Wierz mi,
wiedziałbyś.
- Mniejsza o
to, chodzi o sam fakt.
- Jeżeli nie
jesteś gotowy, to tego nie rób.
- A co z nią?
Przecież wiecznie nie mogę odmawiać.
- Jeżeli zależy
jej na tobie, to poczeka. A jeżeli nie, to znaczy, że nie była niczego warta.
- Może masz
rację, dzięki - powiedział Harry, nieznacznie się uśmiechając.
- Nie ma
sprawy. W końcu jesteśmy przyjaciółmi - odpowiedział Mike. - Tylko obiecaj mi
jedno.
- Co?
- Jeśli się
zdecydujesz, to opowiesz mi jak było. - Harry wybuchnął głośnym śmiechem. -
Chyba czas spać, w końcu jutro czeka cię ciężki dzień - dodał.
- Niestety.
- Co z twoją
energią? - spytał Mike, ale chyba nie spodziewał się usłyszeć odpowiedzi,
bo skierował się w stronę łazienki. - Chcesz
iść pierwszy? - zapytał.
- Nie, idź. Ja
sobie trochę poleżę.
- Jak chcesz.
Kiedy Mike
zniknął w łazience, Harry wylegiwał się na kanapie, wpatrując się w sufit.
Próbował zaplanować przebieg eliminacji, ale nie mógł się skupić. Postanowił
przejść się po zamku z nadzieją, że może trochę wytrzeźwieje.
Poszperał w swoich rzeczach i wyjął z kufra
Pelerynę Niewidkę. Wychodząc z wieży, narzucił ją na siebie i ruszył na
wędrówkę po zamku.
W trakcie
pokonywania kolejnych korytarzy zastanawiał się, czy spacer był dobrym
pomysłem. Kiedy opuszczał dormitorium, nie zwrócił uwagi na godzinę i teraz nie
wiedział, od jak dawna trwała cisza nocna.
Co do tego, że nie powinien być poza salonem,
nie miał żadnych wątpliwości, bo po drodze spotkał kilku nauczycieli. Skarcił
się w duchu, że nie pomyślał o nocnych patrolach. Ponieważ nie chciał jeszcze
wracać do pokoju, postanowił udać się do lochów. Mimo że to właśnie tam
znajdował się pokój wspólny Slytherinu, miejsce to było najbardziej spokojne, a
przede wszystkim ciche.
Gdy schodził po
schodach, musiał przytrzymywać się poręczy. Sytuacja ta uświadomiła mu, że
zachował się lekkomyślnie, opuszczając wieżę Gryffindoru. W końcu nieustannie
się chwiał, kręciło mu się w głowie i rozmazywał mu się obraz, jakby w ogóle
nie miał na nosie okularów.
Najgorszy był
jednak jego brak świadomości, że taki stan mógł wpędzić go w poważne tarapaty.
Miał sobie wiele do zarzucenia, ale uważał, że Mike również się do tego
przyczynił. W końcu perfidnie go podpuścił, wymuszając na nim kolejne dawki
alkoholu. Chociaż Harry nie powinien obarczać przyjaciela winą, ponieważ sam
ponosił odpowiedzialność za swoje czyny. W końcu miał swój rozum i mógł
odmówić.
Kilkanaście
minut później, kiedy udało mu się dotrzeć do lochów, poczuł się pewniej. Usiadł
pod ścianą, zdjął z siebie pelerynę i starał się dokładnie przeanalizować
wątpliwości, które nim targały. Ponieważ miał ich dość sporo, potrzebował
czasu, żeby dojść do odpowiednich wniosków.
Przynajmniej
dotarło do niego, że rozmowa z przyjacielem coś mu dała. Dzięki niej zaczął się
poważnie zastanawiać, czy przypadkiem Cho nie chciała zaciągnąć go do łóżka.
Może za dużo sobie wyobrażał, jednakże nie podobało mu się zachowanie
dziewczyny. Rozumiał, że potrzebowała czasu dla siebie i swoich przyjaciół, ale
powinna również pamiętać o nim, swoim chłopaku. Postanowił w najbliższym czasie
przetestować Krukonkę. Jeśli potwierdzą się jego obawy, to z nią zerwie.
Harry próbował
się przekonać, że takie rozwiązanie będzie dla niego najlepsze. W końcu wygląd
nie był najważniejszy, bardziej liczyły się wzajemne relacje, chwile spędzone
razem i niezapomniane randki. To na takich wartościach powinna opierać się
podstawa idealnego związku.
Jeżeli tak
stawiał sprawę, to o związku jego i Cho na pewno nie można było powiedzieć, że
był idealny. Do tego brakowało mu naprawdę wiele. Ale jak mogłoby być inaczej,
skoro jedyną czynnością, której się poddawali, było całowanie. Może to tylko
przejściowe zachowanie, skoro dopiero budowali swój związek. Jeśli uznać, że to
był ich główny problem, to dlaczego Cho zachowywała się tak, jakby zależało jej
wyłącznie na tym, żeby wylądować z nim w łóżku?
Nim zdążył
odpowiedź sobie na to pytanie, musiał bardzo szybko o wszystkim zapomnieć,
ponieważ usłyszał czyjeś kroki. Na szczęście mimo przyćmionego umysłu zachował
się przytomnie i szybko poderwał się do pionu, zarzucając na siebie Pelerynę
Niewidkę. Zrobił to akurat w momencie, kiedy zza rogu wyszedł Malfoy. Był
niewidzialny, więc postanowił to wykorzystać i jak najszybciej stąd odejść.
Ruszył więc w stronę chłopaka, zachowując się najciszej, jak mógł.
Niedługo potem
minął się z blondynem. Odetchnął z ulgą, kiedy na twarzy Malfoya nie dostrzegł
niczego, co mogłoby świadczyć o tym, że chłopak wyczuł jego obecność. Ponieważ
był pewny, że teraz mógł czuć się swobodniej, postanowił wrócić do wieży.
Niestety zapomniał o jednym szczególe. Nie pomyślał, że Ślizgon nadal mógł go
usłyszeć.
Kiedy przestały
do niego docierać dźwięki kroków blondyna, zatrzymał się i odwrócił w kierunku
chłopaka. Widząc, że Malfoy uważnie obserwował korytarz, Harry uznał, że
nadszedł czas, by zwiewać i to szybko. Zaczął biec, starając się nie wydawać
przy tym żadnych odgłosów. Prawie mu się to udało, ale kiedy zbliżał się do
końca korytarza i odwrócił się jeszcze raz, żeby sprawdzić, czy Ślizgon go nie
usłyszał, potknął się i wpadł na stojącą obok zbroję. Na korytarzu rozległ się
przerażający hałas, mogący obudzić nawet zmarłych.
- Cholera
jasna! - zaklął Harry, próbując wygrzebać się z fałd peleryny i kawałków zbroi.
- Potter? - usłyszał
nad sobą znienawidzony głos. - Co ty tu robisz?
- Malfoy! -
warknął, wstając z podłogi. Starał się przy tym ukryć ogarniające go
zażenowanie. W końcu nie był przyzwyczajony do tego, że przyłapywano go w
takich sytuacjach.
- Na Merlina,
co za szczęście, że upadek ci nie zaszkodził - odparł drwiąco. - Z łaski swojej
mógłbyś mi jednak wytłumaczyć, skąd się tu wziąłeś?
- Nie muszę ci
się z niczego tłumaczyć!
- Masz rację. -
Kiwnął głową. - W sumie, to nawet nie chcę tego wiedzieć. - Draco odwrócił się
i chciał odejść. Nie zrobił jednak nawet jednego kroku, ponieważ usłyszał
sapiącego woźnego i zamarł.
- Filch! -
jęknął. Tak naprawdę nie bał się, że mężczyzna złapie go poza pokojem wspólnym,
bo jako prefekt miał prawo przebywać na korytarzu po ciszy nocnej. Bardziej obawiał
się tego, że zostanie oskarżony o spowodowanie okropnego hałasu i
rozczłonkowanie zbroi. Za to woźny mógł mu solidnie zwymyślać.
Zanim zdążył zareagować w jakikolwiek sposób,
poczuł, że ktoś pociągnął go pod ścianę i narzucił na niego jakiś płaszcz.
- Co ty robisz?
- zapytał.
- Cicho bądź!
W tym momencie pojawił się woźny. Podszedł do
roztrzaskanej zbroi, po czym zgarnął ją na bok. Koło nóg kręciła się mu jego
kotka Pani Norris.
- Kochana,
widzisz to? - zwrócił się do zwierzęcia. - Ten przeklęty Irytek znowu próbuje
doprowadzić mnie do szału. Ale nie martw się, jutro pójdziemy z tym do
dyrektora - dodał mściwie. Przez chwilę stał i przyglądał się dowodowi zbrodni.
Po upływie
dwóch minut wzruszył ramionami i ruszył w kierunku, z którego przyszedł. Nieświadomie
przeszedł obok dwójki chłopców, stojących pod ścianą i ukrywających się pod
peleryną. Mężczyzna nie mógł ich dostrzec, jednak jego pupil miał na to szanse.
Harry wciągnął powietrze i poczuł, że serce
zaczęło mu bić jak szalone. Chcąc uniknąć zdemaskowania, nieświadomie przysunął
się do Malfoya. Musiał mieć pewność, że peleryna całkowicie ich zakrywała.
Ponieważ
odległość, która dzieliła go od Ślizgona, była niewielka, poczuł intensywnie
słodki zapach. Wciągnął głębiej powietrze, czując się odurzony niezwykle
interesującą wonią. Mimowolnie zaczął się zastanawiać, czemu chłopak ją
zawdzięczał.
Po chwili Harry
otrząsnął się z obezwładniającego doznania i przypomniał sobie, że znajdował
się w kryzysowej sytuacji. Odwrócił się w kierunku miejsca, gdzie przed chwilą
był Filch i odetchnął z ulgą. Na szczęście mężczyzna zniknął za rogiem, a jego
kotka pobiegła za nim. Ponieważ zagrożenie minęło, chłopcy zrzucili z siebie
magiczny płaszcz.
- Mało
brakowało - mruknął Harry.
- Dlaczego to
zrobiłeś? - zapytał Draco, nie potrafiąc ukryć zdziwienia.
Harry nie
odpowiedział.
- Czemu mi
pomogłeś? - Malfoy zadał kolejne pytanie, w dalszym ciągu nie zmieniając swojej
mimiki.
- A co,
chciałbyś wpaść w brudne łapska Filcha? - Harry odpowiedział pytaniem. - Może
marzy ci się dywanik u Snape'a?
Malfoy wyglądał
na wyraźnie zniecierpliwionego. Włożył ręce do kieszeni i napastliwie wpatrywał
się w Gryfona.
- Nie, nie
chciałbym doświadczyć żadnej z tych rzeczy - odpowiedział. - Co nie zmienia
faktu, że mi pomogłeś.
- Czy to ważne?
Ciesz się, że ci się upiekło.
Po tych słowach
Harry chciał odejść. Nie miał Ślizgonowi nic do powiedzenia, dlatego odwrócił
się na pięcie. Zrobił tylko kilka kroków, ponieważ Malfoy uniemożliwił mu
dalszą wędrówkę, podbiegając do niego i łapiąc go za ramię.
- Poczekaj.
Harry wyrwał
się z uścisku.
- Na co?
- Nie możesz
iść na górę.
- Dlaczego?
- Potter, nie
dotarło do ciebie, że wpadłeś na zbroję, bo jesteś pijany? Walisz alkoholem na kilometr,
aż dziwne, że Filch się nie zorientował. - Przybrał oburzoną minę. - Poza tym
chyba nie chcesz zabić się na schodach?
- Dam sobie
radę. - Harry był tego pewny.
- Nie, nie dasz
i dobrze o tym wiesz.
- Nie udawaj,
że się o mnie troszczysz - warknął. - Zagrożenie minęło i jesteśmy bezpieczni,
więc nie musisz mi się już podlizywać.
- Słucham?!
- Śmiało,
nabijaj się ze mnie. No dalej, mów! - Zachęcał zaskoczonego Ślizgona. - Nie
chcesz? To może ci pomogę? Patrzcie głupi, pijany Gryfon…
- Przestań! -
przerwał mu Draco. - Pleciesz jak potłuczony. A tak swoją drogą, kto by
przypuszczał, że ze Złotego Chłopca jest takie ziółko? - Uśmiechnął się.
- Jeszcze wielu
rzeczy o mnie nie wiesz.
Malfoy zrobił
minę, wyrażającą głębokie zainteresowanie. Chyba dałby naprawdę wiele, byleby
tylko poznać sekrety zielonookiego Gryfona.
- To nie czas i
miejsce na takie rozmowy - mruknął. - Chodź z mną, to dam ci eliksir na kaca.
- Nigdzie nie
idę! - zaprotestował Harry.
- Ależ owszem,
idziesz i nie kłóć się ze mną! Przez twoje głupie zachowanie ktoś znowu może tu
przyleźć. A nie możemy liczyć, że szczęście ponownie nam dopisze i nikt cię nie
wyczuje.
- Sugerujesz,
że śmierdzę?
Malfoy
przewrócił oczami.
- Tak, jak
każdy, kto wcześniej pił. A teraz chodź już - powiedział błagalnie, łapiąc
bruneta za rękę.
- Ale ja nie
chcę iść do waszego dormitorium. Zabiją mnie, jak tam wejdę.
- Nie marudź,
wszyscy już śpią. - Malfoy miał ochotę ponownie przewrócić oczami. - W razie,
gdybyś nie wiedział, to dochodzi trzecia i o tej porze nawet Ślizgoni są już w
łóżkach. Poza tym moje dormitorium jest bliżej, bo za…
- Tak, wiem. Za
tym zakrętem jest wejście - przerwał mu Harry, nieświadomy tego, że się wydał.
- Skąd wiesz?
- Nie wiem, o
czym mówisz - odpowiedział, kiedy uświadomił sobie, że popełnił gafę.
- Nie udawaj
głupiego!
Harry głośno
wciągnął powietrze. Wiedział, że było już za późno, aby naprawić błąd. Niestety
będąc pod wpływem alkoholu, najpierw mówił, a dopiero potem myślał.
- Byłem w
waszym pokoju na drugim roku. - Postanowił wyjaśnić tajemnicę swojej wiedzy. W
końcu nie było sensu kłamać.
- Po co?
- Musiałem
sprawdzić, czy to nie ty byłeś dziedzicem Slytherina.
- To
niemożliwe, żebyś od tak wszedł sobie do naszego salonu! - zaprzeczył Malfoy.
- A czy ja
powiedziałem, że po prostu do was wszedłem?
Draco zatrzymał
się na środku korytarza i popatrzył na Harry'ego. Kilka sekund milczał, lecz po
chwili walnął się w głowę.
- Użyłeś
peleryny? - zapytał.
- Nie.
- To w jaki
sposób ci się to udało?
- Eliksir
Wielosokowy.
- Co!? - Malfoy
wytrzeszczył oczy. - Ukradłeś Snape’owi eliksir?
- Nie! - Harry zaprzeczył.
Dlaczego najłatwiej było uznać, że coś ukradł? - Sami go przygotowaliśmy.
- Dobra, więcej
nie muszę wiedzieć - powiedział Draco. Tak naprawdę kłamał, bo z chęcią poznałby
więcej szczegółów, ale teraz nie był na to gotowy. - Poza tym jestem pod wrażeniem.
Nie spodziewałem się takiego planu, zwłaszcza po Gryfonach.
- Czy wiesz, że
właśnie powiedziałeś mi komplement? - Brunet się uśmiechnął.
- No cóż, każdy
popełnia błędy.
- Wiesz, że
miałem być Ślizgonem? - palnął Harry.
- Co!? - Po raz
drugi dzisiaj udało mu się wytrącić Ślizgona z równowagi. - To niemożliwe!
- Jestem w
Gryffindorze, bo… nie ważne.
- Jak już
zacząłeś mówić, to przynajmniej skończ.
- Z dwóch
powodów. Jednego nie powiem, bo ci nie ufam. A nie jestem w Slytherinie, bo
poprosiłem Tiarę, żeby mnie tu nie umieszczała.
- Dlaczego?
Przecież ten dom nie jest taki zły.
- Wiem. Po
prostu nie chciałem mieszkać z tobą - powiedział, nie będąc w stanie sobie
wyobrazić, ile bólu sprawił blondynowi tym wyjaśnieniem.
Malfoy bardzo
dobrze potrafił ukrywać emocje, najczęściej pod maską zimnego drania. Z tego
powodu Harry niczego nie dostrzegł. Mimo że Ślizgon nie ujawnił swoich odczuć,
to w głębi siebie poczuł ogromny smutek. Myśl, że był tak blisko spełnienia
swoich marzeń, bardzo go zdemotywowała.
Chłopcy
zatrzymali się pod ścianą. Dla zwykłego obserwatora miejsce to nie było
wyjątkowe, jednakże Harry i Draco wiedzieli, że właśnie tutaj znajdowało się
wejście do kwater Slytherinu.
- Liczy się tylko czystość krwi - powiedział Malfoy. - Jak
chcesz, to wejdź pod pelerynę, tylko złap mnie za ramię, żebym wiedział, gdzie
jesteś - dodał.
- Dobra -
odpowiedział Harry i zrobił tak, jak podpowiedział mu chłopak.
Gdy weszli do
środka, brunet poczuł się tak samo, jak cztery lata temu. Salon Ślizgonów miał
swój urok, ale było w nim również coś odpychającego. Chociaż może była to tylko
kwestia nieprzyzwyczajenia.
- To mój pokój
- powiedział Draco, otwierając jedne z pierwszych drzwi.
- Każdy ma
swój? - zapytał Harry.
- Nie, tylko
prefekci. - Blondyn się uśmiechnął. - A co, wy śpicie razem? - zakpił.
- Nie
przeginaj!
- Dobra,
przepraszam.
- Słucham? -
Harry wytrzeszczył oczy. - Chyba upadek na zbroję mi zaszkodził, bo się
przesłyszałem. Ty przepraszasz mnie? - Pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Taa, świat
oszalał - mruknął Draco. - To powiedz mi, jak jest u was z sypialniami.
- Cóż, po
części miałeś rację. - Brunet się zaśmiał. - Do zeszłego roku musieliśmy w
piątkę dzielić dormitorium. Dopiero teraz mamy podwójne sypialnie, które
wzbogaca wypasiona łazienka. Mógłbym przysiąc, że jest nawet lepsza od tej dla
prefektów.
- No, nie! A
skąd wiesz o łazience prefektów?
- Mam parę
kontaktów, poza tym od tego roku mogę z niej korzystać. - Na chwilę zamilkł. -
Chociaż tego nie robię - dodał.
- A co sądzisz
o mojej sypialni? - Malfoy zmienił temat.
- Naprawdę
chcesz wiedzieć? - Chłopak kiwnął głową.
- Mmm...
Harry rozejrzał
się po pokoju. Właściwie oprócz tego, że kolory były typowo ślizgońskie, to
wszystko wyglądało dobrze – ogromne dwuosobowe łóżko, wielka drewniana szafa,
kilka półek, mahoniowe biurko.
- Przytulna -
odpowiedział po chwili. Na twarzy Draco pojawił się szeroki uśmiech.
- Usiądź, a ja
przyniosę ci eliksir.
- Dlaczego to
robisz? - zapytał Harry. - Przecież mógłbyś mnie wydać. Za alkohol miałbym
niemałe kłopoty.
- Mam swoje
powody. A poza tym ty też mi dzisiaj pomogłeś - odpowiedział, po czym zniknął
za drzwiami łazienki.
Harry usiadł na łóżku i słuchał dźwięków,
które dochodziły z sąsiedniego pomieszczenia. Chyba Malfoy musiał przekopać
całe pomieszczenie, żeby znaleźć odpowiedni specyfik.
Zanim Draco
wrócił do pokoju, zaczął robić się strasznie senny. Położył się na łóżku i
myślał o tym, że chciałby znaleźć się u siebie w pokoju. Co mnie skłoniło,
żeby włóczyć się po zamku i to w dodatku po lochach? - pomyślał, po czym przymknął
powieki i chwilę potem zasnął.
- No mam! Już
myślałem, że… - Malfoy przerwał, widząc, że Harry usnął.
Kilkadziesiąt
sekund stał bez ruchu, zastanawiając się, co zrobić. Nie wpadł na żaden
sensowny pomysł, więc podszedł tylko do bruneta, żeby sprawdzić, czy ten nie
robił sobie z niego żartów.
Gdy stanął nad
Gryfonem, usłyszał jego wolny i miarowy oddech. Zrozumiał wówczas, że chłopak
padł ze zmęczenia.
Draco
uśmiechnął się do siebie. Ponieważ nie było sensu budzić Harry'ego, bo i tak nie
byłby w stanie wrócić do swojej wieży, blondyn postanowił go przenocować.
Zobaczenie miny, którą chłopak będzie miał następnego dnia, będzie bezcenne.
Podszedł do
bruneta i zaczął go rozbierać. Zdjął mu buty, skarpetki i z wielkim trudem
koszulkę. Następnie przykrył go kołdrą. Jego rzeczy położył na krześle, kładąc
na nich również eliksir. Następnie machnął różdżką, żeby zamknąć drzwi.
Wykonawszy wszystkie czynności, rozebrał się i położył po drugiej stronie
łóżka. W końcu nie miał zamiaru spać na podłodze, bo Potter usnął w jego łóżku.
Z tą myślą,
zamknął oczy i po chwili również odpłynął w krainę Morfeusza.
~ ~ ~ ~
Bardzo
dziękuję za komentarze pod ostatnim postem. Mam nadzieję, że teraz nie będzie gorzej :D I na koniec jeszcze jedno - Seya, dziękuję za sprawdzenie tego rozdziału. :)
Jestem pierwsza jupiiii! Rozdział świetny Draco jes w nim normalny i fajnie że pomógł Harry'emu. Chciałabym widziec jego minę jak sie obudzi bo to by było świetne. Życzę weny i czekam na kolejny rozdział!
OdpowiedzUsuńTen rozdział jest chyba najlepszy ze wszystkich zwłaszcza końcówka jedno słowo bezcenne
OdpowiedzUsuńPrzeczytane, to trzeba skomentować tą perełkę :) To tak:
OdpowiedzUsuńHermiona strasznie wściubia we wszystko nosa! Ja nie wiem, co jej zrobiłeś, ze taka sie stała? :D A może.... taki mi pomysł własnie do głowy przyszedł... jest zazdrosna o Harry'ego, czy coś, ze aż tak bardzo się interesuje gdzie i kiedy był i wgl...?
Od Harry'ego i Cho już się aż niedobrze robi. Trzymam kciuki żeby szybko zerwali.
No i Harry i Draco... Tu pojechałeś... Najpierw Harry pomaga Draconowi, a potem Malfoy Potterowi, gdyby było na odwrót w sensie, ze najpierw Malfoy Harry'emu to jeszcze bym zrozumiała, bo w końcu chce się z nim pogodzić. No, ale tak to totalne zaskoczenie. No i skończyłeś w takim momencie... Ja chcę wiedzieć reakcję Harry'ego gdy będzie trzeźwy!
Danielu, Danielu... Właściwie wiesz mniej więcej, co sądzę o tym rozdziale, ale przez tę cudowną dedykację, za którą bardzo serdecznie Ci dziękuję, nie mogłam się powstrzymać od skomentowania!:)
OdpowiedzUsuńNa samym wstępie: nienawidzę Cho, a Hermiona mnie wkurza, ale o tym już wiesz.:D Uwielbiam za to Mike'a. Jest trochę podstępny i cwany jak na gryfona, czy nie powinien być czasem w Slytherinie?xd
Harry w tym rozdziale ma świetne riposty, moja ulubiona to ta, gdy Harry mówi, że nie nie jest w Slytherinie, bo nie chciał mieszkać z Draco. No po prostu genialne!
Cieszę się, że Harry wygadał się Mike'owi. Tak sobie myślę, że nie powinien być tak skryty. Jeśli chodzi o Hermionę, to rozumiem, bo ona jest zbyt wścibska, zresztą mam wrażenie, że ona ma poczucie, że jest najmądrzejsza i wszystko wie najlepiej, więc każdy powinien jej wszystko mówić. Mam jej już serdecznie dosyć, jak dla mnie, to może jej w ogóle nie być w tym opowiadaniu; ale o tym też już wiesz.:)
Jeśli chodzi jeszcze o Harry'ego, to mam nadzieję, że w przyszłości będzie on bardziej otwarty względem Mike'a i że w końcu dogada się z Draco. Myślę, że ich trójka mogłaby być fajną paczką przyjaciół. Poza tym, jeśli połączą wszystkie swoje pomysły i umiejętności, to będą się pewnie działy niezłe rzeczy, jak nic rozniosą Hogwart w drobny mak.:D Nie mogę się doczekać!
Jeszcze zakończenie! Kompletnie niespodziewana i kompletnie fascynująca scena. Nie wierzę, że Harry zasnął w legowisku węży. I nie wierzę, że Malfoy właściwie ululał go do snu. To było na swój sposób urocze.:) Oni powinni być przyjaciółmi już od dawna, pasują do siebie.
To tyle ode mnie. Życzę Ci weny i w ogóle wszystkiego!
Seya:)
PS Ta dedykacja naprawdę sprawiła mi radość. Jest cudowna. Dziękuję!:D
Czy Hermiona i Mike zaplanowali upicie Harry'ego czy to był pomysł Mike'a? Nawet cwanie to wymyślili tylko pod koniec zapomnieli, że Harry lubi nocne wędrówki :) Fajnie, że Draco mu pomógł. Może dzięki temu jakoś się dogadają. Jest nadzieja
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Hermioną, obie nie lubimy Cho.
Ron dorośnij. A myślałam, że z wiekiem stajemy się mądrzejsi.
Bardzo przyjemnie czytało mi się ten rozdział. Pod koniec był całkiem:P
Tak więc z niecierpliwością wyczekuję następnego rozdziału i życzę powodzenia:D
Witam,
OdpowiedzUsuńcóż mi się Choo nie podoba, i niech Harry tego nie ciągnie, tak opili się, a Harry postanowił zrobić sobie przechadzkę po zamku, jeszcze to spotkanie z Draco, jak widać Draco bardzo źle się poczuł jak usłyszał dlaczego Harry nie chciał być w Slytherinie....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Harry śpi w jednym łóżku z Draco, nie mogę! To urocze. Fajnie, że zaczynają się dogadywać.
OdpowiedzUsuń*zmęczona życiem siada do komputera i wklepuje adres Daniela* to na czym ja skończyłam? aa, już wiem.
OdpowiedzUsuń*czyta rozdział, ale po chwili przerywa i wraca do poprzedniego akapitu* Nie... CHO? HARRY Z CHO?! Boże, przecież oni się zeszli! Daniel, ja rozumiem, wiesz Ginny nie i w ogóle, ludzie się zmieniają, ale... CHO?! Nie, ja nadal cię uwielbiam, ale... no, Daniel, CHO!
*uspokaja się powoli i zaczyna czytać dalej* O! Czyżby Hermiona była zazdrosna? Nie, Harry, oświecę cię! Ona widzi, jaka z Cho jest suka (przyszło mi na myśl określenie lafirynda, ale jednak nie) i nie chce, żeby cię zraniła! Potter, czemu ty jesteś taki ślepy!
* z uśmiechem na ustach czyta o pijanym Harrym i Mike'u, który próbuje z niego coś wyciągnąć* Ciekawe tematy, mają te nasze chłopaki, nie ma co. Harry jest prawiczkiem, to jasne (no chyba, że Rowling nam czegoś nie powiedziała...), ale do Mike'a miałam wątpliwości... Ale, ok, rozumiem! Mogłabym teraz snuć marzenia, że Harry z Hermi, a Mike z jakąś super-ekstra lasencją... albo Mike z Hermi? W sumie, nie byłoby tak źle!
*gdy pojawia się Malfoy, przeczuwa dwuznaczne propozycje* Malfoy! Brachu kochany! Pachnie słodko, chciałabym poczuć ten zapach xD. Z czystej ciekawości, pragnę zaznaczyć! Draco ciekawie zareagował na słowa naszego Złotego Chłopca, Harry w Slytherine interesująca wizja.
Daniel! Harry śpi w łóżku Draco i to jest ok. Darco przygląda się Harry'emu i nie wie co ma robić i to też jest ok. ALe, żeby go rozbierał? Nie wiem, nikt mnie nigdy nie rozbierał (xD), ale nie wiem, czy Harry będzie szczęśliwy, że MALFOY go dotykał. No wiesz, on nadal uważa go za wroga, chociaż to coraz mniej.
Ten komentarz jest straszny, ale chyba go zrozumiesz. Przynajmniej taką mam nadzieję.
Życzę weny i pozdrawiam!
Przyznam się szczerze, że nie do końca rozumiem, dlaczego wszyscy, a przynajmniej większość, nie lubi Cho. Okej, nie była perfekcyjna, ale czemu jej związek z Harrym wywołuje aż takie poruszenie? :D No ale przynajmniej się cieszę, że udaje mi się wzbudzać różne emocje.
UsuńMike musiał być prawiczkiem! Przynajmniej Harry czuje się z tą informacją lepiej, no i nie za bardzo miałem kiedy rozdziewiczyć Mike'a (Boże, wybacz, że to tak dziwnie brzmi! xd). Musiałby to zrobić przed początkiem mojego opowiadania, czyli, według mnie, zdecydowanie zbyt wcześnie albo teraz, no ale... Tak, znowu te niedomówienia. :D Czasami nie umiem się wysłowić. xd
Twoje marzenia mogą okazać się rzeczywistością. :D No ale to czas pokaże. :D
Według mnie Malfoy Rowling jest bardziej złożoną postacią, niż się nam wydaje. Kiedy zacząłem pisać swoją wersję „Księcia Półkrwi”, nie zastanawiałem nad kanonicznością bohaterów. Nie chciałem, aby ich charaktery odbiegały od kanonu, ale nie chciałem również ograniczyć się w żaden sposób. Z Malfoyem jest tak, że chcę spróbować uchwycić jego złożony charakter. Stąd też może zachowywać się dziwnie i robić coś, co w ogóle nie jest do niego podobne. :D
Pozdrawiam! :D
PS Nawet nie wyobrażasz sobie, jaką przyjemność sprawiają mi Twoje komentarze. :D Rozbawiasz mnie, no i podoba mi się Twoja zaskakująco poprawna interpretacja niektórych fragmentów. :)
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, cóż ja mogę powiedzieć... Choo mi się nie podoba, i niech Harry nie ciągnie tego, ha tak opili się, a Harry postanowił zrobić sobie przechadzkę po zamku, jeszcze to spotkanie z Draco, Draco bardzo źle się poczuł jak usłyszał od Harrego dlaczego ten nie chciał być w Slytherinie....
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga