piątek, 29 lipca 2016

ROZDZIAŁ XXIV


– Cholera jasna! – zaklął Harry, wychodząc z Esów i Floresów. Podszedł do stojącego nieopodal Mike'a, czując, że za chwilę zacznie wydzierać się w niebogłosy i zrobi krzywdę pierwszej osobie, która dziwnie się na niego spojrzy.
Był poirytowany, bo od dwóch godzin kręcił się po Pokątnej, a mimo to nie znalazł odpowiedniego prezentu dla pani McVogel. Nie przewidział, że zakupy zajmą mu tyle czasu. Przerażony i zdesperowany szukał sensownych pomysłów, chociaż miał świadomość, że powinien już wracać do domu. Co kilka minut nerwowo zerkał na zegarek, myśląc, że tylko cud może sprawić, że w końcu znajdzie coś interesującego i zdąży wrócić z Mikiem na kolację.
Choć wiedział, że z perspektywy innych osób jego problem wcale nie był problemem, to i tak nie potrafił nad sobą zapanować. Zdawał sobie również sprawę, że niepotrzebnie panikował i dramatyzował. Po prostu nie chciał pogodzić się z faktem, że najprawdopodobniej wróci na Privet Drive z pustymi rękami.
Oprócz braku czasu, jeszcze jedna rzecz sprawiała, że dostawał białej gorączki - nieznikający z ust Mike'a uśmiech. Choć normalnie pogodne nastawienie przyjaciela uważał za ogromną zaletę, to dzisiaj cała ta jego wesołość wyjątkowo działała mu na nerwy. Dopiero kiedy pomyślał, że za jakiś czas będzie się śmiać z samego siebie, trochę się rozluźnił. Zaczął się nawet przysłuchiwać wygadywanym przez blondyna głupotom, aż w końcu nie wytrzymał - wybuchnął śmiechem, całkowicie zapominając o wszystkich zmartwieniach. Po chwili, wciąż chichocząc, ruszyli dalej.
Minęli Esy i Floresy, a potem sklep Madame Malkin. Harry przyglądał się mijanym czarodziejom i kolorowym witrynom, aż w końcu jego oczy zatrzymały się na niewielkim budynku. Zmarszczył brwi i wrócił wspomnieniami do wakacji przed trzecim rokiem, jednak nie potrafił przypomnieć sobie żadnych szczegółów o oglądanym właśnie sklepie. Klepnął Mike'a w ramię i wskazał palcem brunatny szyld, kołyszący się nad masywnymi drzwiami wejściowymi.
– Byłeś tu kiedyś? – zapytał.
– Kiedy? Przecież wiesz, że dzisiaj jestem dopiero drugi raz na Pokątnej.
– No tak, racja. Zupełnie o tym zapomniałem. – Harry jeszcze raz przyjrzał się budynkowi i dopiero wtedy zrozumiał, że musiał to być jeden z nowo otwartych sklepów. Widząc w nim szansę na zakończenie zakupów, dodał:
– Chodź, zobaczmy, co w nim jest.
Weszli do środka. Wnętrze było przytulne i ciepłe, co odrobinę zaskakiwało, a zarazem wydawało się czymś naturalnym. W powietrzu unosił się zapach sosny, ale akurat w tym nie było niczego dziwnego, gdyż wszystkie meble i kontuar wykonano z tego gatunku drewna. 
Harry z zainteresowaniem rozglądał się po pomieszczeniu, kręcąc głową we wszystkie strony. Nie mógł się zdecydować, gdzie patrzeć i od czego zacząć poszukiwania.
– Dzień dobry, czym mogę służyć?
Harry wzdrygnął się, gdy usłyszał za plecami piskliwy głos. Odwrócił się powoli i zobaczył staruszkę.
– Dzień dobry – odpowiedział cicho, zastanawiając się, kiedy kobieta się za nim pojawiła. – Widzę, że można u pani znaleźć niemal wszystko.
– Byłabym naprawdę zdziwiona, gdybym nie mogła spełnić wymagań klientów, więc tak, chyba można powiedzieć, że sprzedaję wszystko.
Harry pokiwał głową.
– Zdaje się, że niedawno otworzyła pani swój sklep.
– Owszem. - Staruszka uśmiechnęła się. – Bystry z ciebie chłopak.
– Ta uwaga nie ma za wiele wspólnego z inteligencją – odpowiedział po chwili ciszy. Nie bardzo wiedział, czy kobieta mówiła poważnie. Miał wrażenie, że jej wypowiedź była encyklopedycznym przykładem sarkazmu, choć może przemawiało przez niego przewrażliwienie, będące wynikiem spędzenia zbyt wielu godzin w towarzystwie Snape'a. – Kilka lat temu miałem okazję rozejrzeć się po niemal każdym zakamarku Pokątnej i nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek widział pani sklep – wyjaśnił.
Staruszka wybuchnęła śmiechem, sprawiając, że na policzkach Harry'ego pojawiły się delikatne rumieńce. Zanim jednak zdążył wyrazić swoje oburzenie, kobieta powiedziała:
– Kochanieńki, nie o to mi chodziło. – Znowu się uśmiechnęła.
– Więc co miała pani na myśli?
– Czuję twoją aurę. Masz w sobie naprawdę dużo mocy, tylko musisz ją w sobie odnaleźć.
– Nie sądzę – mruknął pod nosem.
Staruszka coraz mniej mu się podobała. Momentami była zbyt bezpośrednia, poza tym przypominała walniętą Trelawney.
– Ludzie błędnie utożsamiają wielkość mocy ze spektakularnymi wybuchami
i kolorowymi światełkami. Potęga czarodzieja nie jest określana wyłącznie na podstawie wywołanego za pomocą różdżki spustoszenia. To, że człowiek czegoś nie robi, nie oznacza, że tego nie umie. Rozumiesz?
– Chyba tak. – Zamilkł na chwilę. – Trochę mi się spieszy, więc może mogłaby mi pani pomóc od razu? – zapytał, zmieniając temat.
– Słucham?
– Szukam prezentu dla mamy mojego przyjaciela. – Wskazał głową Mike'a, który był pochłonięty czytaniem etykiety na jakimś eliksirze.
– Masz jakiś pomysł?
– Niestety nie.
– W takim razie proponuję coś prostego, a zarazem niezwykłego. Na przykład biżuterię. – Wskazała ręką ogromną gablotę, która ciągnęła się przez pół sklepu. – Kobiety lubią błyskotki.
Harry podszedł do przeszklonej lady i przyjrzał się sygnetom, koliom, bransoletom i kolczykom. Wyglądały dobrze, był jednak ciekawy, czy miały inne zalety.  
– Czy mają jakieś magiczne właściwości?
– Oczywiście. Większość z nich posiada potężne zaklęcia ochronne.
Gryfon przytaknął, lecz w rzeczywistości nie uwierzył kobiecie. Nigdy dotąd nie miał styczności z przedmiotami, które skutecznie chroniły swojego właściciela, a nawet nie słyszał o istnieniu takowych. Zaraz jednak przypomniał sobie, że staruszka wydawała się wiedzieć dużo więcej niż powinna, więc przestał być sceptycznie nastawiony do jej słów. Już nie myślał o niej jak o wariatce, wobec tego postanowił jej zaufać. Przynajmniej w pewnym stopniu.
Jeszcze raz przyjrzał się biżuterii. Od razu zrezygnował z kolczyków, bo nawet nie wiedział, czy pani McVogel miała przekłute uszy. Mógłby zapytać o to Mike'a, ale chłopak wyjątkowo wydawał się nieobecny duchem, zresztą spodobał mu się już pewien wisiorek. Był prosty, do srebrnego łańcuszka przyczepiono miniaturową sówkę, a mimo to od razu zachwycał swoim pięknem.
– Mogę zobaczyć?
– Oczywiście. – Kobieta wyjęła łańcuszek z gabloty i złożyła go w jego otwartej dłoni.
Gdy Harry przyjrzał się niewielkim kamieniom osadzonym w miejscu oczu ptaka, wiedział już, że znalazł idealny prezent. Podobało mu się, że wisiorek nie był zbyt krzykliwy i swoją prostotą potrafił wzbudzić zachwyt. Poza tym wydawał się kruchy, co w rzeczywistości było tylko złudzeniem.
– Jakie zaklęcia go chronią?
– Oprócz standardowego zestawu przeciwko prostym urokom, chroni przed usunięciem lub zmienianiem wspomnień, przed zaklęciami i eliksirami kontrolującymi ciało, a nawet wzmacnia i pomaga utrzymać bariery umysłowe.
– Mam nadzieję, że nie będę mieć żadnych nieprzyjemności.
– Wszystko jest legalne.
– A gdyby nie było, to przyznałaby się pani? – zapytał, zanim zdążył ugryźć się
w język. – Przepraszam, nie chciałem. – Spojrzał za okno, czując się strasznie głupio. –Chodziło mi o to, czy to na pewno wszystko? Nie chciałbym dać komuś prezentu, nie wiedząc o jakichś właściwościach.
– Tak, to wszystko.
– W porządku. – Na chwilę zamilkł. – Nie urażę pani, jeśli sprawdzę autentyczność tych zabezpieczeń?
– Oczywiście, że nie.
Wyciągnął różdżkę i wyszeptał parę zaklęć. Po chwili łańcuszek zaświecił się na biało, co oznaczało, że faktycznie był zaklęty.
– Chyba wszystko jest okej – powiedział. – Rozumie pani, że w dzisiejszych czasach trzeba sprawdzać wszystko.
– Harry, nie musisz mi się tłumaczyć. W zasadzie to uważam, że wykazałeś się rozsądkiem, sprawdzając te zabezpieczenia.
Staruszka uśmiechnęła się szeroko. Harry odpowiedział jej tym samym, zupełnie ignorując fakt, że zwróciła się do niego po imieniu. Przywykł już do tego, że obcy ludzie wiedzieli, kim jest i jak się nazywa.
– Tak sobie teraz myślę, że chyba mam coś, co może ci się spodobać.
Ruszyła w stronę regałów z książkami. Brunet poszedł za nią, nie kryjąc rosnącej ciekawości. Cierpliwie czekał, aż kobieta znajdzie to, co chciała mu pokazać i kiedy w końcu zdjęła z półki opasłą księgę, mimowolnie się uśmiechnął.
– To bardzo stary egzemplarz. Nie będę ukrywać, jest bardzo drogi, ale myślę, że pożyteczny w rękach kogoś, kto będzie wiedział, co z nim zrobić.
– Co to jest?
– Ta księga jest zbiorem wiadomości o różnych dziedzinach magii. Znajdziesz tutaj informacje o zaklęciach ochronnych, o prawie Gampa i Golpalotta, wskazówki pomagające w opanowaniu transmutacji i teleportacji, zaklęcia bojowe i zapewne jeszcze wiele innych ciekawostek.
– Ile kosztuje? – zapytał. Był podekscytowany, od kiedy usłyszał wzmiankę o teleportacji. Wiedział, że książka może okazać się niezwykle pomocna w jego badaniach, dlatego był gotów zapłacić za nią każdą cenę.
– Dwieście galeonów. – Harry wytrzeszczył oczy. – Wiem, że to dużo. To rzadki egzemplarz, więc nie znajdziesz wielu kopii.  
– Rozumiem.
Był rozdarty. Chciał mieć tę księgę, lecz cena naprawdę go przerażała. Nie spodziewał się usłyszeć tak wysokiej kwoty, poza tym nie wiedział, czy zakup okaże się trafiony. Nie znał zawartości książki i tutaj nie pomogłoby mu nawet zapoznanie się ze spisem treści.
Jeszcze chwilę się wahał, lecz w końcu podjął decyzję.
– Wezmę ją.
– W takim razie zapraszam do lady. – Wrócili do głównej części sklepu. – Czy zapakować prezent?
– Tak, bardzo proszę.
Staruszka machnęła parę razy różdżką. Wyczarowała niewielkie pudełeczko, umieściła w nim łańcuszek, a potem zapakowała je w niebieski papier i obwiązała białą wstążką.
– Dziękuję – powiedział. Podobał mu się końcowy efekt, bo sam nie miał zdolności manualnych i nie potrafiłby w taki sposób zapakować prezentu. Oczywiście mógłby wspomóc się magią, ale zwyczajnie nie znał odpowiedniego zaklęcia. 
– Proszę bardzo. Należy się dwieście galeonów.
– Słucham? A naszyjnik? 
– Książka jest wystarczająco droga, więc nie zbiednieję bez tych kilkunastu galeonów.
– Ale...
– Potraktuj to jako prezent – przerwała mu.
– Przecież nawet mnie pani nie zna! – krzyknął wzburzony. Nie podobało mu się, że już druga osoba dzisiaj postanowiła podarować mu prezent. Z jednej strony było to bardzo miłe, ale z drugiej powodowało, że czuł się jak ofiara losu, która wzbudza litość u każdego napotkanego człowieka.
– Czy muszę cię znać, żeby ci coś podarować?
Chciał spierać się dalej, lecz kobieta uciszyła go machnięciem ręki. Zrozumiał, że niczego nie osiągnie, więc zrezygnował.
– Jeszcze raz dziękuję – powiedział tylko.
Odwrócił się i zaczął rozglądać się za przyjacielem. Kiedy zobaczył, że ten cały czas stał przy półkach z eliksirami, uśmiechnął się.
 – Mike, możemy już iść!
– Za chwilę! – odkrzyknął blondyn. Dokończył czytanie etykiety, a potem odstawił wywar na półkę i podszedł do lady, niosąc w ręku kilkanaście flakoników z innym eliksirem.
Kiedy właścicielka sklepu zobaczyła, co wybrał, zaczęła się śmiać. Mike wzruszył ramionami i również się uśmiechnął. Zapłacił za eliksiry, a wtedy obaj pożegnali się ze sprzedawczynią i ruszyli do drzwi.
– Coś ty kupił? – zapytał Harry, gdy tylko wyszli na ulicę.
– Eliksiry na kaca.
– Już ci się skończyły?
– Oczywiście, że nie, ale jakbyś nie pamiętał, za tydzień mamy imprezę.
– Och, nie...
Mike zaśmiał się, a potem zarzucił Harry'emu rękę na szyję. Zaprowadził go do Dziurawego Kotła.

* * *

Niedługo potem wyszli z pubu i ponownie znaleźli się po mugolskiej stronie Londynu. Byli tak podekscytowani - Harry tym, że udało mu się kupić prezent, a Mike zbliżającym się Nowym Rokiem - że obaj zapomnieli o choince. Na szczęście idąc w stronę postoju taksówek, natknęli się na handlarza, sprzedającego świerki. Mike podbiegł do mężczyzny i, nie zawracając sobie głowy ceną, wybrał jedno z największych drzewek, jakie dostrzegł. Zadowolony pomachał Harry'emu, przywołując go do siebie.
– I po kłopocie – powiedział, kiedy przyjaciel do niego podszedł.
– Tak myślisz? – zapytał z ironią Harry. – W takim razie wracajmy do domu.
Mike chwycił za drzewko i próbował je podnieść. Niestety było dla niego za wielkie, zresztą nie miał wystarczająco siły, żeby je udźwignąć. Spojrzał sugestywnie na przyjaciela, lecz ten stał tylko z założonymi rękami i uśmiechał się pod nosem.
– Czy z łaski swojej mógłbyś mi pomóc?
– Czekałem, aż mnie poprosisz – zaśmiał się.
Złapał za koniec drzewka i uniósł je razem z Mikiem. Ruszyli chodnikiem i kiedy odeszli od sprzedawcy na tyle, że nie mógł już ich usłyszeć, powiedział:
– Musimy zanieść je w jakieś bardziej ustronne miejsce.
– Niby po co?
– Żartujesz sobie? A niby jak chcesz je zawieść do domu? Myślisz, że wejdzie do taksówki?
– No tak, racja. Zapomnij, że o to spytałem.
Kilka minut później, spoceni i czerwoni na twarzy, znaleźli się w jednej z bocznych alejek.
– Sprawdź, czy nikt nie kręci się w pobliżu – nakazał Harry, samemu spoglądając w górę. Wolał się upewnić, że nad sobą nie mieli żadnych okien.
– Czysto – stwierdził po chwili Mike.
Reducio!
Choinka zaczęła się zmniejszać, aż w końcu skurczyła się do takich rozmiarów, że spokojnie mogła zmieścić się w kieszeni. Mimo to Harry jej tam nie włożył. Byłoby to niepraktyczne, gdyż cały czas musiałby uważać na swoje ruchy, aby przypadkiem nie połamać gałązek lub nie uszkodzić drzewka w jakiś inny sposób.
Po pozbyciu się problemu, jakim było przetransportowanie choinki do domu, chłopcy wrócili na główną ulicę. Szczęście powtórnie się do nich uśmiechnęło, nim zdążyli przejść kilkanaście metrów. Niedaleko nich zatrzymała się taksówka, więc podbiegli do niej szybko, zanim kobieta, która nią jechała, zdążyła wysiąść.
Podczas drogi powrotnej całkowicie poddali się świątecznej atmosferze. W radiu leciała świąteczna piosenka Cliffa Richarda, na dworze było już ciemno, dzięki czemu przystrojone domy i drzewka wyglądały niczym z bajki. Poza tym już niedługo mieli zasiąść do stołu i spróbować wielu wspaniałych potraw. Na samą myśl o kolacji zaburczało im w brzuchach.
Niestety nie wszystko poszło tak, jakby sobie tego życzyli. Kiedy od domu dzieliła ich godzina jazdy, z nieba zaczęły spadać ogromne płatki śniegu. Po kilku minutach na drogach powstały zaspy, samochody zwolniły, aż w końcu niemal się zatrzymały. Zanim jednak jezdnie zrobiły się całkowicie nieprzejezdne, na drogach pojawiły się odśnieżarki. Skutecznie usuwały nadmiar białego puchu, dzięki czemu ruch odbywał się w miarę płynnie.
Półtorej godziny później w końcu dotarli do domu. Tym razem Harry wyciągnął portfel
i bez zbędnych słów zapłacił taksówkarzowi, nie zapominając o solidnym napiwku. Pożegnał się, ruszył za Mikiem i wszedł za nim do domu. Gdy tylko przekroczył próg i zamknął drzwi, z kuchni odezwała się pani McVogel:
– Chłopcy, to wy?
– Tak, mamo, a któżby inny – odpowiedział Mike. Strząsnął śnieg z włosów, a wtedy
w drzwiach pojawiła się Diana.
– Czemu nie było was tak długo? – zapytała. – Martwiłam się, więc odbieraj, proszę, telefon.
– Niech pani nie będzie zła, bo w zasadzie to moja wina – odezwał się Harry. – Musiałem kupić parę rzeczy, a nie pomyślałem, że przy takiej pogodzie warunki na drodze mogą nie być najlepsze.
– Nie musisz mi się tłumaczyć. Po prostu się martwiłam. I tyle.
– Jak widzisz, jesteśmy cali, więc możesz odetchnąć z ulgą – powiedział Mike. –
I przepraszam, że nie odbierałem, ale zostawiłem komórkę w domu.
– W porządku. Najważniejsze, że już jesteście. – Spojrzała na zegarek. – Zrobiłabym wam coś do jedzenia, ale nie ma na to czasu.
– Wytrzymamy do kolacji.
– Nie macie wyjścia – zaśmiała się. – Ale jeśli chcecie, mogę zaparzyć wam herbatę.
– Ja poproszę – odezwał się Harry. – Trochę zmarzłem, więc przyda mi się coś na rozgrzanie.
– Nie ma sprawy, zaraz przyniosę.
– Bierzmy się do roboty, bo chciałbym się jeszcze wykąpać – powiedział natomiast Mike.
Przeszli do salonu. Blondyn wziął od Harry'ego choinkę i ustawił ją pod oknem. Machnął parę razy różdżką i wyczarował stojak. Rzucił zaklęcie powiększające i w spokoju patrzył, jak drzewko wraca do normalnych rozmiarów.
– Jestem boski!
– I skromny – mruknął pod nosem Harry.
– Daj spokój! Chyba nie zaprzeczysz, że w domu wygląda jeszcze lepiej niż na zewnątrz?
– No nie - powiedział tylko, gdyż do salonu wróciła pani McVogel.
– Proszę, pijcie póki gorąca.
Kiedy chłopcy wzięli filiżanki z herbatą, postawiła na stole cukier i ciasteczka, a potem machnęła różdżką, odsyłając tacę z powrotem do kuchni. Spojrzała na choinkę i pokiwała głową z uznaniem. Rzuciła kolejne zaklęcie i już po chwili na podłodze pojawiły się kartony
z bombkami, łańcuchami oraz lampkami.
– Ile wam to zajmie?
Harry miał w ustach ciasteczko, więc wzruszył tylko ramionami.
– A bo ja wiem? Kilka, no może kilkanaście minut – powiedział Mike.
– Dobrze, w takim razie działajcie, a ja idę dokończyć kolację.
Chłopcy kiwnęli głowami, jednak nie wzięli się od razu do pracy. Najpierw usiedli na kanapie i dopili herbatę. Zjedli ciasteczka i dopiero potem zajęli się przystrajaniem choinki. Bawili się przy tym świetnie. Od czasu do czasu wspomagali się czarami, więc skończyli szybciej, niż początkowo przypuszczali. Mając chwilę wolnego, zaczęli się wygłupiać. Mike wyjął z pudła czerwony łańcuch i owinął go sobie wokół szyi. Harry wybuchnął głośnym śmiechem.
– Przypominasz tancerkę z jakiegoś nędznego kabaretu – powiedział. – Zrób sobie makijaż i załóż coś bardziej wyzywającego.
– Tak myślisz?
– Tak, tak myślę.
Mike popatrzył na niego jak na kretyna.
– Ale po co?
– Żebym mógł zrobić zdjęcia i patrzeć na nie, kiedy tylko będę mieć gorszy humor.
– Ty...! - Mike machnął różdżką i kolejny łańcuch, tym razem niebieski, pojawił się w jego wolnej dłoni. Podszedł do Harry'ego i owinął mu go wokół szyi. – Nadal masz ochotę się śmiać?
– Owszem. Na razie wyglądam w miarę normalnie.
– Nie umiesz się bawić – mruknął pod nosem Mike. – Zresztą nie ważne. Teraz naprawdę przydałyby się nam jakieś sztuczne włosy. Nie znasz przypadkiem żadnego zaklęcia?
 Harry uśmiechnął się pod nosem. Wyciągnął różdżkę i rzucił odpowiedni urok. Po chwili na ich głowach pojawiły się wysokie peruki z przyczepionymi do nich piórami. U Mike'a były czerwone, a u niego - niebieskie.
– Skąd znasz to zaklęcie?
– Od Hermiony. Spędzisz z nią jeszcze kilka miesięcy, a będziesz umiał zrobić takie rzeczy, o których nigdy nie śniłeś.
– Naprawdę?
– Tak. Ale pamiętaj, że wszystko ma swoje dobre i złe strony. Nie będę ci tego teraz tłumaczył. Przyjdzie czas egzaminów, to przypomnisz sobie moje słowa.
Mike zachichotał.
– Dobra, zrobiliśmy, co mieliśmy zrobić, więc teraz możemy przygotować się do kolacji – powiedział po chwili. – Tylko szkoda mi to ściągać – dodał, markotniejąc w mgnieniu oka.
– Mi też, ale... Wiem! – krzyknął nagle. – Masz może aparat?
Mike klasnął.
– To jest myśl! A wiesz co? Możemy też robić zdjęcia w Hogwarcie, wtedy będziemy mieli świetną pamiątkę.
– Czemu nie?  
– Pomyśl sobie, ile już było sytuacji, które moglibyśmy uwiecznić na zdjęciach, a ile jeszcze będzie! – ekscytował się. – Ale dobra, o tym później. Skupmy się na teraźniejszości. Accio aparat!
Po chwili w jego dłoniach wylądował jeden z nowszych aparatów firmy Nikon. Odsłonił obiektyw i skierował go na Harry'ego.
– Powiedz cheese.
Harry zdążył tylko unieść jedną brew, nim błysnął flesz.
– Mogłeś uprzedzić o lampie – mruknął, mrugając powiekami i próbując pozbyć się mroczków sprzed oczu. – Daj, teraz ja zrobię.
Mike bez oporów oddał aparat i ustawił się obok choinki.
– Okej, jeszcze razem – powiedział chwilę później, kiedy Harry sprawdzał jakość zrobionego zdjęcia.
Włączył samowyzwalacz i ustawił aparat na komodzie.
– No chodź! – Brunet stanął obok niego. – Gotowy? To szczerzymy ząbki, nachylamy się i eksponujemy cycki, których nie mamy.
Harry wybuchnął śmiechem, a wtedy po raz kolejny błysnął flesz. Mike wyprostował się
i poszedł obejrzeć zdjęcie. Najpierw się skrzywił, a potem zaczął się śmiać.
– Nie mogę... Zobacz, wyglądamy jak idioci.
Jeszcze przez chwilę oglądali zdjęcie, a potem poszli na górę. Harry zamknął drzwi do swojej sypiali i wyjął z kieszeni prezent dla pani McVogel. Rozebrał się i poszedł do łazienki.
Chociaż wiedział, że nie miał czasu na długą kąpiel, nie mógł odmówić sobie  skorzystania z udogodnień, jakie mógł zapewnić mu prysznic. Wszedł do kabiny i od razu nacisnął odpowiedni przycisk, włączając funkcję natrysku z masażem. Gdy poczuł na plecach ciepłą wodę, niemal ugięły się pod nim kolana.
Pół godziny później zakręcił wodę, szybko się wytarł, a potem przyjrzał się jeszcze swojemu lustrzanemu odbiciu. Zdawał sobie sprawę, że podchodziło to pod skłonności narcystyczne, a mimo to nie potrafił się oprzeć i często tak robił. Lubił przyglądać się metamorfozie, którą przechodziło jego ciało, odkąd przestał mieszkać na Privet Drive 4. Świadomość, że przybrał na wadze, dzięki czemu jego kości, a w szczególności żebra, nie były już tak widoczne, sprawiała, że mimowolnie się uśmiechał.
Nagle rozległo się ciche pukanie, a potem usłyszał głos Mike'a:
– Mogę wejść?
– No nie, ty prosisz mnie o pozwolenie? - zapytał z niedowierzaniem. Ponieważ nie otrzymał odpowiedzi, uśmiechnął się i otworzył drzwi.
Mike wszedł do środka i usiadł na wannie. W przeciwieństwie do Harry'ego zdążył się już ubrać.
– A ty jeszcze w rozsypce?
– Jak widzisz.
– Coś ty robił tyle czasu?
– Uznałem, że należy mi się trochę przyjemności, więc zabawiłem się pod prysznicem – odpowiedział bez zastanowienia.  
Wiedział, co miał na myśli, więc nie przyszło mu do głowy, że Mike może doszukać się
w tym sformułowaniu jakiejś dwuznaczności.
– Okej, rozumiem. Tylko bez szczegółów – zaśmiał się.
Dopiero po tych słowach Harry zrozumiał, o czym pomyślał jego przyjaciel. Niemal od razu zaczerwienił się jak burak.
– Nie o to mi chodziło! Ja tylko chciałem...
– Tak, tak, oczywiście – przerwał mu blondyn. – Możesz się tłumaczyć mojej matce, choć przeczuwam, że i ona zorientowałaby się, że jechałeś na ręcznym. – Harry poczerwieniał jeszcze bardziej, tymczasem Mike kontynuował:
– Nie rozumiem, dlaczego jesteś taki zażenowany. Przecież każdy to robi. Jestem pewny, że nawet Snape...
– Błagam cię, milcz! Moja wyobraźnia zaraz zacznie działać, a ja nie chcę sobie tego wyobrażać!
– Myślisz, że nasz ukochany Mistrz Eliksirów ma jakieś specjalne upodobania?
– Nie wiem! Nie obchodzi mnie to!
– Skoro zakłada tylko ciemne ubrania, lubi tworzyć wokół siebie mroczną aurę, to pewnie kręcą go jakieś łańcuchy czy dyby...
– Na Merlina, Mike, zlituj się! – Harry znowu mu przerwał. – Nie obrzydzaj mnie, bo i tak zbiera mi się na pawia.
– Od kiedy jesteś taki wrażliwy?
– Po prostu nie interesują mnie seksualne preferencje Snape'a!
Mike chciał jeszcze coś dodać, lecz Harry podniósł rękę.
– Nie chcę słyszeć ani słowa więcej na ten temat. Rozmowa skończona! – powiedział. – A teraz pozwól, że pójdę się ubrać.
Wyszedł z łazienki. Podszedł do szafy, nie zwracając uwagi na Mike'a, który właśnie rzucił się na jego łóżko i zastanowił się, co na siebie włożyć.
Chwilę potem się ubrał i kiedy poprawiał kołnierzyk, do drzwi zapukała pani McVogel.
–  Jesteście gotowi?
–  Tak, już idziemy –  odpowiedzieli razem.
Harry wziął prezent i wyszedł z pokoju za Mikiem.

* * *

Od razu po wejściu do salonu poczuli zapachy różnych potraw. Chociaż mieli spędzić Święta we trójkę, stół był zastawiony tak wieloma daniami, że spokojnie mogliby zaprosić jeszcze kilka dodatkowych osób. Wszystko wyglądało smakowicie, więc Harry czuł podziw dla pani McVogel za samodzielne przygotowania. Uśmiechnął się i pomyślał, że ma ona więcej wspólnego z panią Weasley, niż początkowo myślał.
– Możemy zaczynać? – zapytała Diana.
Podeszła z Mikiem do stołu. Oboje stanęli obok swoich krzeseł, czekając na Harry'ego. Gdy ten położył prezent pod choinką i wrócił na miejsce, kontynuowała:
 – Wiem, że wy, młodzi, nie lubicie takich momentów, dlatego chciałabym złożyć wam ogólne życzenia. – Uśmiechnęła się od ucha do ucha. – Zdrowia, szczęścia, spotkania prawdziwej miłości, a także wiele sukcesów – zarówno w szkole, jak i w późniejszym życiu.
– Dziękujemy i wzajemnie – odpowiedzieli zgodnie chłopcy.
– A ja życzę sobie, aby moje relacje z Harrym nigdy nie uległy pogorszeniu – dodał jeszcze Mike.
– Nie wiedziałem, że aż tak bardzo mnie uwielbiasz – zażartował Harry, wywołując tym wybuch śmiechu u pozostałych.
– No dobrze, nie pozostało nam nic innego, jak zjeść to wszystko – odezwała się pani McVogel. – Tak więc smacznego.
– Smacznego.
Usiedli do stołu. Harry nie potrafił się na nic zdecydować - pani McVogel przygotowała wiele różnych dań, między innymi pieczonego indyka oraz pudding - i tylko przyglądał się każdej potrawie z ogromnym zaciekawieniem.
– Wszystko w porządku? – zapytała kobieta, widząc, że Harry nie nałożył sobie jeszcze niczego na talerz.
– Tak, tak, po prostu nie wiem, od czego zacząć.
– Nałóż sobie wszystkiego po trochu – doradził mu Mike.
Nie był to głupi pomysł, w zasadzie było to całkiem logiczne rozwiązanie, więc Harry postąpił zgodnie z sugestią przyjaciela.
Kilkadziesiąt minut później, kiedy pierwszy głód został zaspokojony, pani McVogel usunęła brudne naczynia jednym machnięciem różdżki, natomiast talerze i półmiski
z niedojedzonymi potrawami wyniosła do kuchni.
– Czy twoja mama zawsze przygotowuje wszystko sama? – zapytał Harry, korzystając z okazji, że został z przyjacielem sam na sam.
– Zazwyczaj tak. Tylko parę razy zamówiła coś w firmach cateringowych, ale wtedy była tak zawalona pracą, że naprawdę nie miała czasu na gotowanie.
– I co roku decyduje się na taką różnorodność?
– Zwariowałeś? Oczywiście, że nie – zaśmiał się. – W tym roku jesteś z nami, więc bardziej się postarała.
– To naprawdę miłe z jej strony – odpowiedział, po raz kolejny czując zakłopotanie.
– Czas na deser – zagadnęła wesoło Diana, wchodząc do salonu.
Postawiła na stole czyste talerzyki, a także ogromny półmisek wypełniony ciastami. Biszkopt z owocami i blok czekoladowy były tylko nielicznymi przykładami zaserwowanych smakołyków. Zanim usiadła, wyczarowała jeszcze butelkę wina i trzy kieliszki.
– Dobrze się czujesz? – zapytał Mike, patrząc na matkę z niedowierzaniem.
– No co? Przecież nie będę piła sama.
– Rozpijasz nieletnich, to karalne.
Harry uśmiechnął się pod nosem.
– I co masz zamiar z tym zrobić? Złożysz zawiadomienie na policji?
– No nie, ale...
– Okej, nie chcesz, to napiję się z Harrym.
– Oczywiście, że chcę! Po prostu jestem zdziwiony.
– No tak, bo przekładałam cię przez kolano za każdym razem, kiedy tylko wyczułam od ciebie alkohol. Mike, oboje wiemy, że nie stroniłeś do tej pory od tego typu używek i nie odpuścisz sobie okazji do napicia się. Tym bardziej teraz, gdy masz na to moją zgodę.
– Mamo, jak ty mnie dobrze znasz.
W ten sposób spędzili najbliższe godziny. Siedzieli przy stole, popijali wino i delektowali się ciastami. W międzyczasie rozmawiali o szkole, pracy, a także o tym, czego życzyliby sobie w nadchodzącym roku. W pewnym momencie Mike wspomniał o pomyśle z aparatem i chęcią udokumentowania wspomnień z Hogwartu. Pani McVogel uznała, że to dobry pomysł i nawet podsunęła im kilka przydatnych zaklęć.
Jeszcze przez jakiś czas rozmawiali na ten temat. Dopiero kiedy wybiła północ, Diana powiedziała:
– Chłopcy jest już późno, jutro jedziemy do Weasleyów, więc czas kłaść się do łóżek.
Harry zmarkotniał. Choć zależało mu na spotkaniu z przyjaciółkami i państwem Weasley, to wiedział, że wizyta w Norze nie będzie należeć do najprzyjemniejszych. Może trochę przesadzał, jednak na samą myśl o konieczności przebywania z Ronem w jednym pomieszczeniu zaczynała boleć go głowa. Nie chciał nikomu psuć Świąt, a czuł, że spotkanie z byłym przyjacielem zakończy się kłótnią.
Pani McVogel chyba zauważyła zmianę w jego mimice, bo niespodziewanie zaproponowała, aby przed położeniem się do łóżek otworzyli jeszcze swoje prezenty.
– Tak! – krzyknął podekscytowany Mike. Zerwał się z miejsca i podbiegł do choinki. Usiadł pod drzewkiem i wziął do rąk pierwszą paczkę. Tymczasem Harry odwrócił się do pani McVogel.
– Chciałbym z panią o czymś porozmawiać – powiedział. Był trochę spięty, a w jego głosie słychać było wahanie. Nie wiedział, w jaki sposób opowiedzieć o swoim problemie, nie urażając przy tym kobiety.
– O co chodzi?
– Chodzi o laptop. Myślałem, że przez przypadek zostawiła go pani u mnie w pokoju, jednak widziałem karteczkę i... Proszę mi wybaczyć, ale nie mogę go przyjąć.
– Harry, dziękuję! To jest super – krzyknął nagle Mike.
– Cieszę się – odpowiedział. Nie odwrócił się jednak w stronę przyjaciela, tylko wyczekująco wpatrywał się w panią McVogel.
– Nonsens – odezwała się kobieta. – Powinieneś go zatrzymać.
– Nie mogę, dla mnie to zbyt wiele.
Diana milczała dłuższą chwilę, nieświadomie bawiąc się bransoletką.
– Możliwe. Jednak to prezent, a prezentów się nie oddaje.
Harry westchnął.
– Dlaczego pani tyle dla mnie robi?
– Jesteś przyjacielem mojego syna.
– Tylko dlatego? – Czuł, że nie była to cała prawda. – Nie rozumiem. Znamy się od kilku miesięcy, czyli dość krótko. A gdybym pewnego dnia nagle się od niego odwrócił? – zapytał, choć w głębi serca czuł, że nigdy nie zrobiłby czegoś takiego.
– Masz rację, istnieje taka możliwość. Jednak patrząc na was, wątpię, żeby kiedykolwiek miało się coś takiego stać. – Harry chciał coś powiedzieć, jednak pani McVogel nie pozwoliła mu dojść do słowa. – Po co o tym rozmawiamy? Chyba nie chcesz tego zrobić?
– Oczywiście, że nie.
– Więc w czym problem?
– Nie rozumiem, dlaczego pani to robi – powtórzył się. – To bardzo miłe, ale czasami czuję się przez to głupio.
– No dobrze, widzę, że jeżeli nie będę z tobą całkowicie szczera, to nie odpuścisz. – Na chwilę zamilkła. – Trochę to zaskakujące, ale kiedy Mike przyprowadził cię do domu, od razu wiedziałam, że mogę ci zaufać. Każdy kolejny dzień utwierdzał mnie w przekonaniu, że się nie pomyliłam, dlatego nie mogłam oprzeć się pokusie i postanowiłam zrekompensować ci lata, które spędziłeś ze swoją... rodziną.
Harry zaniemówił. Rozważał różne opcje, jednak takiego wytłumaczenia kompletnie się nie spodziewał. Prawdę powiedziawszy, ku swojemu zażenowaniu, zdarzyło mu się nawet pomyśleć, że pani McVogel zwyczajnie poddawała go próbie charakteru.
– Nie musi pani tego robić.
– Zasługujesz na to. A teraz otwórz prezenty – dodała nagle, tymi słowami ucinając temat.
Harry nie był zadowolony z odbytej rozmowy. Chętnie by ją kontynuował i starał się wymusić na kobiecie zmianę zdania. Nie zrobił tego, bo nie miałoby to najmniejszego sensu. Poza tym już sam nie wiedział, czy jego problem nie polegał na tym, że zwyczajnie chciał postawić na swoim. Podszedł do choinki i usiadł obok Mike'a, który nadal był tak zaabsorbowany swoimi prezentami, że nawet tego nie zauważył.
Ekscytacja niemal rozsadzała go od środka, dlatego sięgnął po najbliżej stojący prezent. Z rosnącym zainteresowaniem rozerwał papier i już po chwili trzymał w rękach niezwykle grubą księgę. Domyślił się od kogo ją dostał, w czym utwierdziła go przyczepiona do okładki karteczka.

Wesołych Świąt, Harry!
Zdecydowałam się dać Ci tę księgę, ponieważ miałam okazję zapoznać się z jej treścią i uznałam ją za bardzo interesującą. Przeczytałam ją kiedyś we Francji i kiedy tylko znalazłam ją na Pokątnej, wiedziałam, że będzie idealnym prezentem dla Ciebie.
Znajdziesz w niej wiele zaklęć i uroków bojowych. Ponieważ stałeś się molem książkowym i zawsze byłeś ode mnie lepszy z obrony przed czarną magią, wiem, że zrobisz z niej dobry użytek.
Mam nadzieję, że wkrótce się zobaczymy!

Całusy
Hermiona

Gryfon uśmiechnął się pod nosem. Nie spodziewał się dostać od Hermiony niczego innego. W końcu przyjaciółka kochała książki i traktowała je niemal jak relikwie. Była jedną
z nielicznych osób, które naprawdę zdawały sobie sprawę z potęgi nauki, dlatego przy każdej okazji wciskała komuś do rąk jakiś unikatowy egzemplarz. Przy wyborze książki nigdy nie zdawała się na los. Zawsze wybierała coś, co pomagało w rozwinięciu wyjątkowych zdolności.
Po przeczytaniu liściku, Harry odkleił karteczkę i obejrzał okładkę. Przeczytał tytuł - Najpotężniejsze klątwy przeciwko ciemnym mocom - dzięki czemu wiedział, że Hermiona znowu miała rację i na pewno prezent mu się przyda.
Odłożył książkę na bok i wziął się za rozpakowanie kolejnych paczek. Dostał jeszcze sweter i domowe wypieki od państwa Weasleyów, zestaw konserwujący miotły od Ginny, a także Podręczny zestaw chuligana oraz klika eliksirów na kaca od Mike'a. Uniósł brwi.
– No co? – Przyjaciel dostrzegł zdziwienie na jego twarzy. – Czy przypadkiem nie mówiłeś, że z chęcią dopiekłbyś Filchowi? – zapytał z dozą niepewności w głosie. Bał się, że nie trafił w gusta przyjaciela i książeczka z pomysłami na żarty wyląduje w koszu na śmieci.
 – Owszem, mówiłem. Tylko że teraz nie będę już w stanie wymyślić żadnego sensownego argumentu, żeby tego nie robić.
Mike zaśmiał się nerwowo.
– Tylko nie puść szkoły z dymem. No i uważaj na Hermionę.
Harry uśmiechnął się pod nosem i wrócił do otwierania pozostałych paczek.
Po chwili trzymał w dłoni wystruganą z drewna sówkę, do złudzenia przypominającą jego Hedwigę. Przyglądając się niezwykle precyzyjnemu wykończeniu, nie mógł uwierzyć, że ktoś był w stanie zrobić coś tak wyjątkowego i to z kawałka drzewa.
Jego zdziwieniu nie było końca, gdy po przeczytaniu kartki z życzeniami dowiedział się, że twórcą tego niewielkiego arcydzieła był Hagrid. Choć mogło to zabrzmieć dziwnie, w życiu nie spodziewałby się, że gajowy miał taki talent. I pomyśleć, że zrobił to wszystko, mając tak ogromne dłonie.
Odłożył na bok niewielki, lecz niezwykle cenny podarunek i otworzył kolejne pudełko. W środku znalazł kilka mniejszych pudełeczek i kopertę. Rozerwał papier i przeczytał:

Harry! Wesołych Świąt!
Nie wiemy, czy ktoś zdążył Cię już poinformować, ale otworzyliśmy na Pokątnej sklep. Liczymy, że w najbliższym czasie nas odwiedzisz. Pamiętaj, że za wkład w nasz interes dla Ciebie wszystko jest za darmo!

Fred & George

PS Mamy nadzieję, że wykorzystasz przygotowany specjalnie dla Ciebie asortyment. I pamiętaj, że gdybyś miał jakąś prośbę lub wyjątkowy pomysł na jakiś gadżet, nie wahaj się pisać!

Harry starał się zachować kamienną twarz. Było to niezwykle trudne, więc nie wyszło mu to najlepiej. Znając umiejętności bliźniaków, wiedział, że miał w dłoniach prawdziwą broń. Żałował tylko, że nie zajrzał do nich, kiedy był z Mikiem na Pokątnej. Przysiągł sobie jednak w duchu, że przy następnej okazji na pewno o nich nie zapomni.
Uspokoiwszy swoje sumienie, obejrzał zawartość otrzymanych od bliźniaków pudełeczek. Znalazł w nich całkiem pokaźny zestaw zabawnych gadżetów, między innymi samopiszących piór, kanarkowych kremówek i łajnobomb.
– Gdybym dostała list ze szkoły, że coś przeskrobaliście z użyciem tego wszystkiego, to udam, że nie miałam o niczym pojęcia – powiedziała pani McVogel, oglądając samopiszące pióra.
Chłopcy wymienili rozbawione spojrzenia. Przez chwilę przyglądali się Dianie, chichocząc pod nosem, a potem kontynuowali oglądanie prezentów.
Jednym z nich był jakiś sygnet. Harry nałożył go na palec i dopiero wtedy dokładnie się mu przyjrzał. Widać było, że ktoś już go kiedyś używał. Co prawda świadczyło o tym tylko niewielkie zadrapanie na herbie, przedstawiającym lwa z dwoma skrzyżowanymi różdżkami. Mimo to pierścień wyglądał nieskazitelnie.

Wesołych Świąt, Harry!
Ten pierścień to rodowy sygnet Potterów. James dostał go od Twojego dziadka na siedemnaste urodziny i jestem pewny, że gdyby wciąż żył, to w stosunku do Ciebie zachowałby się tak samo.
Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w porządku i że wybaczysz mi, że napisałem tylko kilka słów. Wciąż jestem zajęty, ale mam nadzieję, że niebawem się spotkamy.

Remus

W oczach Harry'ego zebrały się łzy. Otrzymał kolejną rzecz, która należała do któregoś
z jego rodziców. Był wdzięczny Remusowi i to tak bardzo, że nie potrafił wyrazić tego słowami.
Nie chcąc, aby Mike i pani McVogel zauważyli jego łzy, otworzył ostatnią paczkę. Tak jak się spodziewał, znajdował się w niej podarunek od Diany. Ponieważ dostał nowiutki aparat, identyczny jak ten, którym Mike robił wcześniej zdjęcia, po raz kolejny poczuł się niezręcznie.
– Teraz możecie bez przeszkód zrealizować swój pomysł – odezwała się Diana, widząc, że Harry w końcu otworzył od niej prezent.
– Na pewno tak zrobimy – powiedział tylko.
– Otworzyliście prezenty, więc czas do łóżek. Jeżeli chcecie zjeść w domu śniadanie, to musimy wstać wcześniej, bo umówiłam się z Molly na dziesiątą – oznajmiła pani McVogel.
– Dobrze. Dobranoc – odpowiedzieli chłopcy i razem poszli na górę. Pożegnali się na korytarzu, po czym rozeszli się do swoich pokoi.

BETA: Seya (Bardzo dziękuję! Jesteś niezastąpiona!)

13 komentarzy:

  1. Nareszcie kolejny rozdział! :)
    Bardzo podobał mi się klimat tego posta, taki świąteczny i aż przyjemnie się go czytało. Mike i Harry jak zwykle rozpierniczają system :D Pomijając to, że rozdział był jednym z tych o lekkiej treści, czytając go w ogóle się nie nudziłam. (Pominę fakt, że chciałabym w końcu jakąś walkę, albo Voldemorta :D)
    Dużo weny życzę i czekam na następne rozdziały!
    Ściskam ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O ile nic się nie zmieni, dwa kolejne rozdziały również będą z gatunku tych „lekkich”. Myślę jednak, że później będziesz zadowolona. :)

      Pozdrawiam! :D

      Usuń
  2. Super! Przyjemnie się czytało, czekam na następny!

    OdpowiedzUsuń
  3. W zasadzie już wiesz, co sądzę o tym rozdziale, ale inni jeszcze nie wiedzą, więc będziesz musiał znieść moje gderanie na forum publicznym.:D
    Jeśli chodzi o szukanie tego prezentu dla pani McVogel, to mimo że pohamowałam trochę Twoje zapędy, Harry i tak za bardzo dramatyzuje jak na mój gust. No bo poważnie, to tylko prezent, a koniec końców i tak zrobił to, co robi większość facetów bez pomysłu na prezent - kupił biżuterię. Jakie to oklepane. Tak, wiem, że Ty też jesteś facetem i że to nie była zwykła biżuteria, ale przecież znasz mnie, uwielbiam się nad Tobą pastwić, a Ty uwielbiasz, kiedy się nad Tobą pastwię, więc nie marudź.;p
    Ta scena w sklepie ostatecznie wyszła całkiem nieźle. Nie byłam do niej przekonana, ale dobrze wkomponowała się w cały tekst. Dobrze, że pojawił się jakiś wątek nieświąteczny, który trochę odrywa od głównego wątku tego rozdziału i równoważy akcję tak, że na koniec nie mam ochoty wyrzygać się Świętami, tylko jestem odpowiednio rozmarzona.;d
    Sprawa z choinką była świetna. Ja ogólnie uwielbiam Święta i mam bzika na punkcie choinek i ozdób, więc zabrakło mi trochę bardziej szczegółowych opisów ubierania choinki, ale z drugiej strony to mogłoby wprowadzić trochę nudy, więc nie będę narzekać. No i chciałabym zobaczyć te zdjęcia, które Harry i Mike sobie porobili. Musieli wyglądać tragikomicznie.xd
    Bardzo zaskoczył mnie prezent od Remusa. W sensie, skoro miał ten sygnet, to czemu nie powiedział o tym Harry'emu wcześniej? Czemu wcześniej mu go nie dał. Rozumiem, że ojciec przekazywał go synowi w odpowiednim wieku, ale przecież James i tak nie żyje. I teraz się zastanawiam, czy jakoś pociągniesz ten wątek i wyjdą na jaw jakieś tajemnice rodowe. A te łzy były wprost rozczulające.;)
    Pozdrawiam i weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz trochę racji. :D Poza tym - jak słusznie zauważyłaś - jestem facetem. Innego prezentu w ogóle nie brałem pod uwagę. :D

      Na razie mogę tylko napisać, że planuję pociągnąć ten wątek. Mam pewien pomysł, no ale zobaczymy, co będzie. Może wymyślę coś lepszego, a może dopracuję tylko to, co już wymyśliłem. :D

      Pozdrawiam! :D

      Usuń
  4. Bardzo się ciesze z nowej notki. I już się nie moge doczekać kolejnych. Mam nadzieję że chłopcy zrobią parę żartów.:)
    Zastana mnie co Harry znajdzie w tej księdze??

    Życze weny.

    Ruda

    OdpowiedzUsuń
  5. Cieszę się z powodu nowej notki :). Rozdział bardzo mi się podobał. Nie mogę się doczekać nowych przygód Harry'ego i Mike'a. Oraz zdjęć :P (Co z tego, że nie będzie jak ich zobaczyć?)
    Życzę dużo weny i wolnego czasu :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział świetny jak każdy poprzedni ;)Świetnie piszesz i czekam na następny :) Ale widziałam, że czytujesz drarry? Jeśli mogę to polecam ci Związanych. Żeby nie było to nie moje nie reklamuje się ;)http://drarry.pl/forum/viewtopic.php?f=8&t=30

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,
    wspaniale, prezenty, prezenty, Harry nie jest przyzwyczajony do takich rzeczy i czuje się niesfojo, ale teraz zostanie mu pokazane, że może mieć... ciekawe czy ta przyjaźń z Draco będzie trwać...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział super mam nadzieję że przyjaźń Draco i Harrego będzie trwać i że nie rozbadnie się za szybko. Pozdrawiam i weny życzę. Z ciepierliwiem oczekuje nowego rozdziału. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej,
    rozdział jest wspaniały, te prezenty, Harry dziwnie się czuje, bo nie jest przyzwyczajony do takich prezentów i czuje się nieswojo...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetne :D Pochłonęłam całe <3

    Zapraszam do siebie na recenzje książek: http://seekerofthebooks.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej,
    rozdział wspaniały, Harry nie jest przyzwyczajony do takich prezentów i czuje się bardzo nieswojo w takiej sytacji...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń