Harry patrzył
na oddalającego się przyjaciela, czując w sercu dziwne kłucie. Naprawdę było mu
przykro, że musiał wyjechać. Szczególnie, że teraz wszystko wyglądałoby
inaczej. Nigdy nie przypuszczał, że mógłby żałować, że nie spędzi całych wakacji
na Privet Drive.
Niestety sprawy
potoczyły się inaczej. Nie wróci już do tego miejsca. Oczywiście kiedyś
odwiedzi jeszcze Mike’a, ale przecież nie będą to częste wizyty.
Czekał w
spokoju przed domem, gdy nagle usłyszał trzask aportacji. Odwrócił się i
zobaczył idącego w jego stronę pana Weasleya. W tej chwili nie musiał udawać
radości. Czuł się szczęśliwy, bo wiedział, że czas spędzony w Norze będzie tak
samo miły jak był pobyt u Mike'a.
- Harry? -
zapytał niepewnie pan Weasley. Próbował ukryć zdziwienie, ale nie za bardzo mu
to wyszło.
- Dzień dobry,
panie Weasley - przywitał się Harry, szczerząc się jak głupi.
- Dzień dobry.
Przepraszam, że tak zareagowałem, ale... zmieniłeś się.
- Może trochę.
- Nie ważne...
- Na twarzy mężczyzny wciąż widoczny był szok. - Nie mamy teraz na to czasu.
Spakowałeś się już?
- Tak, możemy
ruszać.
- Nie pożegnasz
się z rodziną? - Pan Weasley uniósł w górę brew.
- Eee... Już
się z nimi pożegnałem... dlatego czekałem na dworze... - skłamał.
- W porządku.
Złap mnie mocno za rękę.
Harry wykonał
polecenie i gdy jego ręka spoczęła na ramieniu starszego mężczyzny, poczuł, jak
by ktoś próbował przepchnąć go przez bardzo wąski otwór. Na szczęście uczucie
zniknęło tak szybko, jak się pojawiło.
Znaleźli się w
pobliżu Nory. Patrząc na budynek, Harry nie potrafił powstrzymać uśmiechu.
Można powiedzieć, że to miejsce było jego prawdziwym domem. Nikt nie traktował
go tutaj jak wybrańca, tylko jak zwykłego nastolatka.
Pan Weasley,
widząc uśmiech na twarzy chłopaka, odpowiedział mu tym samym. Cieszył się z
radości Harry’ego. Chociaż był on obcą osobą, stanowił ważną i integralną część
jego rodziny. Był jak syn.
Uśmiechnięci ruszyli w stronę drzwi. Kiedy tylko
weszli do środka, ktoś rzucił się na Harry’ego. Chłopak rozpoznał tą osobę dopiero,
gdy się od niego oderwała.
- Harry? To
naprawdę ty? - zapytała zaskoczona Hermiona, dokładnie się mu przyglądając.
- Tak. A co, aż
tak się zmieniłem? - zażartował.
- No tak...
Jesteś teraz… - nie zdążyła dokończyć, bo wtrącił się Ron stojący w pobliżu
niej.
- Cześć, stary.
- Uścisnęli się. - Cieszę się, że w końcu jesteś. I nie zwracaj na nią uwagi, w
końcu to dziewczyna.
Harry znowu się
zaśmiał.
- Też się
cieszę, że was widzę - dodał, kiedy kolejny napad wesołości minął.
W tym samym
czasie do kuchni weszła pani Weasley i Ginny.
- Cześć -
powiedziała rudowłosa, kiedy tylko dostrzegła starszego kolegę.
- Hej - odparł.
- Harry,
kochaneczku! Jak dobrze, że już jesteś - powiedziała pani Weasley i wyściskała
go. - Zmieniłeś się, ale w końcu na lepsze... Chyba lepiej zaczęli cię tam
karmić i nareszcie postanowili wydać na ciebie jakieś pieniądze?
- Niestety nie.
W kwestii jedzenia nic się nie zmieniło, a na zakupy wybrałem się sam. Nie
mogłem dłużej chodzić w tych workach - odpowiedział, dochodząc do wniosku, że w
tym wypadku nie było sensu kłamać.
- Rozumiem...
Bardzo dobrze sobie poradziłeś, bo wyglądasz rewelacyjnie. Mam wrażenie, że nie
widzieliśmy się od wieków. - Uśmiechnęła się. - A może jesteś głodny? -
spytała.
- Nie,
dziękuję. Niedawno jadłem obiad - wyjaśnił.
- No dobrze, a
może…
- Molly, daj
spokój - przerwał jej pan Weasley. Zobacz, że dzieciaki zaraz przewiercą cię
wzrokiem. Niech gdzieś sobie pójdą. W końcu nie widzieli się miesiąc i na pewno
chcą ze sobą porozmawiać.
Młodzież była
niezwykle wdzięczna za te słowa i kiedy tylko pani Weasley zgodziła się z
mężem, od razu poszli na górę do pokoju Rona.
- Harry, jak
tam wakacje? Mam nadzieję, że dobrze cię traktowali? - zapytała Hermiona, kiedy
wszyscy zajęli już wygodne miejsca.
- Ogólnie dobrze
- odpowiedział po chwili.
- Ogólnie
dobrze cię traktowali, czy ogólnie dobrze minęły wakacje? - dopytywała się.
- To pierwsze -
mruknął. - A co wy robiliście przez cały lipiec? - spytał, chcąc uniemożliwić
dziewczynie zadawanie kolejnych pytań. Liczył, że zmiana tematu skutecznie
odwiedzie ją od dalszego przesłuchania.
- Och, nic
nadzwyczajnego. - Ku uciesze Harry'ego dziewczyna połknęła haczyk. - W domu
raczej nigdzie nie wychodziłam, a kiedy przyjechałam tutaj, robiliśmy to co
zwykle. - Uśmiechnęła się. - Wieczorami uczyłam się rzucać nowe zaklęcia -
dodała dumnie.
Harry
wytrzeszczył oczy.
- Jak to
uczyłaś się rzucać zaklęcia? - spytał zdziwiony.
- Halo! Chyba
logiczne, że różdżką - odezwał się Ron, patrząc na niego dziwnie.
Harry przewrócił
oczami i go zignorował. Ponownie odwrócił się do przyjaciółki, chcąc
kontynuować temat. Nie zdążył jednak powiedzieć ani słowa, gdyż Ron krzyknął:
- Harry!
- Co? -
odwrócił się zaskoczony.
- Ty masz kolczyk?!
- wrzasnął rudzielec.
- No tak -
uśmiechnął się.
Ron pokręcił
głową.
- Już prawie
tydzień - wyjaśnił brunet.
- Pasuje ci -
odezwała się Ginny i pewnie popatrzyła mu w oczy.
Harry trochę
się zdziwił, bo w takich sytuacjach dziewczyna zazwyczaj oblewała się
rumieńcem. Widocznie czas, który w ostatnim roku spędzili razem, wpłynął na nią
lepiej niż przypuszczał.
- Ale nie
rozumiem... Po co ci on? - dopytywał się Ron.
- Jak to po co?
Dla zabawy.
- Ron, daj
spokój... Harry wygląda świetnie. - Hermiona wtrąciła się do rozmowy.
- Dziękuję. - Brunet
odetchnął z ulgą. - A wracając do tematu... Nie mogłaś przecież rzucać czarów.
To zakazane, a ty na pewno nie złamałabyś prawa!
Przez chwilę
wszyscy patrzyli się na niego dziwnie. Zaraz jednak na twarzy Hermiony pojawił
się wyraz zrozumienia.
- Och,
rozumiem. Czyli ty nic nie wiesz? - spytała.
- Czego nie
wiem? - zdziwił się.
- Harry, od
połowy lipca uczniowie, którzy skończyli piątą klasę, mogą używać czarów. To
przez powrót Sam-Wiesz-Kogo. Pisali o tym w Proroku, nie widziałeś?
- Nie... Nie
zamawiałem gazety od czerwca. - Zamilkł na chwilę. - Aaa... – mruknął i uderzył
się w czoło. - Teraz wiem, dlaczego nie dostałem listu z Ministerstwa, gdy
rzuciłem zaklęcie w tamtym barze. O kurwa... - zaklął, gdy uświadomił sobie, że
powiedział za dużo.
- O jakim barze
mówisz? - spytała Ginny, mrużąc oczy, co sprawiło, że wyglądała jak jej matka.
Kobieta przyjmowała taką minę zwykle wtedy, gdy podejrzewała o coś bliźniaków.
Hermiona i Ron
także popatrzyli na niego podejrzliwie.
- Nie, nie...
Coś wam się pomieszało. Nie mówiłem nic o barze. - Brunet próbował się
wytłumaczyć.
- Harry, nie
rób z nas kretynów! - krzyknęła rudowłosa. - Wyraźnie słyszeliśmy, co
powiedziałeś, zresztą twoja reakcja tylko to potwierdza.
- Oj, no dobra,
musiałem rzucić zaklęcie czyszczące, żeby pozbyć się krwi z moich ubrań -
odpowiedział. - Zadowolona?
- Co? Jaka
krew? Harry, czemu byłeś we krwi?! - zapytała zdenerwowana Hermiona. Wyglądała
na naprawdę przerażoną. - Tylko nie mów, że znowu napadli cię śmierciożercy.
- Ciszej, bo
usłyszą nas na dole! I nie, nie napadli mnie śmierciożercy - syknął. - Powiem
wam, ale musicie to zachować dla siebie, okej?
Przyjaciele
zgodnie pokiwali głowami, więc kontynuował. Opowiedział im, co wydarzyło się na
Privet Drive, o tym że uciekł z domu, o swojej wizycie w Dziurawym Kotle i w
banku Gringotta.
- To gdzie ty
się podziewałeś przez cały tydzień i dlaczego tata odebrał cię spod domu? -
zapytał Ron.
- Mieszkałem u
mojego przyjaciela, Mike’a. Niedawno wprowadził się na Privet Drive. Czekałem pod
domem, bo po pierwsze nie chciałem, żeby się wydało, że nie mieszkam u
wujostwa, a po drugie nie mogłem wysłać sowy, bo Mike to mugol.
- Wszystko
jasne - stwierdziła Hermiona. - Mimo to uważam, że powinieneś komuś o tym powiedzieć
- drążyła dalej temat.
Mówiła
spokojnie, lecz w głębi duszy była cała w nerwach. Nie myślała, że życie
Harry'ego wyglądało tak źle. A tym bardziej, że był bity.
Zawsze myślała,
że z powodu śmierci rodziców, jego rodzina spróbuje mu to zrekompensować.
Oczywiście wiedziała, że Harry nie żył jak jakiś książę. Gdyby tak było, to
prędzej wyrósłby na napuszonego pawiana, tak jak Malfoy.
- Nie,
Hermiono! Nic nikomu nie będę mówił! Szczególnie, że nie wrócę już do tego domu,
czy to się Dumbledore’owi podoba czy nie. - Podniesiony głos Harry'ego wyrwał
ją z zamyślenia.
- Ale… -
zaczęła.
- Hermiono, daj
spokój - przerwał jej Ron. - Przecież wiesz, jacy są ci mugole. Zresztą po tym
co mu zrobili, to nie dziwię się, że uciekł. I to jest jego sprawa, czy komuś o
tym powie.
Szatynka
chciała coś jeszcze powiedzieć, ale powstrzymała się od komentarza, nerwowo
przygryzając wargę. Wolała na spokojnie przemyśleć sytuację Harry'ego.
Zastanawiała
się, dlaczego nikt nie zabrał go wcześniej od jego wujostwa. Przecież wygląd
chłopaka wyraźnie świadczył o tym, że nie traktowali go jak prawdziwego członka
rodziny.
- Słuchajcie,
może zagramy w eksplodującego durnia, czy coś? - spytała Ginny, chcąc
rozładować napiętą atmosferę.
- Dobry pomysł -
odpowiedziała reszta.
Całe popołudnie
spędzili, grając w karty. Gdy byli w trakcie kolejnego rozdania, usłyszeli
wołanie pani Weasley.
- Dzieciaki,
kolacja!
Skończywszy
kolejkę, udali się na dół. Przy stole siedział już pan Weasley i czytał Proroka
Wieczornego. Jego żona stała przy kuchni i kończyła przygotowywać posiłek.
Niedługo potem wszyscy ze smakiem jedli
przygotowane dania. Przy okazji rozmawiali na różne tematy. Tylko Harry nie
brał udziału w dyskusji. Myśli, które zaprzątały mu głowę po słowach Hermiony,
skutecznie uniemożliwiały mu skupienie się na rozmowie.
Zastanawiał się
nad powodem zniesienia ograniczenia w posługiwaniu się magią. Nie mógł wymyślić
niczego, co skłoniłoby ministra do takiego ustępstwa. Przecież jeszcze nie
dawno mężczyzna nie wierzył w powrót Voldemorta, a teraz zezwalał na używanie
czarów poza szkołą? Było w tym coś dziwnego.
- Harry,
kochaneczku, stało się coś? - zapytała pani Weasley, dostrzegając jego duchową nieobecność.
- Nie,
zamyśliłem się tylko. - odpowiedział i zaczął skubać jedzenie.
Po chwili
odłożył jednak sztućce, ponieważ kwestia ustępstw Knota nie dawała mu spokoju.
- Na pewno
wszystko w porządku? Jeżeli masz jakieś kłopoty, to możesz nam powiedzieć i
razem spróbujemy coś temu zaradzić - stwierdziła ciepło kobieta.
- Nie mam
żadnych kłopotów. - Uśmiechnął się. - Nie mogę tylko zrozumieć, co skłoniło
ministra do takich działań - odpowiedział szczerze.
- Nie czytałeś
gazet, prawda? - tym razem odezwał się pan Weasley.
Harry zaprzeczył, kręcąc głową.
- Widzisz, po
tym jak okazało się, że ty i Dumbledore mówiliście prawdę, poparcie ministra
gwałtownie zmalało. Ludzie zaczęli protestować i żądać jego dymisji. Dlatego chwyta
się wszelkich możliwych sposobów na zatrzymanie posady. Jednak jego usilne
starania nie przynoszą efektów, więc spodziewam się, że niedługo odbędą się
wybory.
- Rozumiem -
powiedział Harry. - Ale chyba dobrze by było zmienić ministra... Knot za bardzo
przyzwyczaił się do czasów pokoju i nie robi nic, co mogłoby pomóc w walce z
Voldemortem.
Na dźwięk tego
nazwiska wszyscy skrzywili się lekko.
- Masz rację.
Ale taka sytuacja może też wywołać kolejne problemy. Sam-Wiesz-Kto może teraz
działać otwarcie i spodziewamy się, że jeżeli dojdzie do wyborów, to spróbuje
wypromować swojego kandydata. Obawiam się, że z powodzeniem...
Harry spojrzał
na mężczyznę i poczuł, że ogarnia go niepokój. Jeżeli Voldemortowi udałoby się
obsadzić na stanowisko jakiegoś śmierciożercę, to cały czarodziejski świat
byłby jeszcze bardziej zagrożony, o ile to możliwe.
Analizując swoje przemyślenia, doszedł do
jednego, niezwykle ważnego wniosku. Walka zbliżała się wielkimi krokami, więc
naprawdę musiał się wziąć do nauki. To już nie były żarty.
- Dobrze,
wystarczy tych rozmów na dziś - powiedziała pani Weasley. - Czas iść spać. Jutro
będziemy mieć trochę pracy, a domyślam się, że chcielibyście robić coś innego. Dlatego
im wcześniej zaczniemy, tym wcześniej skończymy.
Nastolatkowie
pokiwali głowami, po czym wstali od stołu i wyszli z kuchni. Nie zamierzali jednak
iść spać. Jak dla nich było stanowczo za wcześnie. W końcu byli młodzi,
rozsadzała ich energia, a ponadto były wakacje.
Mimo tego, że
swoim zachowaniem łamali dane kobiecie słowo, postanowili wyjść na dwór.
Wymknęli się tylnym wyjściem i rozsiedli pod jednym z drzew. Mieli sobie wiele
do powiedzenia, więc czas zleciał im niezwykle szybko.
Kilka godzin
później pani Weasley przerwała ich sielankę. Chyba niedawno zrobiła obchód i
zorientowała się, że nie wypełnili jej polecenia. Wyszedłszy z domu i
zobaczywszy ich na zewnątrz, wyglądała jak tykająca bomba.
Gdy kobieta
skończyła swój wywód, wrócili do domu i skierowali się na górę. Mimo że musieli
słuchać kazania pani Weasley, niczego nie żałowali. W końcu grzechem byłoby nie
skorzystać z tak pogodnej i ciepłej nocy.
Przed pójściem
spać wszyscy powiedzieli sobie jeszcze - Dobranoc - by następnie zniknąć za
drzwiami swoich sypialni. Ponieważ Fred i George mieszkali teraz na Pokątnej,
Harry dostał ich pokój.
Niepewnie
wszedł do środka. Spodziewał się zastać pozostałości po wynalazkach bliźniaków,
dlatego bardzo się zdziwił, gdy dostrzegł, że pokój pozbawiony był
niepotrzebnych rzeczy i został porządnie wysprzątany. Poczuł przyjemne
łaskotanie w okolicach żołądka, kiedy pomyślał o pracy, jaką wykonali państwo
Weasleyowie.
Otrząsnąwszy
się z nagłego przypływu emocji, skierował się do łazienki, aby odświeżyć się
przed snem. Zdążył zrobić krok, gdy od strony okna usłyszał ciche pohukiwanie.
Odwrócił się w tamtym kierunku i zobaczył swoją sowę.
Hedwiga
siedziała na parapecie i wpatrywała się w niego uważnie. Po chwili wyleciała za
okno i wyruszyła na polowanie. Widocznie czekała, aby się z nim pożegnać.
Harry
uśmiechnął się do siebie i ruszył do łazienki. Po kilkunastu minutach wrócił do
pokoju i położył się do łóżka.
* * *
Pół godziny
później Harry wciąż nie mógł usnąć. Było dla niego po prostu za wcześnie.
Niechętnie spojrzał na zegarek, który wskazywał dwudziestą trzecią. Przez
chwilę leżał bez ruchu. W końcu uznał, że była to strata czasu.
Nagle wpadł na
pewien pomysł. Wstał, podszedł do swojego kufra i wyciągnął z niego wszystkie
książki. Posegregował je na już przeczytane i te, które miał zamiar jeszcze
przejrzeć.
Gdy skończył,
ze zdziwieniem zauważył, że zostały mu tylko dwa cienkie egzemplarze. Nie mógł w
to uwierzyć. W ciągu dwóch tygodni przeczytał więcej książek niż przez pół roku
w Hogwarcie.
Dochodziła
druga, gdy odłożył ostatnią z nich. Obie lektury były naprawdę fascynujące, chociaż
jedna dotyczyła eliksirów. Nie rozumiał, dlaczego ta dziedzina magii sprawiała
mu dawniej tyle trudności. Teraz byłby w stanie odpowiedzieć na wszystkie
pytania, które w ciągu tych pięciu lat zadał mu Snape.
Dzięki lekturze
drugiej książki, którą właśnie odkładał na stertę przeczytanych, poznał kilka
pożytecznych zaklęć. Postanowił, że w wolnym czasie spróbuje nauczyć się je
rzucać. Co prawda mógłby zrobić to nawet teraz, ale bał się, że spowoduje
niepotrzebny hałas. Dlatego, chcąc nie chcąc, ponownie położył się do łóżka.
Tym razem odpłynął
w krainę Morfeusza już po kilkunastu minutach.
* * *
Następnego dnia
Harry obudził się zaskakująco wcześnie. Mimo że znaczną część nocy spędził nad
książkami, był wypoczęty. Podekscytowany możliwością wypróbowania nowych zaklęć
szybko wyszedł spod kołdry i poszedł do łazienki. Niedługo po tym całkowicie
ubrany zszedł się na dół.
W kuchni zastał
najstarszych Weasleyów. Nie był tym zbytnio zdziwiony, ponieważ wiedział, że
reszta domowników lubiła pospać trochę dłużej, zwłaszcza Ron. Podchodząc do
stołu, przywitał się z dorosłymi.
- Dzień dobry -
odpowiedziała niewyraźnie pani Weasley.
Harry spojrzał
na nią badawczym wzrokiem. Zachowywała się jakoś dziwnie. Zawsze pełna energii
i radości, teraz stała przygaszona i smutna.
- Coś się
stało?- zapytał.
Kobieta cicho
westchnęła i odłożyła nóż, który trzymała w rękach. Spojrzała na niego smutno,
ale nic nie powiedziała. Z pomocą przyszedł jej mąż.
- Nie, nic
wielkiego. Powiemy ci później, jak reszta już wstanie.
- No właśnie,
to może ja pójdę ich obudzić - stwierdziła pani Weasley.
Po chwili
zniknęła za drzwiami i w oddali było słychać tylko jej kroki. Harry odwrócił
się do mężczyzny.
- Panie
Weasley, wszystko w porządku? Przepraszam, że się wtrącam, ale pani Weasley
wydała mi się jakaś przygaszona - powiedział.
- Widzisz,
nastąpiły pewne problemy... - Mężczyzna podrapał się po głowie. - Musimy
natychmiast zmienić parę rzeczy i to stwarza nam trochę kłopotów.
- Czy to z
mojego powodu? - zapytał szybko brunet, czując, że ogarnia go poczucie winy.
- Ależ nie!
Myślę, że to nie dotyczy... - pan Weasley nie zdążył powiedzieć niczego więcej,
bo w tej samej chwili do pomieszczenia wszedł Ron, nadal ubrany w piżamę.
Chłopak podszedł
do stołu i usiadł obok Harry’ego. Przez chwilę patrzył się na swojego ojca i
przyjaciela, a potem ziewnął, nawet nie zakrywając ust.
- Ron! - krzyknął pan Weasley. - Może trochę kultury?
Harry zdziwił
się taką reakcją, ponieważ mężczyzna zazwyczaj był spokojny i rzadko pouczał
swoje dzieci. Takie zachowanie bardziej pasowało do jego żony, która nigdy nie
owijała niczego w bawełnę. Jeżeli któryś z jej potomków postąpił niewłaściwie,
to nie hamowała swojej złości, ani nie szczędziła niemiłych słów.
- Tato, daj
spokój - odpowiedział Ron, zupełnie nie przejmując się otrzymanym upomnieniem.
W tym samym
czasie wróciła pani Weasley. Zaraz za nią weszły Hermiona i Ginny. Dziewczyny
były całkowicie ubrane, ale zdecydowanie niewyspane. Usiadły obok chłopaków i
uśmiechnęły się do nich, mimo że na ich twarzach dominował obraz cierpienia
związanego z przymusem tak wczesnego wstania.
Pan Weasley
wciąż czytał Proroka, popijając kawę. Z kolei Ron rozwalił się na krześle,
odchylając głowę mocno do tyłu. Od czasu do czasu mamrotał coś pod nosem lub
cicho pochrapywał.
Harry uważnie
przyglądał się wszystkim domownikom, czując, że jego dobry humor ulatuje z
niego jak powietrze z dziurawej opony. Wiedział, że musiało stać się coś złego,
w przeciwnym razie pani Weasley nie zachowywałaby się tak dziwnie.
Nie miał jednak
wystarczająco dużo czasu na intensywną analizę zaistniałej sytuacji, bo
śniadanie pojawiło się na stole. Ponieważ był głodny jak wilk, zajął się
jedzeniem, co skutecznie odwróciło jego myśli od problemu.
Dwadzieścia
minut później ostatni kęs został przełknięty. Ron wstał i chciał wrócić do
swojego pokoju, lecz pan Weasley go zatrzymał.
- Ron, siadaj.
Musimy z wami porozmawiać.
- Nie możemy
później? Chciałbym się jeszcze położyć... - jęknął rozżalony.
- Nie! -
Mężczyzna wyglądał na zirytowanego. - To ważne. Poza tym zapomnij, że miałbyś
spać o tej porze.
Rudzielec opadł
z powrotem na krzesło.
- Dzisiaj rano
dostaliśmy wiadomość od profesora Dumbledora. Dyrektor przechwycił informację o
planach Sami-Wiecie-Kogo, które dotyczą usunięcia członków Zakonu. Niestety,
większość osób wie, że nasze stosunki z Dumbledore'em są bardzo bliskie, więc
możemy być celem ataku. Dlatego dyrektor uważa, że niezwłocznie musimy opuścić
dom. Proszę was, abyście zaraz poszli się spakować i wkrótce byli gotowi do
wyprowadzki.
- Co?! -
krzyknął Ron, zrywając się ze swojego miejsca. - Gdzie niby mamy się przenieść?
- Do Kwatery
Głównej, przynajmniej na jakiś czas - do rozmowy wtrąciła się pani Weasley.
- Ale…
- Nie ma
żadnego ale! - krzyknęła kobieta.
Pan Weasley
podszedł do swojej żony i ją przytulił.
- Kochanie,
spokojnie - powiedział.
Harry czuł się
źle, bo, pomimo tego że został zapewniony, że to nie z jego powodu wyniknęły
problemy, teraz uważał inaczej. Miał wielkie poczucie winy i nie pomyślał nawet
o tym, że Voldemort, planując zabijanie członków Zakonu, i tak na pierwszy
ogień wybrałby Weasleyów.
W kuchni po raz
kolejny zapanowała cisza. Wkrótce stała się na tyle przytłaczająca, że młodzież
postanowiła pójść na górę, żeby się spakować.
Na szczęście
Harry nie wyjął zbyt wielu rzeczy ze swojego kufra, więc nie miał za dużo do pakowania.
Po szybkim zebraniu kilku swoich własności, poszedł do Rona. Znając go, miał z
tym spore problemy.
Gdy wszedł do
pokoju przyjaciela, potwierdziły się jego przypuszczenia. Ron siedział na
łóżku, a obok niego stał pusty kufer.
- Kompletnie nie wiem, co mam ze sobą wziąć -
powiedział rudzielec, wtulając twarz w dłonie.
- Wyobraź
sobie, że pakujesz się do Hogwartu - doradził mu Harry. - Weź do tego swoje
najcenniejsze rzeczy, których nie chcesz stracić i nie będziesz mógł kupić
podobnych na ich miejsce.
- Masz rację -
westchnął, biorąc się w garść. - Pomożesz mi? - zapytał.
- Jasne. - Uśmiechnął
się brunet. - I wiesz co? Mam nawet pomysł, poczekaj chwilę. - Sięgnął do
kieszeni, wyciągnął różdżkę i pomyślał - Pakuj! - Rzeczy Rona same zaczęły
układać się w kufrze.
Kiedy wszystko
było już spakowane, Harry głośno wciągnął powietrze.
- Co? - spytał
przestraszony rudzielec.
- Właśnie coś sobie
uświadomiłem.
- No mów! -
niecierpliwił się chłopak.
- Nie
wypowiedziałem zaklęcia
Ron odetchnął z
ulgą, gdyż myślał, że chodziło o coś gorszego.
- Zaraz,
zaraz... co? - zapytał, gdy dotarły do niego słowa przyjaciela.
- Nie
wypowiedziałem na głos formuły.
- Nie mówiłeś,
że umiesz rzucać niewerbalne zaklęcia - burknął Ron, nie ukrywając zazdrości.
- Bo nie
wiedziałem.
Harry podszedł
do okna i spojrzał na ogródek. Od kiedy wszystko zaczęło mu tak łatwo
wychodzić?
- Dobra,
chodźmy na dół, bo niedługo musimy ruszać - oderwał się od swoich myśli i poszedł
w stronę drzwi z Ronem depczącym mu po piętach.
Wszyscy pozostali
znajdowali się już w kuchni. Harry stanął pod ścianą i obserwował zachowanie
innych. Było mu przykro, bo nie mógł pozbyć się myśli, że to on był winny całej
tej sytuacji. Przecież gdyby Voldemort nie chciał go zabić, to jego przyjaciele
nie byliby w niebezpieczeństwie.
Uczucie smutku
potęgowało miejsce ich przeprowadzki. Harry nie chciał wracać do Kwatery
Głównej. Na Grimmauld Place wszystko przypominało mu Syriusza. Nie wiedział,
czy był gotów zmierzyć się z przeszłością, a najgorsze było to, że nie miał na
to żadnego wpływu. Czemu los się tak na mnie uwziął? - pomyślał.
Jeszcze rano był szczęśliwy, że był w Norze
razem z przyjaciółmi, że będzie mógł poćwiczyć nowe zaklęcia... A teraz? Za
chwilę znowu będzie mieszkał w miejscu, które wywoływało tylko złe wspomnienia.
- Dobra, to
chyba wszystko, co powinniśmy wziąć. Molly, kochanie, jesteś gotowa? - zapytał
pan Weasley.
- Tak… chyba
tak... - odpowiedziała cicho kobieta.
- A wy,
dzieciaki?
- Tak -
odpowiedzieli chórem.
- Tato, jak wy
zamierzacie to zabrać? Przecież tu jest mnóstwo kartonów! - zauważył Ron.
- Użyjemy
zaklęcia zmniejszającego. Powinieneś już je znać, prawda? - zapytała pani
Weasley. Denerwowała ją cała sytuacja, więc łatwo się irytowała.
Pan Weasley
zignorował zachowanie swojej żony, wiedząc, że ta bardzo cierpiała z powodu
przeprowadzki. Wolał nie denerwować jej bardziej, dlatego machnął różdżką i
wszystkie kartony uległy zmniejszeniu, a następnie znalazły się w jego
kieszeni. To samo spotkało kufry jego dzieci i ich przyjaciół.
- Panie
Weasley, jak my się tam dostaniemy? - zapytał Harry.
-
Świstoklikiem, który przeniesie nas w pobliże Kwatery. Kawałek będziemy musieli
przejść, bo nie możemy wylądować przed domem. - Mężczyzna odpowiedział na
pytanie i w tym samym czasie spojrzał na zegarek. - Wielkie nieba! - krzyknął. -
Zaraz aktywuje się świstoklik! Szybko, złapcie tę gazetę! - Zebrani podbiegli
do trzymanego przez niego przedmiotu.
Chwilę później
Harry poczuł, jak jego stopy odrywają się od ziemi. Kątem oka dostrzegł minę
pani Weasley, która nie pogodziła się jeszcze z koniecznością wyprowadzki. Nie
miał jednak czasu dłużej się nad tym zastanawiać, bo poczuł uderzenie o ziemię.
Początkowo miał wrażenie, że upadnie, jednakże udało mu się zachować równowagę.
Spojrzał na
swoich przyjaciół i zauważył, że oprócz niego tylko pan i pani Weasley stali na
nogach. Był w szoku, ponieważ pamiętał swoją ostatnią podróż za pomocą tego
środka transportu. Wtedy on również wylądował na ziemi.
Widząc, że pan
Weasley pomagał wstać Ginny, Harry otrząsnął się ze swoich myśli i podbiegł do pozostałych,
żeby zrobić to samo.
Chwilę później
zmierzali w kierunku Grimmauld Place. Kiedy znaleźli się przed domami z
numerami 11 i 13, wszyscy zaczęli intensywnie myśleć o wejściu do Kwatery.
Wówczas ukazał im się kolejny dom - z numerem 12.
- Kochani,
wchodźcie, szybko! - poganiał ich pan Weasley.
Dom wyglądał
trochę inaczej, niż Harry zapamiętał. Nie był już tak ciemny i mroczny.
Przeszło mu nawet przez myśl, że z chęcią by w nim został, gdyby nie fakt, że
przypominał mu o jego zmarłym ojcu chrzestnym.
Ruszyli w
kierunku kuchni, gdy drzwi od salonu otworzyły się i stanął w nich profesor
Dumbledore. Staruszek spojrzał na nich z uśmiechem.
- Cieszę się,
że już jesteście. Właśnie miałem rozpocząć zebranie - powiedział.
Państwo Weasleyowie
skinęli głowami i weszli do salonu.
- Witajcie, kochani, mam nadzieję, że wakacje
mijają wam dobrze? - Uśmiechnął się do młodzieży. - Wybaczcie, ale nie mam
czasu z wami dłużej porozmawiać. Proszę, udajcie się na górę i nie podsłuchujcie.
Rzuciłem na drzwi zaklęcie nieprzenikalności - dodał, puszczając im oczko, po
czym zamknął drzwi.
Tak jak
zasugerował dyrektor, poszli na górę do pokoju, który zajmowali Harry i Ron
Rozsiedli się na łóżkach i zaczęli rozmowę na temat bieżących wydarzeń.
* * *
- Witajcie!
Zwołałem to zebranie, ponieważ otrzymałem informację, że Voldemort zamierza
zorganizować kilka napaści. Ofiarami mają być członkowie Zakonu Feniksa.
Niestety nie wiemy którzy dokładnie. Proszę was, abyście zachowali wszelkie
środki ostrożności i jak najlepiej zabezpieczyli swoje domy - powiedział
Dumbledore. - Molly, Arturze - zwrócił się do państwa Weasley. - Mam nadzieję,
że wybaczycie mi nakaz natychmiastowej przeprowadzki, ale w tych
okolicznościach bylibyście najbardziej zagrożeni. Proszę, zatrzymajcie się
tutaj, a my w międzyczasie pomyślimy co dalej.
- Oczywiście,
rozumiemy - powiedział pan Weasley. Jego żona cały czas była przygnębiona.
- Cieszę się -
odpowiedział szczerze staruszek. - A teraz czas na raporty... Severusie?
Wywołany mężczyzna
podniósł się ze swojego miejsca i głosem wypranym z emocji, zaczął mówić:
- Czarny Pan… -
tymi słowami zebranie rozpoczęło się na dobre.
Po dwóch
godzinach Dumbledore ponownie powstał ze swojego miejsca i powiedział:
- Myślę, że na
dzisiaj to wszystko. Następne spotkanie odbędzie się za dwa tygodnie. Tonks,
Alastorze, czekam na wasze raporty.
Po tych słowach
członkowie zakonu zaczęli opuszczać pomieszczenie.
- Remusie,
poczekaj chwilę - powiedział jeszcze staruszek.
- O co chodzi,
Albusie? - zapytał Lupin.
- Spotkajmy się
jutro o dziesiątej, rzecz jasna w moim gabinecie. Odnaleziono testament
Syriusza.
Mężczyznę
zamurowało.
- Będę na pewno
- odpowiedział tylko i wyszedł.
~ ~ ~ ~
Następny rozdział powinien pojawić się w przyszłą sobotę, jednakże najprawdopodobniej termin ten ulegnie zmianie. Dzisiaj nie jestem w stanie wskazać konkretnej daty. Liczę, że wyrobię się najpóźniej do 12 kwietnia.
Beta: Seya (dziękuję!)
Beta: Seya (dziękuję!)
Fajnie fajnie nmg sie doczekać następnego Proszę dodaj go szybko i oby był dłuższy z ciekawością i zapałem czekam na następne rozdziały oraz rozwój wydarzeń pozdrawiam i życzę weny Majka :)
OdpowiedzUsuńHej:)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystkie rozdziały i musze przyznać, że jest intrygująco.
Całkiem nowe oblicze Harrego, tajemniczy Mike ( myślę, że spotkamy go w Hogwarcie), nie wiem co o nim myśleć. Nie mogę nabrać do niego zaufania. Coś jest z nim nie tak :D
Masz oryginalny pomysł i dobry styl. Bardzo dobrze się to czyta i chce się więcej, a o to przecież chodzi :)
Przy okazji dziękuje za nominacje :)
Weny z tego co się zorientowałam nie muszę życzyć, więc pozostanę przy pozdrowieniach :)
nothing.
[miedzy-palcami]
Hej,
OdpowiedzUsuńreakcja przyjaciół na zmiany Harrego świetna, w końcu dowiedzieli się jak był traktowany u Dursleyow, ciekawe co jest w testamencie…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia
Kolejny dobry rozdział :) Zaciekawiła mnie kwestia testamentu Syriusza no i tego jak Harry'emu będzie się mieszkało w domu Syriusza.
OdpowiedzUsuńMieszkanie w kwaterze na pewno nie bedzie dla Harrego łatwe...tyle wspomnień, tyle bolesnych wspomnień. . .
OdpowiedzUsuńPocieszające jest to, że dzięki Mike'owi chłopak jest w dużo lepszej kondycji psychicznej.
No i podciągnął sie w nauce. Aż trudno w to uwierzyć! Chciałabym zobaczyć minę Snape'a gdy sie okaże, że Harry nie jest taki zly w eliksirach, jaki był wcześniej.
www.swiatlocienn.blog.pl
zapraszam. ;)
Fajnie ciekawe co się stanie z Harrym!
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńświetny rozdział, reakcja przyjaciół na zmiany Harrego jest świetna, w końcu dowiedzieli się jak był traktowany u Dursleyow, ciekawe co jest w testamencie…
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga