Koniec wakacji
zbliżał się w zastraszająco szybkim tempie. Harry miał wrażenie, że niedawno
przyjechał do Nory i razem z Weasleyami przeniósł się do Kwatery Głównej, a tak
naprawdę od tego wydarzenia minął prawie miesiąc.
Kolejnym
dowodem na nieubłagany upływ czasu, było wyjście do Londynu, od którego także
minęło już kilka dni. W odczuciu Harry'ego wydarzyło się to wczoraj.
Harry wstał
bardzo wcześnie. Przyzwyczaił się do tego, że około szóstej był już na nogach.
Ponieważ do śniadania zostawało mu kilka godzin wolnego, musiał sobie
odpowiednio zagospodarować czas.
Na początku robił serię ćwiczeń, potem długą i
relaksującą kąpiel, a na końcu zagłębiał się w jakiejś lekturze. Jeżeli była
interesująca, chodził do tajnego pokoju, aby móc zaspokoić żądzę i skończyć w
odpowiednim, mniej porywającym momencie.
Tak też było i
tego dnia, z tą różnicą, że dzisiaj nie ukrywał się w gabinecie. Leżał na łóżku
i czytał książkę o eliksirach. Dziedzina ta może nie należała do jego
ulubionych, ale teraz, gdy miał dostęp do różnych źródeł poświęconych temu
rodzajowi magii i nie miał nad sobą Snape'a czekającego na jego najmniejszy
błąd, to wszystko było w porządku. Dzięki temu zaczynał nawet rozumieć
zamiłowanie nauczyciela do bulgoczących wywarów, chociaż nie uważał, że mogłoby
go to pochłonąć do tego stopnia.
W momencie, gdy
kończył ostatnią stronę Najniebezpieczniejszych eliksirów świata, drzwi
do jego pokoju otworzyły się i stanął w nich Ron.
- Cześć - przywitał
się. - Myślałem że śpisz, bo zazwyczaj to ty przychodzisz po mnie - stwierdził
rudzielec.
- Poczekaj,
dokończę tylko ostatni akapit - odpowiedział Harry, nie odrywając wzroku od
lektury.
Po chwili
odłożył książkę i popatrzył na przyjaciela.
- Co? -
zapytał, dostrzegając dziwne spojrzenie Rona.
- Nic. Mam
tylko wrażenie, że zamieniasz się w drugą Hermionę.
Zielonooki
zaczął się śmiać, lecz po chwili dodał:
- Chodźmy
lepiej na śniadanie.
Ron nie ruszył
się jednak z miejsca.
- Nie śmiej się
ze mnie, to prawda. Nie zauważyłeś, ile ostatnio spędziłeś czasu nad książkami?
- Owszem,
czytam więcej niż kiedyś, ale bez przesady. - Harry nie widział żadnych
zaskakujących zmian w swoim zachowaniu. A nawet gdyby coś zauważył, to przecież
nie było w tym niczego złego.
- Żartujesz
sobie ze mnie? - zapytał rudzielec.
- Nie,
dlaczego? - Harry wyglądał na zaskoczonego tym pytaniem.
- To spójrz na
swoje biurko i tą ilość cegieł, które tam masz.
Brunet odwrócił
się we wskazanym kierunku i musiał przyznać przyjacielowi rację. Nie zdawał
sobie sprawy, że pochłaniał książki w takim tempie.
- Oj, no dobra,
masz rację. - Wyszli na korytarz. - Po prostu stwierdziłem, że skoro zaliczyłem
SUM-y na wysokim poziomie, to warto by było go utrzymać. Zresztą, do książek
sięgam tylko wtedy, kiedy mam wolną chwilę.
Niedługo potem
weszli do kuchni, gdzie były już pani Weasley, Ginny i Hermiona.
- Chłopcy, w
końcu jesteście! Już miałam iść was budzić. Nie rozumiem, jak możecie tyle
spać.
- Mamo, daj
spokój. Są wakacje, więc musimy wykorzystać ostatnie chwile na przyjemności -
odpowiedział Ron, siadając przy stole. - Zresztą, Harry już nie spał, tylko
czytał jakąś książę o eliksirach.
Gdy Hermiona
usłyszała słowa Rona, spojrzała zszokowana na przyjaciela.
- Czytałeś
dobrowolnie książkę o eliksirach? - zapytała, wciąż nie wierząc w to, co
usłyszała.
Harry wzruszył
ramionami.
- Wiesz, nie
miałem już nic innego pod ręką - odpowiedział niewinnie.
- Nie
wiedziałam, że zabrałeś się do tego na poważnie. Myślałam, że to tylko
przejściowe.
- Nie powiem,
że to moje hobby. Chociaż muszę przyznać, że książki są jak narkotyk, którego
nie można przedawkować. - Zaśmiał się. - A tak na serio, zanim Ron wstanie,
mogę sobie pozwolić na drobną lekturę. - Próbował się bronić.
- Stary, chyba
naprawdę ci się nudzi, skoro wstajesz rano, żeby czytać książki - stwierdził rudzielec.
- Zupełnie jak Hermiona - dodał.
- Hej! -
krzyknęła dziewczyna i uderzyła rudzielca w ramię.
- Ron, mógłbyś
wziąć z nich przykład. Nie każę ci siedzieć dwudziestu czterech godzin z nosem
w książce, ale czasami dobrze by było, gdybyś jednak coś przeczytał -
powiedziała pani Weasley, stawiając na stole śniadanie. Wszyscy od razu zaczęli
jeść przygotowane jedzenie. Niektórzy kanapki, inni jajecznicę z bekonem, a
jeszcze inni tosty z dżemem.
- A skoro
jesteśmy przy temacie nauki, to chciałabym iść dzisiaj na zakupy. - Popatrzyła na wszystkich po kolei. - Dlatego
zaraz po śniadaniu, pójdziecie po swoje listy. Acha, Artur wypłacał wczoraj
pieniądze, więc pomyśleliśmy, że tobie też weźmiemy gotówkę - zwróciła się do
Harry’ego.
- Dziękuję.
Pół godziny później
czworo przyjaciół było już po śniadaniu. Razem z panią Weasley jechali Błędnym
Rycerzem do Dziurawego Kotła, w którym znajdowało się przejście na ulicę
Pokątną.
Kobieta nie
była szczęśliwa samotnym wyjazdem, ale nie miała innego wyboru. Jej mąż jeszcze
przed śniadaniem dostał pilne wezwanie do Ministerstwa. Zamieszanie, w jakie pan
Weasley wpadł, świadczyło o tym, że nie mógł w żaden sposób wyrwać się z pracy.
Pani Weasley pocieszała się jednak tym, że w razie zagrożenia młodzież mogła
użyć czarów.
Kilka minut
później dotarli na miejsce. Dziewczynom dopisywał humor. Cały czas rozmawiały o
czymś z przejęciem. Harry natomiast prowadził pod rękę Rona, który nie czuł się
dobrze po przejażdżce autobusem.
- Nienawidzę
tego autobusu! - mruknął rudzielec, próbując opanować mdłości.
Razem weszli do
baru i przywitali się z barmanem. Nie zatrzymywali się dłużej, tylko od razu
udali się na Pokątną.
Ulica zmieniła się od ostatnich wakacji. Na
ścianach zmniejszyła się liczba kolorowych reklam, a zwiększyła ilość listów
gończych. Na szczęście tylko dwa sklepy były zabite deskami, więc „ludzie”
czuli się w miarę bezpiecznie i nadal panował tłok, tak bardzo
charakterystyczny dla tego miejsca.
- Na początek
pójdziemy do księgarni - zdecydowała pani Weasley, po czym od razu ruszyła we
wspomniane miejsce. Reszta podążyła za nią i zaczęła przeglądać swoje listy.
Przechadzali
się pomiędzy regałami i zbierali potrzebne książki. Gdy mieli już wszystko,
udali się do kasy. Kilka minut później wyszli ze zmniejszonymi paczkami, znajdującymi
się w ich kieszeniach.
Kolejnym
przystankiem była apteka, gdzie Harry, Ginny i Hermiona kupili sobie ingrediencje
do eliksirów. Następnie zaopatrzyli się w zapas piór i pergaminów, kupili
przysmaki dla sów i Krzywołapa, a potem odwiedzili jeszcze kilka innych
sklepów, w tym Magiczne Dowcipy Weasleyów, gdzie bliźniacy sprezentowali im
kilka swoich produktów.
Godzinę później
siedzieli przy stoliku w lodziarni Floriana Fortescue'a i zajadali się lodowymi
deserami.
- Pani Weasley,
mógłbym pójść jeszcze do sklepu ze sprzętem do quidditcha? - zapytał Harry, ponieważ
przypomniał sobie, że musi uzupełnić swój zestaw konserwujący.
- Oczywiście,
kochanie, tylko nie siedź tam za długo, bardzo cię proszę - odpowiedziała pani
Weasley. Mimo że udzieliła pozwolenia, to wyraźnie była przerażona perspektywą
rozłąki.
- W porządku -
zgodził się. - Idziecie ze mną? - zapytał resztę.
- Ja zostaję,
nie mam już siły włóczyć się po sklepach - mruknęła Ginny.
Pozostała
dwójka postanowiła jednak przejść się razem z przyjacielem. Chociaż Hermiona nie
znała się na miotłach, ani sporcie, lubiła patrzeć, jak Harry z Ronem się tym
ekscytowali. Oczywiście, o ile nie odbywało się to kosztem nauki.
Gdy weszli do
sklepu, Harry skierował się po pastę do polerowania kija, a przyjaciele
podążyli za nim. Potem wybrał jeszcze kilka zapinek do witek oraz zestaw
konserwujący dla Rona. Wiedział, że przyjaciel go potrzebował, a nie miał
wystarczającej ilości pieniędzy. Później pooglądali jeszcze miotły, w tym kilka
nowych modeli. Ich wygląd był zniewalający, jednakże technicznie były gorsze od
Błyskawicy.
Pół godziny
później zapłacili za zakupy i ruszyli w stronę czekających na nich pani Weasley
i Ginny.
* * *
Draco Malfoy
skończył robić zakupy i siedział w restauracji, jedząc obiad. Towarzyszył mu
jego najlepszy przyjaciel - Teodor Nott.
Od pierwszej
wizyty na Pokątnej, Ślizgon jadał w stałym miejscu, dlatego śmiało mógł
stwierdzić, że była to już jego tradycja. W przeciągu kilku lat nie zmienił
niczego, nawet siadał w tym samym miejscu. Jedyna różnica polegała na tym, że
teraz spędzał ten czas z innymi ludźmi.
Zazwyczaj w zakupach towarzyszyli mu Crabbe i
Goyle, dlatego razem z nimi jadał posiłek. W tym roku sytuacja uległa zmianie,
ponieważ chłopcy przenieśli się do Durmstrangu i nie robili już zakupów na
Pokątnej.
Niektórzy
mogliby pomyśleć, że Draco był z tego powodu niezadowolony. Osoby, które
doszłyby do takich wniosków, popełniłyby błąd.
W
rzeczywistości Ślizgon niezwykle cieszył się z takiego obrotu sprawy. Uważał,
że zmiana, której dokonała tamta dwójka, była najlepszą rzeczą, jaka
przydarzyła mu się w życiu. W końcu mógł robić zakupy z przyjacielem i z nim
dzielić swój wolny czas.
Największym
paradoksem we wcześniejszej znajomości było to, że Draco nigdy nie przepadał za
Crabbe'em i Goyle'em, a mimo to musiał znosić ich obecność. Nie pomagały żadne
protesty i szantaże, a nawet to, że uznawał tę dwójkę za kompletnych idiotów.
Próbował wszystkiego, naprawdę wszystkiego. Żartował, że poziom ich
inteligencji był niższy niż IQ chochlików, wykorzystywał ich i często poniżał,
licząc, że w ten sposób zrazi ich do siebie. Niestety żadne z tych działań nie
przyniosło upragnionych efektów.
Powodem tych
problemów było bagno, w jakie rodzina Malfoyów wplątała się przed laty. Lucjusz
zafascynował się poglądami Voldemorta i dołączył do grona jego zwolenników.
Decyzja ta doprowadziła do szeregu zmian, które niemal całkowicie zniszczyły życie
jego rodziny.
Dla Dracona
najgorszą karą była ciągła obecność dwójki Ślizgonów. Nie znosił ich, a na
domiar złego mieli różne poglądy. Owszem, w pewnych kwestiach zgadzał się nawet
z Voldemortem, jednakże nigdy nie miał nic przeciwko mugolom. Byli mu zupełnie
obojętni, dlatego nie popierał brutalnych tortur, ani morderstw. Oczywiście w
szkole bywał niemiły dla takich osób, ale częściej wynikało to z tego, że w
jakiś sposób zaleźli mu za skórę.
Niestety
Lucjusz popełnił błąd, którego nie mógł teraz naprawić. Czarny Pan zagroził, że
spotka ich okrutna kara, jeśli odważą się wypowiedzieć mu posłuszeństwo. To był
główny powód, dla którego dalej mu służyli. Nie liczyło się, że nie podobały im
się stosowane metody. Jeżeli chcieli zachować życie, to musieli postępować
zgodnie z wolą czarnoksiężnika.
Wydawałoby się,
że nieustanny lęk przed śmiercią był dla rodziny Malfoyów najgorszym koszmarem.
Takie przypuszczenie było kolejnym błędem. Dla Narcyzy, matki Dracona, gorsza
była reakcja społeczeństwa.
Kobieta nie
mogła znieść myśli o utracie swojego statusu. Jej bliscy nie byli już mile
widziani w towarzystwie, nie zapraszano ich na drogie bankiety. Owszem, jeśli
ktoś się ich bał, to bez oporów zamieniał się w prawdziwego „przyjaciela”.
Tylko co z tego, skoro nie wiązało się to z szacunkiem dla jej rodziny?
Na szczęście
sytuacja zmieniła się, kiedy Lucjusz wylądował w Azkabanie. Ani Narcyza, ani
jej syn nie byli jeszcze naznaczeni, dzięki czemu stopniowo oddalali się od Voldemorta.
Uznali, że w końcu los się do nich uśmiechnął. Była to ich iskierka nadziei, że
do końca wojny będą mogli żyć we względnym spokoju.
Wszystkie
problemy zwaliły się na głowę Draco, dlatego bardzo często miał zły humor.
Czuł, że tkwił między młotem a kowadłem. Mimo to próbował nad wszystkim
zapanować i korzystać z życia, póki był młody.
Ale to też nie
działało. Za każdym razem, kiedy w końcu udało mu się zrobić jakiś postęp,
momentalnie wszystko sypało się jak domek z kart. Działo się tak przez panującą
w szkole atmosferę. Fakt, że każdego dnia musiał pokazywać fałszywe uczucia i
ukrywać prawdziwe emocje za maską chłodu i zdystansowania, tylko wszystko
pogarszał. Bolało go, że jego ukochany dom - Slytherin - był odrzucony przez
innych uczniów, którzy przecież słynęli z empatii i innych pozytywnych cech.
Najbardziej irytujące
było jednak to, że nikt nawet nie pomyślał, że w domu Slytherina również istniały
podziały. Nikt nie zadał sobie trudu, żeby dostrzec wśród niektórych z nich niechęć
do Czarnego Pana. Naprawdę było to demotywujące, szczególnie, że nawet w
otoczeniu domowników nie można było otwarcie wyrazić swojego zdania.
Na szczęście w tym roku wszystko miało
wyglądać inaczej. Większość przyszłych śmierciożerców skończyła już edukację, a
reszta przeniosła się do innych szkół. Dzięki temu wśród Ślizgonów miał
zapanować upragniony spokój i harmonia.
- O czym
myślisz? - zapytał Teodor, kiedy przez dłuższy czas jego przyjaciel miał
nieobecny wzrok i intensywnie nad czymś myślał.
- Myślałem o
zmianach, które zajdą w naszym domu. - Westchnął cicho, a potem nieznacznie się
uśmiechnął. - W końcu
będziemy mogli być sobą.
- Niezwykle
pocieszająca myśl. Miałem dość udawania, że popieram Sam-Wiesz-Kogo.
- Dokładnie.
Szkoda tylko, że dopóki żyje, to po skończeniu szkoły i tak będziemy musieli do
niego dołączyć.
- Zawsze jest
szansa, że przez te dwa lata wojna dobiegnie końca.
- Tak, zawsze
istnieje taka szansa. - Kiwnął głową. - Możliwe, że Potter w końcu go zabije.
Chociaż nie powinniśmy wymagać od niego takich cudów. Przecież jest tylko
nastolatkiem... I co? Nagle miałby sam pokonać największego czarnoksiężnika od
czasów Grindelwalda?
- Czy ty
właśnie usprawiedliwiłeś Pottera? - zapytał zaskoczony Nott.
Draco
westchnął. Zrozumiał, że nadszedł czas, aby w końcu podzielić się z
przyjacielem swoim największym sekretem. Tajemnicą, o której nie mówił nikomu.
- Teo, jesteś
moim przyjacielem, ale nie zawsze mogłem podzielić się z tobą wszystkim. Myślę,
że w tej sytuacji powinienem ci coś wyjaśnić.
- Jasne,
słucham.
Przed
wypowiedzeniem kolejnych słów Draco rozejrzał się po lokalu, sprawdzając, czy
ktoś mógłby podsłuchać ich rozmowę. Niby nie stałoby się nic strasznego, gdyby
jakaś osoba usłyszała jego słowa, ale mimo to wolał, aby zostało to tylko
między nimi i Teodorem.
- Prawdę
mówiąc, nigdy nie miałem niczego do Pottera. Wręcz przeciwnie, od dawna byłem
nim zafascynowany. - Uśmiechnął się, nie dowierzając, że takie słowa padły z
jego ust. - Kiedy byłem dzieckiem i dowiedziałem się, że jest w naszym wieku,
chciałem go poznać i się z nim zaprzyjaźnić. W końcu nasze nazwiska mają za
sobą długą historię, więc tworzylibyśmy ciekawą paczkę. Ale wszystko szlag
trafił, bo pierwszego dnia zachowałem się jak głupek. Nie pomyślałem, że Potter
wychował się u mugoli. Nie będę się nad tym rozwodził, bo dobrze wiesz, co się
wtedy stało. Odrzucił moją przyjaźń i zaprzyjaźnił się z Weasleyem. Ponieważ
nienawidzę tego rudzielca, bardzo mnie to zabolało. Mógłbym znieść wszystko,
ale nie to. Nawet Granger mi nie przeszkadza, mimo że nie jest czystokrwistą czarownicą.
Jakie to ma znaczenie, skoro jest inteligentna? - Draco na chwilę przerwał
swoją wypowiedź, żeby napić się soku. Gdy zaspokoił swoje pragnienie, odstawił
szklankę i kontynuował:
- Od tego czasu
starałem się prześcignąć Pottera we wszystkim. Nie był to przejaw nienawiści,
tylko chęci udowodnienia mu tego, co stracił. Było mi przykro, że czekałem tyle
lat na spotkanie, a ono nie potoczyło się po mojej myśli.
- Rozumiem -
powiedział Teo, starając się ukryć zdziwienie. Nigdy nie przypuszczał, że z
takiego powodu Draco zachowywał się w taki sposób. Zawsze myślał, że istniało
inne wytłumaczenie, dla którego Potter znajdował się na czele czarnej listy
Malfoya. - Może nie wszystko stracone?
- Teo, daj
spokój - zaśmiał się Draco. - On mnie nie znosi i nawet mu się nie dziwię!
Jeszcze do tego wszystkiego dochodzi ten przeklęty rudzielec. Gdyby nie on,
może miałbym jakąś szansę. Niestety to coś ciągle będzie podburzało
Pottera przeciwko mnie.
- Jasna sprawa,
ale nie zaszkodzi spróbować, prawda? Przecież nie masz niczego do stracenia.
- Nie, myślę,
że na to jest już stanowczo za późno. Nie chcę kolejny raz się na nim
przejechać i usłyszeć czegoś, co zabolałoby mnie jeszcze bardziej - powiedział,
po czym ponownie wziął szklankę z sokiem. W tym samym czasie popatrzył za okno,
gdyż nie potrafił spojrzeć przyjacielowi w oczy.
Gdy to zrobił, wypluł wszystko, co miał w
ustach.
- Draco! Zwariowałeś?
- warknął Teodor, wycierając się serwetką.
- Nie... To
niemożliwe…
- Co jest? -
Teo machnął mu ręką przed nosem.
- Spójrz za
okno - odpowiedział blondyn.
Teodor postąpił
zgodnie z sugestią przyjaciela. Nie zobaczył jednak niczego dziwnego. A już na
pewno niczego na tyle zaskakującego, żeby postąpić jak Draco. Przecież na ulicy
znajdowały się tylko starsze czarownice, zawzięcie dyskutujące na jakiś temat.
No i jakiś nieznajomy brunet, któremu towarzyszyli Granger i Weasley.
Nott odwrócił
się w stronę przyjaciela i miał zapytać, co wprawiło go w tak wielkie
zdziwienie, gdy nagle wszystko zrozumiał. Mimowolnie szczęka opadła mu do samej
ziemi.
- Draco, czy to
był...
- Harry -
przerwał mu blondyn. - Widziałeś jak wyglądał? Gdyby nie jego świta, to w życiu
bym go nie poznał.
- Jak myślisz,
co się stało? Przecież pięć lat chodził w workowatych ubraniach i starych
okularach. A teraz co? Nagle, zupełnie bez powodu zmienił ubrania i fryzurę? I
skąd wziąłby pieniądze, bo na pewno nie od Weasleyów. - Draco zaczął się śmiać.
Już sobie wyobraził, jak Harry dostaje pieniądze od tej rodziny.
Ten absurdalny
pomysł tak go rozbawił, że potrzebował kilku minut, aby napad śmiechu
całkowicie ustał. Dopiero wtedy był wstanie wyartykułować sensowną odpowiedź.
- Kiedyś słyszałem,
że odziedziczył sporą fortunę po rodzicach. Nie korzystał z niej, bo wychowywał
się u mugoli i nie za często bywał na Pokątnej. Myślę, że był na tyle
przyzwyczajony do wcześniejszego życia, że po prostu o tym zapominał.
- Ale to nie
wyjaśnia, dlaczego nagle się zmienił - stwierdził Nott.
- Może w końcu
zrozumiał, że pieniądze są po to, żeby je wydawać? - odpowiedział. - Nie wiem.
Niedawna scena,
mimo że była zwyczajna, dała mu wiele do myślenia. Potter nie był już dziwakiem
w workowatych ubraniach i pękniętych okularach, tylko normalnym chłopakiem.
W tej chwili
poczuł się naprawdę głupio, bo sam bardzo często naśmiewał się z wyglądu
Harry'ego. Nie mógł zaprzeczyć, że Gryfon, w zupełnie innym wydaniu wyglądał
rewelacyjnie. Z tego powodu jeszcze bardziej żałował, że nie byli przyjaciółmi.
Gdyby łączyły ich inne relacje, to mogliby razem podbijać serca niewinnych czarownic,
wykorzystując do tego swoją prezencję. Potem omawialiby wszystkie sytuacje,
jakie wyniknęły z ich przelotnych romansów.
Draco trzymał
się jednej myśli, która niezmiernie podnosiła go na duchu. Liczył, że teraz,
kiedy Potter wziął się za siebie (nawet miał dobry gust!), to może w
przyszłości również zmądrzeje do tego stopnia, że odwróci się od Wiewióra. Może
istniała jeszcze szansa na przyjaźń? Tylko jak to rozegrać?
* * *
Harry, Ron i
Ginny postanowili wykorzystać ostatnie chwile wolnego czasu na jak największą
ilość rozrywki. Nawet Hermiona się rozluźniła, dała sobie spokój z nauką i
wygłupiała się razem z nimi. W takich chwilach najczęściej przesiadywali w
swoich pokojach, bawiąc się lub grając w różne gry. Czasami, gdy odbywało się
kolejne zebranie Zakonu, udawało im się również wymykać na miasto. Chodzili
wtedy do kina lub w inne, równie ciekawe miejsca.
Niestety życie
było tak skonstruowane, że w sytuacjach, w których robiło się coś przyjemnego,
czas płynął bardzo szybko. I tak po raz
ostatni mogli we czwórkę leniuchować, nie mając na głowie żadnych obowiązków.
Byli w trakcie rozgrywania
kolejnej partii szachów, gdy do pokoju weszła pani Weasley.
- Kochani,
chodźcie na dół, bo wszyscy już na was czekają.
Młodzi kiwnęli głowami
i po zebraniu swoich rzeczy, zeszli do kuchni. Zastali w niej sporą grupę osób.
Oprócz państwa Weasley, byli tam Tonks, bliźniacy i Moody.
Gryfoni
przywitali się ze wszystkimi i razem z nimi zasiedli do stołu. Początkowo każdy
zajęty był własnym talerzem i przysmakami przygotowywanymi, jak co roku, przez
panią Weasley. Jednak gdy pierwszy głód został zaspokojony, rozpoczęła się
dyskusja.
- To co, koniec
wakacji i leniuchowania? - zapytała z uśmiechem Tonks. Kobieta jak zwykle miała
włosy w kolorze różowym.
- Tak,
niestety… - jęknął Ron.
- Ja tam się
cieszę. Uwielbiam chodzić po Hogwarcie, szczególnie o zmroku - zaśmiał się
Harry. Po chwili dołączyła do niego reszta.
- W tym roku
będziecie mieć mniej wolnego, zwłaszcza na tego typu przyjemności. Waszej
trójce został ostatni rok, zanim zaczniecie siódmą klasę i będziecie musieli uczyć
się do ostatnich i najważniejszych egzaminów. A Ginny ma w tym roku
SUM-y - odezwała się pani Weasley.
SUM-y - odezwała się pani Weasley.
- Przecież w
szóstej klasie nie chodzi się na wszystkie przedmioty! - powiedział Ron, takim
tonem, jakby uważał resztę za kompletnych kretynów. - Mi odpadły aż trzy -
dodał, mając w ustach ciasto.
- Nie mówi się
z pełnymi ustami - upomniała go pani Weasley.
- Nie zapisałeś
się na żaden dodatkowy przedmiot? - zapytała Hermiona. Wyglądała na zaskoczoną
i zbulwersowaną.
- Nie, bo po
co? Nie lubię się uczyć, a poza tym są jeszcze treningi quidditcha.
Szatynka
zignorowała tę wypowiedź i zwróciła się do Harry’ego:
- A ty?
Zapisałeś się na coś?
- Tak, ale
jeszcze nie wiem, co wybrać. Zresztą nie rozumiem, jak to ma wyglądać. Dostałem
do wyboru numerologię i antyczne runy, ale powinienem chodzić na te zajęcia od
trzeciej klasy.
- Naprawdę?
Moglibyśmy chodzić na nie razem! - Hermiona już zaczęła się cieszyć.
W tym samym
czasie Ron spojrzał na nią ze złością. Nikt nie zwrócił jednak na niego uwagi.
- To całkiem
proste - zaczęła szatynka, chcąc wyjaśnić wszystko przyjacielowi. - Możesz
zacząć chodzić na jeden z przedmiotów, którego nie wybrałeś w trzeciej klasie.
Dostaniesz materiały z ostatnich lat i musisz nadrobić je w swoim własnym
zakresie. Potem piszesz egzamin, aby nauczyciel mógł sprawdzić czy przyswoiłeś
podstawy i dasz sobie radę. Jak chcesz to ci pomogę!
- Dziękuję,
Hermiono, ale w tej chwili nie wiem, czy to w ogóle był dobry pomysł. Co prawda
nie będę już chodził na wróżbiarstwo i historię magii, ale dochodzą mi treningi
quidditcha - stwierdził Harry.
- Dasz sobie radę,
przecież trenujesz od pierwszej klasy - wtrąciła się Ginny.
- Tak, ale od tego
roku będę kapitanem.
- Naprawdę?
Harry, kochanie, czemu nic nie mówiłeś? - zapytała pani Weasley, wyglądając na
niezwykle szczęśliwą. Jej zachowanie świadczyło o tym, że naprawdę zależało jej
na brunecie. Cieszyła się z jego sukcesów tak samo, jakby cieszyła się z
sukcesu swoich dzieci.
- Nie było się
czym chwalić - odpowiedział Harry. Jak zwykle przemawiała przez niego
skromność.
- Żartujesz,
prawda? - parsknęła Ginny. - Przecież wszyscy wiedzą, że jesteś świetnym
zawodnikiem. I jeżeli ktoś zasługuje na odznakę, to właśnie ty. - Uśmiechnęła
się.
- Harry, wiesz,
że teraz będziesz miał takie same uprawnienia jak prefekci? - spytała Hermiona.
- Nie, nie
wiedziałem.
- Wznieśmy toast
za sukces Harry'ego - powiedziała pani Weasley, ogromnie się ciesząc.
Każdy wzniósł
swój kielich i napił się odrobiny płynu. Później wszyscy jeszcze raz
pogratulowali brunetowi odznaki.
Wszystko byłoby
cudownie, gdyby nie dziwne zachowanie Rona. Harry wyczuł, że chłopak,
gratulując mu, był jakiś oschły. O co
znowu chodzi? Czyżby Ron był zazdrosny? - pomyślał Harry. Przecież to niedorzeczność! Kiedy on dostał
odznakę prefekta, ja nie robiłem mu wyrzutów.
Niestety,
humory Rona popsuły Harry'emu nastrój. Na początku próbował zachowywać się
poprawnie, jednakże z czasem obrzydło mu nawet siedzenie przy stole, więc pod
pretekstem zmęczenia udał się na górę. Zamknął drzwi i zdążył zrzucić bluzę,
kiedy usłyszał ciche pukanie.
Po chwili do
środka weszły Ginny i Hermiona.
- Harry, co się
stało? - zapytała rudowłosa.
Chłopak nie
odpowiedział, tylko rzucił się na łóżko i zakrył głowę poduszką. Potrzebował
kilku chwil, żeby wszystko poukładać sobie w myślach i cokolwiek powiedzieć.
- Nic, po
prostu jestem zmęczony.
- Nie gadaj
głupot, bo wiem, że to nie o to chodzi. I zdejmij tę poduszkę!
- Nie, naprawdę
wszystko w porządku - upierał się.
Ponieważ Harry
nie zrobił tego, o co Ginny go poprosiła, dziewczyna sama rzuciła się na łóżko
i zerwała przykrycie z jego twarzy.
- Nie rób ze
mnie kretynki! - warknęła. Czasami miała ochotę zadźgać Harry'ego za to, że nie
potrafił rozmawiać o swoich problemach. - Widziałam, że Ron dziwnie patrzył się
na ciebie i Hermionę - dodała już spokojniej.
Harry otworzył
oczy.
- Więc też to zauważyłaś?
- Tak i
myślałam, że powiesz nam coś na ten temat. - Harry pokręcił głową. - Zresztą
nie ważne, przecież wiesz, jaki on jest. Olej go, w końcu mu przejdzie.
- Jasne -
mruknął, milknąc na chwilę. - To już jest naprawdę wkurzające! - wybuchnął. -
Mam dosyć jego dziwacznych zachowań.
- Harry, ja też
zaczynam tracić cierpliwość, ale sam ostatnio mówiłeś, że gadaliście na ten
temat i spróbuje się zmienić - stwierdziła Hermiona.
- Właśnie, spróbuje.
Tylko że przestaję już wierzyć w to, co mówi.
- Zobaczysz,
prześpi się i jutro wszystko będzie normalnie. - Hermiona próbowała go
pocieszyć. Ponieważ nie dostrzegła żadnych zmian w mimice Harry'ego, podeszła
do niego i przytuliła go.
W tym momencie
do pokoju wszedł Ron.
- O, tu
jesteście, wszędzie was… - przerwał w połowie zdania, spojrzał na Harry'ego i
Hermionę, obrzucił ich nienawistnym spojrzeniem, po czym wyszedł, głośno
trzaskając drzwiami.
- Ja z nim
pogadam - powiedziała Ginny i również opuściła pokój.
- Znowu to samo
- stwierdził Harry, a w jego głosie można było dostrzec nutę goryczy. Odsunął
się od Hermiony i podszedł do biurka. Poszperał w jednej z szuflad, a następnie
skierował się do okna. Otworzył je na oścież, usiadł na parapecie i zapalił
papierosa.
Hermionie otworzyła
usta w szoku. Już nie nadążała za Harrym. Najpierw wziął się za siebie, ale
wyszło mu to na dobre, więc nie miała z tym żadnego problemu. Później okazało
się, że zaczął imprezować i co gorsze, pić alkohol. To już była lekka przesada,
ale starała się nie krytykować jego zachowania. Jednakże papierosy uważała za
zło wcielone i nie zamierzała tego akceptować.
- Ty palisz? -
spytała zaskoczona.
Harry pogrążył
się w swoich myślach do tego stopnia, że nie usłyszał pytania przyjaciółki.
Dopiero po chwili przypomniał sobie, że nie był w pokoju sam.
- Pytałaś mnie
o coś? - Odwrócił się i po minie szatynki zrozumiał, z czym miała problem.
- Przepraszam,
ale jak jestem zdenerwowany, to nie mogę się powstrzymać.
- Od kiedy
palisz? Harry, przecież wiesz, że to niezdrowe. - Załamała się.
- Wiem. -
Zaciągnął się i wypuścił dym nosem. - Lubię to, sprawia mi to przyjemność, a
przede wszystkim pozwala mi się rozluźnić. - Ponownie odwrócił się w stronę
okna. - Chcesz wiedzieć od kiedy palę? Od wakacji - dodał.
- Nie podoba mi
się to - mruknęła Hermiona.
- Proszę cię,
nie rób scen - powiedział Harry, zdając sobie sprawę, że przyjaciółka już
szykowała się do dalszej krytyki. - Wiem, że się martwisz, ale niczego to nie
zmieni.
- Ale…
- Hermiono,
obiecuję, że nie będę palił często i nigdy w twojej obecności. Chyba że ten
idiota znów mnie wkurzy.
- No dobrze. -
Poddała się, wiedząc, że i tak nie przekona przyjaciela. - Proszę cię tylko,
żebyś się jeszcze raz zastanowił, czy warto. - Wyciągnęła przed siebie rękę, jakby chciała
pogłaskać go po głowie, lecz zanim to uczyniła, rozmyśliła się i opuściła ją. -
Idę spać. Dobranoc, Harry.
- Dobranoc,
Hermi.
Gdy dziewczyna
wyszła z pokoju, Harry dopalił papierosa, po czym poszedł do łazienki. Nalał
sobie wody do wanny, do której dodał również kilka różnych płynów do kąpieli.
Kiedy wszystko
przygotował, rozebrał się i wszedł do środka. Kąpiel była tym, czego w tej
chwili najbardziej potrzebował. Od razu poczuł, że jego mięśnie rozluźniły się
pod wpływem ciepłej wody.
Położył głowę
na specjalnym oparciu i przymknął oczy. Właśnie zrozumiał, co spowodowało
dziwne zachowanie "przyjaciela". Ron stracił humor, gdy Hermiona
ucieszyła się, że będzie mogła chodzić z nim, Harrym, na dodatkowy przedmiot.
Na dodatek wszedł do pokoju, kiedy się przytulali.
Harry nie mógł
uwierzyć, że Ron był zazdrosny. Było to totalną głupotą, szczególnie, że połowa
Gryffindoru wiedziała, że leciał na Hermionę. Nawet ja to wiem! A mam takie
samo doświadczenie jak on, albo jeszcze gorsze! Nie rozumiem tylko, jak mógł
pomyśleć, że będę starał się ją odbić? Przecież wie, że się przyjaźnimy i nigdy
nie zrobiłbym mu czegoś takiego!
Najgorsze było
jednak to, że Ron nie miał do niego zaufania. Skoro uważał, że Harry byłby
gotowy przekreślić ich kilkuletnią przyjaźń i to dla dziewczyny, to oznaczało,
że kompletnie go nie znał. Chyba miałem rację, mówiąc że ta przyjaźń nie ma
sensu. Jutro wygarnę mu, co o tym myślę i albo zrozumie, albo niech idzie do
diabła!
To
postanowienie pomogło mu bardziej się odprężyć. Kąpiel stała się
przyjemniejsza, więc postanowił poleżeć w wodzie jeszcze przez jakiś czas.
Niedługo potem
woda zrobiła się chłodna, więc Harry stwierdził, że nadszedł czas, aby z niej
wyjść. Gdy wytarł się do sucha, od razu udał się do łóżka. Dosłownie po chwili
odpłynął w krainę snu.
* * *
Harry śnił, że
był na meczu quidditcha. Warunki pogodowe były idealne. Świeciło słońce i wiał
lekki wiatr. Jego drużyna co chwilę zdobywała kolejne punkty i zdecydowanie
wygrywała z przeciwnikiem. On sam latał nad boiskiem, wypatrując złotego
znicza. Nie przejmował się, że nie mógł go znaleźć, bo wiedział, że nawet gdyby
ubiegł go przeciwnik, to i tak zwyciężyłby jego zespół i to ze znaczną
przewagą.
Leciał
spokojnie koło słupków bramkowych, gdy w końcu ją zobaczył. Złota piłeczka
znajdowała się na środka boiska. Harry uchwycił mocniej miotłę i wystrzelił w
kierunku znicza. Był w swoim żywiole - czuł rosnącą adrenalinę i wiatr we
włosach.
Pokonał połowę dystansu, a nawet nikt nie
zauważył, że był tak bliski zwycięstwa. Szybował przez chwilę, aż w końcu miał
piłeczkę na wyciągnięcie ręki. Zbliżył się jeszcze bardziej i gdy już czuł
trzepot skrzydeł w swojej dłoni, wszystko wokół stało się czarne.
Znajdował się w
nieznanym sobie miejscu. Co prawda nie mógłby go zidentyfikować, nawet gdyby
był w swoim pokoju. Powód był prosty - zwyczajnie nic nie widział. Postanowił
jednak iść przed siebie. Wędrował bardzo długo, nie wiedząc czy minęła godzina,
czy dzień lub może dwa?
Nagle stało się
coś nieoczekiwanego. Zaczął spadać w dół. W jego głowie od razu pojawiły się
myśli, że za chwilę w coś uderzy, więc przygotowywał się na ból i nieuchronną
śmierć. Cały czas leciał i leciał, i leciał... Uczucie było koszmarne. Kiedy
czuł, że dłużej tego nie zniesie, szarpnęło nim, jakby skakał na bungie.
Harry zbudził
się ze snu. Usiadł na łóżku, masując sobie skroń. Był zdezorientowany i cały
mokry od potu. Próbował sobie przypomnieć, co wprawiło go w taki stan, jednakże
niczego nie pamiętał. Wiedział tylko, że śniło mu się coś bardzo dziwnego.
Niedługo potem
spojrzał na zegarek i zobaczył, że dochodziła szósta. Postanowił zrezygnować z
dalszego snu. Tak naprawdę trochę się bał, że znowu będzie śnił o czymś
nieprzyjemnym. Nie chciał mieć kolejnego koszmaru, więc uznał, że lepszym
rozwiązaniem będzie przygotowanie się do wyjazdu.
Zrobienie tego
wszystkiego zajęło mu nieco ponad dwie godziny. Gdy uporał się już ze
wszystkim, zszedł na dół.
Udał się do
kuchni, gdzie byli już wszyscy, oprócz Rona. Po wczorajszym zachowaniu
rudzielca, brunet w ogóle się tym nie przejmował. Nie chciał psuć sobie humoru,
więc z uśmiechem na ustach zajadał tosty. W przerwach między kolejnymi kęsami
dyskutował z Hermioną o nadchodzącym roku. Cieszył się, że dziewczyna nie
poruszała drażliwego tematu.
Niestety sielankowy nastrój przerwało
przybycie rudzielca. Harry nie miał ochoty wdawać się z nim w dyskusję, więc
grzecznie podziękował za posiłek i poszedł do swojego pokoju.
Zdążył wejść do
środka i położyć się na łóżku, gdy drzwi ponownie się otworzyły i stanęła w
nich Ginny.
- Harry? -
zapytała.
- Mmm? -
mruknął, podciągając się na łokciach.
- Wszystko w
porządku? - Dziewczyna usiadła na brzegu łóżka, a ponieważ brunet nie
odpowiedział, kontynuowała swoją wypowiedź. - Rozmawiałam z Ronem. Ale nie
chciał mi powiedzieć, dlaczego się tak zachował.
Harry
uśmiechnął się, chociaż nie była to oznaka radości. Raczej świadomości, że
wnioski, do których doszedł podczas wczorajszej kąpieli, były jak najbardziej
słuszne.
- Spokojnie,
wiem, o co chodzi - odpowiedział po chwili.
- Naprawdę? -
Ginny była szczerze zdziwiona.
- On jest
zwyczajnie zazdrosny. Boli go, że przebywam tyle czasu z Hermioną, boli go, że
ją pocałowałem, kiedy on ślini się do niej po kątach. Myślę, że ma mi to za
złe, bo wie, że ja o tym wiem. - Zamilkł na chwilę. - Wiesz co? Naprawdę mam go
dość! - Harry zaczął tracić nad sobą kontrolę i z każdym kolejnym słowem
podnosił głos. - Wkurwia mnie to, że przyjaźnimy się od pięciu lat, a on myśli,
że startowałbym do Hermiony, wiedząc, że on na nią leci. Nawet gdyby nie była
moją przyjaciółką i czułbym do niej coś więcej, to nie zrobiłbym mu takiego
świństwa!
- Nie myślałam,
że o to chodzi - mruknęła Ginny, nie przejmując się wybuchem przyjaciela. -
Cóż, to prawda, że Ron podkochuje się w Hermionie, ale naprawdę myślisz, że
wkurza się właśnie o to?
- A o co
innego? Nie zauważyłaś jego reakcji, kiedy wszedł do pokoju? Nie pamiętasz, co
się wtedy działo?
Na twarzy Ginny
pojawił się wyraz zrozumienia.
- Przytulałeś
się do Hermiony.
- Dokładnie. -
Kiwnął głową. - Ginny, nie bierz do siebie moich słów, ale ja coraz mniej chcę
się z nim przyjaźnić. To już nie chodzi o ostatnią kłótnię. Nie mogę i chyba
nie potrafię mu wybaczyć, bo bardzo zranił mnie jego brak zaufania. I zamierzam
mu wygarnąć to, co leży mi na sercu.
Rudowłosa nie
zdążyła odpowiedzieć, ponieważ do pokoju weszła jej matka.
- Kochani,
bierzcie swoje rzeczy i schodźcie na dół. Za kilka minut wychodzimy.
- Dobrze -
odpowiedzieli.
Ginny poszła po
swoje rzeczy, a Harry czekał na nią na schodach. Potem udali się do holu i tam
poczekali na resztę.
* * *
- Kochani, życzę
wam udanego semestru i proszę, zachowujcie się odpowiednio - powiedziała pani
Weasley, żegnając na dworcu swoje dzieci i ich przyjaciół.
- Dobrze -
odpowiedzieli zgodnie.
- Niech was
uściskam. - Przytuliła się do każdego. - No dobrze, wsiadajcie, bo jeszcze nie
zdążycie.
Trójka
przyjaciół ruszyła w stronę pociągu z Ronem depczącym im po piętach. Po chwili
Hermiona i Ginny były już w środku. Rudzielec właśnie stawiał stopę na schodku,
gdy poczuł czyjąś rękę na swoim ramieniu.
- Chodź,
chciałbym z tobą pogadać - powiedział Harry.
Hermiona spojrzała na niego dziwnie i chciała
coś powiedzieć, ale Ginny pokręciła głową i zaciągnęła ją do przedziału.
Harry i Ron
odeszli kawałek. Przez chwilę stali w ciszy, lecz wkrótce była ona na tyle
przytłaczająca, że brunet postanowił ją przerwać.
- Jak ty się
zachowujesz?
- O co ci
chodzi!? - warknął rudzielec.
- Nie podnoś na
mnie głosu! - Harry zaczął tracić cierpliwość. - Możesz mi wytłumaczyć, czemu
zachowujesz się jak skończony dureń?
- Uważaj na
słowa! - żachnął się Ron. - Nie mam ochoty z tobą rozmawiać - dodał.
- Gówno mnie
obchodzi, czy masz ochotę czy nie. Wyjaśnimy to sobie tu i teraz, bo nie mam
zamiaru dłużej znosić twoich humorków! - wrzasnął Harry, nie przejmując się
tym, że prawdopodobnie ich kłótnię było słychać w promieniu kilku metrów. -
Więc, o co chodzi? - zapytał już spokojniej.
Ron zrobił się
czerwony, ale z jego ust nie wydostało się żadne słowo.
- No mów, zanim
nam pociąg odjedzie! - zdenerwował się Harry.
- Nie twoja
sprawa!
W tym momencie
miarka się przebrała. Nawet jeżeli Harry planował pogodzić się z przyjacielem,
to teraz utwierdził się w przekonaniu, że nie było warto. Miał już dość
ciągłych kłótni, pretensji i fochów.
- Nie moja?
Jesteś idiotą! - wybuchnął. - Nie wiem, jakim cudem się z tobą przyjaźniłem. To
był największy błąd mojego życia! - Zamilkł na chwilę, żeby zaczerpnąć
powietrza do płuc. - Wiesz dlaczego? Nigdy nikt nie zrobił mi takiego świństwa
jak ty. Myślisz, że nie wiem, o co ci chodzi?
- Nie
interesuje mnie, co o tym myślisz - powiedział Ron, jednakże brunet nie zwrócił
na to uwagi.
- Każdy zdaje
sobie sprawę, że ślinisz się do Hermiony. Ale ty, zamiast zrobić coś w tym
kierunku, tylko wyżywasz się na mnie, bo tyle z nią przebywam. I nie powinieneś
mieć mi tego za złe, bo wiesz, że się z nią koleguję. Nie sądziłem, że jesteś
na tyle głupi. Jak śmiałeś pomyśleć, że po tylu latach przyjaźni, zrobiłbym ci
coś takiego!? Nawet gdybym był w niej zakochany, to wybrałbym ciebie, a nie ją!
Myślałem, że zdajesz sobie sprawę, że nasze relacje są ważniejsze niż wszystko
inne. Szkoda, że po raz kolejny okazałem się naiwny. Właśnie utwierdziłeś mnie
w przekonaniu, że ta znajomość nie była niczego warta.
Harry po raz
ostatni spojrzał gniewnie na Rona, po czym wsiadł do pociągu i trzasnął drzwiami.
Nie zwrócił uwagi, czy jego dawny przyjaciel został na peronie, czy poszedł za
nim. Miał to gdzieś.
Wściekły
przeszedł przez pociąg. Zignorował nawet Ginny i Hermionę, rzucając krótkie
„Nie chcę teraz o tym mówić”.
„Nie chcę teraz o tym mówić”.
Poszedł na sam
koniec wagonu, gdzie znalazł pusty przedział. Wszedł do środka i zamknął drzwi.
Wyjął z kieszeni płaszcza swój kufer, a następnie powiększył go zaklęciem.
Zdenerwowany usiadł przy oknie.
Kiedy pociąg
ruszył, zaczął podziwiać krajobraz. Cieszył się, że nikt mu nie przeszkadzał i
mógł pobyć sam. Postanowił zająć się jakąś książką, żeby choć na chwilę
zapomnieć o całej sprawie. Z kufra wyjął Historię Hogwartu i, samemu się
sobie dziwiąc, zaczął ją czytać.
Nie było mu jednak dane zagłębić się w
lekturze, bo drzwi do jego przedziału otworzyły się i stanęła w nich najmniej
oczekiwana osoba.
- A ty tu
czego? - warknął.
- Potter,
spokojnie. Chciałem z tobą pogadać - odpowiedział Malfoy.
- Zabierz stąd
swoje cztery litery i przerośnięte ego, bo ja nie mam na to ochoty. Zwłaszcza z
tobą.
Malfoy nie
zwrócił uwagi na ostatnie zdanie i usiadł naprzeciwko bruneta.
- Czego nie
zrozumiałeś? - zapytał ostro Harry. Wciąż był zdenerwowany, więc nie przejmował
się swoim tonem.
- Potter, wyluzuj.
Chciałem ci tylko pogratulować za to, jak potraktowałeś Wiewióra. - Uśmiechnął
się drwiąco. - Nie spodziewałem się, że nadejdzie dzień, w którym zmądrzejesz i
przestaniesz zadawać się z hołotą.
- Skąd wiesz? -
zapytał zaskoczony Harry. Nie zdawał sobie sprawy, że jego kłótnia tak szybko obiegła
cały pociąg.
- Miałem
zaszczyt słuchać tego przedstawienia.
- Świetnie,
powiedziałeś, co chciałeś powiedzieć, więc możesz już wyjść - stwierdził Harry.
Malfoy nie miał zamiaru spełnić tej prośby. Przez chwilę milczał, wykorzystując
ciszę do obserwacji Gryfona. Rzucił okiem na twarz swojego wroga i mocno się
zdziwił tym, co zobaczył.
- Przekłułeś
sobie ucho? - zapytał zaskoczony. - Widzę, że w końcu pokazujesz swoją
prawdziwą twarz. Nie jesteś tak grzeczny i ułożony, jak wszyscy myślą, co? -
Niby zadał pytanie, jednakże nie oczekiwał odpowiedzi.
- Co ty
knujesz? Czego ode mnie chcesz?
- Ja? Niczego. -
Podniósł się ze swojego miejsca. - Po prostu próbuje naprawić błąd, który
popełniłeś.
- Błąd? Ja? -
zapytał Harry, ale nie otrzymał odpowiedzi, ponieważ Malfoy opuścił już jego
przedział. O co mu chodziło? -
pomyślał.
~ ~ ~ ~
Seya, tradycyjnie należą Ci się podziękowania i ogromne brawa za sprawdzenie tego rozdziału.
Bardzo, ale to bardzo, chciałbym podziękować za ostatnie komentarze :D Cieszę się, że coraz więcej osób decyduje się podzielić swoimi wrażeniami :) Mam tylko nadzieję, że nie był to jednorazowy przypadek i przy następnych rozdziałach się to nie zmieni :D
Na koniec chciałbym dodać, że czeka mnie ciężki tydzień. Nie przewiduję jednak żadnych opóźnień i rozdział powinien pojawić się zgodnie z planem. :) Chciałem tylko uprzedzić, że może wystąpić drobne opóźnienie, chociaż prawdopodobieństwo tego jest niezwykle małe. Po dziesiątym postaram się również zajrzeć do Waszych opowiadań. :)
Jak to możliwe że zaskakujesz mnie na każdym kroku ? To jest o błędne wspaniałe! Nie mam zielonego pojęcia jak to się dalej potoczy . Draco był świetny No to tradycyjnie życzę weny Majka :D
OdpowiedzUsuńAchh nowy rozdział! *.*
OdpowiedzUsuńWidzę, że znów Harry pokłócił się z Ronem, a do tego Malfoy chce się pogodzić z Potterem. Uwielbiam takie opowiadania <3 Może to tylko moje wrażenie, ale jak pisałeś o tym gdy Malfoy zobaczył Harry;ego na Pokątnej, to trochę zaleciało mi Drarry, ale może się mylę...XD
Życzę mnóstwa weny i pozdrawiam! :)
Ruciakowa.
Dziękuję za komentarz :D Musiałem to zrobić, bo nie przepadam za Ronem. xD
UsuńCóż, nie jesteś pierwszą osobą, która zastanawia się, kto będzie drugą połówką Harry'ego :D Nie chcę psuć Ci zabawy, więc nie zdradzę szczegółów. Dowiesz się w swoim czasie :D
Sama nie trawię Rona w FF, także wiesz xd
UsuńA szkoda... Może jednak jakiś malutki, maluteńki spojler? *tu ładnie się do Cb uśmiecham, ewentualnie sięgam po różdżkę i przypominam najgorsze klątwy jakie znam... * XD
Cóż, czekam na następny rozdział ;)
I dzięki za tyle komów u mnie! :D Mi nigdy nie chce się komentować, gdy nadrabiam rozdziały...
Pozdrawiam :)
Hej :)
OdpowiedzUsuńPo tym rozdziale nic mi się nie rozjaśniło, a tylko bardziej pogmatwało.
Też miałam myśli czy nie będzie z tego. Drarry, ale jedno zdanie mnie przekonało, że chyba nie. Nie pamiętam które ale wiem, że Draco je pomyślał.
Zresztą podobało mi się wprowadzenie Malfoya i sposób w jaki go pokazałeś.
Coraz bardziej się wciągam i czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
nothing.
Nigdy nie lubiłam Rona. Nawet w oryginale. Zawsze jak coś się działo to odwracał się od Harry'ego.
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie jak rozwinie sie sytuacja z Draco. Podoba mi się, że pokazałeś że nie wszyscy ślizgoni są za Voldziem.
:)
Ciężki tydzień? Czyżby matury? Jeśli tak, to życzę powodzenia! Chociaż teraz to już chyba za późno.
OdpowiedzUsuńChciałam troszkę poczekać zanim napiszę komentarz mając nadzieję, że coś mi się rozjaśni, wraz z pojawieniem się dalszych rozdziałów. Ale jak narazie wszystko pozostaje jedną, wielką niewiadomą.
Lubię twoje opowiadanie za to, że odchodzi od kanonu. Fajnie jest przeczytać coś nowego i takiego... świeżego. Podoba mi się to, że masz własną wizję i starasz się ją jakoś zrealizować w dość ciekawy i zaskakujący sposób. Naprawdę doceniam autorów, którzy w swoich tekstach zamykają fragment siebie.
Brakuje mi tu... opisów. Mimo tego, że wgłębiasz się w to, co czują postacie to zapominasz właśnie o tym ważnym elemencie. A zarys bardziej materialnej części świata wprowadza fantastyczne tło do opowiadania oraz wzbogaca tekst. Bez opisów akcja toczy się szybciej co wcale nie jest takie dobre. Jeśli zwolnisz lekko opowiadanie przez dodanie charakterystyki otoczenia wcale nie sprawisz, że tekst będzie nudny. Stanie się jedynie bardziej urozmaicony.
Choć purystką językową nie jestem i sama robię zatrważającą ilość wszelkiego rodzaju błędów to wyłapałam mimochodem kilka drobnych niedociągnięć:
"Acha, Artur wypłacał wczoraj pieniądze, więc pomyśleliśmy, że tobie też weźmiemy gotówkę - zwróciła się do Harry’ego."
Przytoczę tu fragment zaczerpnięty z internetowego słownika PWN: "Z kwerendy słownikowej wynika, że ach (pokrewne czasownikowi achać) pisze się przez ch, natomiast aha (używane zwykle dla potwierdzenia czegoś) jest pisane przez h. " - Mirosław Bańko
Zgodzę się z panem Mirosławem prostym "aha", a nad twoim opowiadaniem będę "achać" całą masą "achów" (oczywiście jeśli poprawisz ten mały błąd i swoje "acha" zmienisz na "aha":p)
"Harry natomiast prowadził pod rękę Rona, który nie czuł się dobrze po przejażdżce autobusem.
- Nienawidzę tego autobusu! - mruknął rudzielec, próbując opanować mdłości."
Powtórzenie słowa autobus.
"Gdy wytarł się do sucha, od razu udał do łóżka."
KTOŚ tu chyba zjadł "się". A jedzenie siebie nie jest zdrowe :).
To tyle jeśli chodzi o część techniczną.
Mały dopisek na koniec....
"Gdy weszli do sklepu, Harry skierował się po pastę do polerowania kija (...)"
Czy tylko dla mnie brzmi to tak bardzo perwersyjnie? Chyba coś jest nie tak z moim mózgiem.
~ Grace
Przepraszam za chaos w tym komentarzu - gorączka zdecydowanie nie podnosi koncentracji i umiejętności logicznego myślenia :))
Grace, jeśli chodzi o ewentualne błędy, jest to moja wina, ale nie mogę się z Tobą zgodzić w niektórych kwestiach.
UsuńW moim odczuciu w zdaniu "acha", według tego, co napisałaś, "acha" nie jest użyte dla potwierdzenia. Rzeczywiście, według reguły powinno być tam "Ach", jednak osobiście uważam, że do języka powinno się mieć dystans, a forma "acha" jest już dziś bardzo spopularyzowana jako coś pośredniego pomiędzy "ach" i "aha", dlatego też uważam, że powinno to pozostać bez zmian.:)
Jeśli chodzi o powtórzenie słowa "autobus", to mamy tu do czynienia z użyciem w dialogu i w narracji, więc też nie uważam, że koniecznie musi to być poprawione, tym bardziej że jest to opowiadanie pisane stylem potocznym i wręcz wskazane jest, moim zdaniem, wplatanie pewnych "błędzików", by uzyskać efekt języka mówionego.:)
Jeśli chodzi o ostatnie, to się z Tobą zgodzę, a powiedzieć mogę tylko, że błędy są rzeczą ludzką.:)
Dziękuję za tak obszerne (i wspaniałe) wyjaśnienia :)
OdpowiedzUsuńJak już sama wspominałam mistrzynią języka polskiego raczej nie jestem, tak więc wszelka forma poprawy moich wymysłów jest wysoce wskazana. To naprawdę cudowne, że są jeszcze osoby, które chcą w jakiś sposób przyczyniać się do mojego rozwoju w tej dziedzinie (huh, szkoła mi tego nigdy nie zapewniała, moja polonistka była nad wyraz... dziwnym człowiekiem). To naprawdę miłe, że chciałaś poświęcić chwilę swojego czasu na wbijanie wiedzy do mojego umysłu neandertalczyka.
To, że każdy popełnia błędy rozumiem aż nadto i staram się do wszelkich niedoskonałości podchodzić z dystansem. Przecież "jesteśmy tylko ludźmi" a "nic co ludzkie nie jest mi obce" :D
Jeśli jest zasada "piłeś, nie jedź" to powinna być również "jesteś chory, nie pisz komentarzy" :) Ułatwiło by nam to życie ;)
~ Grace
Niestety nie dzielę umysłu z "Wieszczem Inmerentis" :) Znowu tylko Ty możesz odpowiedzieć na moje wątpliwości.
Usuń(Kierowane bezpośrednio do mojego zewnętrznego mózgu*)
*czytaj: Seya
~ Grace
Hej,
OdpowiedzUsuńRon jest zazdrosny o kontakty Harrego i Hermiony, czy Harry nie może pozbyć przez chwilę spokojnie, Malfloy i jego zaskoczona mina na widok Pottera, bezcenna, może teraz się zaprzyjaźnia, byłoby ciekawie, gdyby jeszcze zmienił dom haha, ten tekst, że czytał o eliksirach bo nie znalazł nic ciekawszego dobry..
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia
Wykreowałeś świetnego Draco! Po cichu liczę, ze będą przyjaciółmi, bo Ron zaczyna mnie irytować, co rzadko się zdarza, na co dzień lubię tę postać.
OdpowiedzUsuńCzyli jednak Ron się nie ogarnąl i nawet skoczyl na wyższy level w debiliźmie.Ale chociaż tyle, że Harry ma go gdzieś...niech zostanie sam, to może po jakimś czasie dotrze, co stracił.
OdpowiedzUsuńPostawa Dracona mnie zdziwila ale bardziej w pozytywny sposób. Coś czuje ze oni jednak sie zakumplują. I z tej przyjaźni bedzie sporo zamieszania i kłopotów.
A Mike? Bedzie o nim jeSzcze?
www.swiatlocienn.blog.pl
Oj, w końcu Harry zerwał z Ronem :D. Jeny, czemu on jest taki idiotyczny? Ale zabiłeś mnie tym, że Harry wybrałby Rona, a nie Hermionę. Moje serce krwawi :(. Zawsze uważałam, że są prawdziwymi przyjaciółmi, nigdy nie pokłócili się tak bardzo.
OdpowiedzUsuńDraco chce się pogodzić z Harrym? Hm, jestem za, lubię tego egoistycznego narcyza. Chociaż czasami potrafi wkurzyć. I to nieźle.
Proszę, niech Harry nie będzie z Ginny. Tylko nie Ginny. Tutaj jest fajna, ale tylko nie Ginny xD. Nie przepadam za tym parringiem.
Czekam na Mike'a! Może jest czarodziejem? Nie no, to przecież niemożliwe. Ale już mi go brakuje.
I najbardziej interesuje mnie reakcja Hogwartu na nowego Pottera. I czy będzie jakaś akcja na Uczcie Powitalnej. Liczę na to.
Pozdrawiam i życzę weny.
Hej,
OdpowiedzUsuńcudnie, Ron jest bardzo zazdrosny o kontakty Harrego i Hermiony, ech... czy Harry nie może pobyć przez chwilę sam, ha ha Malfloy i ta jego zaskoczona mina na widok Pottera była bezcenna, może teraz uda im się teraz zaprzyjaźnić, byłoby ciekawie, gdyby jeszcze zmienił dom haha, ten tekst, że czytał o eliksirach bo nie znalazł nic ciekawszego...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga