Od
razu po opuszczeniu dworca Kings Cross Harry, Mike i pani McVogel zeszli z głównej ulicy i skręcili w jedną z bocznych alejek. Było to idealne miejsce
do skorzystania ze świstoklika, jednak Diana i tak rozejrzała się jeszcze na
boki, upewniając się, że w pobliżu nikt się nie kręcił. Dopiero wtedy wyciągnęła
z kieszeni płaszcza niewielką maskotkę i spojrzała nagląco na chłopców. Harry
wymienił z Mikiem rozbawione spojrzenia, po czym chwycił łapkę pluszowego
misia.
Niemal
od razu w okolicach pępka poczuł gwałtowne szarpnięcie. Przymknął powieki, myśląc
o tym, jak bardzo tego nienawidził. Na szczęście podróże świstoklikami nie
trwały długo, więc chwilę później miał już pod nogami twardy grunt. Otworzył
oczy, lecz szalejąca na Privet Drive śnieżyca zmusiła go do ich zmrużenia. Pani
McVogel krzyknęła, żeby nie stał w miejscu, więc pobiegł za nią i Mikiem.
Chwilę
później znaleźli się w ciepłym domu. Otrzepali się ze śniegu, zdjęli wełniane
czapki i szaliki, grube rękawiczki oraz zimowe płaszcze i powiesili wszystko na
wieszakach.
- Witajcie
w domu! -
powiedziała radośnie pani McVogel.
Chłopcy
uśmiechnęli się w odpowiedzi i przeszli do salonu.
- Jak
dobrze być u siebie -
mruknął Mike. Przez chwilę stał w miejscu, pocierając swoje zmarznięte dłonie,
a potem rzucił się na kanapę i położył nogi na stół. Na jego nieszczęście
akurat w tym momencie do salonu weszła pani McVogel i, widząc jego zachowanie,
zmrużyła gniewnie oczy.
-
Mike! -
krzyknęła. -
Zabieraj nogi ze stołu! Sprzątałam tutaj pół dnia i nie mam zamiaru robić tego
po raz drugi!
Mike
wyglądał na oburzonego, jednak bez słowa wykonał polecenie matki.
- Zapewne
jesteście zmęczeni, więc możecie iść na górę. Wykąpcie się, połóżcie spać albo
róbcie to, na co macie ochotę - powiedziała Diana. Po jej chwilowym wybuchu złości nie
było już śladu, a na jej twarzy ponownie pojawił się uśmiech. -
Harry, przygotowałam ci osobny pokój. Nie będziecie już musieli męczyć się w
jednym.
- Ależ
to nie był problem -
odpowiedział szybko, nie wiedząc, co innego mógłby powiedzieć w tej sytuacji. - Tak
myślę -
mruknął pod nosem, kątem oka zerkając na przyjaciela.
Mike
chyba wyczuł jego spojrzenie, bo odwrócił głowę w jego stronę. Przez chwilę patrzył
się mu w oczy, a potem zamrugał kilka razy i zwrócił się do matki:
- Który
pokój?
- Naprzeciwko
twojego.
-
Naprawdę? Posprzątałaś go? - Zdziwił się. - Mi by się nie chciało wynosić
stamtąd tych wszystkich kartonów.
Pani
McVogel pokręciła z politowaniem głową, ale nie skomentowała ostatnich słów
syna.
-
Zostawię was samych -
powiedziała po chwili. - Wybaczcie, ale muszę coś jeszcze zrobić przed obiadem.
Harry
i Mike kiwnęli głowami, więc kobieta opuściła pomieszczenie. Przez chwilę
siedzieli w ciszy, ciesząc się ciepłem. Mimo że nie przebywali na zewnątrz zbyt
długo, to i tak zdążyli zmarznąć.
-
Wiesz, chyba pójdę się położyć - odezwał się nagle Harry. - Zaczyna już świtać, a
twoja mama może i pozwoliła nam przespać śniadanie, ale raczej nie pozwoli
przespać obiadu.
- Masz
rację -
zgodził się Mike. -
Chodź, pokażę ci pokój, choć raczej nie powinieneś mieć problemów, żeby do
niego trafić.
Mieli
już iść na górę, jednak do salonu wróciła pani McVogel.
- O,
dobrze, że jeszcze tu jesteście. Zapomniałam wam powiedzieć, że będziecie
musieli coś dzisiaj dla mnie zrobić.
Mike
jęknął.
-
Co?
- Ktoś
musi kupić i ubrać choinkę - odpowiedziała, po czym ponownie zniknęła im z oczu.
* * *
Harry
stał pod drzwiami swojego pokoju, czując lekki niepokój. Bał się, że pani
McVogel przesadziła z umeblowaniem jego nowej sypialni i jej ewentualnymi
udogodnieniami. Choć wiedział, że lęk był irracjonalny, to nie potrafił nad nim
zapanować. Po prostu nie lubił, kiedy ludzie przekraczali pewne granice i
starali się mu przypodobać akurat wtedy, kiedy tego nie potrzebował.
Wziął
głęboki oddech, nacisnął klamkę i wszedł do środka. Gdy rozejrzał się wokół
siebie, zabrakło mu słów. Liczył na niewielki pokój z łóżkiem i szafą,
ewentualnie z biurkiem, a dostał znacznie więcej. Wiedział, że pani McVogel miała
dobre chęci, a mimo to nie do końca mu to odpowiadało. Nie czuł się najlepiej,
myśląc o tym, jak wiele pracy wymagało doprowadzenie nieużywanego pomieszczenia
do takiego stanu.
Kolorystycznie
pokój przypominał sypialnię Mike'a. W pobliżu okna stało duże, dwuosobowe
łóżko. Po jego bokach znajdowały się mahoniowe szafki nocne. Na jednej
z nich stał budzik, a na drugiej - lampka. Na lewo od drzwi wejściowych ustawiono ogromną szafę, a na prawo - regał z książkami, niewielki stolik i skórzany fotel.
z nich stał budzik, a na drugiej - lampka. Na lewo od drzwi wejściowych ustawiono ogromną szafę, a na prawo - regał z książkami, niewielki stolik i skórzany fotel.
Harry
od razu przyjrzał się tytułom książek, na punkcie których miał teraz lekką
obsesję. Zdecydowana większość stanowiła uzupełnienie jego szkolnych
podręczników. Nie był tym zaskoczony, bo pani McVogel wiedziała już, że był
czarodziejem, więc nie musiała niczego ukrywać i mogła pomóc mu w jego czarodziejskiej
karierze.
Przebiegając
wzrokiem po okładkach, zauważył również, że autorami niektórych książek byli
mugole. Rozpoznał kilka powieści kryminalnych, które kiedyś widział na wystawie
w księgarni i które miał ochotę przeczytać.
Gdy
początkowy szok minął i Harry oswoił się już z nowym miejscem, zauważył laptop.
Od razu pomyślał, że to kolejny prezent. Ponieważ go nie chciał, zaczął sobie
wmawiać, że pani McVogel zapomniała go ze sobą zabrać. Uznał więc, że później
go jej zwróci. Uspokoił się, jednak chwilowa ulga nie trwała długo, bo zauważył
wystającą spod komputera karteczkę. Wyciągnął ją i przeczytał:
Harry, jesteś
przyjacielem Mike'a, więc chciałabym, żebyś czuł się u nas wyjątkowo dobrze. Ponieważ
znam swojego syna i wiem, że czasem bywa irytujący, postanowiłam podarować Ci
drobny prezent, dzięki któremu będziesz mógł od niego odpocząć.:)
Diana
Harry
odłożył liścik na biurko i podrapał się po głowie. Cieszył się, że pani McVogel
się o niego troszczyła i naprawdę doceniał jej gest, jednak uważał, że z tym
prezentem to już przesadziła. Wiedział, że laptopy są drogie, więc przyjęcie
jednego z nich było sprzeczne z jego zasadami. Pomijając kwestię pieniędzy, nie
umiał posługiwać się takim sprzętem i nie wiedział, do czego mógłby go używać. Poza
tym uważał, że i tak otrzymał już wyjątkowy podarunek - został zaproszony na Święta.
To mu w zupełności wystarczało, dlatego utwierdził się w przekonaniu, że później
powinien podziękować za laptop i go oddać.
Gdy
uspokoił swoje sumienie, z tylnej kieszeni spodni wyciągnął kufer i powiększył
go szybkim zaklęciem. Otworzył wieko i zaczął przerzucać znajdujące się w
środku rzeczy, szukając przyborów higienicznych, czystej pary bokserek oraz
jakiejś koszulki do spania. Gdy je znalazł, podniósł się z podłogi i poszedł do
łazienki. Gdyby mógł się z kimś założyć, to postawiłby woreczek galeonów, że i
w niej czekały go różne niespodzianki.
Po
wejściu do środka, oprócz toalety, umywalki i ogromnej wanny usytuowanej
naprzeciwko drzwi, zobaczył nowoczesny prysznic. Oglądając kabinę, zauważył kilkanaście
różnej wielkości przycisków. Gdyby nie odbyta w przeszłości rozmowa z Hermioną,
zapewne nie wiedziałby, że umożliwiały one włączenie muzyki czy natrysku do
masażu.
Nie
mając ochoty na sprawdzanie, do czego służyły poszczególne guziki, rozebrał się
i odkręcił wodę. Ponieważ był trochę zmęczony i marzył o tym, aby położyć się
już do łóżka, szybko się umył, a potem jeszcze szybciej się wytarł. Później podszedł do umywalki i umył zęby.
-
Buuu! -
usłyszał nagle, kiedy wypluwał resztki pasty.
-
Cholera! -
krzyknął i podskoczył w miejscu. Odwrócił się i zobaczył uśmiechającego się
Mike'a. -
Wiem, że nie raz cię o to pytałem, ale możesz mi w końcu odpowiedzieć, dlaczego
ciągle włazisz mi do łazienki? - zapytał, trzymając rękę na piersi. Serce biło mu jak
szalone i dopiero stopniowo wracało do swojego normalnego rytmu.
Mike
wzruszył tylko ramionami.
- W
takim razie o co chodzi?
-
Gdzie chcesz iść na zakupy? Mugolska część Londynu, czy Pokątna?
- Nie
zastanawiałem się nad tym. - Tym razem to Harry wzruszył ramionami. - Ale możemy
jechać na Pokątną.
- W
porządku.
- A czym
zajmuje się twoja mama?
Mimo
że powoli zaczynało świtać, Mike nie odczuwał zmęczenia i był w wyśmienitym
humorze. Postanowił nie odpowiadać na pytanie i podroczyć się z przyjacielem.
- Widzę,
że zebrało ci się na rozmowy w łazience - powiedział i uśmiechnął
się z zadowoleniem. -
Podobno tego nie lubisz.
- Ja
nie napastuję cię akurat wtedy, kiedy z niej korzystasz.
- Nie
przesadzaj.
- Ja
przesadzam? -
Harry wyglądał na szczerze zdziwionego. - Robisz to niemal
codziennie i nawet za to nie przepraszasz. Zresztą nie ważne, chodźmy lepiej do
pokoju.
- A
co, nie czujesz się komfortowo?
- Daj
już spokój.
Harry
minął przyjaciela i przeszedł do sypialni. Wskoczył na łóżko i wyciągnął przed
siebie nogi. Gdy tylko to zrobił, przyszedł Mike i rozsiadł się w fotelu.
-
Możesz mi teraz odpowiedzieć na pytanie? - zapytał Harry.
-
Jakie?
Harry
wciągnął głośno powietrze i zaczął w myślach liczyć do dziesięciu. Czuł, że
jeśli przyjaciel nadal będzie unikał odpowiedzi na jego pytania, to nawet ta
metoda mu nie pomoże.
-
Pytałem, czym zajmuje się twoja mama - powiedział w miarę
spokojnie.
-
Prowadzi firmę ubezpieczeniową, a co?
-
Zastanawiałem się, czy nie kupić jej jakiegoś prezentu związanego z pracą.
- Przecież
ci mówiłem, że będzie się cieszyć ze wszystkiego.
- Tak,
mówiłeś -
zgodził się Harry. -
Tylko że ja nie chcę dać jej pierwszej lepszej rzeczy. Szczególnie, że tak
postarała się z tym pokojem.
Mike
rozejrzał się i pokiwał z uznaniem głową.
- Dobra,
wiesz co, nie wyganiam cię, ale lepiej już sobie idź.
-
Rzeczywiście mnie nie wyganiasz.
Harry
uśmiechnął się pod nosem.
- Nie
martw się. Skoro nie możesz beze mnie wytrzymać, to obudzę cię za kilka godzin.
-
Dziękuję, obejdzie się - mruknął Mike, podnosząc się z fotela.
Ruszył
do drzwi, jednak w pewnym momencie wpadł mu do głowy pewien pomysł i postanowił
przed wyjściem jeszcze trochę podenerwować Harry'ego.
- Już
wiem, dlaczego jesteś tak przewrażliwiony na punkcie wchodzenia do łazienki.
- Tak?
-
Harry wyglądał na naprawdę zainteresowanego. - Niby dlaczego?
Tym
razem to Mike się uśmiechnął.
- Masz
kompleksy -
wyjaśnił.
- Nie
mam.
-
Jasne, a co innego masz powiedzieć?
-
Udowodnić ci?
-
Blee... -
Mike wzdrygnął się teatralnie. - Swoją drogą nie wiedziałem, że masz skłonności
ekshibicjonistyczne -
dodał.
- Naprawdę
idź już. Gadasz głupoty, jakby stratowało cię stado centaurów.
Mike
zaśmiał się i wyszedł z pokoju. Zaraz potem Harry zgasił światło i już po
chwili zapadł w głęboki sen.
* * *
Kilka
godzin później otworzył oczy. Przez chwilę leżał na plecach, a potem przekręcił
się na bok i popatrzył na stojący obok budzik. Mimo krótkiego snu czuł się
wypoczęty, dlatego zrzucił z siebie kołdrę i poszedł do łazienki. Po skorzystaniu
z toalety wrócił do pokoju, ubrał się, a potem usiadł na łóżku, myśląc, co ze
sobą zrobić. Po chwili postanowił obudzić Mike'a.
Gdy
wszedł do pokoju przyjaciela, wpadł mu do głowy pewien pomysł. Nie zastanawiając
się nad ewentualnymi konsekwencjami, od razu zaczął działać. Wyciągnął różdżkę,
podszedł do Mike'a i rzucił niewerbalne Aquamenti. Po chwili odskoczył na bok,
śmiejąc się, kiedy przyjaciel wyskoczył z łóżka rozbudzony i zaskoczony.
-
Cholera jasna! -
krzyknął. -
Co to, kurwa, było? -
Zamrugał skołowany, czując ciarki spowodowane spływającymi po plecach strużkami
zimnej wody.
Harry
nie był w stanie przewidzieć reakcji Mike'a, więc cofnął się kilka kroków i
dopiero wtedy powiedział:
-
Dzień dobry. Jak się spało? - Mike popatrzył na niego z rządzą mordu w oczach. -
Chyba niezbyt dobrze, skoro zmoczyłeś łóżko.
- Ale
śmieszne -
burknął w odpowiedzi, równocześnie przecierając oczy, do których spływała mu woda.
-
Dlaczego to zrobiłeś? - zapytał po chwili.
Harry
spoważniał w mgnieniu oka. Wiedział, że z każdą sekundą zdezorientowanie Mike'a
odchodziło w niepamięć, zbliżał się natomiast moment jego zemsty. Zaczął się
więc wycofywać w kierunku drzwi.
- Nie
wiem, o czym mówisz.
- To
dlaczego przed chwilą trzymałeś w dłoniach różdżkę?
- Nie
mam pojęcia. -
Wzruszył ramionami -
Widocznie lunatykowałem - dodał niezbyt przekonująco, dlatego cofnął się jeszcze
o kilka kroków, aż w końcu uderzył plecami w drzwi. Świadomość, że znajdował
się tak blisko wyjścia, pozwoliła mu się nieznacznie rozluźnić.
-
Jasne -
prychnął Mike. -
Mam uwierzyć, że niby przypadkiem przyszedłeś do mnie i oblałeś mnie wodą?
- Oczywiście,
przecież bym cię nie okłamał.
Harry
próbował się uśmiechnąć. Zapewne by mu się udało, gdyby Mike nie zdjął przemoczonej
koszulki i nie ruszył w jego stronę. Do
tego wykrzywił usta w taki sposób, że Harry już zaczął żałować swojego
nieprzemyślanego pomysłu.
-
Dlaczego ci nie wierzę?
- Nie
wiem. -
Harry przełknął ślinę. Spróbował otworzyć drzwi, jednak to nie było takie proste.
- Mimo wszystko uważam, że powinieneś mieć
większe zaufanie do przyjaciół.
W
odpowiedzi Mike uśmiechnął się szerzej, choć to wcale nie sprawiło, że wydawał
się mniej groźny. W zasadzie to zrobił się jeszcze bardziej przerażający.
Podkrążone od snu oczy i blada cera nadawały mu groteskowy wygląd.
Harry
obserwował każdy krok przyjaciela do czasu, aż w końcu jego dłoń spoczęła na
klamce. Otworzył wtedy drzwi i wybiegł na korytarz, planując schować się w
swoim pokoju.
- I
tak cię dopadnę -
mruknął pod nosem Mike.
Chwilę
później Harry ukrył się w łazience, uprzednio zamknąwszy drzwi na klucz i wspomógłszy
się zaklęciem. Oparł się o futrynę i odetchnął z ulgą, chociaż wiedział, że znalazł
się w potrzasku. Gdy tylko o tym pomyślał, Mike nacisnął klamkę.
-
Otwórz drzwi -
usłyszał.
- Nie
ma mowy!
- Nie
prowokuj mnie, bo i tak twoja sytuacja jest beznadziejna. -
Kolejne pociągnięcie za klamkę. - Jeśli mnie wpuścisz, to obiecuję, że będę w miarę
łagodny.
- I
tak ci nie wierzę.
- Masz
ostatnią szansę. -
Harry milczał. -
Liczę do dziesięciu. Jeżeli nie otworzysz, to wyważę te cholerne drzwi!
- Nie
sądzę, żeby twoja mama pochwaliła ten pomysł.
- Nie
musi o niczym wiedzieć - odpowiedział Mike. - Raz...
Harry
usiadł na wannie. Nie miał zamiaru się poddać, chociaż wiedział, że Mike był na
tyle niezadowolony z pobudki, że naprawdę był gotów wyważyć drzwi.
-
Dwa...
Mike
liczył, że przyjaciel się złamie, dlatego nie spieszył się z odliczaniem. Nie
zdawał sobie jednak sprawy, że tym sposobem szkodził wyłącznie sobie. Dla Harry'ego
dodatkowe sekundy były na wagę złota, ponieważ usilnie starał się wymyślić coś,
co pomoże mu uniknąć zemsty.
-
Trzy...
Harry
wpatrywał się w drzwi, czekając, aż zostanie z nich sterta drewna, nadająca się
tylko na opał do kominka. Mimo że nie chciał dać przyjacielowi satysfakcji i
dobrowolnie oddać się w jego ręce, to poważnie rozważał kapitulację. Nie
wątpił, że pani McVogel solidnie zruga ich za zniszczenie drzwi, a jakoś nie
uśmiechało mu się zostać zbesztanym w Święta.
Kiedy
Mike doliczył do czterech, choć w rzeczywistości minęło już dobre kilkadziesiąt
sekund, Harry zdecydował się poddać. Wstał z wanny, zdjął zaklęcie i miał
otworzyć zamek, jednak wtedy niespodziewanie wpadł na kolejny pomysł.
Uśmiechnął się i ponownie wyciągnął różdżkę. Wyciszył obszar wokół wanny i
odkręcił oba kurki. Wiedział, że zostało mu niewiele czasu, dlatego po raz
kolejny wspomógł się niewerbalnym Aquamenti.
-
Pięć... Sześć... Siedem...
- Jesteś
pewien, że chcesz to zrobić? - zapytał Harry, widząc, że wanna była już niemal pełna.
- Nie
pozostawiasz mi wyboru.
-
Przecież możemy o wszystkim zapomnieć i uznać, że nic złego się nie stało.
- Nie
bądź śmieszny! -
prychnął Mike. -
Osiem. Jesteś gotowy?
- Zależy
na co -
odpowiedział, równocześnie przerywając zaklęcie i zakręcając wodę.
-
Niespodzianka. Minęło już dziewięć sekund - dodał.
Harry
podszedł do drzwi, cicho przekręcił klucz i położył rękę na klamce.
-
Dziesięć! -
krzyknął po chwili Mike. Cofnął się, żeby mieć dłuższy rozbieg, a potem ruszył
w kierunku drzwi.
Na
jego nieszczęście Harry otworzył je w momencie, w którym miał w nie uderzyć.
Nie spodziewając się czegoś takiego, nie zdążył wyhamować i wylądował w wannie.
Harry
wybuchnął głośnym śmiechem. Fortunnie Mike'owi nic się nie stało, jeśli nie
liczyć tego, że teraz był już cały mokry.
- Jesteś
trupem! -
warknął, wychodząc z wody. Po raz kolejny wytarł oczy, a potem ruszył na
przyjaciela.
Chociaż
miał świadomość, że powinien uciekać, Harry nadal stał przy drzwiach i śmiał
się jak opętany. Nie potrafił się opanować, mimo że psychopatyczny uśmiech na
twarzy Mike'a przypomniał mu szaleńców z mugolskich filmów.
-
Mówiłem, że cię dopadnę. Twój opór od początku był bezcelowy.
-
Może, choć twój spektakularny koniec wynagrodzi mi wszystkie krzywdy.
-
Zobaczymy -
powiedział Mike. -
Co by tu z tobą zrobić?
-
Zostawić mnie w spokoju i zacząć się śmiać razem ze mną.
-
Pośmiejemy się, kiedy z tobą skończę. - Chwila ciszy. - Już
wiem! -
krzyknął.
Zaskakująco
szybko podciął Harry'emu nogi i wziął go na ręce. Zaniósł go do wanny i
przytrzymał nad wodą.
- Nie!
Nawet nie próbuj!
-
Następnym razem zastanowisz się dwa razy, zanim postanowisz oblać mnie wodą.
Mogłeś ją przynajmniej odrobinę podgrzać - dodał z wyrzutem.
- Ale
ja mam przy sobie różdżkę - bronił się Harry. - Jeśli mnie wrzucisz, to
mogę ją złamać!
Mike
uśmiechnął się, a potem przerzucił przyjaciela przez ramię. Jedną ręką go
przytrzymywał, a drugą sięgnął do tylnej kieszeni spodni, wyciągnął z niej
magiczny patyk i położył go na umywalce.
- Już
jej nie złamiesz.
-
Postaw mnie na ziemię!
- Nie
ma mowy. Zmoczyłeś mnie dwukrotnie, więc dlaczego ja nie mogę zrobić z tobą
tego samego?
Mimo
niedorzeczności sytuacji w jakiej się znalazł, Harry zaczął się śmiać.
-
Wiesz, trochę dziwnie to zabrzmiało.
- Zmęczyła
mnie zabawa w kota i myszkę, zaczynają boleć mnie ręce, więc... -
Wrzucił Harry'ego do wanny. - Jesteśmy kwita.
Po
chwili przyjaciel wynurzył się spod wody. Odkaszlnął kilka razy, a potem zgarnął
z czoła mokre włosy.
- Coś
ty zrobił!? -
krzyknął. -
Ty...! -
zaczął, a potem tchnięty jakimś impulsem złapał Mike'a za ramię i wciągnął go
do wanny. Nie przemyślał jednak tego, że chłopak wyląduje na nim.
- I
tak jestem górą!
Harry
prychnął. Nie miał zamiaru w taki sposób zakończyć porannej zabawy, dlatego wolną
rękę nabrał trochę wody i chlusnął nią w twarz przyjaciela.
- Nie
w oczy! -
krzyknął Mike.
-
Przepraszam, nie chciałem.
Jeszcze
przez jakiś czas pozostali w łazience i oblewali się wodą. Nieustannie się
śmiali i to na tyle głośno, że niemal każdy wydawany przez nich dźwięk docierał
do będącej w kuchni pani McVogel.
Na
początku Diana uśmiechała się tylko pod nosem, słysząc krzyki niezadowolonego
Mike'a i niekontrolowany śmiech Harry'ego. Kiedy jednak po odgłosach kroków i
łomotania do drzwi usłyszała głośny chlust, postanowiła sprawdzić, co działo
się na górze.
Gdy
weszła na piętro, zauważyła, że drzwi do pokojów chłopców były otwarte. Ruszyła
jednak do sypialni Harry'ego, bo to stamtąd dochodziły wszystkie dźwięki. Po
chwili zatrzymała się w drzwiach od łazienki i wybuchnęła głośnym śmiechem.
Mike
i Harry zamarli.
- Co
tu się stało? Co wy robicie? - zapytała, nie mogąc przestać chichotać.
Harry
zarumienił się i spuścił głowę. Mike zareagował podobnie, nie wierząc, że
został przyłapany w takiej sytuacji. Miał szesnaście lat, a chlapał się wodą,
jakby nadal był dzieckiem.
- To
długa historia -
powiedział w końcu.
- W
takim razie opowiecie mi wszystko w czasie obiadu. Będzie za kilka minut.
- W
porządku.
Pani
McVogel przyjrzała się rumianym policzkom chłopców. Wyszła z łazienki, nie
chcąc zawstydzać ich bardziej. Dopiero kiedy znalazła się na korytarzu,
krzyknęła:
-
Tylko posprzątajcie po sobie!
-
Oczywiście! -
odkrzyknął Mike, a potem po raz ostatni oblał Harry'ego wodą.
* * *
Po
sprzątnięciu łazienki i przebraniu się w suche ciuchy chłopcy zeszli do kuchni.
Przy zastawionym stole siedziała już pani McVogel. Gdy Harry zobaczył główne
danie -
pieczeń z ziemniakami i deser - stertę polanych syropem klonowym naleśników, z ust
niemal dosłownie pociekła mu ślinka. Usiadł na krześle i kiedy Mike również
zajął swoje miejsce, napełnił swój talerz.
Po
zjedzeniu mięsa, Harry od razu zabrał się za deser. Już po chwili kawałek
puszystego naleśnika rozpływał mu się w ustach. Zamknął oczy i wydał cichy
pomruk zadowolenia.
Mike
również zachwycał się smakiem potrawy, jednak nie był aż tak wylewny w
dzieleniu się odczuwanymi doznaniami. Kiedy spojrzał na Harry'ego i zobaczył jego
zadowoloną minę oraz wsłuchał się w kolejne pomruki, nie mógł się powstrzymać i
kopnął go pod stołem. Harry niespiesznie otworzył oczy i popatrzył na przyjaciela
z wyrzutem.
- No
co?
- O co
ci chodzi? -
Mike próbował wyglądać na zdziwionego. - Nic nie zrobiłem.
- Więc
pewnie sam się kopnąłem, tak? To chciałeś powiedzieć?
- Nie
wiem, co wyprawiasz pod stołem i nie chcę wiedzieć. Błagam, oszczędź szczegółów
-
dodał z uśmiechem na ustach.
Harry
nie był zadowolony z takiego obrotu sprawy, dlatego postanowił coś z tym zrobić.
-
Okej, ale pod jednym warunkiem - powiedział, wykorzystując okazję, że pani McVogel
wyszła przed chwilą do łazienki.
-
Jakim?
-
Powiedz mi, co moje nogi ci zrobiły?
- Nogi
nic. -
Mike zachichotał. -
Wydawane przez ciebie dźwięki prawie uszkodziły mi słuch. Serio, brzmiałeś,
jakbyś miał zaraz dostać orgazmu, a ja naprawdę nie chcę tego słuchać.
- I to
był główny powód?
- No
przepraszam, ale ja tu jem!
- No
i?
- Nie
chcę sobie w tej chwili wyobrażać, że jesteś bliski spełnienia.
- W
tej chwili? -
zapytał Harry, unosząc w górę jedną brew.
- Nie
to miałem na myśli! W ogóle nie chcę sobie tego wyobrażać!
Harry
nie odpowiedział i pokręcił tylko głową. Wydawało się, że ta krótka wymiana
zdań pójdzie zaraz w zapomnienie. Tak się jednak nie stało. Gdy sięgnął po sok,
spojrzał na oburzoną minę Mike'a i wtedy nie wytrzymał. Zaczął się śmiać.
- Bardzo
śmieszne.
Harry
nie był w stanie wykrztusić żadnego słowa - trzymał się za brzuch i
łapał spazmatyczny oddech. W tej chwili był bardziej czerwony niż londyńskie
autobusy.
-
Proszę, nigdy nie mów czegoś takiego, zanim nie skończę śniadania.
Mike
nie odpowiedział, tylko sięgnął po szklankę soku, udając, że nic się nie stało.
Harry wrócił do posiłku.
Niedługo
potem pani McVogel ponownie usiadła do stołu i zaczęła ich wypytywać o sytuację
sprzed śniadania. Chłopcy zdecydowali się tylko na częściowe wyjaśnienia,
dlatego odetchnęli z ulgą, kiedy usłyszeli dzwoniący telefon. Znowu zostali
sami. W tym czasie postanowili szybko skończyć posiłek.
Gdy
zjedli już tyle, że nie byli w stanie niczego więcej przełknąć, wstawili brudne
naczynia do zlewu, a resztę jedzenia pochowali do lodówki. Potem przenieśli się
do salonu.
- Nie
powinniśmy już wyjść? - zapytał jakiś czas później Harry.
- Zaraz.
Muszę chwilę odpocząć, bo na razie nie dam rady się ruszyć.
- Następnym
razem zjedz więcej, na pewno poczujesz się lepiej.
- Ty
też za bardzo sobie nie odmawiałeś - burknął Mike.
-
Owszem, tylko że to nie ja teraz narzekam.
Do
salonu weszła pani McVogel.
- Zjedliście?
To dobrze, bo zamówiłam wam już taksówkę. Zaraz powinna być.
- Świetnie,
dziękujemy -
odpowiedział Harry.
- Idę
do kuchni. Jak wrócicie i będziecie czegoś potrzebować, to najprawdopodobniej
nadal tam będę.
Chłopcy
kiwnęli głowami i poszli się ubrać. Kiedy Harry zakładał buty, taksówka
zatrzymała się pod domem. Po usłyszeniu klaksonu, szybko owinęli się szalikami
i wciągnęli na dłonie rękawiczki, a potem wyszli na zewnątrz.
Na
szczęście na dworze nie szalała już śnieżyca. Co prawda śnieg nadal prószył,
ale nie był już tak uciążliwy jak rano. Temperatura spadła, ale Harry i Mike
mieli na sobie grube płaszcze, które chroniły ich przed mrozem. Martwili się
jedynie, że warunki na drodze pokrzyżują im plany. Kiedy jednak wsiedli do
taksówki i przejechali kilkanaście kilometrów, odetchnęli z ulgą. Jezdnie były
odśnieżone i posypane piaskiem, więc ruch był w miarę płynny.
Przez
większość drogi Harry spoglądał za okno. Lubił patrzeć na udekorowane
kolorowymi lampkami drzewka i domy. Świąteczne ozdoby podnosiły go na duchu i wprawiały
w dobry nastrój. Na jego twarzy szybko pojawił się uśmiech, co nie uszło uwadze
Mike'a. Chłopak zaśmiał się cicho, patrząc, jak z przyjaciela wychodziło jego
wewnętrzne dziecko.
- Z
czego się śmiejesz?
- Z
niczego, patrzyłem po prostu na twoją twarz.
Harry
zrobił przerażoną minę, źle interpretując słowa przyjaciela.
- Mam
coś na twarzy?! Boże, co za wstyd! - Zaczął się wycierać rękawem. - Dlaczego mi o tym nie
powiedziałeś!?
- Nie
jesteś brudny, daj spokój. - Mike złapał go za rękę. - Tylko przyglądałem się
twojej minie.
-
Eee... okej. Możesz już puścić moją rękę - dodał.
Przyjaciel
od razu rozluźnił uścisk.
- Lubisz
Święta, prawda?
-
Oczywiście, a kto ich nie lubi?
Mimo
wypowiedzianych słów, Harry zmarkotniał. Nie chciał, żeby Mike coś zauważył,
dlatego odwrócił głowę i znowu zaczął wyglądać przez okno. Niezależnie od chęci
właśnie przypomniał sobie, jak wyglądało jego Boże Narodzenie na Privet Drive.
Zanim
otrzymał list z Hogwartu i zaczął zostawać na Święta w zamku lub wyjeżdżać do
Weasleyów, nie znosił tego okresu. Dursleyowie nieustannie zmuszali go do
pracy, jednak w Święta przechodzili samych siebie. W ten sposób skutecznie obrzydzali
mu czas, który dla większości dzieciaków był najlepszym okresem w roku.
Pierwszym
i jednym z najważniejszych obowiązków Harry'ego było wyprzątnięcie całego domu.
Mając kilka lat przywykł już do tego zadania, bo systematycznie musiał dbać o
idealną czystość w każdym pomieszczeniu. Sporadycznie ciotka wyręczała go w
sprzątaniu kuchni, bo miała na jej punkcie obsesję i nie lubiła, kiedy ktoś
zbyt długo się w niej panoszył.
Czasami obrywał za kuzyna, chociaż w domu
wszyscy wiedzieli, kto naprawdę był winny. Kilka lat temu, kiedy po
intensywnych opadach śniegu przyszła odwilż i spadł deszcz, Dudley ubrudził
podłogi błotem, a mimo to ciotka oskarżyła jego o miganie się od pracy. Dostał
parę razy pasem, przez co najbliższe dwie noce przespał na brzuchu, nie mówiąc
już o tym, że w dzień z bólu nie mógł nawet usiąść.
Często
wuj kazał sprzątać mu garaż. Zazwyczaj Harry nie kwestionował poleceń opiekunów,
bo był jeszcze małym chłopcem. Wprawdzie wiedział, że opór wywołałby większą
złość, a także zaprocentowałby dodatkową karą, dlatego też siedział cicho.
Tylko raz nie wytrzymał, gdy ciotka kazała mu uprzątnąć strych. Zaprotestował,
nie chciał się na to zgodzić, bo Dursleyowie nigdy do niego nie wchodzili i
przypominali sobie o nim dopiero przed Świętami.
Harry
bardzo dobrze pamiętał tamtą kłótnię. Ciotka Petunia długo się na niego wydzierała
i nazwała go niewdzięcznym bachorem. Mimo to był nieugięty, choć kobieta zagroziła
mu, że zamknie go na kilka tygodni w komórce pod schodami. Wówczas odpowiedział
jej, że nie ma zamiaru marnować czasu na przestawianie zakurzonych kartonów i
starych zabawek Dudleya, tylko dlatego że ona miała jakieś kaprysy. Nie
przewidział jednak konsekwencji swoich słów.
W
całej rodzinie Petunia była najłagodniejsza i nigdy nie posuwała się do
rękoczynów. To był pierwszy i chyba ostatni raz, kiedy go uderzyła. Dla niego
był to jednak naprawdę pechowy dzień, ponieważ trzymała wtenczas patelnię. Harry
nie uniknął ciosu i następne kilka godzin czyścił podłogę z własnej krwi.
Przypomniawszy
sobie ten moment, mimowolnie się skrzywił i dotknął swojego nosa. Poczuł taki
sam ból, mimo że doświadczył go tak dawno.
-
Stało się coś? Coś cię boli? - zapytał Mike, dostrzegając grymas na jego twarzy.
- Nie,
wszystko w porządku -
odpowiedział szybko, sztucznie się uśmiechając.
Nie
chciał zdradzać żadnych bolesnych wspomnień ze swojego dzieciństwa, choć Mike
wiedział już o nim prawie wszystko. Uważał, że i tak nie można już było niczego
naprawić, a wracanie do przykrych zdarzeń z przeszłości mogło przynieść
wyłącznie niepotrzebne cierpienie.
-
Harry, bardzo cię proszę, nie wciskaj mi takiego kitu. Jesteś idealnym przykładem
tego, że oczy odzwierciedlają duszę i emocje, więc wiem, że kłamiesz.
- Nie
wiem, o co ci chodzi. Przecież wszystko jest okej.
-
Bujać to my, a nie nas. - Chwila ciszy. - To co, powiesz prawdę?
-
Przypomniałem sobie Święta z rodzinką - odpowiedział w końcu.
-
Domyślam się, że nie były to historie ze szczęśliwym zakończeniem?
Harry
spojrzał w oczy przyjaciela i zobaczył w nich... Sam nie wiedział co. Litość? A
może to było współczucie?
-
Niestety -
mruknął pod nosem.
-
Chcesz mi o tym opowiedzieć?
- Nie
wiem. Nawet Hermiona i Ginny o tym nie wiedzą.
Mike
milczał i w spokoju czekał na ciąg dalszy. Nie chciał naciskać, bo wiedział, że
w takich momentach w niczym to nie pomagało. Liczył, że przyjaciel sam się
otworzy.
Harry
nadal nic nie mówił. Jego mina świadczyła jednak o tym, że toczył wewnętrzny
bój.
- No
dobrze -
chrząknął, równocześnie porządkując w głowie myśli. - Już wiesz, że całe dnie
musiałem zajmować się domem i ogrodem. Jeżeli nie wykonałem jakiegoś zadania,
to miałem co najmniej kilkunastominutową awanturę albo po prostu byłem zamykany
w pokoju. A dokładniej mówiąc w komórce pod schodami.
- Jak
to w komórce?
- To
był mój pokój.
- Co!?
-
Mike wytrzeszczył oczy, nie wierząc w to, co usłyszał. - Mieszkałeś pod schodami? - Podniósł
głos.
-
Ciszej! -
syknął Harry, widząc, że taksówkarz z ciekawością zerkał na niego we wstecznym
lusterku.
-
Przepraszam.
-
Najgorzej było przed Świętami - kontynuował Harry. - Dursleyowie wymyślali mi
coraz bardziej irracjonalne zadania. Bardzo często zarywałem noce, a rano i tak
wyciągano mnie z łóżka bladym świtem. Nienawidziłem Świąt. Każda, nawet
najmniejsza pierdoła kojarzyła mi się z tym wszystkim. Kiedy tylko widziałem
świąteczne ozdoby, zdawałem sobie sprawę, że niedługo znowu będę tyrać jak
niewolnik. Na ich widok po prostu dostawałem mdłości. Najbardziej wkurzało mnie
jednak to, że nie mogłem nic z tym zrobić. Raz powiedziałem, że jestem
zmęczony, to zagrozili mi, że wyrzucą mnie z domu. Bałem się, jak chyba bałby
się każdy dzieciak na moim miejscu. Niestety wtedy byłem już tak padnięty, że w
trakcie pracy usnąłem. Wuj się wkurzył i wyrzucił mnie za drzwi. Spędziłem całą
noc na dworze, siedząc na wycieraczce. Ale wiesz co? - Mike milczał. - To
były najlepsze Święta w moim życiu.
- Jak
to?
-
Złapałem zapalenie płuc i wylądowałem w szpitalu. Pamiętam to jak dziś, bo w
Wigilię przyszła do mnie pielęgniarka i dała mi pluszowego misia. Bardzo mi się
spodobał, miał takie ładne, brązowe futerko. To był mój pierwszy prawdziwy prezent.
Oczywiście nie nacieszyłem się nim długo, bo po powrocie do domu ciotka na
moich oczach pocięła go nożyczkami i wyrzuciła do kosza.
- Ja
pierdolę, dość! -
powiedział nagle Mike. - Nie mogę i nie chcę tego słuchać!
-
Przepraszam -
mruknął Harry. Po raz kolejny popatrzył za okno, żeby nie pokazywać bólu, jaki
odczuł po usłyszeniu tych słów. Zaryzykował i pierwszy raz naprawdę się przed
kimś otworzył. Oczywiście znowu podjął błędną decyzję.
- Nie
o to mi chodziło. Po prostu nie zdawałem sobie sprawy, że na świecie żyją takie
świnie. Dlaczego nigdzie tego nie zgłosiłeś?
Harry
wzruszył ramionami, nawet się nie odwracając.
-
Spójrz na mnie -
poprosił Mike.
Żadnej
reakcji.
-
Cholera, obiecuję, że nigdy więcej nie spędzisz tak Świąt! -
wybuchnął.
Harry
niespodziewanie zachichotał.
- Nie martw się. Teraz jest już lepiej.
Ich
dalszą rozmowę niespodziewanie przerwał taksówkarz:
-
Jesteśmy na miejscu.
Harry
momentalnie się otrząsnął. Sięgnął do kieszeni i wyjął z niej portfel.
- Ile
płacę?
- Nic.
-
Słucham?
- To
prezent -
odpowiedział kierowca i sugestywnie popatrzył na Mike'a. -
Wesołych Świąt!
Mike
początkowo był zszokowany i nie rozumiał gestu kierowcy, ale kiedy jego
spojrzenie ponownie spotkało się ze spojrzeniem taksówkarza, wszystko stało się
jasne. Pociągnął za klamkę, chwycił Harry'ego za ramię i niemal siłą wyciągnął
go z taksówki. Kiedy znaleźli się na chodniku, zatrzasnął drzwiczki i pociągnął
przyjaciela do drzwi Dziurawego Kotła.
- Co
robisz? Zwariowałeś?! - Harry próbował się wyrwać. - Przecież mu nie
zapłaciliśmy!
Niemal
od razu po wypowiedzeniu tych słów usłyszeli pisk opon. Poczuli również swąd
spalin, który pojawił się po wystrzeleniu kłębów czarnego dymu z rury
wydechowej samochodu.
- No i
pięknie -
mruknął Harry, krztusząc się spalinami. - Nie uważasz, że był jakiś
dziwny? Kto normalny nie bierze pieniędzy za swoją pracę?
-
Myślę, że ten facet przysłuchiwał się naszej rozmowie i poruszyła go twoja
historia.
Na
twarzy Harry'ego pojawił się rumieniec.
-
Och...
- To
nie istotne. Chodźmy lepiej do środka, bo trochę mi zimno.
BETA: Seya (dziękuję!)
~ ~ ~
Moi drodzy, bardzo się cieszę, że po tak długim czasie mogłem w końcu opublikować kolejny rozdział. Wiecie dlaczego dopiero teraz, więc nie będę się powtarzać. Na razie sytuacja się nie zmieniła, więc kolejny rozdział również pojawi się dość późno. Na razie nie będę w ogóle przewidywać kiedy dokładnie, bo naprawdę tego nie wiem.
Bardzo dziękuję za komentarze, które postanowiliście zostawić pod poprzednim rozdziałem.
Ponieważ nie jestem pewny, czy wyjaśniałem już pewną kwestię, która może wywołać u Was zdezorientowanie, zrobię to teraz. Jak wiecie "Harry Potter i Moment Zwrotny" jest moją wizją szóstej część HP. Przypominam, że akcja "Księcia Półkrwi" rozgrywała się w latach 1996-1997. Zdaję sobie sprawę, że pewne sprzęty i udogodnienia, które pojawiły się w tym rozdziale, nie były jeszcze znane w tamtych czasach. Dlatego też zdecydowałem, że wszystkie współczesne osiągnięcia techniki nie są obce moim bohaterom. Stąd też w tekście pojawił się laptop, czy prysznic z pewnymi dodatkami.:)
No i na koniec chciałbym jeszcze raz poruszyć sprawę, która ostatnio wzbudziła we mnie wiele emocji. Cieszę się, że sytuacja się unormowała i moje opowiadanie nie widnieje już na jednej z dwóch stron internetowych. Nie będę dziękować tej osobie za usunięcie tekstu, mogę jedynie napisać, że cenię sobie ludzi, którzy potrafią naprawiać swoje błędy.
Rozdział naprawdę świetny. Historia życia Harry'ego poruszyła mnie do głębi, gest kierowcy także był naprawdę miły. Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńJak zwykle moje emocje w czasie czytania rozdziału zmieniały się jak w kalejdoskopie. Przy akcjach z żartami uśmiechałam się szeroko, a kiedy nadeszła sytuacja w taksówce, historia Harry'ego, to zareagowałam w podobny sposób co Mike. To było tak świetnie napisane, że historia Pottera stała się dla mnie jeszcze smutniejsza, niż ta napisana przez J.K Rowling... pewnie dlatego, że jej Durleyowie nie byli aż tak wredni ;)
OdpowiedzUsuńOczywiście, z niecierpliwością będę czekać na kolejny rozdział i życzę, abyś miał dużo wolnego czasu na napisanie go.
Tradycyjnie... dużo weny!
Ściskam ^^
Rozdział jak zwykle super. Warto było czekać na niego :) aż smutno mi się zrobiło jak Harry opowiadał jak traktowali go Dursley'owie. Nie będę przynudzać bo leżę w łóżku chora o plete trzy po trzy ale życzę dużo weny :)
OdpowiedzUsuńJuż pisałam wcześniej i piszę jeszcze raz. MEGA
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Gall
Jestem dopiero na 17 rozdziale (czytam od wczoraj) ale zostawię tu komentarz ponieważ bardzo przyjemnie mi się to czyta :) Życzę dużo weny! :)
OdpowiedzUsuńDodam że właśnie skończyłem czytać ten rozdział i naprawdę świetnie ci idzie, mam nadzieję że nie przyjdzie nam długo czekać na następne rozdziału :)
UsuńJestem tu od niedawna ale zakochałam się w twoich opowiadaniach. Te jest naprawdę dopracowane. Dużo szczegółów. Czekam na kolejne. Przy okazji mam nadzieję że wpadniesz do mnie :) http://justbelieveinourstory.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńDopiero wczoraj odnalazłan tego bloga i jestem bardzo z tego zdowolona xD
OdpowiedzUsuńMasz wspaniały styl pisania, świetnie prowadzisz dioalogi pomiędzy postaciami :'D
A przy opowieści Harry'ego popłakałam się ehh... ;")
Mam nadzieję, że następny rodział pojawi się niebawem.
No to... życzę weny i do następnego ;*
Pozdrawiam ;3
Satia♥
Postaraj się ograniczyć używanie imion. W pewnym momencie co druga linijka zawierał słowo ,,Harry". Byłoby lepiej gdybyś pisała np. czarnowłosy, okularnik itd
OdpowiedzUsuńAle ogólnie bardzo fajne :P Po prostu uwielbiam się czepiać xD
Przy okazji zapraszam na mój blog:
https://naprzeciw-przeznaczenia.blogspot.com/
Nie mam nic do krytyki, pod warunkiem, że jest ona uzasadniona. :) Nie będę się spierać w kwestii imion, bo jestem świadomy tego, że czasami ich nadużywam. Staram się tego nie robić, jednak nie zawsze o tym pamiętam. :D
UsuńPozdrawiam! :D
Bardzo podobają mi się twoje opowiadania i blog. Można wiedzieć, kiedy dodasz następny rozdział?
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że Ci się podoba. :)
OdpowiedzUsuń"Kula Profesor Trelawney" (prawa kolumna) to miejsce, gdzie umieszczam przewidywane terminy publikacji kolejnych rozdziałów. Na chwilę obecną mam do zaliczenia jeszcze kilka egzaminów, więc nie zajmuję się blogiem. Nie wiem natomiast, ile będę potrzebować czasu, żeby skończyć kolejny rozdział, więc mogę nie wyrobić się do końca lipca, mimo że właśnie w tym miesiącu planuję wstawić coś nowego.
Pozdrawiam! :D
To opowiadanie bardzo mi sie spodobało. Mam nadzieje że nie długo pokarzą się kolejne rozdziały.Jestem bardzo ciekawa jak potoczy sie dalej ta histoiia.
OdpowiedzUsuńŻycze dużo wenu
Ruda
OdpowiedzUsuńHej :) Świetnie Ci idzie. Przeczytałam wszystko w dwa dni, a dawno już nie trafiłam na opowiadanie, które aż tak by mnie wciągnęło! Oczywiście ja jak to ja - przez to, że sama piszę w niektórych fragmentach zapalała mi się lampka w głowie "Ja bym to opisała inaczej", ale i tak jest świetnie i nie mogę się doczekać na ciąg dalszy :) Życzę weny i czasu, bo wiem, że tego szczególnie brakuje wszystkim piszącym (mi też) ;) Pozdrawiam!
Bardzo dziękuję za odwiedziny i miłe słowa! :D Myślę, że każdy autor tak ma. Przynajmniej ja wyobrażam sobie, że dany fragment napisałbym inaczej. To chyba normalne. :D
UsuńPozdrawiam i życzę Ci, żebyś miała tyle wolnego czasu, ile bęedziesz potrzebować, aby zaspokoić swoje pisarskie żądze! :D
Mam nadzieje że niedługo pokarze się tu nowa notka. Bo znalazłam to opowiadanie przypadkiem i strasznie się wciągnęłam. Jestem bardzo ciekawa jak ta historia potoczy się dalej.
OdpowiedzUsuńŻycze dużo weny.
Ruda
Hej,
OdpowiedzUsuńautorze, powiem tak opowiadanie jest niesamowite, to jest jedno z nielicznych jakie czytam o Harrym Potterze (jakoś tak ta tematyka mnie kiedyś nie interesowała) i bardzo mi się podoba, pokrótce, taki Harry barze mi się podoba, i ta scena jaką usadzili Harry i Draco bosko, Mickey poznał jak wyglądały święta u Harrego, jak całe dzieciństwo...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Hej,
OdpowiedzUsuńto poranne dokuczanie, było supre, Mike poznał przeszłoeść Harrego, która nie była wcale kolorowa...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, to dokuczanie poranne o tak wyszło naprawdę fantastycznie, Mike poznał już przeszłość Harrego, która nie była wcale taka kolorowa...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Witam.
OdpowiedzUsuńNiedawno zaczęłam czytać to opowiadanie i z każdym rozdziałem wciągam się coraz bardziej w tą wersję Harry'ego Pottera. Wszystkie postacie są tu bardziej wyraziste, mają swoje unikatowe osobowości, i to też jest super. Będzie więcej fragmentów z życia Harry'ego u Dursleyów? Życzę dalszej weny. :D
Bardzo się cieszę, że wciąż trafiają do mnie kolejni czytelnicy. Dziękuję również za miłe słowa. :) A jeśli chodzi o Dursleyów, to nie będę kłamać, ale na tę chwilę nie przewiduję, by fragmenty z nimi miały się jeszcze pojawić. Na pewno nie w najbliższym czasie, co oczywiście nie znaczy, że nigdy nie zmienię zdania. Kto wie, może kiedyś wpadnie mi do głowy jakiś ciekawy pomysł?
UsuńPozdrawiam!