Rankiem nad
Privet Drive świeciło słońce, pierwszy raz od kilku dni wyłaniając się zza gęstych
chmur. Temperatura wciąż była ujemna, a mimo to prawie przed każdym domem można
było zobaczyć bawiące się dzieci. Przez ostatnie dwie doby spadło tyle śniegu,
że każde z nich chciało ulepić bałwana, poobrzucać się śnieżkami, czy po prostu
wytarzać się
w białym puchu. Wesołe krzyki, piski i głośne śmiechy rozchodziły się echem po ulicy, zagłuszając radia i telewizory, które umilały czas siedzącym w ciepłych domach dorosłym.
w białym puchu. Wesołe krzyki, piski i głośne śmiechy rozchodziły się echem po ulicy, zagłuszając radia i telewizory, które umilały czas siedzącym w ciepłych domach dorosłym.
Harry tymczasem
spał spokojnie nieświadomy tego, co działo się za oknem. Przez prawie całą noc na
jego ustach błąkał się cień uśmiechu. Sporadyczne ruchy i miarowe unoszenie się
klatki piersiowej nie wskazywały na to, że coś mogło się zmienić. Dopiero kiedy
zbłąkana śnieżka trafiła w okno, przyjemny sen zamienił się w koszmar. Gryfon jęknął
i zaczął przewracać się z boku na bok. Mimowolnie napiął wszystkie mięśnie, a jego
twarz przestała być odzwierciedleniem spokoju –grymas zastąpił uśmiech, na
czole pojawiły się zmarszczki, a na skroniach kropelki potu.
Cokolwiek mu
się śniło, wkrótce minęło - tak szybko jak się pojawiło. Wszystko zdawało się wracać
do normy, lecz nagle szarpnął się gwałtownie, przez co wylądował na podłodze.
– Cholera jasna – jęknął, otwierając oczy.
Przetarł mokre
od potu czoło, a potem, przytrzymując się łóżka, podniósł się i podszedł do
okna. Zaczął masować obolały łokieć, którym uderzył o podłogę.
Przez chwilę
patrzył na przykryte śniegiem domy i przysłuchiwał się okrzykom bawiących się
dzieci. Ich radość była tak zaraźliwa, że miał ochotę założyć ciepłe ubrania i
przyłączyć się do zabawy. Żałował, że nie mógł tego zrobić. Chciałby wyciągnąć
Mike'a na zewnątrz, wepchnąć go w jakąś zaspę i śmiać się z jego oburzonej
miny.
Po chwili
wrócił jednak myślami do swojego koszmaru. Zaabsorbowało go to tak bardzo, że
nie zauważył kolejnej śnieżki lecącej w stronę jego okna. Gdy śnieg rozbił się na szybie, wzdrygnął się i odruchowo zrobił dwa kroki do tyłu. Zaśmiał się, że
spadł w czasie snu. Nie pamiętał, żeby kiedykolwiek zareagował w taki sposób i
to przez normalny, zupełnie niezwiązany z magicznym światem sen. W końcu ostatnio
jego jedynym nocnym koszmarem był Vodemort, więc wydawało mu się, że nic innego
nie mogło już bardziej na niego wpływać. Nawet jeśli śniło mu się, że porwał go
jakiś psychopata, uwięził w rozpadającej się szopie i nieustannie torturował.
Poszedł do
łazienki, skorzystał z toalety i już po chwili z powrotem znalazł się przy
oknie. Zerknął na zegarek. Postanowił się ubrać i zejść na dół. Chwilę później
usłyszał ciche pukanie do drzwi.
– Proszę.
Pani McVogel
weszła do pokoju.
– Świetnie, widzę, że przynajmniej ciebie nie muszę wyciągać z łóżka.
– Rozumiem, że miała pani problem z Mikiem? – zaśmiał się, siadając na krześle,
żeby założyć skarpetki i buty.
– Nie
miałam, tylko nadal mam – westchnęła. – Czasami zastanawiam się, po kim jest takim śpiochem,
albo czym się faszeruje przed snem, że nie można go potem obudzić. Na zewnątrz
jest głośno, jakby ulicą przechodziła parada, a on nic. Jak tak dalej pójdzie,
to prześpi połowę swojego życia.
– Zawsze może mu pani wylać wiadro zimnej wody na głowę. Gwarantuję, że ta metoda
zadziała.
Pani McVogel
zachichotała.
– Jeśli
nie będę miała innego wyboru, to chyba tak zrobię – powiedziała po chwili. – Swoją
drogą, jak on funkcjonuje w Hogwarcie?
– O
dziwo jest lepiej, choć czasami naprawdę muszę się napracować, żeby go obudzić.
– Współczuję. Ja mam dość już po jednej próbie.
Harry zawiązał
buty i wziął z szafki różdżkę.
– Możesz
zejść do kuchni i zrobić herbatę? – zapytała, widząc, że Gryfon był już ubrany. – Ja
pójdę dobudzić Mike'a, bo jeszcze chwila, a spóźnimy się do Weasleyów. I tak
mamy tylko trochę ponad godzinę.
– Nie
ma problemu.
Wyszli z
pokoju. Pani McVogel zniknęła w sypialni syna, Harry natomiast zszedł do
kuchni. Nastawił wodę, przygotował dzbanek i wrzucił do niego dwie torebki earl
grey.
– Udało się – powiedziała Diana, wchodząc do kuchni akurat wtedy, kiedy zalewał herbatę
wrzątkiem. – Tak na przyszłość, groźba też na niego działa.
– Jak
to? – zaśmiał się.
– Powiedziałam,
że mam recepturę eliksiru na impotencję i kiedyś przez przypadek kilka kropel
może znaleźć się w jego soku, jeśli nadal nie będzie się mnie słuchać.
Harry
wybuchnął głośnym śmiechem.
– Co
on na to?
– Był
przerażony. A myślałam, że zna się na żartach. – Wyciągnęła z szafki
czyste talerze i zaczęła ustawiać je na stole.
Harry siedział
spokojnie, przyglądając się, jak kobieta krążyła od kuchenki do blatu,
wykonując kilka czynności równocześnie.
– Chyba lubi pani gotować?
– Bardzo. – Diana spróbowała sałatki, którą przed chwilą mieszała i mruknęła z aprobatą. – Aż
tak to po mnie widać?
– Tak.
Zresztą nie pomaga sobie pani czarami.
– Gotowanie mnie odstresowuje. Wszystkiego nauczyła mnie moja mugolska babcia i skoro
ona radziła sobie bez czarów, to ja też mogę. – Wyłączyła piekarnik i
uchyliła drzwiczki. – I dziękuję za prezent. Jest śliczny.
– Cieszę się, że się podoba.
– Sam
rzuciłeś zaklęcia ochronne?
– Niestety nie. Sprawdziłem tylko, czy wszystko z nimi w porządku.
– I
tak dziękuję.
– Proszę. – Uśmiechnął się. – Mam tylko nadzieję, że nigdy się nie przydadzą.
Zanim pani
McVogel zdążyła odpowiedzieć, do kuchni wszedł Mike. Bez słowa usiadł na
krześle, spojrzał tylko na Harry'ego i kiwnął mu głową na powitanie.
– Ciężka
noc? – zapytał brunet.
– Tak.
Nie mogłem usnąć, a kiedy w końcu mi się udało, mama przyszła mnie obudzić.
– Napij
się kawy, włóż głowę pod wodę, nie wiem. Zrób cokolwiek, bylebyś miał więcej
energii. Widzimy się dzisiaj z dziewczynami, możliwe, że ostatni raz w tym
roku, dlatego chciałbym, żebyś był przytomny.
– Nie
martw się, zaraz do siebie dojdę.
* * *
– Chłopcy, ubierajcie się! – krzyknęła pani McVogel, kończąc sprzątać ze stołu – Już
prawie dziesiąta.
– Spokojnie, zdążymy – mruknął Mike, wymieniając z Harrym rozbawione spojrzenia. Po śniadaniu humor od
razu mu się polepszył. Wróciła mu także ochota do żartów, choć teraz
powstrzymał się od dodatkowego komentarza, widząc, że jego matka była naprawdę
zdenerwowana.
– Nie chcę
się spóźnić.
– Mamo, wyluzuj. – Pani McVogel popatrzyła na niego groźnie, więc nic więcej nie powiedział.
Kilka minut
później, kiedy mieli na sobie ciepłe ubrania, wyszli na zewnątrz i przeszli za dom. Diana naciągnęła na czoło czapkę, a potem wyjęła z kieszeni
świstoklik. Chłopcy od razu chwycili za wełniany szalik i już po chwili zniknęli.
Pojawili się
niedaleko wzgórza Stoatshead. Harry przykucnął, chcąc pozbyć się ogarniających
go mdłości. Chwilę później ruszyli w stronę Nory.
Przedostanie
się przez zaśnieżone łąki nie było wcale takie proste, więc zanim zbliżyli się
do celu, byli czerwoni na twarzach i lekko zasapani. Poza tym Harry nadal nie
doszedł do siebie. Mdłości minęły, ale z każdym kolejnym krokiem czuł się
gorzej, bo obawiał się tego, co może wydarzyć się między nim a Ronem.
Niedługo potem
minęli zaklęcia ochronne i zobaczyli Norę. Harry miał mieszane uczucia. Mimo że
pamiętał, ile dobrego zrobiła dla niego rodzina rudzielców, najzwyczajniej w
świecie się bał. Miał mnóstwo wspaniałych wspomnień związanych z tym miejscem,
więc nie chciał, żeby od dzisiaj kojarzyło mu się ono z kłótniami i tym, jak
bardzo Ron go zranił.
Nagle drzwi
Nory otworzyły się i wybiegła przez nie pani Weasley. Widząc zadowoloną minę
kobiety, postanowił zapomnieć o swojej niechęci do byłego przyjaciela i
zachować się tak, jakby między nimi nic złego się nie wydarzyło.
– Nareszcie
jesteście! – powiedziała Molly, uśmiechając się od ucha do ucha. – Bardzo się cieszę – dodała, kolejno ściskając ich wszystkich.
Choć
najdłużej w jej uścisku pozostał Harry, to i tak pani McVogel nie potrafiła
ukryć swojego zaskoczenia. Nie przywykła do takiej otwartości i serdeczności ze
strony ludzi, których w zasadzie nie znała.
– Przepraszamy
za to drobne spóźnienie – odpowiedziała po chwili, również się uśmiechając. Mimo
że dopiero drugi raz spotkała się z Molly Weasley, czuła, że się polubią.
Kobieta była tak miła i szczera, że nie można było nie darzyć jej sympatią. – Nie
mogłam wyciągnąć Mike'a z łóżka.
– Rozumiem,
w końcu mam kilku synów i wiem, jak to jest – zaśmiała się. – Chodźmy
do środka i nie stójmy dłużej na tym zimnie. – Odwróciła się na pięcie i
ruszyła do drzwi.
Chwilę
później przekroczyli próg, a wtedy ktoś rzucił się Harry'emu na szyję, prawie zwalając
go z nóg.
– Cześć – powiedział, wyciągając z
ust brązowy włos. – Niedawno się widzieliśmy. – Zaśmiał się, uważając, żeby do jego otwartej buzi nie
dostało się ich więcej.
Hermiona
wypuściła go z objęć, a potem przytuliła Mike'a. Blondyn uśmiechnął się za jej
plecami i mrugnął do przyjaciela. Harry pokręcił tylko głową.
– Wiem. Mimo wszystko i tak się za wami stęskniłam.
Chłopcy
nie odpowiedzieli, ponieważ Ginny zajęła miejsce przyjaciółki i powtórzyła jej
gest.
– Tak
się cieszę, że was widzę – oznajmiła. Chciała coś jeszcze dodać, lecz
przeszkodziło jej w tym głośne skrzypnięcie drzwi. Odwrócili się i zdążyli
zobaczyć Rona, nim zniknął w sąsiednim pokoju.
– Nie
przejmuj się – powiedziała Hermiona, patrząc z troską na Harry'ego. – Nas też traktuje z
dystansem.
– A
nie powinien – odpowiedział tylko, a potem przeprosił dziewczyny. Pociągnął za sobą Mike,
chcąc przywitać się z pozostałymi.
W
tym roku na Święta do Nory zjechała się cała rodzina Weasleyów – oprócz Percy'ego – oraz rodzice Hermiony. Ponieważ nikt nie znał Mike'a i każdy chciał zamienić z
nim kilka słów, przywitanie się ze wszystkimi trochę się przeciągało. Na
szczęcie pani Weasley oznajmiła, że mogą usiąść do stołu, więc skorzystali z
okazji i wrócili do Hermiony i Ginny.
Harry
i Mike niedawno zjedli śniadanie, więc zagadywali przyjaciółki, nie pozwalając
im skupić się na posiłku. Opowiadali o wizycie na Pokątnej i nowym sklepie, w
którym brunet kupił prezent dla pani McVogel. Dopiero kiedy Hermiona trzeci raz
zakrztusiła się sokiem, chcąc brać czynny udział w rozmowie, przystopowali z
dzieleniem się informacjami i w spokoju czekali, aż przyjaciółki się najedzą.
Kiedy
w końcu dziewczyny odłożyły sztućce i zaczęły mówić o prezentach, z entuzjazmem
dołączyli do dyskusji. Harry pochwalił się sygnetem otrzymanym od Remusa, a
później razem z Mikiem opowiedział Ginny o aparacie i pomyśle z robieniem zdjęć
w Hogwarcie.
– A co
u Rona? – zapytał, gdy wyczerpali temat świątecznych podarunków.
– Nadal zachowuje się koszmarnie.
– Kompletnie mu odbija – dodała Hermiona. – Naprawdę go nie rozumiem.
Myślałam, że mu przejdzie, ale w zasadzie przestał już ze mną rozmawiać. Ma mi
za złe, że przyjaźnię się z wami.
– Domyślam się, że nie jest zadowolony – odpowiedział spokojnie,
choć w środku gotował się ze złości. Nie podobało mu się, że Ron wyżywał się na
dziewczynach, mimo że to z nim był pokłócony. Zresztą w ogóle uważał, że jego
zachowanie było żałosne i dziecinne. W końcu nie widział niczego złego w swoim postępowaniu,
a tym bardziej w słowach, które ich poróżniły.
– Naprawdę
go nie rozumiem. – Mike włączył się do rozmowy.
– Chyba nikt go nie rozumie – stwierdziła Ginny. – Wiesz, Ron często
przesadzał i obrażał się za błahostki, ale równie szybko dostrzegał swoje
błędy. Teraz jest inaczej. Nawet z mamą zaczyna się kłócić. Na przykład wczoraj
wyrażał dosadnie swoje zdanie odnośnie do waszych odwiedzin i nie powstrzymały
go krzyki ani groźba. Powiedział tylko, że nie będzie miły dla przyszłego... – przerwała, nie będąc pewna, jak przyjaciel zareaguje na dalszą część
wypowiedzi.
– Kogo?
Śmierciożercy? – Dziewczyna przytaknęła. – To powoli staje się absurdalne.
– Owszem – przytaknęła Hermiona. – A najgorsze jest to, że nikogo nie słucha i staje się
nie do wytrzymania. Nawet w Gryffindorze praktycznie do nikogo się nie odzywa.
– Czołem! – przywitał się Fred, podchodząc do nich razem ze swoim bratem bliźniakiem. – Patrząc
na was, odnieśliśmy wrażenie, że spiskujecie. Mamy rację?
– Ja i
spiskowanie? No co wy – powiedział Harry.
Wszyscy
wybuchnęli śmiechem.
– A
tak na poważnie, to przyszliśmy w innej sprawie. Właśnie rozmawialiśmy z naszym
kochanym braciszkiem...
– Charliem – wtrącił się George. – Wiemy, że pomyśleliście o Ronie. Nie jest on ostatnio zbyt towarzyski, więc to
nie o niego chodzi.
– Do
rzeczy!
– Macie
ochotę na mecz quidditcha?
– Jestem za! – krzyknęli równocześnie Harry i Ginny.
– W
takim razie za dziesięć minut widzimy się na zewnątrz.
– Jest
tylko jeden problem. Nie mam swojej miotły – powiedział brunet.
– Spokojnie, znajdziemy coś.
Po
tych słowach bliźniacy poszli do Billa, żeby poinformować go o swoim pomyśle.
– Wy
naprawdę chcecie latać w taką pogodę? – zapytała Hermiona.
Ginny
wymieniła z Harrym sugestywne spojrzenia, a potem spojrzała na przyjaciółkę i
pokręciła głową z politowaniem.
* *
*
Kwadrans
później wszyscy odeszli od stołu i wyszli na zewnątrz. Pani Weasley starała się
nawiązać rozmowę z mamą Hermiony, choć widziała, że kobieta nie słuchała jej zbyt
uważnie i skupiała się wyłącznie na tym, żeby nie zachowywać się jak jej mąż,
który niemal podskakiwał z ekscytacji. Mecz quidditcha był dla nich nowym
doświadczeniem i ciekawą przygodą, mimo że drużyny składały się tylko z trzech
zawodników, a nie tak jak normalnie – z siedmiu.
Harry
i Ginny rozgrzewali się w skupieniu, wykorzystując fakt, że Bill, Charlie i pan
Weasley byli zajęci. Wszyscy trzej kończyli nakładać dodatkowe zaklęcia
ochronne, które miały powstrzymać piłki przed wylotem poza wyznaczony teren. Chociaż
i tak postanowili zrezygnować z jednego tłuczka, by nie ryzykować, że wymknie
się on spod kontroli i wywoła spustoszenie w pobliskiej wiosce.
Kilka
minut później, kiedy na boisku pojawiły się słupki bramkowe, bliźniacy wrócili
z szopy i wręczyli każdemu miotłę. Potem podzielili się na drużyny: Harry,
Ginny i Bill kontra Charlie, Fred i George. Pan Weasley zgodził się zostać
sędzią, dlatego chwycił kafla i po umówionym sygnale wyrzucił go w górę.
– Stawiam na drużynę Harry'ego – szepnął do ucha Hermiony Mike.
– Nie
jesteś obiektywny – odpowiedziała z uśmiechem. – Harry to twój przyjaciel i... – krzyknęła, przyglądając
się udanej akcji przyjaciółki.
– Możliwe,
jednak trochę się na tym znam i wiem, że on jest naprawdę świetnym graczem.
Hermiona
przytaknęła, ale nic już nie powiedziała. Zaczęła natomiast aktywniej dopingować
przyjaciół. Mike uśmiechnął się i zrezygnował z dalszych prób zagadywania
dziewczyny.
Minuty
mijały, a żadna z drużyn nie potrafiła objąć znaczącego prowadzenia. Nie było w
tym niczego dziwnego, gdyż każdy grał na różnych pozycjach i nie skupiał się na
jednym zadaniu. Harry pomagał Ginny, jeśli tylko znalazł się w pobliżu pętli
przeciwników, bliźniacy natomiast nieustannie wymieniali się pałką i w zasadzie
nikt nie wiedział, który
z nich tak naprawdę grał jako pałkarz.
z nich tak naprawdę grał jako pałkarz.
Spotkanie nabierało tempa. Bliźniacy znowu
dokonali zamiany na swoich pozycjach, a potem padła bramka, dzięki której drużyna Harry'ego zdobyła przewagę. Chwilę
później on i Charlie dostrzegli znicza i zaczęli walkę o zwycięstwo. Niemal
równocześnie wystartowali za złotą piłeczką, co sprawiło, że pozostali zrezygnowali
z dalszej rywalizacji i śledzili ich zmagania, w duchu zastanawiając się, który
z nich okaże się lepszy.
Wyścig
był niezwykle zacięty i nawet przez chwilę żaden z chłopaków nie wyprzedzał
swojego rywala. Wszyscy zaczęli myśleć, że Harry i Charlie będą ścigać się w
nieskończoność, gdy nagle znicz gwałtownie skręcił i poleciał w stronę lasu,
który na szczęście też znajdował się w obrębie zaklęć ochronnych.
Brunet
odwrócił się w stronę rywala i zobaczył, że ten zwalniał. Zrozumiał, że był on
za wysoki, aby swobodnie manewrować pomiędzy drzewami. Dostrzegając w tym swoją
szansę, mocniej chwycił za trzonek i przyspieszył na tyle, na ile pozwalała mu
jego miotła. Kiedy tylko wleciał do lasu, Charlie się zatrzymał.
Pozostali
stali w ciszy, spoglądając na drzewa i próbując dostrzec między nimi Harry'ego.
Czasami widzieli go bardzo dobrze, innym razem mignęła im tylko jego sylwetka. Mimo
to czekali w napięciu na rozwój wydarzeń.
– Cholera! – krzyknęła nagle Hermiona, gdy brunet prawie uderzył w drzewo. – Przepraszam – dodała, widząc karcące spojrzenie matki.
Mike
kiwnął głową.
– Nieźle.
– Nieźle? – zapytała z niedowierzaniem. – Czyś ty
zdurniał?! On jest nienormalny!
Wrócili
do obserwowania przyjaciela. Przez chwilę nic nadzwyczajnego się nie działo, lecz
nagle Harry wykonał gwałtowny manewr. Hermiona była bliska zawału i nie
wiedziała, czy chciała patrzeć, jak jej przyjaciel leci głową do dołu. Zebrała
jednak całą swoją odwagę i patrzyła na niego, nerwowo przygryzając kosmyk
włosów.
Gdy zaczęła się uspokajać i myślała, że
najgorsze minęło, zauważyła, że znicz leciał prosto na drzewo, a przyjaciel w
ogóle nie zwalniał. Zacisnęła dłonie w pięści.
Kiedy
Harry znajdował się kilkanaście centymetrów od przeszkody, zacisnął dłoń na
piłeczce, równocześnie skręcając w prawo. Zareagował błyskawicznie, ale i tak było
już za późno. Zaczepił barkiem o wystającą gałąź, przez co stracił kontrolę nad
miotłą. Na szczęście szybko zapanował nad sytuacją i skorygował lot.
Lecąc
w stronę przyjaciół, odetchnął z ulgą. Cudem uniknął kolejnego zderzenia.
– Postradałeś rozum?! – Hermiona jako pierwsza wyrwała się z letargu, kiedy Harry
z uśmiechem na ustach wylądował przed Norą. - Słowo daję, że kiedyś cię zabiję! To było bardzo głupie!
z uśmiechem na ustach wylądował przed Norą. - Słowo daję, że kiedyś cię zabiję! To było bardzo głupie!
– Wygraliśmy! – krzyknęła Ginny, wieszając się przyjacielowi na szyi. – Jesteś niesamowity!
Roześmiała
się. Odwróciła się w stronę pozostałych, dostrzegając na ich twarzach
zaskoczenie.
– Czemu macie takie miny? Chyba nie myśleliście, że bez powodu nazywają Harry'ego
najlepszym szukającym Gryffindoru?
– Nie
wiem, co powiedzieć – odezwał się Charlie, podchodząc do bruneta. Poklepał go po ramieniu i
uśmiechnął się szeroko. – Przynajmniej nie mam powodu, żeby się wstydzić. Nie
miałem z tobą szans.
– Nie
przesadzaj. – Harry wyglądał na zawstydzonego. – Udało mi się tylko dlatego, że znicz wleciał do lasu.
Zwykły fart.
Charlie
pokręcił głową z niedowierzaniem.
– Myślę, że na dzisiaj wystarczy tej adrenaliny. Chodźmy do domu. Ogrzejecie się,
a ja w tym czasie przygotuję herbatę – powiedziała pani Weasley.
Ruszyła do drzwi, w międzyczasie prosząc Dianę i panią Granger, aby poszły z nią do kuchni.
Pozostali
również zaczęli zmierzać w stronę domu. Tylko bliźniacy i Bill zostali na
zewnątrz, aby sprzątnąć po meczu. Harry chciał im pomóc, ale Ginny pociągnęła
go za rękę, mówiąc, że wystarczająco się napracował.
– Nie
chcę wyjść na czepialską, ale wiesz, że zachowałeś się nieodpowiedzialnie? – zapytała Hermiona, wieszając swój płaszcz na wieszaku.
– Wiem.
– Bałam się, że zrobisz sobie krzywdę. Jesteś naprawdę wspaniały, ale sam
prosiłeś się o wypadek.
– Zdaję sobie z tego sprawę – odpowiedział.
Uśmiechnął
się, a potem poczochrał przyjaciółkę po głowie. Hermiona odwdzięczyła mu się
tym samym.
Po
chwili podszedł do kominka. W czasie gry skostniały mu palce, dlatego zaczął je
rozgrzewać. Jakiś czas później usiadł do stołu i nalał sobie do kubka gorącej
herbaty, a wtedy Ginny rozpoczęła dyskusję, pytając go, czy słyszał o aferze z
udziałem pałkarza Srok z Montrose.
Przegadali
całe popołudnie. Około piętnastej pani Weasley podała obiad i wszyscy od razu zaczęli
jeść.
– Co
robicie w Sylwestra? – zapytał Mike, jako pierwszy kończąc posiłek. – Macie jakieś plany?
Hermiona
zmarkotniała. Wyglądała, jakby chciała zapaść się pod ziemię.
– Tak – odpowiedziała, nie patrząc w jego stronę.
– To
znaczy?
– Ron
wymusił na nas obietnicę, że zostaniemy z nim w Norze. – Ginny przyszła na pomoc
przyjaciółce. – Niestety domyślił się, że będziemy chcieli spędzić ten czas razem.
Harry
zacisnął dłonie w pięści. Był na siebie wściekły, że nie pomyślał o
przyjaciółkach i nie zaprosił ich przed Ronem. Nie miałby nic przeciwko temu,
że spędzą z nim Sylwestra, gdyby nie fakt, że ewidentnie nie były z tego powodu
zadowolone.
– Nie
możecie tego odwołać? – zapytał Mike. On też wyglądał na rozczarowanego.
– Nie.
Zresztą nie powinnyśmy.
– W
porządku – powiedział Harry.
– Właśnie nie! – Ginny wyglądała na wściekłą. – To jest cholernie niesprawiedliwe, że najlepszą imprezę
w roku spędzę z moim głupim bratem!
– Opanuj się – szepnęła Hermiona, rozglądając się na boki i sprawdzając, czy nikt nie usłyszał
jej słów.
– Niby
po co? Przecież to nie ja się obraziłam i to nie przeze mnie będziemy bawić się
osobno! – Gwałtownie odstawiła kubek na stół, rozlewając wokół niego herbatę. – Mam
pomysł! Przyjdźcie tutaj.
Harry
się zaśmiał.
– Żartujesz?
– A
wyglądam, jakbym żartowała?
– I
jak ty sobie to wyobrażasz? Jeśli dzisiaj nie był w stanie się ze mną
przywitać, to myślisz, że na imprezie będzie inaczej?
– A co
mnie to obchodzi? Spotkałabym się z wami i przynajmniej nie złamałabym danego
słowa.
– To
się nie uda. W ten sposób już całkowicie zepsujemy sobie zabawę.
Ginny
wpatrywała się w niego z niedowierzaniem.
– Nie
mogę uwierzyć, że nie chcesz nam pomóc! - warknęła.
– Obiecałyście. Poza tym nie chcę, żebyś się z nim kłóciła.
Dziewczyna
chciała coś odpowiedzieć, jednak ubiegła ją Hermiona:
– Harry ma rację.
– No
nie, ty też?!
– Ginny, daj spokój. Sylwester szybko minie, a my nadrobimy zaległości w szkole.
* *
*
Gdy na zegarze
wybiła dwudziesta, pani McVogel podeszła do czwórki przyjaciół.
– Chłopaki, na nas już czas.
– Tak
szybko? -
jęknął Mike.
– Robi
się późno, a musimy jeszcze wyjść poza zaklęcia ochronne.
Chłopcy
niechętnie wstali ze swoich miejsc. Na początku przytulili się do Hermiony i
Ginny. Rudowłosa wciąż wyglądała na obrażoną, ale gdy dotarło do niej, że
zobaczy ich dopiero za kilka dni, odwzajemniła uściski. Hermiona uśmiechnęła
się do Harry'ego i objęła pocieszająco przyjaciółkę.
Zanim
Harry i Mike pożegnali się z państwem Granger i pozostałymi Weasleyami, Diana stała
już ubrana przy drzwiach. Poczekała na chłopaków, a potem jeszcze raz
podziękowała Molly za zaproszenie. Gdy wszyscy się ubrali, uśmiechnęli się i
pomachali przyjaciołom na pożegnanie. Chwilę później byli już na zewnątrz.
* *
*
Już
prawie tydzień minął od Wigilii i wizyty u Weasleyów. Harry nie wiedział, kiedy
czas zleciał mu tak szybko. Większość dnia spędzał z przyjacielem, spacerując z
nim po okolicy lub wygłupiając się w domu. Czasami, gdy byli zbyt zmęczeni i
nie mieli ochoty na wycieczki, oglądali telewizję lub rozmawiali z Dianą.
Wieczorem, kiedy Mike już spał, Harry bawił się laptopem i aparatem lub po
prostu czytał.
Podczas
przerwy świątecznej przejrzał niemal wszystkie książki, które pani McVogel
umieściła w jego pokoju. Nie zajrzał jedynie do tej, którą sam sobie kupił.
Uznał, że za bardzo się rozleniwił i nie potrafiłby wyciągnąć z niej
odpowiednich wniosków. Wolał przeczytać ją dopiero po powrocie do szkoły.
Skorzystał
jednak z prezentu od Hermiony. Przygotował sobie długą listę uroków i zaklęć
ochronnych, które miał zamiar przećwiczyć w Hogwarcie. Dzięki nim zaczął
wierzyć w siebie i myśleć, że kiedyś naprawdę może pokonać Voldemorta.
Oczywiście zdawał sobie sprawę, że na razie skupił się na teorii, ale tłumaczył
sobie, że każdy wielki czarodziej musiał od niej zacząć.
Dzień
przed Sylwestrem minął Harry'emu na błogim leniuchowaniu. Wieczorem przygotował
popcorn i razem z Mikiem oglądali film na DVD. W skupieniu wpatrywali się w
ekran, kiedy nagle do drzwi zapukała pani McVogel.
Gdy
weszła do pokoju, Mike wziął pilot i włączył pauzę.
– O co
chodzi?
– Chciałam z wami porozmawiać o jutrze. – Usiadła na krześle. – Macie jakieś plany? Wybieracie się do Weasleyów, a może zaprosiliście kogoś do
domu?
Blondyn
spojrzał z przerażeniem na Harry'ego. W ogóle nie rozmawiali ze sobą o tym, jak
spędzą ostatnią noc w roku.
– Widzę, że chyba nic nie wymyśliliście.
– Wiesz,
zaprosiliśmy dziewczyny, ale one miały już inne plany i potem temat jakoś
przepadł.
– Rozumiem. Przykro mi, tym bardziej, że umówiłam się z przyjaciółką. Mam
nadzieję, że nie macie nic przeciwko temu?
– A
dlaczego mielibyśmy mieć?
– Choćby dlatego, że zostaniecie sami w domu.
Mike
zaśmiał się.
– Mamo, kocham cię, ale nie wyobrażam sobie, żebyśmy mieli spędzić ten czas we trójkę.
– Uważasz, że jestem za stara i nie umiem się bawić? - zapytała z szerokim uśmiechem
na ustach.
– Tego
nie powiedziałem. Po prostu w twojej obecności nie mógłbym się upić.
– W
ogóle nie powinieneś się upijać!
– Mamo – jęknął. – Daj już spokój. Idź do swojej przyjaciółki i baw się dobrze. My też na pewno będziemy.
– No dobrze. Tylko pamiętajcie, żeby dokładnie zamknąć
dom, jeśli postanowicie gdzieś wyjść.
– Jasne, przecież nie jesteśmy dziećmi.
– Mike, mówię poważnie!
– Wiem. Nie musisz się o to martwić, obiecuję.
– W
porządku. – Wstała. – W takim razie już wam nie przeszkadzam – dodała, po czym wyszła z
pokoju.
Mike
wyłączył telewizor i zaczął chodzić po pokoju.
– Co
my teraz zrobimy?
– Nie
wiem. – Harry położył się na plecach i zaczął machać zdrętwiałymi nogami.
– Nie
wygłupiaj się, tylko myśl! Musimy coś wykombinować, bo nie zamierzam siedzieć
sam i to w domu.
– A ja
to co? Niematerialny byt?
– Wiesz,
o co mi chodzi. – Usiadł obok przyjaciela. – No cóż, nie pozostaje nam nic innego, jak wyjść na miasto.
– Dla
mnie to nie ma znaczenia. Możemy nawet zostać w domu.
Mike
popatrzył na niego, jakby zobaczył go po raz pierwszy w życiu.
– Czyś
ty zdurniał?!
– No
co? Przecież to nic takiego.
– Na
Merlina, Harry! Nawet moja matka gdzieś wychodzi!
– No
i? Zresztą nie musisz się tak spinać.
– Wiem!
Zrobimy parę rundek po klubach - powiedział, wyraźnie się rozluźniając.
– Zdajesz sobie sprawę, ile to nas będzie kosztować?
– Oczywiście. Poza tym na biednych nie trafiło.
– Masz
szczęście, że pobrałem sporo galeonów i większość wymieniłem na funty – zaśmiał
się Harry.
* *
*
Następnego
dnia Harry i Mike przenieśli się do salonu od razu po zjedzeniu śniadania. Siedzieli
w ciszy, zbierając siły na wieczorną zabawę.
Brunet
wpatrywał się pustym wzrokiem w ścianę. Nie ruszał się tak długo, że w końcu
jego mięśnie zaczęły sztywnieć. Przeciągnął się, a potem pokręcił głową na
boki. Gdy strzyknęło mu w karku, Mike wybuchnął głośnym śmiechem.
– W
porządku, staruszku?
– Tak,
dziękuję za troskę.
Zamknął
oczy. Mimo że spał do późna, najchętniej nadal pozostałby w łóżku. Zastanawiał
się tylko, jakim cudem obudził się we własnym pokoju. Wiedział, że około
trzeciej wciąż siedział u Mike'a. I tyle. Dalej nie pamiętał nic.
Otworzył
oczy i sięgnął po leżącą na stoliku książkę. Miał dość bezsensownego
wegetowania na kanapie. Przeczytał jedną stronę, a wtedy Mike zaczął wydawać z
siebie niekontrolowane jęki. Były naprawdę irytujące, więc długo nie wytrzymał.
– Coś
cię boli? Czy przygotowujesz się do zagrania w porno?
– Czy
ty musisz wszystko sprowadzać do seksu? Ja rozumiem, że jesteś niewyżyty, ale
bez przesady.
Harry
nie odpowiedział. Odłożył tylko książkę z powrotem na stolik.
– Jak
długo masz zamiar jeszcze milczeć? – zapytał Mike kilka minut później.
– Po
prostu myślę, że chyba chciałbym zostać wieczorem w domu. Jestem zmęczony i nie
mam ochoty na imprezowanie. Wezmę kąpiel, o północy wyjdę na zewnątrz, a potem
położę się do łóżka.
– Co?! – Mike zerwał się z kanapy. – Chyba sobie żartujesz. A co z naszymi planami?
– Właśnie je zmieniłem.
– Zwariowałeś!
Harry
się uśmiechnął.
– Daj
spokój, przecież wiesz, że żartuję.
– To
nie było śmieszne. W zamian za to, że prawie doprowadziłeś mnie do białej
gorączki, wymyśl, co możemy teraz porobić, bo trochę mi się nudzi.
– Wiesz, co mugole mówią w takiej sytuacji?
– Rozbierz się i ubrania pilnuj – prychnął. – Nie, dzięki. Chyba że to jakiś pokręcony sposób, żeby mnie
rozebrać i zobaczyć moje ciało.
– Oczywiście, jak mnie rozszyfrowałeś?
– Widzę, jak ślinisz się na mój widok. – Uśmiechnął się.
– Przestań, bo zaczyna się robić niesmacznie. Poza tym widziałem już chyba
wszystko. Nawet cię dotykałem - dodał bez zastanowienia.
Mike
nie odpowiedział, więc uśmiechnął się pod nosem. Siedział w ciszy, napawając
się dumą, że udało mu się uciszyć przyjaciela. Kiedy jednak blondyn nie odzywał
się stanowczo zbyt długo, przeanalizował swoje słowa i mentalnie uderzył się w
twarz. Po co o tym wspomniałem?
Spojrzał
na Mike'a. Powiedzieć, że był zaskoczony, to jak nazwać akromantulę słodkim i
niegroźnym zwierzątkiem. Blondyn był w totalnym szoku i nie chodziło tu tylko o wypowiedziane słowa. W końcu nie raz żartowali w podobny sposób. Po prostu
myślał, że niefortunny przypadek z początków ich znajomości był dla przyjaciela
równie żenujący i już nigdy o nim nie wspomną.
– Już
o tym nie myśl. – Słowa Mike'a sprawiły, że Harry właśnie to zrobił. Jego twarz miała bordowy
kolor. – Ktoś tu się zawstydził – zaśmiał się.
– Jak
możesz tak spokojnie o tym mówić?
– A co
innego mi pozostaje? Stało się i już. Nie cofniemy tego. Zresztą wszystko
działo się mimowolnie, obaj spaliśmy, więc i tak nie mieliśmy na to żadnego
wpływu.
– I co
z tego? Nie wiem jak ty, ale ja rzadko budzę się z ręką w bokserkach
przyjaciela.
Mike
zawył ze śmiechu.
– Fakt, nie często mi się to zdarza. – Poklepał Harry'ego po ramieniu. – Jednak zmieniłeś pewien
szczegół – nie w tylko na.
– Nie
ważne – Wstał.
– A ty
gdzie?
– Idę pomyśleć,
w co ubiorę się wieczorem.
Blondyn
nie odpowiedział. Pokręcił tylko głową i machnął niedbale ręką.
~ ~ ~
BETA: Seya (Dziękuję! Jesteś niezastąpiona! :D)
A ja to co? Niematerialny byt? Bezbłędne popłakałem sie ze śmiechu :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że tak Cię to rozbawiło. :)
UsuńRozdział super zresztą jak zawsze kocham twojego bloga jesteś mega. Zapraszam cię do mnie amagreen.blogspot.com
OdpowiedzUsuńNie jest co prawda o magicznym świecie ale mam nadzieję że Ci się spodoba.
Dzięki, to bardzo miłe. :)
UsuńOk, jestem i ja. W końcu udało mi się znaleźć czas i nadrobić wszystkie Twoje rozdziały. Wybacz, że nie zostawiałam komentarza pod każdym, ale wtedy nadrabianie trwało by dłużej, a chciałam być już na bieżąco.
OdpowiedzUsuńWięc tak...
Epizod z Cho ...no pokazałeś jej inna twarz. Kto by pomyślał, że będzie aż tak zdesperowana. Dobrze, że Harry jej nie uległ... i dobrze , że z nią już nie jest.. ona jest totalnie nienormalna.
Draco... no początek ich lepszej znajomości... wiadomo, że pewne rzeczy nie przechodzą na trzeźwo. Fajnie, że się chłopaki jakoś dogadują. Po za tym, reakcja Snape'a była mega:)
ahh, co do Snapea to coraz bardziej podobają mi się fragmenty w któych opisujesz lekcje eliksirów. Zastanawiam się co Sev może jeszcze wymyślić :D
Dostrzegam cień chemii pomiędzy Mikiem a Hermioną. Coś będzie między nimi ? Ja osobiście jestem za :D
Ciekawa jestem też jak będzie wyglądać Sylwester chłopaków. Bo na pewno grzeczny nie będzie. :D
Pozdrawiam Cię serdecznie i czekam na ciąg dalszy,
Vicky z
www.swiatlocienn.blog.pl
Przyznam się szczerze, że w oryginale cieszyłem się, że Harry i Cho są parą. No może nie wyobrażałem sobie, że będą ze sobą do końca życia, ale teraz tak sobie myślę, że chyba wolałbym, żeby to ona była z Harrym.
UsuńBardzo lubię fragmenty ze Snapem, dlatego cieszę się, że tak Ci się podobają. :)
Nie powiem Ci nic na temat tego, czy pomiędzy Hermioną i Mikiem coś będzie. Nie powiem Ci również nic na temat Sylwestra. Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie. :)
Pozdrawiam! :D
Już się nie moge doczekać kolejnych notek. Bardzo mnie ciekawi sylwester chłopaków????:) Jestem bardzo ciekawa jak potoczy się dalej ta historia.
OdpowiedzUsuńŻycze weny
Ruda
Dzięki, mam nadzieję, że nie będziesz rozczarowana. :)
UsuńMam nadzieję, że opowiadanie nie jest zawieszone :) Tak wchodzę tu już od dobrego czasu a nowej notki ani widu ani słychu :) Czekam z niecierpliwością :D Sylwester musi być MEGA :D :D
OdpowiedzUsuńNie, opowiadanie nie jest zawieszone. Zdarzało mi się, że czytałem opowiadania, które autorzy porzucali i pamiętam, jak się wtedy czułem. Nie zamierzam robić czegoś podobnego.
UsuńWiem, że bardzo rzadko wstawiam nowe rozdziały, ale nic na to nie poradzę. Naprawdę mam mało wolnego czasu. Rozumiem też, że możecie czuć się sfrustrowani. Gdybym był swoim czytelnikiem, to pewnie też bym się wściekał. :D W każdym razie napisałem kolejny rozdział, wysłałem go becie, czekam więc tylko na jego sprawdzenie. Kiedy już będę znać przybliżony termin publikacji, odpowiednie informacje pojawią się w „Kuli Profesor Trelawney”. :)
Pozdrawiam! :D
Hej,
OdpowiedzUsuńtekst świetny, a ja co byt niemsterialny? to było świetne... tak Harry pojazał, że jest bardzo dobrym szukajcym...
a przy okazji chciłam żłożyć Ci życzenia świąteczne... zdrowych, wesołych spokojnych Świąt...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Bardzo dziękuję! :D Ja również życzę zdrowych, wesołych i spokojnych Świąt!
Usuńrozdział fantastyczny, a to "co ja byt nieśmiertelny" bosko, Harry pokazał, że jest bardzo dobrym szukającym...
OdpowiedzUsuńDużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńrozdział fantastyczny, tekst "co ja byt nieśmiertelny" bardzo mi się podobał, Harry pokazał, że jest bardzo dobrym szukającym... ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga