–
Cholera jasna! – zaklął Harry, wychodząc z Esów i Floresów. Podszedł do
stojącego nieopodal Mike'a, czując, że za chwilę zacznie wydzierać się w
niebogłosy i zrobi krzywdę pierwszej osobie, która dziwnie się na niego
spojrzy.
Był
poirytowany, bo od dwóch godzin kręcił się po Pokątnej, a mimo to nie znalazł
odpowiedniego prezentu dla pani McVogel. Nie przewidział, że zakupy zajmą mu
tyle czasu. Przerażony i zdesperowany szukał sensownych pomysłów, chociaż miał
świadomość, że powinien już wracać do domu. Co kilka minut nerwowo zerkał na
zegarek, myśląc, że tylko cud może sprawić, że w końcu znajdzie coś
interesującego i zdąży wrócić z Mikiem na kolację.
Choć
wiedział, że z perspektywy innych osób jego problem wcale nie był problemem, to i tak nie potrafił nad sobą zapanować. Zdawał sobie również sprawę, że
niepotrzebnie panikował i dramatyzował. Po prostu nie chciał pogodzić się z
faktem, że najprawdopodobniej wróci na Privet Drive z pustymi rękami.
Oprócz
braku czasu, jeszcze jedna rzecz sprawiała, że dostawał białej gorączki - nieznikający
z ust Mike'a uśmiech. Choć normalnie pogodne nastawienie przyjaciela uważał za
ogromną zaletę, to dzisiaj cała ta jego wesołość wyjątkowo działała mu na
nerwy. Dopiero kiedy pomyślał, że za jakiś czas będzie się śmiać z samego
siebie, trochę się rozluźnił. Zaczął się nawet przysłuchiwać wygadywanym przez blondyna
głupotom, aż w końcu nie wytrzymał - wybuchnął śmiechem, całkowicie zapominając o wszystkich
zmartwieniach. Po chwili, wciąż chichocząc, ruszyli dalej.
Minęli
Esy i Floresy, a potem sklep Madame Malkin. Harry przyglądał się mijanym
czarodziejom i kolorowym witrynom, aż w końcu jego oczy zatrzymały się na
niewielkim budynku. Zmarszczył brwi i wrócił wspomnieniami do wakacji przed
trzecim rokiem, jednak nie potrafił przypomnieć sobie żadnych szczegółów o oglądanym
właśnie sklepie. Klepnął Mike'a w ramię i wskazał palcem brunatny szyld, kołyszący
się nad masywnymi drzwiami wejściowymi.
–
Byłeś tu kiedyś? – zapytał.
–
Kiedy? Przecież wiesz, że dzisiaj jestem dopiero drugi raz na Pokątnej.
–
No tak, racja. Zupełnie o tym zapomniałem. – Harry jeszcze raz przyjrzał się budynkowi
i dopiero wtedy zrozumiał, że musiał to być jeden z nowo otwartych sklepów.
Widząc w nim szansę na zakończenie zakupów, dodał:
–
Chodź, zobaczmy, co w nim jest.
Weszli
do środka. Wnętrze było przytulne i ciepłe, co odrobinę zaskakiwało, a zarazem wydawało
się czymś naturalnym. W powietrzu unosił się zapach sosny, ale akurat w tym nie
było niczego dziwnego, gdyż wszystkie meble i kontuar wykonano z tego gatunku drewna.
Harry
z zainteresowaniem rozglądał się po pomieszczeniu, kręcąc głową we wszystkie strony.
Nie mógł się zdecydować, gdzie patrzeć i od czego zacząć poszukiwania.
–
Dzień dobry, czym mogę służyć?
Harry
wzdrygnął się, gdy usłyszał za plecami piskliwy głos. Odwrócił się powoli i zobaczył
staruszkę.
–
Dzień dobry – odpowiedział cicho, zastanawiając się, kiedy kobieta się za nim
pojawiła. – Widzę, że można u pani znaleźć niemal wszystko.
–
Byłabym naprawdę zdziwiona, gdybym nie mogła spełnić wymagań klientów, więc
tak, chyba można powiedzieć, że sprzedaję wszystko.
Harry
pokiwał głową.
–
Zdaje się, że niedawno otworzyła pani swój sklep.
–
Owszem. -
Staruszka uśmiechnęła się. – Bystry z ciebie chłopak.
–
Ta uwaga nie ma za wiele wspólnego z inteligencją – odpowiedział po chwili
ciszy. Nie bardzo wiedział, czy kobieta mówiła poważnie. Miał wrażenie, że jej
wypowiedź była encyklopedycznym przykładem sarkazmu, choć może przemawiało
przez niego przewrażliwienie, będące wynikiem spędzenia zbyt wielu godzin w
towarzystwie Snape'a. – Kilka lat temu miałem okazję rozejrzeć się po niemal
każdym zakamarku Pokątnej i nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek widział
pani sklep – wyjaśnił.
Staruszka
wybuchnęła śmiechem, sprawiając, że na policzkach Harry'ego pojawiły się
delikatne rumieńce. Zanim jednak zdążył wyrazić swoje oburzenie, kobieta
powiedziała:
–
Kochanieńki, nie o to mi chodziło. – Znowu się uśmiechnęła.
–
Więc co miała pani na myśli?
–
Czuję twoją aurę. Masz w sobie naprawdę dużo mocy, tylko musisz ją w sobie
odnaleźć.
–
Nie sądzę – mruknął pod nosem.
Staruszka
coraz mniej mu się podobała. Momentami była zbyt bezpośrednia, poza tym
przypominała walniętą Trelawney.
–
Ludzie błędnie utożsamiają wielkość mocy ze spektakularnymi wybuchami
i kolorowymi światełkami. Potęga czarodzieja nie jest określana wyłącznie na podstawie wywołanego za pomocą różdżki spustoszenia. To, że człowiek czegoś nie robi, nie oznacza, że tego nie umie. Rozumiesz?
i kolorowymi światełkami. Potęga czarodzieja nie jest określana wyłącznie na podstawie wywołanego za pomocą różdżki spustoszenia. To, że człowiek czegoś nie robi, nie oznacza, że tego nie umie. Rozumiesz?
–
Chyba tak. – Zamilkł na chwilę. – Trochę mi się spieszy, więc może mogłaby mi
pani pomóc od razu? – zapytał, zmieniając temat.
–
Słucham?
–
Szukam prezentu dla mamy mojego przyjaciela. – Wskazał głową Mike'a, który był
pochłonięty czytaniem etykiety na jakimś eliksirze.
–
Masz jakiś pomysł?
–
Niestety nie.
–
W takim razie proponuję coś prostego, a zarazem niezwykłego. Na przykład
biżuterię. – Wskazała ręką ogromną gablotę, która ciągnęła się przez pół
sklepu. – Kobiety lubią błyskotki.
Harry
podszedł do przeszklonej lady i przyjrzał się sygnetom, koliom, bransoletom i
kolczykom. Wyglądały dobrze, był jednak ciekawy, czy miały inne zalety.
–
Czy mają jakieś magiczne właściwości?
–
Oczywiście. Większość z nich posiada potężne zaklęcia ochronne.
Gryfon
przytaknął, lecz w rzeczywistości nie uwierzył kobiecie. Nigdy dotąd nie miał
styczności z przedmiotami, które skutecznie chroniły swojego właściciela, a
nawet nie słyszał o istnieniu takowych. Zaraz jednak przypomniał sobie, że staruszka
wydawała się wiedzieć dużo więcej niż powinna, więc przestał być sceptycznie
nastawiony do jej słów. Już nie myślał o niej jak o wariatce, wobec tego
postanowił jej zaufać. Przynajmniej w pewnym stopniu.
Jeszcze
raz przyjrzał się biżuterii. Od razu zrezygnował z kolczyków, bo nawet nie wiedział,
czy pani McVogel miała przekłute uszy. Mógłby zapytać o to Mike'a, ale chłopak
wyjątkowo wydawał się nieobecny duchem, zresztą spodobał mu się już pewien
wisiorek. Był prosty, do srebrnego łańcuszka przyczepiono miniaturową sówkę, a
mimo to od razu zachwycał swoim pięknem.
–
Mogę zobaczyć?
–
Oczywiście. – Kobieta wyjęła łańcuszek z gabloty i złożyła go w jego otwartej
dłoni.
Gdy
Harry przyjrzał się niewielkim kamieniom osadzonym w miejscu oczu ptaka,
wiedział już, że znalazł idealny prezent. Podobało mu się, że wisiorek nie był
zbyt krzykliwy i swoją prostotą potrafił wzbudzić zachwyt. Poza tym wydawał się
kruchy, co w rzeczywistości było tylko złudzeniem.
–
Jakie zaklęcia go chronią?
–
Oprócz standardowego zestawu przeciwko prostym urokom, chroni przed usunięciem
lub zmienianiem wspomnień, przed zaklęciami i eliksirami kontrolującymi ciało,
a nawet wzmacnia i pomaga utrzymać bariery umysłowe.
–
Mam nadzieję, że nie będę mieć żadnych nieprzyjemności.
–
Wszystko jest legalne.
–
A gdyby nie było, to przyznałaby się pani? – zapytał, zanim zdążył ugryźć się
w język. – Przepraszam, nie chciałem. – Spojrzał za okno, czując się strasznie głupio. –Chodziło mi o to, czy to na pewno wszystko? Nie chciałbym dać komuś prezentu, nie wiedząc o jakichś właściwościach.
w język. – Przepraszam, nie chciałem. – Spojrzał za okno, czując się strasznie głupio. –Chodziło mi o to, czy to na pewno wszystko? Nie chciałbym dać komuś prezentu, nie wiedząc o jakichś właściwościach.
–
Tak, to wszystko.
–
W porządku. – Na chwilę zamilkł. – Nie urażę pani, jeśli sprawdzę autentyczność
tych zabezpieczeń?
–
Oczywiście, że nie.
Wyciągnął
różdżkę i wyszeptał parę zaklęć. Po chwili łańcuszek zaświecił się na biało, co
oznaczało, że faktycznie był zaklęty.
–
Chyba wszystko jest okej – powiedział. – Rozumie pani, że w dzisiejszych
czasach trzeba sprawdzać wszystko.
–
Harry, nie musisz mi się tłumaczyć. W zasadzie to uważam, że wykazałeś się
rozsądkiem, sprawdzając te zabezpieczenia.
Staruszka
uśmiechnęła się szeroko. Harry odpowiedział jej tym samym, zupełnie ignorując
fakt, że zwróciła się do niego po imieniu. Przywykł już do tego, że obcy ludzie
wiedzieli, kim jest i jak się nazywa.
–
Tak sobie teraz myślę, że chyba mam coś, co może ci się spodobać.
Ruszyła
w stronę regałów z książkami. Brunet poszedł za nią, nie kryjąc rosnącej
ciekawości. Cierpliwie czekał, aż kobieta znajdzie to, co chciała mu pokazać i
kiedy w końcu zdjęła z półki opasłą księgę, mimowolnie się uśmiechnął.
–
To bardzo stary egzemplarz. Nie będę ukrywać, jest bardzo drogi, ale myślę, że
pożyteczny w rękach kogoś, kto będzie wiedział, co z nim zrobić.
–
Co to jest?
–
Ta księga jest zbiorem wiadomości o różnych dziedzinach magii. Znajdziesz tutaj
informacje o zaklęciach ochronnych, o prawie Gampa i Golpalotta, wskazówki
pomagające w opanowaniu transmutacji i teleportacji, zaklęcia bojowe i zapewne
jeszcze wiele innych ciekawostek.
–
Ile kosztuje? – zapytał. Był podekscytowany, od kiedy usłyszał wzmiankę o
teleportacji. Wiedział, że książka może okazać się niezwykle pomocna w jego
badaniach, dlatego był gotów zapłacić za nią każdą cenę.
–
Dwieście galeonów. – Harry wytrzeszczył oczy. – Wiem, że to dużo. To rzadki
egzemplarz, więc nie znajdziesz wielu kopii.
–
Rozumiem.
Był
rozdarty. Chciał mieć tę księgę, lecz cena naprawdę go przerażała. Nie
spodziewał się usłyszeć tak wysokiej kwoty, poza tym nie wiedział, czy zakup
okaże się trafiony. Nie znał zawartości książki i tutaj nie pomogłoby mu nawet
zapoznanie się ze spisem treści.
Jeszcze
chwilę się wahał, lecz w końcu podjął decyzję.
–
Wezmę ją.
–
W takim razie zapraszam do lady. – Wrócili do głównej części sklepu. – Czy
zapakować prezent?
–
Tak, bardzo proszę.
Staruszka
machnęła parę razy różdżką. Wyczarowała niewielkie pudełeczko, umieściła w nim
łańcuszek, a potem zapakowała je w niebieski papier i obwiązała białą wstążką.
–
Dziękuję – powiedział. Podobał mu się końcowy efekt, bo sam nie miał zdolności manualnych
i nie potrafiłby w taki sposób zapakować prezentu. Oczywiście mógłby wspomóc
się magią, ale zwyczajnie nie znał odpowiedniego zaklęcia.
–
Proszę bardzo. Należy się dwieście galeonów.
–
Słucham? A naszyjnik?
–
Książka jest wystarczająco droga, więc nie zbiednieję bez tych kilkunastu
galeonów.
–
Ale...
–
Potraktuj to jako prezent – przerwała mu.
–
Przecież nawet mnie pani nie zna! – krzyknął wzburzony. Nie podobało mu się, że
już druga osoba dzisiaj postanowiła podarować mu prezent. Z jednej strony było
to bardzo miłe, ale z drugiej powodowało, że czuł się jak ofiara losu, która
wzbudza litość u każdego napotkanego człowieka.
–
Czy muszę cię znać, żeby ci coś podarować?
Chciał
spierać się dalej, lecz kobieta uciszyła go machnięciem ręki. Zrozumiał, że
niczego nie osiągnie, więc zrezygnował.
–
Jeszcze raz dziękuję – powiedział tylko.
Odwrócił
się i zaczął rozglądać się za przyjacielem. Kiedy zobaczył, że ten cały czas
stał przy półkach z eliksirami, uśmiechnął się.
– Mike, możemy już iść!
–
Za chwilę! – odkrzyknął blondyn. Dokończył czytanie etykiety, a potem odstawił
wywar na półkę i podszedł do lady, niosąc w ręku kilkanaście flakoników z innym
eliksirem.
Kiedy
właścicielka sklepu zobaczyła, co wybrał, zaczęła się śmiać. Mike wzruszył ramionami
i również się uśmiechnął. Zapłacił za eliksiry, a wtedy obaj pożegnali się ze
sprzedawczynią i ruszyli do drzwi.
–
Coś ty kupił? – zapytał Harry, gdy tylko wyszli na ulicę.
–
Eliksiry na kaca.
–
Już ci się skończyły?
–
Oczywiście, że nie, ale jakbyś nie pamiętał, za tydzień mamy imprezę.
–
Och, nie...
Mike
zaśmiał się, a potem zarzucił Harry'emu rękę na szyję. Zaprowadził go do
Dziurawego Kotła.
* * *
Niedługo
potem wyszli z pubu i ponownie znaleźli się po mugolskiej stronie Londynu. Byli
tak podekscytowani -
Harry tym, że udało mu się kupić prezent, a Mike zbliżającym się Nowym Rokiem - że
obaj zapomnieli o choince. Na szczęście idąc w stronę postoju taksówek, natknęli
się na handlarza, sprzedającego świerki. Mike podbiegł do mężczyzny i, nie
zawracając sobie głowy ceną, wybrał jedno z największych drzewek, jakie dostrzegł.
Zadowolony pomachał Harry'emu, przywołując go do siebie.
–
I po kłopocie – powiedział, kiedy przyjaciel do niego podszedł.
–
Tak myślisz? – zapytał z ironią Harry. – W takim razie wracajmy do domu.
Mike
chwycił za drzewko i próbował je podnieść. Niestety było dla niego za wielkie,
zresztą nie miał wystarczająco siły, żeby je udźwignąć. Spojrzał sugestywnie na
przyjaciela, lecz ten stał tylko z założonymi rękami i uśmiechał się pod nosem.
–
Czy z łaski swojej mógłbyś mi pomóc?
–
Czekałem, aż mnie poprosisz – zaśmiał się.
Złapał
za koniec drzewka i uniósł je razem z Mikiem. Ruszyli chodnikiem i kiedy
odeszli od sprzedawcy na tyle, że nie mógł już ich usłyszeć, powiedział:
–
Musimy zanieść je w jakieś bardziej ustronne miejsce.
–
Niby po co?
–
Żartujesz sobie? A niby jak chcesz je zawieść do domu? Myślisz, że wejdzie do
taksówki?
–
No tak, racja. Zapomnij, że o to spytałem.
Kilka
minut później, spoceni i czerwoni na twarzy, znaleźli się w jednej z bocznych alejek.
–
Sprawdź, czy nikt nie kręci się w pobliżu – nakazał Harry, samemu spoglądając w
górę. Wolał się upewnić, że nad sobą nie mieli żadnych okien.
–
Czysto – stwierdził po chwili Mike.
–
Reducio!
Choinka
zaczęła się zmniejszać, aż w końcu skurczyła się do takich rozmiarów, że spokojnie
mogła zmieścić się w kieszeni. Mimo to Harry jej tam nie włożył. Byłoby to
niepraktyczne, gdyż cały czas musiałby uważać na swoje ruchy, aby przypadkiem
nie połamać gałązek lub nie uszkodzić drzewka w jakiś inny sposób.
Po
pozbyciu się problemu, jakim było przetransportowanie choinki do domu, chłopcy
wrócili na główną ulicę. Szczęście powtórnie się do nich uśmiechnęło, nim
zdążyli przejść kilkanaście metrów. Niedaleko nich zatrzymała się taksówka,
więc podbiegli do niej szybko, zanim kobieta, która nią jechała, zdążyła
wysiąść.
Podczas
drogi powrotnej całkowicie poddali się świątecznej atmosferze. W radiu leciała świąteczna piosenka Cliffa Richarda, na dworze było już ciemno, dzięki czemu przystrojone
domy i drzewka wyglądały niczym z bajki. Poza tym już niedługo mieli zasiąść do
stołu i spróbować wielu wspaniałych potraw. Na samą myśl o kolacji zaburczało
im w brzuchach.
Niestety
nie wszystko poszło tak, jakby sobie tego życzyli. Kiedy od domu dzieliła ich
godzina jazdy, z nieba zaczęły spadać ogromne płatki śniegu. Po kilku minutach
na drogach powstały zaspy, samochody zwolniły, aż w końcu niemal się zatrzymały.
Zanim jednak jezdnie zrobiły się całkowicie nieprzejezdne, na drogach pojawiły
się odśnieżarki. Skutecznie usuwały nadmiar białego puchu, dzięki czemu ruch
odbywał się w miarę płynnie.
Półtorej
godziny później w końcu dotarli do domu. Tym razem Harry wyciągnął portfel
i bez zbędnych słów zapłacił taksówkarzowi, nie zapominając o solidnym napiwku. Pożegnał się, ruszył za Mikiem i wszedł za nim do domu. Gdy tylko przekroczył próg i zamknął drzwi, z kuchni odezwała się pani McVogel:
i bez zbędnych słów zapłacił taksówkarzowi, nie zapominając o solidnym napiwku. Pożegnał się, ruszył za Mikiem i wszedł za nim do domu. Gdy tylko przekroczył próg i zamknął drzwi, z kuchni odezwała się pani McVogel:
–
Chłopcy, to wy?
–
Tak, mamo, a któżby inny – odpowiedział Mike. Strząsnął śnieg z włosów, a wtedy
w drzwiach pojawiła się Diana.
w drzwiach pojawiła się Diana.
–
Czemu nie było was tak długo? – zapytała. – Martwiłam się, więc odbieraj, proszę,
telefon.
–
Niech pani nie będzie zła, bo w zasadzie to moja wina – odezwał się Harry. –
Musiałem kupić parę rzeczy, a nie pomyślałem, że przy takiej pogodzie warunki
na drodze mogą nie być najlepsze.
–
Nie musisz mi się tłumaczyć. Po prostu się martwiłam. I tyle.
–
Jak widzisz, jesteśmy cali, więc możesz odetchnąć z ulgą – powiedział Mike. –
I przepraszam, że nie odbierałem, ale zostawiłem komórkę w domu.
I przepraszam, że nie odbierałem, ale zostawiłem komórkę w domu.
–
W porządku. Najważniejsze, że już jesteście. – Spojrzała na zegarek. – Zrobiłabym
wam coś do jedzenia, ale nie ma na to czasu.
–
Wytrzymamy do kolacji.
–
Nie macie wyjścia – zaśmiała się. – Ale jeśli chcecie, mogę zaparzyć wam herbatę.
–
Ja poproszę – odezwał się Harry. – Trochę zmarzłem, więc przyda mi się coś na
rozgrzanie.
–
Nie ma sprawy, zaraz przyniosę.
–
Bierzmy się do roboty, bo chciałbym się jeszcze wykąpać – powiedział natomiast Mike.
Przeszli
do salonu. Blondyn wziął od Harry'ego choinkę i ustawił ją pod oknem. Machnął
parę razy różdżką i wyczarował stojak. Rzucił zaklęcie powiększające i w
spokoju patrzył, jak drzewko wraca do normalnych rozmiarów.
–
Jestem boski!
–
I skromny – mruknął pod nosem Harry.
–
Daj spokój! Chyba nie zaprzeczysz, że w domu wygląda jeszcze lepiej niż na zewnątrz?
–
No nie -
powiedział tylko, gdyż do salonu wróciła pani McVogel.
–
Proszę, pijcie póki gorąca.
Kiedy
chłopcy wzięli filiżanki z herbatą, postawiła na stole cukier i ciasteczka, a
potem machnęła różdżką, odsyłając tacę z powrotem do kuchni. Spojrzała na
choinkę i pokiwała głową z uznaniem. Rzuciła kolejne zaklęcie i już po chwili
na podłodze pojawiły się kartony
z bombkami, łańcuchami oraz lampkami.
z bombkami, łańcuchami oraz lampkami.
–
Ile wam to zajmie?
Harry
miał w ustach ciasteczko, więc wzruszył tylko ramionami.
–
A bo ja wiem? Kilka, no może kilkanaście minut – powiedział Mike.
–
Dobrze, w takim razie działajcie, a ja idę dokończyć kolację.
Chłopcy
kiwnęli głowami, jednak nie wzięli się od razu do pracy. Najpierw usiedli na
kanapie i dopili herbatę. Zjedli ciasteczka i dopiero potem zajęli się przystrajaniem
choinki. Bawili się przy tym świetnie. Od czasu do czasu wspomagali się
czarami, więc skończyli szybciej, niż początkowo przypuszczali. Mając chwilę
wolnego, zaczęli się wygłupiać. Mike wyjął z pudła czerwony łańcuch i owinął go
sobie wokół szyi. Harry wybuchnął głośnym śmiechem.
–
Przypominasz tancerkę z jakiegoś nędznego kabaretu – powiedział. – Zrób sobie
makijaż i załóż coś bardziej wyzywającego.
–
Tak myślisz?
–
Tak, tak myślę.
Mike
popatrzył na niego jak na kretyna.
–
Ale po co?
–
Żebym mógł zrobić zdjęcia i patrzeć na nie, kiedy tylko będę mieć gorszy humor.
–
Ty...! -
Mike machnął różdżką i kolejny łańcuch, tym razem niebieski, pojawił się w jego
wolnej dłoni. Podszedł do Harry'ego i owinął mu go wokół szyi. – Nadal masz
ochotę się śmiać?
–
Owszem. Na razie wyglądam w miarę normalnie.
–
Nie umiesz się bawić – mruknął pod nosem Mike. – Zresztą nie ważne. Teraz
naprawdę przydałyby się nam jakieś sztuczne włosy. Nie znasz przypadkiem
żadnego zaklęcia?
Harry uśmiechnął się pod nosem. Wyciągnął
różdżkę i rzucił odpowiedni urok. Po chwili na ich głowach pojawiły się wysokie
peruki z przyczepionymi do nich piórami. U Mike'a były czerwone, a u niego -
niebieskie.
–
Skąd znasz to zaklęcie?
–
Od Hermiony. Spędzisz z nią jeszcze kilka miesięcy, a będziesz umiał zrobić
takie rzeczy, o których nigdy nie śniłeś.
–
Naprawdę?
–
Tak. Ale pamiętaj, że wszystko ma swoje dobre i złe strony. Nie będę ci tego
teraz tłumaczył. Przyjdzie czas egzaminów, to przypomnisz sobie moje słowa.
Mike
zachichotał.
–
Dobra, zrobiliśmy, co mieliśmy zrobić, więc teraz możemy przygotować się do
kolacji – powiedział po chwili. – Tylko szkoda mi to ściągać – dodał,
markotniejąc w mgnieniu oka.
–
Mi też, ale... Wiem! – krzyknął nagle. – Masz może aparat?
Mike
klasnął.
–
To jest myśl! A wiesz co? Możemy też robić zdjęcia w Hogwarcie, wtedy będziemy
mieli świetną pamiątkę.
–
Czemu nie?
–
Pomyśl sobie, ile już było sytuacji, które moglibyśmy uwiecznić na zdjęciach, a
ile jeszcze będzie! – ekscytował się. – Ale dobra, o tym później. Skupmy się na
teraźniejszości. Accio aparat!
Po
chwili w jego dłoniach wylądował jeden z nowszych aparatów firmy Nikon. Odsłonił
obiektyw i skierował go na Harry'ego.
–
Powiedz cheese.
Harry
zdążył tylko unieść jedną brew, nim błysnął flesz.
–
Mogłeś uprzedzić o lampie – mruknął, mrugając powiekami i próbując pozbyć się mroczków
sprzed oczu. – Daj, teraz ja zrobię.
Mike
bez oporów oddał aparat i ustawił się obok choinki.
–
Okej, jeszcze razem – powiedział chwilę później, kiedy Harry sprawdzał jakość zrobionego
zdjęcia.
Włączył
samowyzwalacz i ustawił aparat na komodzie.
–
No chodź! – Brunet stanął obok niego. – Gotowy? To szczerzymy ząbki, nachylamy
się i eksponujemy cycki, których nie mamy.
Harry
wybuchnął śmiechem, a wtedy po raz kolejny błysnął flesz. Mike wyprostował się
i poszedł obejrzeć zdjęcie. Najpierw się skrzywił, a potem zaczął się śmiać.
i poszedł obejrzeć zdjęcie. Najpierw się skrzywił, a potem zaczął się śmiać.
–
Nie mogę... Zobacz, wyglądamy jak idioci.
Jeszcze
przez chwilę oglądali zdjęcie, a potem poszli na górę. Harry zamknął drzwi do
swojej sypiali i wyjął z kieszeni prezent dla pani McVogel. Rozebrał się i
poszedł do łazienki.
Chociaż
wiedział, że nie miał czasu na długą kąpiel, nie mógł odmówić sobie skorzystania z udogodnień, jakie mógł
zapewnić mu prysznic. Wszedł do kabiny i od razu nacisnął odpowiedni przycisk,
włączając funkcję natrysku z masażem. Gdy poczuł na plecach ciepłą wodę, niemal
ugięły się pod nim kolana.
Pół
godziny później zakręcił wodę, szybko się wytarł, a potem przyjrzał się jeszcze
swojemu lustrzanemu odbiciu. Zdawał sobie sprawę, że podchodziło to pod
skłonności narcystyczne, a mimo to nie potrafił się oprzeć i często tak robił.
Lubił przyglądać się metamorfozie, którą przechodziło jego ciało, odkąd przestał
mieszkać na Privet Drive 4. Świadomość, że przybrał na wadze, dzięki czemu jego
kości, a w szczególności żebra, nie były już tak widoczne, sprawiała, że
mimowolnie się uśmiechał.
Nagle
rozległo się ciche pukanie, a potem usłyszał głos Mike'a:
–
Mogę wejść?
–
No nie, ty prosisz mnie o pozwolenie? - zapytał z niedowierzaniem.
Ponieważ nie otrzymał odpowiedzi, uśmiechnął się i otworzył drzwi.
Mike
wszedł do środka i usiadł na wannie. W przeciwieństwie do Harry'ego zdążył się
już ubrać.
–
A ty jeszcze w rozsypce?
–
Jak widzisz.
–
Coś ty robił tyle czasu?
–
Uznałem, że należy mi się trochę przyjemności, więc zabawiłem się pod
prysznicem – odpowiedział bez zastanowienia.
Wiedział,
co miał na myśli, więc nie przyszło mu do głowy, że Mike może doszukać się
w tym sformułowaniu jakiejś dwuznaczności.
w tym sformułowaniu jakiejś dwuznaczności.
–
Okej, rozumiem. Tylko bez szczegółów – zaśmiał się.
Dopiero
po tych słowach Harry zrozumiał, o czym pomyślał jego przyjaciel. Niemal od
razu zaczerwienił się jak burak.
–
Nie o to mi chodziło! Ja tylko chciałem...
–
Tak, tak, oczywiście – przerwał mu blondyn. – Możesz się tłumaczyć mojej matce,
choć przeczuwam, że i ona zorientowałaby się, że jechałeś na ręcznym. – Harry
poczerwieniał jeszcze bardziej, tymczasem Mike kontynuował:
–
Nie rozumiem, dlaczego jesteś taki zażenowany. Przecież każdy to robi. Jestem
pewny, że nawet Snape...
–
Błagam cię, milcz! Moja wyobraźnia zaraz zacznie działać, a ja nie chcę sobie
tego wyobrażać!
–
Myślisz, że nasz ukochany Mistrz Eliksirów ma jakieś specjalne upodobania?
–
Nie wiem! Nie obchodzi mnie to!
–
Skoro zakłada tylko ciemne ubrania, lubi tworzyć wokół siebie mroczną aurę, to
pewnie kręcą go jakieś łańcuchy czy dyby...
–
Na Merlina, Mike, zlituj się! – Harry znowu mu przerwał. – Nie obrzydzaj mnie,
bo i tak zbiera mi się na pawia.
–
Od kiedy jesteś taki wrażliwy?
–
Po prostu nie interesują mnie seksualne preferencje Snape'a!
Mike
chciał jeszcze coś dodać, lecz Harry podniósł rękę.
–
Nie chcę słyszeć ani słowa więcej na ten temat. Rozmowa skończona! –
powiedział. – A teraz pozwól, że pójdę się ubrać.
Wyszedł
z łazienki. Podszedł do szafy, nie zwracając uwagi na Mike'a, który właśnie
rzucił się na jego łóżko i zastanowił się, co na siebie włożyć.
Chwilę
potem się ubrał i kiedy poprawiał kołnierzyk, do drzwi zapukała pani McVogel.
–
Jesteście gotowi?
–
Tak, już idziemy – odpowiedzieli razem.
Harry
wziął prezent i wyszedł z pokoju za Mikiem.
* * *
Od
razu po wejściu do salonu poczuli zapachy różnych potraw. Chociaż mieli spędzić
Święta we trójkę, stół był zastawiony tak wieloma daniami, że spokojnie mogliby
zaprosić jeszcze kilka dodatkowych osób. Wszystko wyglądało smakowicie, więc Harry
czuł podziw dla pani McVogel za samodzielne przygotowania. Uśmiechnął się i
pomyślał, że ma ona więcej wspólnego z panią Weasley, niż początkowo myślał.
–
Możemy zaczynać? – zapytała Diana.
Podeszła
z Mikiem do stołu. Oboje stanęli obok swoich krzeseł, czekając na Harry'ego.
Gdy ten położył prezent pod choinką i wrócił na miejsce, kontynuowała:
– Wiem, że wy, młodzi, nie lubicie takich momentów,
dlatego chciałabym złożyć wam ogólne życzenia. – Uśmiechnęła się od ucha do
ucha. – Zdrowia, szczęścia, spotkania prawdziwej miłości, a także wiele
sukcesów – zarówno w szkole, jak i w późniejszym życiu.
–
Dziękujemy i wzajemnie – odpowiedzieli zgodnie chłopcy.
–
A ja życzę sobie, aby moje relacje z Harrym nigdy nie uległy pogorszeniu – dodał
jeszcze Mike.
–
Nie wiedziałem, że aż tak bardzo mnie uwielbiasz – zażartował Harry, wywołując
tym wybuch śmiechu u pozostałych.
–
No dobrze, nie pozostało nam nic innego, jak zjeść to wszystko – odezwała się
pani McVogel. – Tak więc smacznego.
–
Smacznego.
Usiedli
do stołu. Harry nie potrafił się na nic zdecydować - pani McVogel przygotowała
wiele różnych dań, między innymi pieczonego indyka oraz pudding - i
tylko przyglądał się każdej potrawie z ogromnym zaciekawieniem.
–
Wszystko w porządku? – zapytała kobieta, widząc, że Harry nie nałożył sobie jeszcze
niczego na talerz.
–
Tak, tak, po prostu nie wiem, od czego zacząć.
–
Nałóż sobie wszystkiego po trochu – doradził mu Mike.
Nie
był to głupi pomysł, w zasadzie było to całkiem logiczne rozwiązanie, więc Harry
postąpił zgodnie z sugestią przyjaciela.
Kilkadziesiąt
minut później, kiedy pierwszy głód został zaspokojony, pani McVogel usunęła
brudne naczynia jednym machnięciem różdżki, natomiast talerze i półmiski
z niedojedzonymi potrawami wyniosła do kuchni.
z niedojedzonymi potrawami wyniosła do kuchni.
–
Czy twoja mama zawsze przygotowuje wszystko sama? – zapytał Harry, korzystając
z okazji, że został z przyjacielem sam na sam.
–
Zazwyczaj tak. Tylko parę razy zamówiła coś w firmach cateringowych, ale wtedy
była tak zawalona pracą, że naprawdę nie miała czasu na gotowanie.
–
I co roku decyduje się na taką różnorodność?
–
Zwariowałeś? Oczywiście, że nie – zaśmiał się. – W tym roku jesteś z nami, więc
bardziej się postarała.
–
To naprawdę miłe z jej strony – odpowiedział, po raz kolejny czując
zakłopotanie.
–
Czas na deser – zagadnęła wesoło Diana, wchodząc do salonu.
Postawiła
na stole czyste talerzyki, a także ogromny półmisek wypełniony ciastami. Biszkopt
z owocami i blok czekoladowy były tylko nielicznymi przykładami zaserwowanych
smakołyków. Zanim usiadła, wyczarowała jeszcze butelkę wina i trzy kieliszki.
–
Dobrze się czujesz? – zapytał Mike, patrząc na matkę z niedowierzaniem.
–
No co? Przecież nie będę piła sama.
–
Rozpijasz nieletnich, to karalne.
Harry
uśmiechnął się pod nosem.
–
I co masz zamiar z tym zrobić? Złożysz zawiadomienie na policji?
–
No nie, ale...
–
Okej, nie chcesz, to napiję się z Harrym.
–
Oczywiście, że chcę! Po prostu jestem zdziwiony.
–
No tak, bo przekładałam cię przez kolano za każdym razem, kiedy tylko wyczułam
od ciebie alkohol. Mike, oboje wiemy, że nie stroniłeś do tej pory od tego typu
używek i nie odpuścisz sobie okazji do napicia się. Tym bardziej teraz, gdy
masz na to moją zgodę.
–
Mamo, jak ty mnie dobrze znasz.
W
ten sposób spędzili najbliższe godziny. Siedzieli przy stole, popijali wino i
delektowali się ciastami. W międzyczasie rozmawiali o szkole, pracy, a także o
tym, czego życzyliby sobie w nadchodzącym roku. W pewnym momencie Mike
wspomniał o pomyśle z aparatem i chęcią udokumentowania wspomnień z Hogwartu. Pani
McVogel uznała, że to dobry pomysł i nawet podsunęła im kilka przydatnych zaklęć.
Jeszcze
przez jakiś czas rozmawiali na ten temat. Dopiero kiedy wybiła północ, Diana powiedziała:
–
Chłopcy jest już późno, jutro jedziemy do Weasleyów, więc czas kłaść się do łóżek.
Harry
zmarkotniał. Choć zależało mu na spotkaniu z przyjaciółkami i państwem Weasley,
to wiedział, że wizyta w Norze nie będzie należeć do najprzyjemniejszych. Może
trochę przesadzał, jednak na samą myśl o konieczności przebywania z Ronem w
jednym pomieszczeniu zaczynała boleć go głowa. Nie chciał nikomu psuć Świąt, a
czuł, że spotkanie z byłym przyjacielem zakończy się kłótnią.
Pani
McVogel chyba zauważyła zmianę w jego mimice, bo niespodziewanie zaproponowała,
aby przed położeniem się do łóżek otworzyli jeszcze swoje prezenty.
–
Tak! – krzyknął podekscytowany Mike. Zerwał się z miejsca i podbiegł do choinki.
Usiadł pod drzewkiem i wziął do rąk pierwszą paczkę. Tymczasem Harry odwrócił
się do pani McVogel.
–
Chciałbym z panią o czymś porozmawiać – powiedział. Był trochę spięty, a w jego
głosie słychać było wahanie. Nie wiedział, w jaki sposób opowiedzieć o swoim
problemie, nie urażając przy tym kobiety.
–
O co chodzi?
–
Chodzi o laptop. Myślałem, że przez przypadek zostawiła go pani u mnie w
pokoju, jednak widziałem karteczkę i... Proszę mi wybaczyć, ale nie mogę go
przyjąć.
–
Harry, dziękuję! To jest super – krzyknął nagle Mike.
–
Cieszę się – odpowiedział. Nie odwrócił się jednak w stronę przyjaciela, tylko
wyczekująco wpatrywał się w panią McVogel.
–
Nonsens – odezwała się kobieta. – Powinieneś go zatrzymać.
–
Nie mogę, dla mnie to zbyt wiele.
Diana
milczała dłuższą chwilę, nieświadomie bawiąc się bransoletką.
–
Możliwe. Jednak to prezent, a prezentów się nie oddaje.
Harry
westchnął.
–
Dlaczego pani tyle dla mnie robi?
–
Jesteś przyjacielem mojego syna.
–
Tylko dlatego? – Czuł, że nie była to cała prawda. – Nie rozumiem. Znamy się od
kilku miesięcy, czyli dość krótko. A gdybym pewnego dnia nagle się od niego odwrócił?
– zapytał, choć w głębi serca czuł, że nigdy nie zrobiłby czegoś takiego.
–
Masz rację, istnieje taka możliwość. Jednak patrząc na was, wątpię, żeby
kiedykolwiek miało się coś takiego stać. – Harry chciał coś powiedzieć, jednak
pani McVogel nie pozwoliła mu dojść do słowa. – Po co o tym rozmawiamy? Chyba
nie chcesz tego zrobić?
–
Oczywiście, że nie.
–
Więc w czym problem?
–
Nie rozumiem, dlaczego pani to robi – powtórzył się. – To bardzo miłe, ale
czasami czuję się przez to głupio.
–
No dobrze, widzę, że jeżeli nie będę z tobą całkowicie szczera, to nie
odpuścisz. – Na chwilę zamilkła. – Trochę to zaskakujące, ale kiedy Mike
przyprowadził cię do domu, od razu wiedziałam, że mogę ci zaufać. Każdy kolejny
dzień utwierdzał mnie w przekonaniu, że się nie pomyliłam, dlatego nie mogłam
oprzeć się pokusie i postanowiłam zrekompensować ci lata, które spędziłeś ze
swoją... rodziną.
Harry
zaniemówił. Rozważał różne opcje, jednak takiego wytłumaczenia kompletnie się
nie spodziewał. Prawdę powiedziawszy, ku swojemu zażenowaniu, zdarzyło mu się nawet
pomyśleć, że pani McVogel zwyczajnie poddawała go próbie charakteru.
–
Nie musi pani tego robić.
–
Zasługujesz na to. A teraz otwórz prezenty – dodała nagle, tymi słowami
ucinając temat.
Harry
nie był zadowolony z odbytej rozmowy. Chętnie by ją kontynuował i starał się
wymusić na kobiecie zmianę zdania. Nie zrobił tego, bo nie miałoby to
najmniejszego sensu. Poza tym już sam nie wiedział, czy jego problem nie
polegał na tym, że zwyczajnie chciał postawić na swoim. Podszedł do choinki i usiadł
obok Mike'a, który nadal był tak zaabsorbowany swoimi prezentami, że nawet tego
nie zauważył.
Ekscytacja
niemal rozsadzała go od środka, dlatego sięgnął po najbliżej stojący prezent. Z
rosnącym zainteresowaniem rozerwał papier i już po chwili trzymał w rękach niezwykle
grubą księgę. Domyślił się od kogo ją dostał, w czym utwierdziła go
przyczepiona do okładki karteczka.
Wesołych Świąt,
Harry!
Zdecydowałam się dać Ci tę księgę, ponieważ
miałam okazję zapoznać się z jej treścią i uznałam ją za bardzo interesującą. Przeczytałam
ją kiedyś we Francji i kiedy tylko znalazłam ją na Pokątnej, wiedziałam, że
będzie idealnym prezentem dla Ciebie.
Znajdziesz w niej wiele zaklęć i uroków
bojowych. Ponieważ stałeś się molem książkowym i zawsze byłeś ode mnie lepszy z
obrony przed czarną magią, wiem, że zrobisz z niej dobry użytek.
Mam nadzieję, że
wkrótce się zobaczymy!
Całusy
Hermiona
Gryfon
uśmiechnął się pod nosem. Nie spodziewał się dostać od Hermiony niczego innego.
W końcu przyjaciółka kochała książki i traktowała je niemal jak relikwie. Była
jedną
z nielicznych osób, które naprawdę zdawały sobie sprawę z potęgi nauki, dlatego przy każdej okazji wciskała komuś do rąk jakiś unikatowy egzemplarz. Przy wyborze książki nigdy nie zdawała się na los. Zawsze wybierała coś, co pomagało w rozwinięciu wyjątkowych zdolności.
z nielicznych osób, które naprawdę zdawały sobie sprawę z potęgi nauki, dlatego przy każdej okazji wciskała komuś do rąk jakiś unikatowy egzemplarz. Przy wyborze książki nigdy nie zdawała się na los. Zawsze wybierała coś, co pomagało w rozwinięciu wyjątkowych zdolności.
Po
przeczytaniu liściku, Harry odkleił karteczkę i obejrzał okładkę. Przeczytał
tytuł -
Najpotężniejsze klątwy przeciwko ciemnym
mocom -
dzięki czemu wiedział, że Hermiona znowu miała rację i na pewno prezent mu się
przyda.
Odłożył
książkę na bok i wziął się za rozpakowanie kolejnych paczek. Dostał jeszcze sweter
i domowe wypieki od państwa Weasleyów, zestaw konserwujący miotły od Ginny, a
także Podręczny zestaw chuligana oraz
klika eliksirów na kaca od Mike'a. Uniósł brwi.
–
No co? – Przyjaciel dostrzegł zdziwienie na jego twarzy. – Czy przypadkiem nie
mówiłeś, że z chęcią dopiekłbyś Filchowi? – zapytał z dozą niepewności w
głosie. Bał się, że nie trafił w gusta przyjaciela i książeczka z pomysłami na żarty
wyląduje w koszu na śmieci.
– Owszem, mówiłem. Tylko że teraz nie będę już
w stanie wymyślić żadnego sensownego argumentu, żeby tego nie robić.
Mike
zaśmiał się nerwowo.
–
Tylko nie puść szkoły z dymem. No i uważaj na Hermionę.
Harry
uśmiechnął się pod nosem i wrócił do otwierania pozostałych paczek.
Po
chwili trzymał w dłoni wystruganą z drewna sówkę, do złudzenia przypominającą
jego Hedwigę. Przyglądając się niezwykle precyzyjnemu wykończeniu, nie mógł
uwierzyć, że ktoś był w stanie zrobić coś tak wyjątkowego i to z kawałka
drzewa.
Jego
zdziwieniu nie było końca, gdy po przeczytaniu kartki z życzeniami dowiedział
się, że twórcą tego niewielkiego arcydzieła był Hagrid. Choć mogło to zabrzmieć
dziwnie, w życiu nie spodziewałby się, że gajowy miał taki talent. I pomyśleć,
że zrobił to wszystko, mając tak ogromne dłonie.
Odłożył
na bok niewielki, lecz niezwykle cenny podarunek i otworzył kolejne pudełko. W
środku znalazł kilka mniejszych pudełeczek i kopertę. Rozerwał papier i
przeczytał:
Harry! Wesołych Świąt!
Nie wiemy, czy ktoś zdążył Cię już
poinformować, ale otworzyliśmy na Pokątnej sklep. Liczymy, że w najbliższym
czasie nas odwiedzisz. Pamiętaj, że za wkład w nasz interes dla Ciebie wszystko
jest za darmo!
Fred & George
PS Mamy nadzieję, że wykorzystasz
przygotowany specjalnie dla Ciebie asortyment. I pamiętaj, że gdybyś miał jakąś
prośbę lub wyjątkowy pomysł na jakiś gadżet, nie wahaj się pisać!
Harry
starał się zachować kamienną twarz. Było to niezwykle trudne, więc nie wyszło
mu to najlepiej. Znając umiejętności bliźniaków, wiedział, że miał w dłoniach
prawdziwą broń. Żałował tylko, że nie zajrzał do nich, kiedy był z Mikiem na
Pokątnej. Przysiągł sobie jednak w duchu, że przy następnej okazji na pewno o
nich nie zapomni.
Uspokoiwszy
swoje sumienie, obejrzał zawartość otrzymanych od bliźniaków pudełeczek. Znalazł
w nich całkiem pokaźny zestaw zabawnych gadżetów, między innymi samopiszących
piór, kanarkowych kremówek i łajnobomb.
–
Gdybym dostała list ze szkoły, że coś przeskrobaliście z użyciem tego
wszystkiego, to udam, że nie miałam o niczym pojęcia – powiedziała pani
McVogel, oglądając samopiszące pióra.
Chłopcy
wymienili rozbawione spojrzenia. Przez chwilę przyglądali się Dianie, chichocząc
pod nosem, a potem kontynuowali oglądanie prezentów.
Jednym
z nich był jakiś sygnet. Harry nałożył go na palec i dopiero wtedy dokładnie
się mu przyjrzał. Widać było, że ktoś już go kiedyś używał. Co prawda
świadczyło o tym tylko niewielkie zadrapanie na herbie, przedstawiającym lwa z
dwoma skrzyżowanymi różdżkami. Mimo to pierścień wyglądał nieskazitelnie.
Wesołych Świąt, Harry!
Ten pierścień to rodowy sygnet Potterów. James
dostał go od Twojego dziadka na siedemnaste urodziny i jestem pewny, że gdyby wciąż
żył, to w stosunku do Ciebie zachowałby się tak samo.
Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w
porządku i że wybaczysz mi, że napisałem tylko kilka słów. Wciąż jestem zajęty,
ale mam nadzieję, że niebawem się spotkamy.
Remus
W
oczach Harry'ego zebrały się łzy. Otrzymał kolejną rzecz, która należała do któregoś
z jego rodziców. Był wdzięczny Remusowi i to tak bardzo, że nie potrafił wyrazić tego słowami.
z jego rodziców. Był wdzięczny Remusowi i to tak bardzo, że nie potrafił wyrazić tego słowami.
Nie
chcąc, aby Mike i pani McVogel zauważyli jego łzy, otworzył ostatnią paczkę. Tak
jak się spodziewał, znajdował się w niej podarunek od Diany. Ponieważ dostał
nowiutki aparat, identyczny jak ten, którym Mike robił wcześniej zdjęcia, po
raz kolejny poczuł się niezręcznie.
–
Teraz możecie bez przeszkód zrealizować swój pomysł – odezwała się Diana,
widząc, że Harry w końcu otworzył od niej prezent.
–
Na pewno tak zrobimy – powiedział tylko.
–
Otworzyliście prezenty, więc czas do łóżek. Jeżeli chcecie zjeść w domu
śniadanie, to musimy wstać wcześniej, bo umówiłam się z Molly na dziesiątą –
oznajmiła pani McVogel.
–
Dobrze. Dobranoc – odpowiedzieli chłopcy i razem poszli na górę. Pożegnali się
na korytarzu, po czym rozeszli się do swoich pokoi.
BETA: Seya (Bardzo dziękuję! Jesteś niezastąpiona!)
Nareszcie kolejny rozdział! :)
OdpowiedzUsuńBardzo podobał mi się klimat tego posta, taki świąteczny i aż przyjemnie się go czytało. Mike i Harry jak zwykle rozpierniczają system :D Pomijając to, że rozdział był jednym z tych o lekkiej treści, czytając go w ogóle się nie nudziłam. (Pominę fakt, że chciałabym w końcu jakąś walkę, albo Voldemorta :D)
Dużo weny życzę i czekam na następne rozdziały!
Ściskam ^^
O ile nic się nie zmieni, dwa kolejne rozdziały również będą z gatunku tych „lekkich”. Myślę jednak, że później będziesz zadowolona. :)
UsuńPozdrawiam! :D
Super! Przyjemnie się czytało, czekam na następny!
OdpowiedzUsuńW zasadzie już wiesz, co sądzę o tym rozdziale, ale inni jeszcze nie wiedzą, więc będziesz musiał znieść moje gderanie na forum publicznym.:D
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o szukanie tego prezentu dla pani McVogel, to mimo że pohamowałam trochę Twoje zapędy, Harry i tak za bardzo dramatyzuje jak na mój gust. No bo poważnie, to tylko prezent, a koniec końców i tak zrobił to, co robi większość facetów bez pomysłu na prezent - kupił biżuterię. Jakie to oklepane. Tak, wiem, że Ty też jesteś facetem i że to nie była zwykła biżuteria, ale przecież znasz mnie, uwielbiam się nad Tobą pastwić, a Ty uwielbiasz, kiedy się nad Tobą pastwię, więc nie marudź.;p
Ta scena w sklepie ostatecznie wyszła całkiem nieźle. Nie byłam do niej przekonana, ale dobrze wkomponowała się w cały tekst. Dobrze, że pojawił się jakiś wątek nieświąteczny, który trochę odrywa od głównego wątku tego rozdziału i równoważy akcję tak, że na koniec nie mam ochoty wyrzygać się Świętami, tylko jestem odpowiednio rozmarzona.;d
Sprawa z choinką była świetna. Ja ogólnie uwielbiam Święta i mam bzika na punkcie choinek i ozdób, więc zabrakło mi trochę bardziej szczegółowych opisów ubierania choinki, ale z drugiej strony to mogłoby wprowadzić trochę nudy, więc nie będę narzekać. No i chciałabym zobaczyć te zdjęcia, które Harry i Mike sobie porobili. Musieli wyglądać tragikomicznie.xd
Bardzo zaskoczył mnie prezent od Remusa. W sensie, skoro miał ten sygnet, to czemu nie powiedział o tym Harry'emu wcześniej? Czemu wcześniej mu go nie dał. Rozumiem, że ojciec przekazywał go synowi w odpowiednim wieku, ale przecież James i tak nie żyje. I teraz się zastanawiam, czy jakoś pociągniesz ten wątek i wyjdą na jaw jakieś tajemnice rodowe. A te łzy były wprost rozczulające.;)
Pozdrawiam i weny!
Masz trochę racji. :D Poza tym - jak słusznie zauważyłaś - jestem facetem. Innego prezentu w ogóle nie brałem pod uwagę. :D
UsuńNa razie mogę tylko napisać, że planuję pociągnąć ten wątek. Mam pewien pomysł, no ale zobaczymy, co będzie. Może wymyślę coś lepszego, a może dopracuję tylko to, co już wymyśliłem. :D
Pozdrawiam! :D
Bardzo się ciesze z nowej notki. I już się nie moge doczekać kolejnych. Mam nadzieję że chłopcy zrobią parę żartów.:)
OdpowiedzUsuńZastana mnie co Harry znajdzie w tej księdze??
Życze weny.
Ruda
Cieszę się z powodu nowej notki :). Rozdział bardzo mi się podobał. Nie mogę się doczekać nowych przygód Harry'ego i Mike'a. Oraz zdjęć :P (Co z tego, że nie będzie jak ich zobaczyć?)
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny i wolnego czasu :)
Pozdrawiam
Rozdział świetny jak każdy poprzedni ;)Świetnie piszesz i czekam na następny :) Ale widziałam, że czytujesz drarry? Jeśli mogę to polecam ci Związanych. Żeby nie było to nie moje nie reklamuje się ;)http://drarry.pl/forum/viewtopic.php?f=8&t=30
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, prezenty, prezenty, Harry nie jest przyzwyczajony do takich rzeczy i czuje się niesfojo, ale teraz zostanie mu pokazane, że może mieć... ciekawe czy ta przyjaźń z Draco będzie trwać...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Rozdział super mam nadzieję że przyjaźń Draco i Harrego będzie trwać i że nie rozbadnie się za szybko. Pozdrawiam i weny życzę. Z ciepierliwiem oczekuje nowego rozdziału. :)
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńrozdział jest wspaniały, te prezenty, Harry dziwnie się czuje, bo nie jest przyzwyczajony do takich prezentów i czuje się nieswojo...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Świetne :D Pochłonęłam całe <3
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie na recenzje książek: http://seekerofthebooks.blogspot.com/
Hej,
OdpowiedzUsuńrozdział wspaniały, Harry nie jest przyzwyczajony do takich prezentów i czuje się bardzo nieswojo w takiej sytacji...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga