niedziela, 10 kwietnia 2016

ROZDZIAŁ XXIII


Od razu po opuszczeniu dworca Kings Cross Harry, Mike i pani McVogel zeszli z głównej ulicy i skręcili w jedną z bocznych alejek. Było to idealne miejsce do skorzystania ze świstoklika, jednak Diana i tak rozejrzała się jeszcze na boki, upewniając się, że w pobliżu nikt się nie kręcił. Dopiero wtedy wyciągnęła z kieszeni płaszcza niewielką maskotkę i spojrzała nagląco na chłopców. Harry wymienił z Mikiem rozbawione spojrzenia, po czym chwycił łapkę pluszowego misia.
Niemal od razu w okolicach pępka poczuł gwałtowne szarpnięcie. Przymknął powieki, myśląc o tym, jak bardzo tego nienawidził. Na szczęście podróże świstoklikami nie trwały długo, więc chwilę później miał już pod nogami twardy grunt. Otworzył oczy, lecz szalejąca na Privet Drive śnieżyca zmusiła go do ich zmrużenia. Pani McVogel krzyknęła, żeby nie stał w miejscu, więc pobiegł za nią i Mikiem.
Chwilę później znaleźli się w ciepłym domu. Otrzepali się ze śniegu, zdjęli wełniane czapki i szaliki, grube rękawiczki oraz zimowe płaszcze i powiesili wszystko na wieszakach.
- Witajcie w domu! - powiedziała radośnie pani McVogel.
Chłopcy uśmiechnęli się w odpowiedzi i przeszli do salonu.  
- Jak dobrze być u siebie - mruknął Mike. Przez chwilę stał w miejscu, pocierając swoje zmarznięte dłonie, a potem rzucił się na kanapę i położył nogi na stół. Na jego nieszczęście akurat w tym momencie do salonu weszła pani McVogel i, widząc jego zachowanie, zmrużyła gniewnie oczy.
- Mike! - krzyknęła. - Zabieraj nogi ze stołu! Sprzątałam tutaj pół dnia i nie mam zamiaru robić tego po raz drugi!
Mike wyglądał na oburzonego, jednak bez słowa wykonał polecenie matki.
- Zapewne jesteście zmęczeni, więc możecie iść na górę. Wykąpcie się, połóżcie spać albo róbcie to, na co macie ochotę - powiedziała Diana. Po jej chwilowym wybuchu złości nie było już śladu, a na jej twarzy ponownie pojawił się uśmiech. - Harry, przygotowałam ci osobny pokój. Nie będziecie już musieli męczyć się w jednym.
- Ależ to nie był problem - odpowiedział szybko, nie wiedząc, co innego mógłby powiedzieć w tej sytuacji. - Tak myślę - mruknął pod nosem, kątem oka zerkając na przyjaciela.
Mike chyba wyczuł jego spojrzenie, bo odwrócił głowę w jego stronę. Przez chwilę patrzył się mu w oczy, a potem zamrugał kilka razy i zwrócił się do matki:
- Który pokój?
- Naprzeciwko twojego.
- Naprawdę? Posprzątałaś go? - Zdziwił się. - Mi by się nie chciało wynosić stamtąd tych wszystkich kartonów.
Pani McVogel pokręciła z politowaniem głową, ale nie skomentowała ostatnich słów syna.
- Zostawię was samych - powiedziała po chwili. - Wybaczcie, ale muszę coś jeszcze zrobić przed obiadem.
Harry i Mike kiwnęli głowami, więc kobieta opuściła pomieszczenie. Przez chwilę siedzieli w ciszy, ciesząc się ciepłem. Mimo że nie przebywali na zewnątrz zbyt długo, to i tak zdążyli zmarznąć.
- Wiesz, chyba pójdę się położyć - odezwał się nagle Harry. - Zaczyna już świtać, a twoja mama może i pozwoliła nam przespać śniadanie, ale raczej nie pozwoli przespać obiadu.
- Masz rację - zgodził się Mike. - Chodź, pokażę ci pokój, choć raczej nie powinieneś mieć problemów, żeby do niego trafić.
Mieli już iść na górę, jednak do salonu wróciła pani McVogel.
- O, dobrze, że jeszcze tu jesteście. Zapomniałam wam powiedzieć, że będziecie musieli coś dzisiaj dla mnie zrobić.
Mike jęknął.
- Co? 
- Ktoś musi kupić i ubrać choinkę - odpowiedziała, po czym ponownie zniknęła im z oczu.

* * *

Harry stał pod drzwiami swojego pokoju, czując lekki niepokój. Bał się, że pani McVogel przesadziła z umeblowaniem jego nowej sypialni i jej ewentualnymi udogodnieniami. Choć wiedział, że lęk był irracjonalny, to nie potrafił nad nim zapanować. Po prostu nie lubił, kiedy ludzie przekraczali pewne granice i starali się mu przypodobać akurat wtedy, kiedy tego nie potrzebował.
Wziął głęboki oddech, nacisnął klamkę i wszedł do środka. Gdy rozejrzał się wokół siebie, zabrakło mu słów. Liczył na niewielki pokój z łóżkiem i szafą, ewentualnie z biurkiem, a dostał znacznie więcej. Wiedział, że pani McVogel miała dobre chęci, a mimo to nie do końca mu to odpowiadało. Nie czuł się najlepiej, myśląc o tym, jak wiele pracy wymagało doprowadzenie nieużywanego pomieszczenia do takiego stanu. 
Kolorystycznie pokój przypominał sypialnię Mike'a. W pobliżu okna stało duże, dwuosobowe łóżko. Po jego bokach znajdowały się mahoniowe szafki nocne. Na jednej
z nich stał budzik, a na drugiej - lampka. Na lewo od drzwi wejściowych ustawiono ogromną szafę, a na prawo - regał z książkami, niewielki stolik i skórzany fotel.
Harry od razu przyjrzał się tytułom książek, na punkcie których miał teraz lekką obsesję. Zdecydowana większość stanowiła uzupełnienie jego szkolnych podręczników. Nie był tym zaskoczony, bo pani McVogel wiedziała już, że był czarodziejem, więc nie musiała niczego ukrywać i mogła pomóc mu w jego czarodziejskiej karierze.
Przebiegając wzrokiem po okładkach, zauważył również, że autorami niektórych książek byli mugole. Rozpoznał kilka powieści kryminalnych, które kiedyś widział na wystawie w księgarni i które miał ochotę przeczytać.
Gdy początkowy szok minął i Harry oswoił się już z nowym miejscem, zauważył laptop. Od razu pomyślał, że to kolejny prezent. Ponieważ go nie chciał, zaczął sobie wmawiać, że pani McVogel zapomniała go ze sobą zabrać. Uznał więc, że później go jej zwróci. Uspokoił się, jednak chwilowa ulga nie trwała długo, bo zauważył wystającą spod komputera karteczkę. Wyciągnął ją i przeczytał:

Harry, jesteś przyjacielem Mike'a, więc chciałabym, żebyś czuł się u nas wyjątkowo dobrze. Ponieważ znam swojego syna i wiem, że czasem bywa irytujący, postanowiłam podarować Ci drobny prezent, dzięki któremu będziesz mógł od niego odpocząć.:)
Diana
Harry odłożył liścik na biurko i podrapał się po głowie. Cieszył się, że pani McVogel się o niego troszczyła i naprawdę doceniał jej gest, jednak uważał, że z tym prezentem to już przesadziła. Wiedział, że laptopy są drogie, więc przyjęcie jednego z nich było sprzeczne z jego zasadami. Pomijając kwestię pieniędzy, nie umiał posługiwać się takim sprzętem i nie wiedział, do czego mógłby go używać. Poza tym uważał, że i tak otrzymał już wyjątkowy podarunek - został zaproszony na Święta. To mu w zupełności wystarczało, dlatego utwierdził się w przekonaniu, że później powinien podziękować za laptop i go oddać.
Gdy uspokoił swoje sumienie, z tylnej kieszeni spodni wyciągnął kufer i powiększył go szybkim zaklęciem. Otworzył wieko i zaczął przerzucać znajdujące się w środku rzeczy, szukając przyborów higienicznych, czystej pary bokserek oraz jakiejś koszulki do spania. Gdy je znalazł, podniósł się z podłogi i poszedł do łazienki. Gdyby mógł się z kimś założyć, to postawiłby woreczek galeonów, że i w niej czekały go różne niespodzianki.
Po wejściu do środka, oprócz toalety, umywalki i ogromnej wanny usytuowanej naprzeciwko drzwi, zobaczył nowoczesny prysznic. Oglądając kabinę, zauważył kilkanaście różnej wielkości przycisków. Gdyby nie odbyta w przeszłości rozmowa z Hermioną, zapewne nie wiedziałby, że umożliwiały one włączenie muzyki czy natrysku do masażu.
Nie mając ochoty na sprawdzanie, do czego służyły poszczególne guziki, rozebrał się i odkręcił wodę. Ponieważ był trochę zmęczony i marzył o tym, aby położyć się już do łóżka, szybko się umył, a potem jeszcze szybciej się wytarł.  Później podszedł do umywalki i umył zęby.
- Buuu! - usłyszał nagle, kiedy wypluwał resztki pasty.
- Cholera! - krzyknął i podskoczył w miejscu. Odwrócił się i zobaczył uśmiechającego się Mike'a. - Wiem, że nie raz cię o to pytałem, ale możesz mi w końcu odpowiedzieć, dlaczego ciągle włazisz mi do łazienki? - zapytał, trzymając rękę na piersi. Serce biło mu jak szalone i dopiero stopniowo wracało do swojego normalnego rytmu.
Mike wzruszył tylko ramionami.
- W takim razie o co chodzi?
- Gdzie chcesz iść na zakupy? Mugolska część Londynu, czy Pokątna?
- Nie zastanawiałem się nad tym. - Tym razem to Harry wzruszył ramionami. - Ale możemy jechać na Pokątną.
- W porządku.
- A czym zajmuje się twoja mama?
Mimo że powoli zaczynało świtać, Mike nie odczuwał zmęczenia i był w wyśmienitym humorze. Postanowił nie odpowiadać na pytanie i podroczyć się z przyjacielem.
- Widzę, że zebrało ci się na rozmowy w łazience - powiedział i uśmiechnął się z zadowoleniem. - Podobno tego nie lubisz.
- Ja nie napastuję cię akurat wtedy, kiedy z niej korzystasz.
- Nie przesadzaj.
- Ja przesadzam? - Harry wyglądał na szczerze zdziwionego. - Robisz to niemal codziennie i nawet za to nie przepraszasz. Zresztą nie ważne, chodźmy lepiej do pokoju.
- A co, nie czujesz się komfortowo?
- Daj już spokój.
Harry minął przyjaciela i przeszedł do sypialni. Wskoczył na łóżko i wyciągnął przed siebie nogi. Gdy tylko to zrobił, przyszedł Mike i rozsiadł się w fotelu.
- Możesz mi teraz odpowiedzieć na pytanie? - zapytał Harry.
- Jakie?
Harry wciągnął głośno powietrze i zaczął w myślach liczyć do dziesięciu. Czuł, że jeśli przyjaciel nadal będzie unikał odpowiedzi na jego pytania, to nawet ta metoda mu nie pomoże.
- Pytałem, czym zajmuje się twoja mama - powiedział w miarę spokojnie.
- Prowadzi firmę ubezpieczeniową, a co?
- Zastanawiałem się, czy nie kupić jej jakiegoś prezentu związanego z pracą.
- Przecież ci mówiłem, że będzie się cieszyć ze wszystkiego.
- Tak, mówiłeś - zgodził się Harry. - Tylko że ja nie chcę dać jej pierwszej lepszej rzeczy. Szczególnie, że tak postarała się z tym pokojem.
Mike rozejrzał się i pokiwał z uznaniem głową.
- Dobra, wiesz co, nie wyganiam cię, ale lepiej już sobie idź.
- Rzeczywiście mnie nie wyganiasz.
Harry uśmiechnął się pod nosem.
- Nie martw się. Skoro nie możesz beze mnie wytrzymać, to obudzę cię za kilka godzin.
- Dziękuję, obejdzie się - mruknął Mike, podnosząc się z fotela.
Ruszył do drzwi, jednak w pewnym momencie wpadł mu do głowy pewien pomysł i postanowił przed wyjściem jeszcze trochę podenerwować Harry'ego.
- Już wiem, dlaczego jesteś tak przewrażliwiony na punkcie wchodzenia do łazienki.
- Tak? - Harry wyglądał na naprawdę zainteresowanego. - Niby dlaczego?
Tym razem to Mike się uśmiechnął.
- Masz kompleksy - wyjaśnił.
- Nie mam.
- Jasne, a co innego masz powiedzieć?
- Udowodnić ci?
- Blee... - Mike wzdrygnął się teatralnie. - Swoją drogą nie wiedziałem, że masz skłonności ekshibicjonistyczne - dodał.
- Naprawdę idź już. Gadasz głupoty, jakby stratowało cię stado centaurów.
Mike zaśmiał się i wyszedł z pokoju. Zaraz potem Harry zgasił światło i już po chwili zapadł w głęboki sen.

* * *

Kilka godzin później otworzył oczy. Przez chwilę leżał na plecach, a potem przekręcił się na bok i popatrzył na stojący obok budzik. Mimo krótkiego snu czuł się wypoczęty, dlatego zrzucił z siebie kołdrę i poszedł do łazienki. Po skorzystaniu z toalety wrócił do pokoju, ubrał się, a potem usiadł na łóżku, myśląc, co ze sobą zrobić. Po chwili postanowił obudzić Mike'a.
Gdy wszedł do pokoju przyjaciela, wpadł mu do głowy pewien pomysł. Nie zastanawiając się nad ewentualnymi konsekwencjami, od razu zaczął działać. Wyciągnął różdżkę, podszedł do Mike'a i rzucił niewerbalne Aquamenti. Po chwili odskoczył na bok, śmiejąc się, kiedy przyjaciel wyskoczył z łóżka rozbudzony i zaskoczony.
- Cholera jasna! - krzyknął. - Co to, kurwa, było? - Zamrugał skołowany, czując ciarki spowodowane spływającymi po plecach strużkami zimnej wody.
Harry nie był w stanie przewidzieć reakcji Mike'a, więc cofnął się kilka kroków i dopiero wtedy powiedział:
- Dzień dobry. Jak się spało? - Mike popatrzył na niego z rządzą mordu w oczach. - Chyba niezbyt dobrze, skoro zmoczyłeś łóżko.
- Ale śmieszne - burknął w odpowiedzi, równocześnie przecierając oczy, do których spływała mu woda. - Dlaczego to zrobiłeś? - zapytał po chwili.
Harry spoważniał w mgnieniu oka. Wiedział, że z każdą sekundą zdezorientowanie Mike'a odchodziło w niepamięć, zbliżał się natomiast moment jego zemsty. Zaczął się więc wycofywać w kierunku drzwi.
- Nie wiem, o czym mówisz.
- To dlaczego przed chwilą trzymałeś w dłoniach różdżkę?
- Nie mam pojęcia. - Wzruszył ramionami - Widocznie lunatykowałem - dodał niezbyt przekonująco, dlatego cofnął się jeszcze o kilka kroków, aż w końcu uderzył plecami w drzwi. Świadomość, że znajdował się tak blisko wyjścia, pozwoliła mu się nieznacznie rozluźnić.
- Jasne - prychnął Mike. - Mam uwierzyć, że niby przypadkiem przyszedłeś do mnie i oblałeś mnie wodą?
- Oczywiście, przecież bym cię nie okłamał.
Harry próbował się uśmiechnąć. Zapewne by mu się udało, gdyby Mike nie zdjął przemoczonej koszulki i nie ruszył w jego stronę.  Do tego wykrzywił usta w taki sposób, że Harry już zaczął żałować swojego nieprzemyślanego pomysłu.
- Dlaczego ci nie wierzę?
- Nie wiem. - Harry przełknął ślinę. Spróbował otworzyć drzwi, jednak to nie było takie proste. -  Mimo wszystko uważam, że powinieneś mieć większe zaufanie do przyjaciół.
W odpowiedzi Mike uśmiechnął się szerzej, choć to wcale nie sprawiło, że wydawał się mniej groźny. W zasadzie to zrobił się jeszcze bardziej przerażający. Podkrążone od snu oczy i blada cera nadawały mu groteskowy wygląd.
Harry obserwował każdy krok przyjaciela do czasu, aż w końcu jego dłoń spoczęła na klamce. Otworzył wtedy drzwi i wybiegł na korytarz, planując schować się w swoim pokoju.
- I tak cię dopadnę - mruknął pod nosem Mike.
Chwilę później Harry ukrył się w łazience, uprzednio zamknąwszy drzwi na klucz i wspomógłszy się zaklęciem. Oparł się o futrynę i  odetchnął z ulgą, chociaż wiedział, że znalazł się w potrzasku. Gdy tylko o tym pomyślał, Mike nacisnął klamkę.
- Otwórz drzwi - usłyszał.
- Nie ma mowy!
- Nie prowokuj mnie, bo i tak twoja sytuacja jest beznadziejna. - Kolejne pociągnięcie za klamkę. - Jeśli mnie wpuścisz, to obiecuję, że będę w miarę łagodny.
- I tak ci nie wierzę.
- Masz ostatnią szansę. - Harry milczał. - Liczę do dziesięciu. Jeżeli nie otworzysz, to wyważę te cholerne drzwi!
- Nie sądzę, żeby twoja mama pochwaliła ten pomysł.
- Nie musi o niczym wiedzieć - odpowiedział Mike. - Raz...
Harry usiadł na wannie. Nie miał zamiaru się poddać, chociaż wiedział, że Mike był na tyle niezadowolony z pobudki, że naprawdę był gotów wyważyć drzwi.
- Dwa...
Mike liczył, że przyjaciel się złamie, dlatego nie spieszył się z odliczaniem. Nie zdawał sobie jednak sprawy, że tym sposobem szkodził wyłącznie sobie. Dla Harry'ego dodatkowe sekundy były na wagę złota, ponieważ usilnie starał się wymyślić coś, co pomoże mu uniknąć zemsty.
- Trzy...
Harry wpatrywał się w drzwi, czekając, aż zostanie z nich sterta drewna, nadająca się tylko na opał do kominka. Mimo że nie chciał dać przyjacielowi satysfakcji i dobrowolnie oddać się w jego ręce, to poważnie rozważał kapitulację. Nie wątpił, że pani McVogel solidnie zruga ich za zniszczenie drzwi, a jakoś nie uśmiechało mu się zostać zbesztanym w Święta.
Kiedy Mike doliczył do czterech, choć w rzeczywistości minęło już dobre kilkadziesiąt sekund, Harry zdecydował się poddać. Wstał z wanny, zdjął zaklęcie i miał otworzyć zamek, jednak wtedy niespodziewanie wpadł na kolejny pomysł. Uśmiechnął się i ponownie wyciągnął różdżkę. Wyciszył obszar wokół wanny i odkręcił oba kurki. Wiedział, że zostało mu niewiele czasu, dlatego po raz kolejny wspomógł się niewerbalnym Aquamenti.
- Pięć... Sześć... Siedem...
- Jesteś pewien, że chcesz to zrobić? - zapytał Harry, widząc, że wanna była już niemal pełna.
- Nie pozostawiasz mi wyboru.
- Przecież możemy o wszystkim zapomnieć i uznać, że nic złego się nie stało.
- Nie bądź śmieszny! - prychnął Mike. - Osiem. Jesteś gotowy?
- Zależy na co - odpowiedział, równocześnie przerywając zaklęcie i zakręcając wodę.
- Niespodzianka. Minęło już dziewięć sekund - dodał.
Harry podszedł do drzwi, cicho przekręcił klucz i położył rękę na klamce.
- Dziesięć! - krzyknął po chwili Mike. Cofnął się, żeby mieć dłuższy rozbieg, a potem ruszył w kierunku drzwi.
Na jego nieszczęście Harry otworzył je w momencie, w którym miał w nie uderzyć. Nie spodziewając się czegoś takiego, nie zdążył wyhamować i wylądował w wannie.
Harry wybuchnął głośnym śmiechem. Fortunnie Mike'owi nic się nie stało, jeśli nie liczyć tego, że teraz był już cały mokry.
- Jesteś trupem! - warknął, wychodząc z wody. Po raz kolejny wytarł oczy, a potem ruszył na przyjaciela.  
Chociaż miał świadomość, że powinien uciekać, Harry nadal stał przy drzwiach i śmiał się jak opętany. Nie potrafił się opanować, mimo że psychopatyczny uśmiech na twarzy Mike'a przypomniał mu szaleńców z mugolskich filmów.
- Mówiłem, że cię dopadnę. Twój opór od początku był bezcelowy.
- Może, choć twój spektakularny koniec wynagrodzi mi wszystkie krzywdy.
- Zobaczymy - powiedział Mike. - Co by tu z tobą zrobić?
- Zostawić mnie w spokoju i zacząć się śmiać razem ze mną.
- Pośmiejemy się, kiedy z tobą skończę. - Chwila ciszy. - Już wiem! - krzyknął.
Zaskakująco szybko podciął Harry'emu nogi i wziął go na ręce. Zaniósł go do wanny i przytrzymał nad wodą.
- Nie! Nawet nie próbuj!
- Następnym razem zastanowisz się dwa razy, zanim postanowisz oblać mnie wodą. Mogłeś ją przynajmniej odrobinę podgrzać - dodał z wyrzutem.
- Ale ja mam przy sobie różdżkę - bronił się Harry. - Jeśli mnie wrzucisz, to mogę ją złamać!
Mike uśmiechnął się, a potem przerzucił przyjaciela przez ramię. Jedną ręką go przytrzymywał, a drugą sięgnął do tylnej kieszeni spodni, wyciągnął z niej magiczny patyk i położył go na umywalce.
- Już jej nie złamiesz.
- Postaw mnie na ziemię!
- Nie ma mowy. Zmoczyłeś mnie dwukrotnie, więc dlaczego ja nie mogę zrobić z tobą tego samego?
Mimo niedorzeczności sytuacji w jakiej się znalazł, Harry zaczął się śmiać.
- Wiesz, trochę dziwnie to zabrzmiało.
- Zmęczyła mnie zabawa w kota i myszkę, zaczynają boleć mnie ręce, więc... - Wrzucił Harry'ego do wanny. - Jesteśmy kwita.
Po chwili przyjaciel wynurzył się spod wody. Odkaszlnął kilka razy, a potem zgarnął z czoła mokre włosy.
- Coś ty zrobił!? - krzyknął. - Ty...! - zaczął, a potem tchnięty jakimś impulsem złapał Mike'a za ramię i wciągnął go do wanny. Nie przemyślał jednak tego, że chłopak wyląduje na nim.
- I tak jestem górą!
Harry prychnął. Nie miał zamiaru w taki sposób zakończyć porannej zabawy, dlatego wolną rękę nabrał trochę wody i chlusnął nią w twarz przyjaciela.
- Nie w oczy! - krzyknął Mike.
- Przepraszam, nie chciałem.
Jeszcze przez jakiś czas pozostali w łazience i oblewali się wodą. Nieustannie się śmiali i to na tyle głośno, że niemal każdy wydawany przez nich dźwięk docierał do będącej w kuchni pani McVogel.
Na początku Diana uśmiechała się tylko pod nosem, słysząc krzyki niezadowolonego Mike'a i niekontrolowany śmiech Harry'ego. Kiedy jednak po odgłosach kroków i łomotania do drzwi usłyszała głośny chlust, postanowiła sprawdzić, co działo się na górze.
Gdy weszła na piętro, zauważyła, że drzwi do pokojów chłopców były otwarte. Ruszyła jednak do sypialni Harry'ego, bo to stamtąd dochodziły wszystkie dźwięki. Po chwili zatrzymała się w drzwiach od łazienki i wybuchnęła głośnym śmiechem.
Mike i Harry zamarli.
- Co tu się stało? Co wy robicie? - zapytała, nie mogąc przestać chichotać.
Harry zarumienił się i spuścił głowę. Mike zareagował podobnie, nie wierząc, że został przyłapany w takiej sytuacji. Miał szesnaście lat, a chlapał się wodą, jakby nadal był dzieckiem.
- To długa historia - powiedział w końcu.
- W takim razie opowiecie mi wszystko w czasie obiadu. Będzie za kilka minut.
- W porządku.
Pani McVogel przyjrzała się rumianym policzkom chłopców. Wyszła z łazienki, nie chcąc zawstydzać ich bardziej. Dopiero kiedy znalazła się na korytarzu, krzyknęła:
- Tylko posprzątajcie po sobie!
- Oczywiście! - odkrzyknął Mike, a potem po raz ostatni oblał Harry'ego wodą.

* * *

Po sprzątnięciu łazienki i przebraniu się w suche ciuchy chłopcy zeszli do kuchni. Przy zastawionym stole siedziała już pani McVogel. Gdy Harry zobaczył główne danie - pieczeń z ziemniakami i deser - stertę polanych syropem klonowym naleśników, z ust niemal dosłownie pociekła mu ślinka. Usiadł na krześle i kiedy Mike również zajął swoje miejsce, napełnił swój talerz.
Po zjedzeniu mięsa, Harry od razu zabrał się za deser. Już po chwili kawałek puszystego naleśnika rozpływał mu się w ustach. Zamknął oczy i wydał cichy pomruk zadowolenia.
Mike również zachwycał się smakiem potrawy, jednak nie był aż tak wylewny w dzieleniu się odczuwanymi doznaniami. Kiedy spojrzał na Harry'ego i zobaczył jego zadowoloną minę oraz wsłuchał się w kolejne pomruki, nie mógł się powstrzymać i kopnął go pod stołem. Harry niespiesznie otworzył oczy i popatrzył na przyjaciela z wyrzutem.
- No co?
- O co ci chodzi? - Mike próbował wyglądać na zdziwionego. - Nic nie zrobiłem.
- Więc pewnie sam się kopnąłem, tak? To chciałeś powiedzieć?
- Nie wiem, co wyprawiasz pod stołem i nie chcę wiedzieć. Błagam, oszczędź szczegółów - dodał z uśmiechem na ustach.
Harry nie był zadowolony z takiego obrotu sprawy, dlatego postanowił coś z tym zrobić.
- Okej, ale pod jednym warunkiem - powiedział, wykorzystując okazję, że pani McVogel wyszła przed chwilą do łazienki.
- Jakim?
- Powiedz mi, co moje nogi ci zrobiły?
- Nogi nic. - Mike zachichotał. - Wydawane przez ciebie dźwięki prawie uszkodziły mi słuch. Serio, brzmiałeś, jakbyś miał zaraz dostać orgazmu, a ja naprawdę nie chcę tego słuchać.
- I to był główny powód?
- No przepraszam, ale ja tu jem!
- No i?
- Nie chcę sobie w tej chwili wyobrażać, że jesteś bliski spełnienia.
- W tej chwili? - zapytał Harry, unosząc w górę jedną brew.
- Nie to miałem na myśli! W ogóle nie chcę sobie tego wyobrażać!
Harry nie odpowiedział i pokręcił tylko głową. Wydawało się, że ta krótka wymiana zdań pójdzie zaraz w zapomnienie. Tak się jednak nie stało. Gdy sięgnął po sok, spojrzał na oburzoną minę Mike'a i wtedy nie wytrzymał. Zaczął się śmiać.
- Bardzo śmieszne.
Harry nie był w stanie wykrztusić żadnego słowa - trzymał się za brzuch i łapał spazmatyczny oddech. W tej chwili był bardziej czerwony niż londyńskie autobusy.
- Proszę, nigdy nie mów czegoś takiego, zanim nie skończę śniadania.
Mike nie odpowiedział, tylko sięgnął po szklankę soku, udając, że nic się nie stało. Harry wrócił do posiłku.
Niedługo potem pani McVogel ponownie usiadła do stołu i zaczęła ich wypytywać o sytuację sprzed śniadania. Chłopcy zdecydowali się tylko na częściowe wyjaśnienia, dlatego odetchnęli z ulgą, kiedy usłyszeli dzwoniący telefon. Znowu zostali sami. W tym czasie postanowili szybko skończyć posiłek.
Gdy zjedli już tyle, że nie byli w stanie niczego więcej przełknąć, wstawili brudne naczynia do zlewu, a resztę jedzenia pochowali do lodówki. Potem przenieśli się do salonu.
- Nie powinniśmy już wyjść? - zapytał jakiś czas później Harry.
- Zaraz. Muszę chwilę odpocząć, bo na razie nie dam rady się ruszyć.
- Następnym razem zjedz więcej, na pewno poczujesz się lepiej.
- Ty też za bardzo sobie nie odmawiałeś - burknął Mike.
- Owszem, tylko że to nie ja teraz narzekam.
Do salonu weszła pani McVogel.
- Zjedliście? To dobrze, bo zamówiłam wam już taksówkę. Zaraz powinna być.
- Świetnie, dziękujemy - odpowiedział Harry.
- Idę do kuchni. Jak wrócicie i będziecie czegoś potrzebować, to najprawdopodobniej nadal tam będę.
Chłopcy kiwnęli głowami i poszli się ubrać. Kiedy Harry zakładał buty, taksówka zatrzymała się pod domem. Po usłyszeniu klaksonu, szybko owinęli się szalikami i wciągnęli na dłonie rękawiczki, a potem wyszli na zewnątrz.
Na szczęście na dworze nie szalała już śnieżyca. Co prawda śnieg nadal prószył, ale nie był już tak uciążliwy jak rano. Temperatura spadła, ale Harry i Mike mieli na sobie grube płaszcze, które chroniły ich przed mrozem. Martwili się jedynie, że warunki na drodze pokrzyżują im plany. Kiedy jednak wsiedli do taksówki i przejechali kilkanaście kilometrów, odetchnęli z ulgą. Jezdnie były odśnieżone i posypane piaskiem, więc ruch był w miarę płynny.
Przez większość drogi Harry spoglądał za okno. Lubił patrzeć na udekorowane kolorowymi lampkami drzewka i domy. Świąteczne ozdoby podnosiły go na duchu i wprawiały w dobry nastrój. Na jego twarzy szybko pojawił się uśmiech, co nie uszło uwadze Mike'a. Chłopak zaśmiał się cicho, patrząc, jak z przyjaciela wychodziło jego wewnętrzne dziecko.  
- Z czego się śmiejesz?
- Z niczego, patrzyłem po prostu na twoją twarz.
Harry zrobił przerażoną minę, źle interpretując słowa przyjaciela.
- Mam coś na twarzy?! Boże, co za wstyd! - Zaczął się wycierać rękawem. - Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś!?
- Nie jesteś brudny, daj spokój. - Mike złapał go za rękę. - Tylko przyglądałem się twojej minie.
- Eee... okej. Możesz już puścić moją rękę - dodał.
Przyjaciel od razu rozluźnił uścisk.
- Lubisz Święta, prawda?
- Oczywiście, a kto ich nie lubi?
Mimo wypowiedzianych słów, Harry zmarkotniał. Nie chciał, żeby Mike coś zauważył, dlatego odwrócił głowę i znowu zaczął wyglądać przez okno. Niezależnie od chęci właśnie przypomniał sobie, jak wyglądało jego Boże Narodzenie na Privet Drive.
Zanim otrzymał list z Hogwartu i zaczął zostawać na Święta w zamku lub wyjeżdżać do Weasleyów, nie znosił tego okresu. Dursleyowie nieustannie zmuszali go do pracy, jednak w Święta przechodzili samych siebie. W ten sposób skutecznie obrzydzali mu czas, który dla większości dzieciaków był najlepszym okresem w roku.
Pierwszym i jednym z najważniejszych obowiązków Harry'ego było wyprzątnięcie całego domu. Mając kilka lat przywykł już do tego zadania, bo systematycznie musiał dbać o idealną czystość w każdym pomieszczeniu. Sporadycznie ciotka wyręczała go w sprzątaniu kuchni, bo miała na jej punkcie obsesję i nie lubiła, kiedy ktoś zbyt długo się w niej panoszył.
 Czasami obrywał za kuzyna, chociaż w domu wszyscy wiedzieli, kto naprawdę był winny. Kilka lat temu, kiedy po intensywnych opadach śniegu przyszła odwilż i spadł deszcz, Dudley ubrudził podłogi błotem, a mimo to ciotka oskarżyła jego o miganie się od pracy. Dostał parę razy pasem, przez co najbliższe dwie noce przespał na brzuchu, nie mówiąc już o tym, że w dzień z bólu nie mógł nawet usiąść.
Często wuj kazał sprzątać mu garaż. Zazwyczaj Harry nie kwestionował poleceń opiekunów, bo był jeszcze małym chłopcem. Wprawdzie wiedział, że opór wywołałby większą złość, a także zaprocentowałby dodatkową karą, dlatego też siedział cicho. Tylko raz nie wytrzymał, gdy ciotka kazała mu uprzątnąć strych. Zaprotestował, nie chciał się na to zgodzić, bo Dursleyowie nigdy do niego nie wchodzili i przypominali sobie o nim dopiero przed Świętami.
Harry bardzo dobrze pamiętał tamtą kłótnię. Ciotka Petunia długo się na niego wydzierała i nazwała go niewdzięcznym bachorem. Mimo to był nieugięty, choć kobieta zagroziła mu, że zamknie go na kilka tygodni w komórce pod schodami. Wówczas odpowiedział jej, że nie ma zamiaru marnować czasu na przestawianie zakurzonych kartonów i starych zabawek Dudleya, tylko dlatego że ona miała jakieś kaprysy. Nie przewidział jednak konsekwencji swoich słów.
W całej rodzinie Petunia była najłagodniejsza i nigdy nie posuwała się do rękoczynów. To był pierwszy i chyba ostatni raz, kiedy go uderzyła. Dla niego był to jednak naprawdę pechowy dzień, ponieważ trzymała wtenczas patelnię. Harry nie uniknął ciosu i następne kilka godzin czyścił podłogę z własnej krwi. 
Przypomniawszy sobie ten moment, mimowolnie się skrzywił i dotknął swojego nosa. Poczuł taki sam ból, mimo że doświadczył go tak dawno.
- Stało się coś? Coś cię boli? - zapytał Mike, dostrzegając grymas na jego twarzy.
- Nie, wszystko w porządku - odpowiedział szybko, sztucznie się uśmiechając.
Nie chciał zdradzać żadnych bolesnych wspomnień ze swojego dzieciństwa, choć Mike wiedział już o nim prawie wszystko. Uważał, że i tak nie można już było niczego naprawić, a wracanie do przykrych zdarzeń z przeszłości mogło przynieść wyłącznie niepotrzebne cierpienie.
- Harry, bardzo cię proszę, nie wciskaj mi takiego kitu. Jesteś idealnym przykładem tego, że oczy odzwierciedlają duszę i emocje, więc wiem, że kłamiesz.
- Nie wiem, o co ci chodzi. Przecież wszystko jest okej.
- Bujać to my, a nie nas. - Chwila ciszy. - To co, powiesz prawdę?
- Przypomniałem sobie Święta z rodzinką - odpowiedział w końcu.
- Domyślam się, że nie były to historie ze szczęśliwym zakończeniem?
Harry spojrzał w oczy przyjaciela i zobaczył w nich... Sam nie wiedział co. Litość? A może to było współczucie?
- Niestety - mruknął pod nosem.
- Chcesz mi o tym opowiedzieć?
- Nie wiem. Nawet Hermiona i Ginny o tym nie wiedzą.
Mike milczał i w spokoju czekał na ciąg dalszy. Nie chciał naciskać, bo wiedział, że w takich momentach w niczym to nie pomagało. Liczył, że przyjaciel sam się otworzy.
Harry nadal nic nie mówił. Jego mina świadczyła jednak o tym, że toczył wewnętrzny bój.
- No dobrze - chrząknął, równocześnie porządkując w głowie myśli. - Już wiesz, że całe dnie musiałem zajmować się domem i ogrodem. Jeżeli nie wykonałem jakiegoś zadania, to miałem co najmniej kilkunastominutową awanturę albo po prostu byłem zamykany w pokoju. A dokładniej mówiąc w komórce pod schodami.
- Jak to w komórce?
- To był mój pokój.
- Co!? - Mike wytrzeszczył oczy, nie wierząc w to, co usłyszał. - Mieszkałeś pod schodami? - Podniósł głos.
- Ciszej! - syknął Harry, widząc, że taksówkarz z ciekawością zerkał na niego we wstecznym lusterku.
- Przepraszam.
- Najgorzej było przed Świętami - kontynuował Harry. - Dursleyowie wymyślali mi coraz bardziej irracjonalne zadania. Bardzo często zarywałem noce, a rano i tak wyciągano mnie z łóżka bladym świtem. Nienawidziłem Świąt. Każda, nawet najmniejsza pierdoła kojarzyła mi się z tym wszystkim. Kiedy tylko widziałem świąteczne ozdoby, zdawałem sobie sprawę, że niedługo znowu będę tyrać jak niewolnik. Na ich widok po prostu dostawałem mdłości. Najbardziej wkurzało mnie jednak to, że nie mogłem nic z tym zrobić. Raz powiedziałem, że jestem zmęczony, to zagrozili mi, że wyrzucą mnie z domu. Bałem się, jak chyba bałby się każdy dzieciak na moim miejscu. Niestety wtedy byłem już tak padnięty, że w trakcie pracy usnąłem. Wuj się wkurzył i wyrzucił mnie za drzwi. Spędziłem całą noc na dworze, siedząc na wycieraczce. Ale wiesz co? - Mike milczał. - To były najlepsze Święta w moim życiu.
- Jak to?
- Złapałem zapalenie płuc i wylądowałem w szpitalu. Pamiętam to jak dziś, bo w Wigilię przyszła do mnie pielęgniarka i dała mi pluszowego misia. Bardzo mi się spodobał, miał takie ładne, brązowe futerko. To był mój pierwszy prawdziwy prezent. Oczywiście nie nacieszyłem się nim długo, bo po powrocie do domu ciotka na moich oczach pocięła go nożyczkami i wyrzuciła do kosza.
- Ja pierdolę, dość! - powiedział nagle Mike. - Nie mogę i nie chcę tego słuchać!
- Przepraszam - mruknął Harry. Po raz kolejny popatrzył za okno, żeby nie pokazywać bólu, jaki odczuł po usłyszeniu tych słów. Zaryzykował i pierwszy raz naprawdę się przed kimś otworzył. Oczywiście znowu podjął błędną decyzję.
- Nie o to mi chodziło. Po prostu nie zdawałem sobie sprawy, że na świecie żyją takie świnie. Dlaczego nigdzie tego nie zgłosiłeś?
Harry wzruszył ramionami, nawet się nie odwracając.
- Spójrz na mnie - poprosił Mike.
Żadnej reakcji.
- Cholera, obiecuję, że nigdy więcej nie spędzisz tak Świąt! - wybuchnął.
Harry niespodziewanie zachichotał.
 - Nie martw się. Teraz jest już lepiej.
Ich dalszą rozmowę niespodziewanie przerwał taksówkarz:
- Jesteśmy na miejscu.
Harry momentalnie się otrząsnął. Sięgnął do kieszeni i wyjął z niej portfel.
- Ile płacę?
- Nic.
- Słucham?
- To prezent - odpowiedział kierowca i sugestywnie popatrzył na Mike'a. - Wesołych Świąt!
Mike początkowo był zszokowany i nie rozumiał gestu kierowcy, ale kiedy jego spojrzenie ponownie spotkało się ze spojrzeniem taksówkarza, wszystko stało się jasne. Pociągnął za klamkę, chwycił Harry'ego za ramię i niemal siłą wyciągnął go z taksówki. Kiedy znaleźli się na chodniku, zatrzasnął drzwiczki i pociągnął przyjaciela do drzwi Dziurawego Kotła.
- Co robisz? Zwariowałeś?! - Harry próbował się wyrwać. - Przecież mu nie zapłaciliśmy!
Niemal od razu po wypowiedzeniu tych słów usłyszeli pisk opon. Poczuli również swąd spalin, który pojawił się po wystrzeleniu kłębów czarnego dymu z rury wydechowej samochodu.
- No i pięknie - mruknął Harry, krztusząc się spalinami. - Nie uważasz, że był jakiś dziwny? Kto normalny nie bierze pieniędzy za swoją pracę?
- Myślę, że ten facet przysłuchiwał się naszej rozmowie i poruszyła go twoja historia.
Na twarzy Harry'ego pojawił się rumieniec.
- Och...
- To nie istotne. Chodźmy lepiej do środka, bo trochę mi zimno.

BETA: Seya (dziękuję!)
~ ~ ~
Moi drodzy, bardzo się cieszę, że po tak długim czasie mogłem w końcu opublikować kolejny rozdział. Wiecie dlaczego dopiero teraz, więc nie będę się powtarzać. Na razie sytuacja się nie zmieniła, więc kolejny rozdział również pojawi się dość późno. Na razie nie będę w ogóle przewidywać kiedy dokładnie, bo naprawdę tego nie wiem.
Bardzo dziękuję za komentarze, które postanowiliście zostawić pod poprzednim rozdziałem. 
Ponieważ nie jestem pewny, czy wyjaśniałem już pewną kwestię, która może wywołać u Was zdezorientowanie, zrobię to teraz. Jak wiecie "Harry Potter i Moment Zwrotny" jest moją wizją szóstej część HP. Przypominam, że akcja "Księcia Półkrwi" rozgrywała się w latach 1996-1997. Zdaję sobie sprawę, że pewne sprzęty i udogodnienia, które pojawiły się w tym rozdziale, nie były jeszcze znane w tamtych czasach. Dlatego też zdecydowałem, że wszystkie współczesne osiągnięcia techniki nie są obce moim bohaterom. Stąd też w tekście pojawił się laptop, czy prysznic z pewnymi dodatkami.:)
No i na koniec chciałbym jeszcze raz poruszyć sprawę, która ostatnio wzbudziła we mnie wiele emocji. Cieszę się, że sytuacja się unormowała i moje opowiadanie nie widnieje już na jednej z dwóch stron internetowych. Nie będę dziękować tej osobie za usunięcie tekstu, mogę jedynie napisać, że cenię sobie ludzi, którzy potrafią naprawiać swoje błędy. 

21 komentarzy:

  1. Rozdział naprawdę świetny. Historia życia Harry'ego poruszyła mnie do głębi, gest kierowcy także był naprawdę miły. Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zwykle moje emocje w czasie czytania rozdziału zmieniały się jak w kalejdoskopie. Przy akcjach z żartami uśmiechałam się szeroko, a kiedy nadeszła sytuacja w taksówce, historia Harry'ego, to zareagowałam w podobny sposób co Mike. To było tak świetnie napisane, że historia Pottera stała się dla mnie jeszcze smutniejsza, niż ta napisana przez J.K Rowling... pewnie dlatego, że jej Durleyowie nie byli aż tak wredni ;)

    Oczywiście, z niecierpliwością będę czekać na kolejny rozdział i życzę, abyś miał dużo wolnego czasu na napisanie go.
    Tradycyjnie... dużo weny!

    Ściskam ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jak zwykle super. Warto było czekać na niego :) aż smutno mi się zrobiło jak Harry opowiadał jak traktowali go Dursley'owie. Nie będę przynudzać bo leżę w łóżku chora o plete trzy po trzy ale życzę dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Już pisałam wcześniej i piszę jeszcze raz. MEGA
    Pozdrawiam
    Gall

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem dopiero na 17 rozdziale (czytam od wczoraj) ale zostawię tu komentarz ponieważ bardzo przyjemnie mi się to czyta :) Życzę dużo weny! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dodam że właśnie skończyłem czytać ten rozdział i naprawdę świetnie ci idzie, mam nadzieję że nie przyjdzie nam długo czekać na następne rozdziału :)

      Usuń
  6. Jestem tu od niedawna ale zakochałam się w twoich opowiadaniach. Te jest naprawdę dopracowane. Dużo szczegółów. Czekam na kolejne. Przy okazji mam nadzieję że wpadniesz do mnie :) http://justbelieveinourstory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Dopiero wczoraj odnalazłan tego bloga i jestem bardzo z tego zdowolona xD
    Masz wspaniały styl pisania, świetnie prowadzisz dioalogi pomiędzy postaciami :'D
    A przy opowieści Harry'ego popłakałam się ehh... ;")

    Mam nadzieję, że następny rodział pojawi się niebawem.
    No to... życzę weny i do następnego ;*

    Pozdrawiam ;3
    Satia♥

    OdpowiedzUsuń
  8. Postaraj się ograniczyć używanie imion. W pewnym momencie co druga linijka zawierał słowo ,,Harry". Byłoby lepiej gdybyś pisała np. czarnowłosy, okularnik itd
    Ale ogólnie bardzo fajne :P Po prostu uwielbiam się czepiać xD
    Przy okazji zapraszam na mój blog:
    https://naprzeciw-przeznaczenia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam nic do krytyki, pod warunkiem, że jest ona uzasadniona. :) Nie będę się spierać w kwestii imion, bo jestem świadomy tego, że czasami ich nadużywam. Staram się tego nie robić, jednak nie zawsze o tym pamiętam. :D

      Pozdrawiam! :D

      Usuń
  9. Bardzo podobają mi się twoje opowiadania i blog. Można wiedzieć, kiedy dodasz następny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo się cieszę, że Ci się podoba. :)

    "Kula Profesor Trelawney" (prawa kolumna) to miejsce, gdzie umieszczam przewidywane terminy publikacji kolejnych rozdziałów. Na chwilę obecną mam do zaliczenia jeszcze kilka egzaminów, więc nie zajmuję się blogiem. Nie wiem natomiast, ile będę potrzebować czasu, żeby skończyć kolejny rozdział, więc mogę nie wyrobić się do końca lipca, mimo że właśnie w tym miesiącu planuję wstawić coś nowego.

    Pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
  11. To opowiadanie bardzo mi sie spodobało. Mam nadzieje że nie długo pokarzą się kolejne rozdziały.Jestem bardzo ciekawa jak potoczy sie dalej ta histoiia.
    Życze dużo wenu

    Ruda

    OdpowiedzUsuń

  12. Hej :) Świetnie Ci idzie. Przeczytałam wszystko w dwa dni, a dawno już nie trafiłam na opowiadanie, które aż tak by mnie wciągnęło! Oczywiście ja jak to ja - przez to, że sama piszę w niektórych fragmentach zapalała mi się lampka w głowie "Ja bym to opisała inaczej", ale i tak jest świetnie i nie mogę się doczekać na ciąg dalszy :) Życzę weny i czasu, bo wiem, że tego szczególnie brakuje wszystkim piszącym (mi też) ;) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za odwiedziny i miłe słowa! :D Myślę, że każdy autor tak ma. Przynajmniej ja wyobrażam sobie, że dany fragment napisałbym inaczej. To chyba normalne. :D

      Pozdrawiam i życzę Ci, żebyś miała tyle wolnego czasu, ile bęedziesz potrzebować, aby zaspokoić swoje pisarskie żądze! :D

      Usuń
  13. Mam nadzieje że niedługo pokarze się tu nowa notka. Bo znalazłam to opowiadanie przypadkiem i strasznie się wciągnęłam. Jestem bardzo ciekawa jak ta historia potoczy się dalej.
    Życze dużo weny.

    Ruda

    OdpowiedzUsuń
  14. Hej,
    autorze, powiem tak opowiadanie jest niesamowite, to jest jedno z nielicznych jakie czytam o Harrym Potterze (jakoś tak ta tematyka mnie kiedyś nie interesowała) i bardzo mi się podoba, pokrótce, taki Harry barze mi się podoba, i ta scena jaką usadzili Harry i Draco bosko, Mickey poznał jak wyglądały święta u Harrego, jak całe dzieciństwo...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  15. Hej,
    to poranne dokuczanie, było supre, Mike poznał przeszłoeść Harrego, która nie była wcale kolorowa...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  16. Hej,
    wspaniały rozdział, to dokuczanie poranne o tak wyszło naprawdę fantastycznie, Mike poznał już przeszłość Harrego, która nie była wcale taka kolorowa...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  17. Witam.
    Niedawno zaczęłam czytać to opowiadanie i z każdym rozdziałem wciągam się coraz bardziej w tą wersję Harry'ego Pottera. Wszystkie postacie są tu bardziej wyraziste, mają swoje unikatowe osobowości, i to też jest super. Będzie więcej fragmentów z życia Harry'ego u Dursleyów? Życzę dalszej weny. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że wciąż trafiają do mnie kolejni czytelnicy. Dziękuję również za miłe słowa. :) A jeśli chodzi o Dursleyów, to nie będę kłamać, ale na tę chwilę nie przewiduję, by fragmenty z nimi miały się jeszcze pojawić. Na pewno nie w najbliższym czasie, co oczywiście nie znaczy, że nigdy nie zmienię zdania. Kto wie, może kiedyś wpadnie mi do głowy jakiś ciekawy pomysł?

      Pozdrawiam!

      Usuń