Moi drodzy!
Z okazji Bożego Narodzenia chciałbym życzyć Wam wszystkiego najlepszego! Mam nadzieję, że ten wyjątkowy czas spędzicie w gronie najbliższych Wam osób, Święty Mikołaj obsypie Was lawiną prezentów, a na Waszych twarzach niezmiennie będą malować się szczere i szerokie uśmiechy. WESOŁYCH I HARRYCH ŚWIĄT! Liczę również na to, że niniejszy rozdział sprawi Wam tyle radości, ile radości sprawiają nam wszystkim Święta! :)
BETA: Seya (dziękuję!)
* * *
– Harry!
Ktoś krzyknął.
– Chodź do mnie!
Ponownie rozległ się ten sam głos.
– Harry!
Ktoś nadal nawoływał jego imię.
– Haaaarry!
Harry niespiesznie otworzył oczy. Przez chwilę tkwił w
bezruchu, ale kiedy zdał sobie sprawę, co widzi, zerwał się raptownie do siadu.
Przetarł oczy, ale nic się nie zmieniło. Zamrugał powiekami i... dalej nic. W
akcie desperacji uderzył się nawet otwartą pięścią w policzek, lecz nadal nie
zobaczył tego, co spodziewał się zobaczyć – wnętrza płóciennego namiotu.
Rozejrzał się dookoła. Leżał na kocu, nie na materacu. Nie
miał na sobie wygodnego dresu, tylko bawełniane spodenki. Nie otaczały go gęste
drzewa, lecz niewysokie krzaki. Przed sobą miał zaś rozległe jezioro, które
wyglądało znajomo. Skąd? Nie miał zielonego pojęcia.
– Chodź do mnie!
Harry zmarszczył brwi; był zdezorientowany i nie wiedział,
co się działo. Co z testem? To był tylko sen?
– Ile mam na ciebie czekać?
Harry podniósł głowę, lecz oślepiły go promienie słońca i
nie dostrzegł twarzy osoby, która nad nim stanęła. Głos był jednak znajomy.
Nawet bardzo.
– Hermiona?
Na chwilę zapadła cisza.
– A spodziewasz się kogoś innego?
– Gdzie jest Malfoy?
Zasłonił ręką oczy, dzięki czemu dostrzegł przyjaciółkę
i... skąpy kostium kąpielowy, który mocno przylegał do jej ciała.
– Malfoy? A po co ci on? – Przez kilka sekund Hermiona
miała poważną minę, zaraz jednak na jej twarzy pojawiło się zrozumienie. –
Malfoya tutaj nie ma. Musiało ci się coś przyśnić. A może zaszkodziło ci
słońce?
Harry nie odpowiedział, tylko głośno przełknął ślinę. Starał
się patrzeć Hermionie głęboko w oczy, lecz ostatecznie się poddał – ciekawość
okazała się silniejsza od jego woli. Nieznacznie spuścił wzrok i wówczas
zobaczył, jak zbłąkana kropelka wody spłynęła przyjaciółce między piersi.
Hermiona chyba to zauważyła, bo położyła ręce na biodrach i
przybrała groźny wyraz twarzy. Gdyby nie iskierki rozbawienia w jej oczach,
wyglądałaby na zdenerwowaną, wręcz wściekłą.
– O co ci chodzi?
– Eee...
– Sam mnie tutaj zaprosiłeś.
– Ja... co?
Hermiona wybuchnęła głośnym śmiechem i kucnęła obok niego.
Harry chciał coś powiedzieć, lecz zabrakło mu słów. Odwrócił głowę, a wtedy
poczuł mocne pchnięcie i upadł na plecy. Hermiona tymczasem usiadła mu na
biodrach.
– Dlaczego na mnie nie patrzysz? – zapytała cicho. – Przecież
mam na sobie kostium kąpielowy – dodała takim tonem, jakby bardzo tego
żałowała.
– No właśnie. Jesteśmy przyjaciółmi...
– Przestań chrzanić! – przerwała mu, irytując się jego
słowami. – Przypominam, że przed chwilą gapiłeś się na moje cycki!
Harry poczuł, że się rumieni.
– Ja... siła wyższa. Przepraszam.
Hermiona zachichotała, a potem dodała całkowicie poważnie:
– Mam dość twoich podchodów. Wydawało mi się, że zaprosiłeś
mnie nad jezioro, bo chciałeś, żebyśmy byli sami.
Harry nie odpowiedział.
– Nie musisz się hamować, naprawdę. – Delikatnie
przekręciła jego głowę, a potem cmoknęła go w usta. – Lepiej?
– To było...
– Niesamowite? Podniecające? – Hermiona nie czekała na jego
odpowiedź, tylko znowu wpiła się w jego wargi.
Harry wydał z siebie przeciągły jęk.
* * *
Harry otworzył oczy. Przetarł powieki i rozejrzał się wokół
siebie. Gdy dostrzegł upragnione wnętrze namiotu, poczuł niewyobrażalną ulgę.
Przekręcił się na bok i wtedy zauważył, że nie był sam. Malfoy stał kilka
kroków od jego materaca i przyglądał mu się z uwagą. Miał dziwną minę. W
zasadzie wyglądał na zaniepokojonego.
– Dlaczego nie trzymasz warty? – Draco nie odpowiedział,
tylko podszedł do niego i usiadł na skraju jego prowizorycznego łóżka. – Coś
się stało?
– Ty mi powiedz.
– Nie rozumiem.
Draco przewrócił teatralnie oczami. Nie znosił, gdy ludzie
udawali, że nie wiedzą, o co mu chodzi.
– Usłyszałem twój głos – zaczął tłumaczyć. – Myślałem, że
mówisz do mnie, ale kiedy zajrzałem do namiotu, zdałem sobie sprawę, że
mamroczesz przez sen. Chciałem wyjść, ale wtedy wspomniałeś o Granger i
zacząłeś jęczeć, i rzucać się niczym tłuczki przed uwolnieniem ze skrzyni.
Harry poczuł, że zaschło mu w gardle.
– Co było dalej?
– Nic. – Wzruszył ramionami, ale wciąż przyglądał mu się z
uwagą. – Zaraz potem się obudziłeś.
Harry zaniemówił. Trudno mu było uwierzyć, że po raz
pierwszy w życiu śnił o Hermionie i to na dodatek w taki sposób. Czy naprawdę musiało się to wydarzyć akurat dzisiaj? I
czy naprawdę musiał przy tym jęczeć? Co by było, gdyby sen nie skończył się
jedynie na pocałunkach, a Malfoy usłyszałby znacznie więcej?
Niespodziewanie Draco zaczął się śmiać.
– Nie przejmuj się. Jestem przekonany, że każdemu zdarza
się śnić o torturach z Cruciatusem w roli głównej. Tym bardziej, jeśli ktoś
naprawdę nim oberwał. – Zamilkł na chwilę, jakby coś sobie przypomniał. – A twoja
Granger na pewno jest bezpieczna.
– Ona nie jest moja!
– odparł, nieświadomie podnosząc głos. – Nie wiem, co sobie pomyślałeś, ale...
To był tylko koszmar.
Malfoy spojrzał na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
– Często zdarza ci się mieć takie sny?
– Nie wiem. Zresztą nieważne. Skończmy ten temat –
powiedział, w duchu modląc się o to, by chłopak go posłuchał. Wolał sobie nie
wyobrażać, jak by zareagował, gdyby się dowiedział, dlaczego on, Harry Potter, tak
naprawdę jęczał. – Nic mi nie jest, więc odpuść.
Draco otworzył usta, ale zanim wydostało się z nich choćby
jedno słowo, w namiocie rozległ się głośny alarm, do złudzenia przypominający
wycie mugolskich syren. Harry błyskawicznie zerwał się na równe nogi, zaciskając
palce na swojej różdżce. Zaraz potem był już na zewnątrz.
– Rzuciłeś zaklęcia ochronne? – zapytał Draco, stając obok
niego. On również trzymał w dłoni różdżkę.
– Tak.
Malfoy zerknął na niego z uznaniem, ale nie odezwał się już
ani słowem. Harry także milczał. Stali w ciszy, rozglądając się po polanie i
próbując dostrzec jakiś ruch, nawet ten najmniejszy i nic nieznaczący.
Przez kilka minut niewiele się wydarzyło. Wycie alarmu nie
ustawało, więc obaj wytrwale wpatrywali się w otaczające ich zarośla, bo ktoś
nadal znajdował się na pograniczu ich zaklęć ochronnych.
– Spójrz tam – szepnął nagle Harry, zapominając o tym, że
nie musiał wcale ściszać głosu.
Jak przystało na wybitnego szukającego szybko dostrzegł
poruszający się cień i teraz wskazywał na niego palcem. Draco skinął głową,
potwierdzając tym samym, że on również coś zauważył. Wytężyli wzrok i próbowali
rozpoznać intruzów, którzy nieświadomie naruszyli ich przestrzeń.
Cień stawał się coraz większy. Już tylko kilka kroków dzieliło
go od znalezienia się na skraju lasu. Harry wstrzymał oddech, a wtedy na polanę
wyszła Pansy Parkinson.
Nie wyglądała najlepiej. Trzymała przed sobą różdżkę i
czujnie rozglądała się na boki, ale była też ranna. Nie emanowała pewnością
siebie, nieznacznie utykała na prawą nogę, poza tym miała podartą i poplamioną
– prawdopodobnie zaschniętą krwią – bluzę.
Ślizgonka zrobiła jeszcze kilka kroków, a potem nagle się
zatrzymała. Zapewne nie wyczuła żadnego zagrożenia, bo opuściła różdżkę i
odwróciła się w stronę, z której przyszła.
– Rusz się, Weasley!
Na polanie pojawił się Ron.
– Nie będziesz mi rozkazywać!
– Zapomniałeś, jak wiele mi zawdzięczasz?!
– Nie schlebiaj sobie! – Ron poczerwieniał po czubki uszu i
zacisnął dłonie w pięści. – Lepiej poradziłbym sobie bez ciebie!
Pansy wybuchnęła głośnym śmiechem.
– Nie rozśmieszaj mnie. Gdyby nie ja, już dawno byś odpadł.
Uratowałam cię, a teraz wyprowadzam nas z tej cholernej dziczy, dlatego zamknij
się i rusz tę swoją bezwartościową dupę!
Harry zachichotał. Zważywszy na to, jakie relacje łączyły
go kiedyś z Ronem, być może powinien wykazać się współczuciem albo choćby
zrozumieniem. Problem w tym, że nie potrafił się powstrzymać i chyba nawet nie
chciał. Sytuacja była naprawdę zabawna, zresztą to rudzielec zniszczył ich
przyjaźń, więc on nie miał zamiaru odczuwać teraz jakichkolwiek wyrzutów
sumienia.
Pansy i Ron przez chwilę stali pośrodku polany,
zastanawiając się nad kierunkiem, który powinni obrać. Harry i Draco
przyglądali się im w skupieniu, lecz nagle ten drugi wycelował w rudzielca
swoją różdżką. Nie zdążył jednak rzucić żadnego zaklęcia, bo Harry złapał go za
ramię i pokręcił głową. Uważał, że na razie nie było sensu zdradzać swojej
obecności, nawet jeśli za wygrany pojedynek zdobyliby dodatkowe punkty.
Draco uniósł brwi i czekał na jakieś wyjaśnienia. Niestety
bezskutecznie. Harry nie zamierzał się tłumaczyć, przynajmniej na razie. Miał
inny pomysł. Przyniósł z namiotu mapę, a potem podniósł różdżkę i wycelował nią
w Pansy.
– Sequor Inimicus![1] – Przyłożył różdżkę do pergaminu i czekał.
Przez kilka potwornie długich sekund nic się nie wydarzyło,
w końcu jednak jego oczom ukazał się czarny krzyżyk; odetchnął z ulgą i rzucił
to samo zaklęcie na Rona.
Zobaczywszy na mapie kolejne oznaczenie, uśmiechnął się pod
nosem, w duchu gratulując sobie znakomitego pomysłu. Był z siebie cholernie
dumny, dopóki nie uświadomił sobie jednej rzeczy – mógł wcześniej wykorzystać zaklęcie
tropiące. Gdyby uprzednio rzucił je na siebie, nie musiałby się w ogóle
zastanawiać, w którą stronę powinien iść.
Tymczasem Pansy i Ron opuścili polanę.
– Dlaczego mnie powstrzymałeś?! – Malfoy wybuchnął, nie
potrafiąc dłużej nad sobą panować. W jego głosie słychać było rozdrażnienie i
złość. – W mgnieniu oka mogliśmy ich pokonać!
– Walka nie zawsze
jest najlepszym rozwiązaniem. Po co mieliśmy tracić siły, skoro moje zaklęcia
ochronne działają bez zarzutów?
– Choćby dla punktów, które mogliśmy zdobyć!
Harry uśmiechnął się półgębkiem i spojrzał na Draco z
politowaniem.
– Ty naprawdę nie rozumiesz po co to wszystko, prawda? –
Malfoy nadal wyglądał na naburmuszonego, ale przynajmniej się nie odzywał. –
Spójrz na mapę. Dzięki zaklęciom tropiącym wiemy, gdzie Ron i Pansy teraz są, a
tym samym wiemy, gdzie my jesteśmy! Nie musimy się już dłużej martwić, że
zabłądzimy!
Draco wytrzeszczył oczy. Czuł się jak skończony kretyn.
Pragnienie wygrania jednego pojedynku zaślepiło go do tego stopnia, że nie
zwrócił uwagi na zaklęcie, którego Harry użył. Był załamany i sam nie wiedział,
co było gorsze – jego nieoczekiwana rządza krwi czy ignorancja.
– To było iście ślizgońskie zachowanie.
Harry wyszczerzył zęby.
– Nie bez przyczyny miałem być w Slytherinie. Pamiętaj o
tym, gdy będziesz chciał mnie nazwać skretyniałym Gryfonem. – Malfoy milczał. –
Zjedzmy coś, a potem ruszajmy dalej. Jeszcze długa droga przed nami.
* * *
Po zjedzeniu skromnego śniadania, składającego się z
suszonego mięsa i czerstwego już chleba, chłopcy kontynuowali podróż. Przez
pierwszą godzinę spokojnym i miarowym krokiem przedzierali się przez gęsto
rosnące drzewa i krzewy. Po dwóch godzinach marszu mieli niegroźne zadrapania
na rękach i twarzy, mimo to wytrwale posuwali się naprzód. Sytuacja zmieniła
się dopiero po trzeciej godzinie, gdy zaczęły doskwierać im pierwsze oznaki
zmęczenia. Zrobili sobie krótką przerwę i napili się wody. Kilkadziesiąt minut
później zalesienie zdawało się zmniejszać, aż w końcu zupełnie zniknęło – dotarli
na skraj lasu. Mając przed oczami rozległe łąki i pola, Harry'ego ogarnęła taka
euforia, że niemal w podskokach ruszył przed siebie.
– Poczekaj, idioto! – krzyknął Draco, podbiegając do
przyjaciela. Złapał go za rękę i zaciągnął z powrotem między drzewa. –
Zwariowałeś?! Nie sądzisz, że zachowalibyśmy się skrajnie nieodpowiedzialnie,
gdybyśmy od tak wyszli sobie z lasu?
Harry wyswobodził się z uścisku Malfoya i spojrzał na niego
ze zdziwieniem.
– Nie rozumiem – powiedział po chwili. – Przecież razem
ustaliliśmy tę trasę! Dlaczego chcesz ją teraz zmieniać, skoro przed chwilą sam
narzekałeś na wystające korzenie, liście we włosach i pajęczyny, w które ciągle
wpadałeś?
– Nieustannie mnie zadziwiasz, wiesz? – Draco uśmiechnął
się pod nosem, ignorując pełną uszczypliwości wypowiedź Harry'ego. – Niedawno
wpadłeś na naprawdę genialny pomysł, a teraz zachowujesz się, jakbyś miał mózg
gumochłona.
– O co ci chodzi?!
– Na Salazara, Potter! Skup się wreszcie! – warknął Malfoy,
powoli tracąc cierpliwość. – Nie możemy stąd wyjść! Nie tak, jak chciałeś! Na
otwartej przestrzeni narazilibyśmy się na niebezpieczeństwo.
Harry błyskawicznie się uspokoił.
– No dobrze, masz trochę racji – przyznał ze spokojem. –
Ale co dalej? Chcesz szukać innej drogi?
– Nie, nie ma takiej potrzeby.
– Co w takim razie proponujesz?
– Myślę, że zaklęcie kameleona rozwiąże nasz problem.
Harry prychnął i podrapał się z zakłopotaniem po głowie.
– Tyle że ja nie umiem go używać.
Draco uśmiechnął się z wyższością.
– Ale ja umiem.
* * *
Od chwili rzucenia zaklęcia kameleona i zostawienia za
plecami gęstego lasu minęła godzina. Początkowo chłopcy cieszyli się ze zmiany otoczenia,
ale im dłużej znajdowali się na otwartej przestrzeni, tym bardziej tego
żałowali. Powietrze było gorące i suche, słońce nieustannie świeciło im w oczy,
a brak cienia z każdym krokiem stawał się coraz bardziej uciążliwy. Od czasu do
czasu mijali co prawda pojedyncze drzewa, nie chcieli jednak marnować czasu na długie
postoje, więc zatrzymywali się pod nimi na krótką chwilę, albo nie zatrzymywali
się wcale. Doskwierało im także pragnienie, bo szybko wypili zdobytą
poprzedniego dnia wodę, a wciąż nie znaleźli miejsca, w którym mogliby
uzupełnić jej niedobór.
Zmęczeni wędrówką i przygnębieni wyschniętymi gardłami, nie
mieli ani sił, ani ochoty na rozmowę. Poruszali się ociężałymi krokami i tylko
czasami wymieniali się krótkimi spojrzeniami albo przelotnymi uśmiechami, by
dodać sobie otuchy.
Gdy słońce osiągnęło najwyższy punkt na niebie i zaczęło
chylić się ku zachodowi, Harry niespodziewanie się zatrzymał. Przez chwilę z
niedowierzaniem wpatrywał się przed siebie, a potem zamknął oczy i usiadł na
ziemi.
– Jesteśmy idiotami!
Malfoy kucnął obok niego, ale nie odezwał się ani słowem.
Wiedział, że przyjaciel miewał dziwny nawyk krytykowania samego siebie.
Wiedział też, że w takich chwilach najlepiej było poczekać, aż mu przejdzie i
sam z siebie wytłumaczy, co się stało.
– Słyszałeś, Draco? Jesteśmy idiotami!
– Tak, tak...
– Nie wierzę, że nie pomyśleliśmy o tym wcześniej!
– No dobra, wystarczy – przerwał mu Draco. – Miałem
poczekać, aż doprowadzisz się do porządku, ale widzę, że zmarnowałbym przez to
zbyt wiele naszego czasu. – Harry prychnął, lecz w końcu otworzył oczy. – O co
ci chodzi?
– Myślałem o tym, żeby nie myśleć, jak bardzo chce mi się
pić.
Malfoy uniósł brwi i uśmiechnął się półgębkiem.
– Przecież to bez sensu.
– Dasz mi dokończyć? – Draco milczał, tym razem nie
pokazując po sobie żadnych emocji. – Mówiąc prosto z mostu, doszedłem do
wniosku, że niepotrzebnie się męczyliśmy. Zamiast szukać wody, mogliśmy ją
sobie wyczarować. Mogliśmy użyć cholernego Aquamenti!
Malfoy wytrzeszczył oczy, a na jego bladych policzkach
pojawiły się rumieńce zawstydzenia.
– To żenujące! – odparł, z wrażenia siadając na ziemi. – Na
Merlina, ale się skompromitowaliśmy.
Harry skinął głową.
– Zapominamy o tym?
– O czym?
– No wiesz... O naszej małej wpadce.
– Przecież mieliśmy o tym zapomnieć! – Draco udał
oburzonego. – Sam to zaproponowałeś. Nie pamiętasz?
Harry pokręcił z niedowierzaniem głową, ale kąciki jego ust
wygięły się w nieznacznym uśmiechu.
– W takim razie napełnijmy butelki i chodźmy dalej.
Chciałbym przejść dzisiaj jeszcze kawałek, zanim zatrzymamy się gdzieś na noc.
Wyciągnęli różdżki i rzucili odpowiednie zaklęcia.
Zaspokoili swoje pragnienie, a potem od razu wznowili podróż. Mimo że wciąż
byli znużeni, ich humory znacznie się polepszyły. Po kilkunastu minutach milczenia
zaczęli nawet ze sobą rozmawiać.
– Zaczynam się niepokoić – przyznał Harry. – Świadomość, że
nie natknęliśmy się jeszcze na żadne niebezpieczeństwo, nie daje mi spokoju.
– Nie tylko tobie.
– Nie wierzę, że mamy takie szczęście.
– Ja też nie – zgodził się Draco. – Mam wrażenie, że tak po
prostu ma być. Dopóki nie stracimy czujności, nic złego się nie wydarzy.
Harry zaśmiał się pod nosem, choć wcale nie było mu do
śmiechu.
– Pamiętasz trzecie zadanie Turnieju Trójmagicznego? –
Malfoy skinął głową. – W labiryncie było dokładnie tak samo. Zanim natknąłem
się na pierwszą przeszkodę, czułem się bezpieczny. Do dzisiaj nie wiem
dlaczego.
Draco zerknął na niego przelotnie, ale się nie odezwał.
Harry także milczał.
Minęła godzina, a przynajmniej Ślizgon tak myślał. Nie był
dobry w odczytywaniu czasu na podstawie pozycji słońca. Nie wiedział też, jak
daleko zaszli, w każdym razie nogi odmawiały mu już posłuszeństwa. Nie chciał
być jednak gorszy od Harry'ego, dlatego szedł dalej, robiąc dobrą minę do złej
gry. Szybko zmienił zdanie, gdy zaburczało mu w brzuchu; schował swoją dumę do
kieszeni i zapytał:
– Może zrobimy sobie krótką przerwę?
Harry odetchnął z ulgą.
– Tak, myślę, że to dobry pomysł – przyznał, z ciekawością patrząc
na znajdujący się niedaleko zagajnik. – Chodźmy tam – powiedział.
Draco skinął głową.
Kilka minut później ponownie znaleźli się pomiędzy wysokimi
drzewami. Posuwając się w głąb lasu, rozmawiali na temat dalszej drogi i przez
to nie zwrócili uwagi na szybko otaczającą ich ciemność. Użyli różdżek, ale
nawet zaklęcia światła nie były wystarczająco mocne. Usiedli więc na pobliskich
kamieniach, uznając, że nie ma potrzeby przemieszczać się dalej.
Malfoy wyciągnął z plecaka dwa jabłka i podał jedno Harry'emu.
W ciszy zajadali się owocami, sporadycznie rozglądając się na boki. Mimo niemal
nieprzeniknionego mroku, nie dostrzegli niczego, co mogłoby im zagrażać.
Nagle rozległ się trzask łamanej gałęzi. Harry w mgnieniu
oka zerwał się na równe nogi i wyciągnął przed siebie różdżkę. Draco zrobił
dokładnie to samo. Wytężali wzrok, ale nadal nie wiedzieli, co zakłóciło im
spokój.
Ogarnęła ich cisza. Słyszeli swoje drżące oddechy i szybko
bijące serca. Sekundy ciągnęły się w nieskończoność, lecz hałas się nie powtórzył.
Malfoy opuścił różdżkę i założył plecak, szykując się do dalszej podróży. Harry
natomiast niezmiennie rozglądał się na boki. Nie podobało mu się to, co
widział. A z każdą chwilą dostrzegał coraz więcej przerażających szczegółów.
Mając złe przeczucia, postanowił jak najszybciej oddalić
się od tego miejsca. Zanim zdążył się jednak odezwać, znowu coś usłyszał. Tym
razem odgłos był znacznie donośniejszy, poza tym w cieniu coś się poruszyło.
Przełknął ślinę, a wtedy spomiędzy drzew wynurzyła się
ogromna, włochata bestia. Przeraził się, a nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Czuł
się jak na drugim roku, kiedy razem z Ronem poszedł do Zakazanego Lasu. Po
powrocie do zamku obiecał sobie, że nigdy więcej nie zbliży się do żadnej
akromantuli. Niestety, któryś z nauczycieli miał spaczone poczucie humoru.
Olbrzymi pająk ruszył w ich stronę, co było jednoznacznym
sygnałem, że pora wziąć nogi za pas.
– Draco, uciekaj!
Malfoy odwrócił się na pięcie i kiedy zauważył akromantulę,
kolana się pod nim ugięły. Harry nie marnował jednak czasu; złapał przyjaciela
za rękę i pociągnął go za sobą.
Bieganie po lesie samo w sobie nie było łatwe, a kiedy w
grę dodatkowo wchodziło rzucanie zaklęć, stawało się przeszkodą niemal nie do
pokonania. Na szczęście Draco doprowadził się już do porządku i odzyskał czucie
w nogach. Problem w tym, że nie znał żadnego zaklęcia, który zadziałałoby na
akromantulę. Rzucał więc wszystkim, co przyszło mu do głowy. Harry pomagał mu,
krzycząc w kółko: Arania Exumeri!
Żaden z nich nie wiedział, jak celne były ich zaklęcia, bo
żaden z nich nie miał odwagi spojrzeć za plecy. Bali się, że nie zdążą uciec.
Harry'ego dodatkowo przerażała myśl, że nauczyciele przybędą im z pomocą.
Wiedział, że było to co najmniej irracjonalne podejście. Wiedział też, że żaden
test nie był wart ryzykowania utraty życia. Wiedział wiele rzeczy, mimo to
zrobił coś, co zaskoczyło również jego – zatrzymał się, wycelował dokładnie w
środek odwłoku pająka i jeszcze raz wypowiedział zaklęcie. Potem zerwał się do
biegu, nawet się za siebie nie odwracając.
Ucieczka trwała kilkanaście minut. W pewnym momencie
pomyśleli nawet, że udało im się zgubić akromantulę. Pomylili się.
Ponieważ obaj byli zmęczeni szaleńczym sprintem, a
przedzieranie się przez gęstą roślinność przysparzało im jedynie kolejnych
problemów, co chwilę wymieniali się pozycjami. Jeden z nich biegł przodem i
usuwał większe przeszkody, drugi w tym czasie obrzucał pająka zaklęciami.
Harry zmagał się właśnie z niewielkimi drzewkami i
kłującymi krzewami, a Draco walczył. Obaj zyskali kilka kolejnych ran i
zadrapań, ale na razie się tym nie przejmowali. Byłoby z nimi znacznie gorzej,
gdyby dopadła ich akromantula.
Niespodziewanie las się skończył, co z jednej strony było
wybawieniem, a z drugiej – zapowiedzią katastrofy. Drzewa zniknęły, bo przed
nimi rozciągała się rozległa skarpa. Harry zatrzymał się raptownie, ale nie
zdążył w porę ostrzec Malfoya – poczuł silne uderzenie, a potem runął na
ziemię.
– I co teraz?!
Zerwali się na równe nogi.
– Nie mam, kurwa, pojęcia!
Do wyboru mieli skok z kilku metrów albo uznanie swojej
porażki. Nie potrafili się zdecydować, a nie mieli czasu na dyskusję. Na domiar
złego akromantula wyszła właśnie z lasu i wyglądała, jakby doskonale wiedziała,
że zagoniła ich w pułapkę. Świadomość ta w niczym im nie pomagała. Spróbowali
więc jeszcze kilku zaklęć, ale żadne z nich nie odniosło upragnionego
rezultatu.
– Musimy skończyć – odezwał się nagle Harry.
– Zwariowałeś!? Nie mam zamiaru się połamać!
– Nie mamy innego wyjścia! – Akromantula była coraz bliżej.
– Kurwa, no rusz się!
Draco skinął głową. Harry po raz ostatni spojrzał na
olbrzymiego pająka, a potem wziął głęboki oddech, zamknął oczy i rzucił się w
dół.
Kilka sekund później uderzył o ziemię, słysząc przy tym trzask
łamanej kości. Krzyknął i przekręcił się na plecy. Starał się nie myśleć o
potwornym bólu, ani nie dotknąć zranionej nogi. Ostatkiem sił podczołgał się do
skarpy i oparł się o nią plecami.
Spojrzał na swoją nogę. Była wygięta pod dziwnym kątem, ale
na szczęście kość nie przebiła skóry. Chociaż wiele razy doznawał poważnych
obrażeń, nie wątpił, że tym razem niezbyt dobrze zareagowałby na widok otwartej
rany.
Zamknął oczy, zastanawiając się co dalej. Ból był nie do
zniesienia, co gorsza, właśnie sobie uświadomił, że w pobliżu nie było Malfoya.
Poczuł na plecach ciarki. Nie dość, że nie mógł się ruszyć,
to na dodatek nie wiedział, co się stało z jego przyjacielem.
– Tu jesteś! – Odwrócił się i zobaczył idącego w jego
stronę Ślizgona. – Rzuciłem w tę maszkarę bombardą, żeby przypadkiem za nami
nie skoczyła. Chyba zadziałało. – Uśmiechał się od ucha do ucha. Był dumny, że
nie stracił głowy i pomyślał nie tylko o unieszkodliwieniu pająka, ale i o
zaklęciu zmiękczającym.
– Świetnie – mruknął Harry.
Malfoy zamarł. Dopiero teraz dostrzegł, w jakim Gryfon był
stanie.
– Złamana?
– A jak myślisz?!
– Nie denerwuj się.
Harry spuścił głowę i przygryzł wargę.
– Przepraszam – powiedział, w ciszy walcząc ze swoim bólem.
– Po prostu cholernie mnie boli. – Nie kłamał, choć nie był to jedyny powód,
dla którego się uniósł. Był wściekły, bo Draco, nie on, zachował zimną krew w
obliczu zagrożenia. A przecież to on, Harry, chciał zostać aurorem.
Podniósł głowę i spojrzał na Draco. Zobaczył w jego oczach
coś, czego nigdy dotąd nie widział – troskę. Poczuł się strasznie głupio. Niepotrzebnie
się zdenerwował.
– Pomógłbym ci, ale nie znam się na uzdrawianiu.
Harry nieznacznie się uśmiechnął.
– Nie przejmuj się. Niedawno czytałem książkę o zaklęciach
leczących, więc chyba poradzę sobie ze złamaną kością.
– Będę ci do czegoś potrzebny?
– Przy zaklęciu? Nie. Możesz za to rozbić namiot, bo
dzisiaj nigdzie już nie pójdziemy. Muszę dać nodze trochę odpocząć, zresztą,
zaczyna się ściemniać.
Draco skinął głową i odszedł na bok. Wyciągnął z plecaka
namiot i zajął się jego rozstawianiem. Harry w tym czasie sięgnął po różdżkę i
od razu skierował jej czubek na swoją zranioną nogę. Wziął głęboki oddech i
policzył do dziesięciu. Był przerażony, ale wiedział, że nie ma innego wyjścia.
– Conectos![2]
– Coś głośno trzasnęło. Prawdopodobnie kość wróciła na swoje miejsce. Zaraz
potem przyszła kolejna fala bólu. – Cholera jasna! – Miał wrażenie, jakby w
jego nogę wbijano tysiące rozżarzonych igieł.
Draco spojrzał na niego ze współczuciem, ale nie powiedział
ani słowa. Postanowił odczekać chwilę, ale kiedy zauważył, że Harry chciał się
podnieść, podbiegł do niego i pomógł mu wstać.
– Widzę, że wszystko się udało.
– Na szczęście nie jestem taką niedorajdą jak Lockhart.
Obaj wybuchnęli głośnym śmiechem.
Niedługo później Draco zaczął zbierać drewno na ognisko, a
Harry rzucać zaklęcia ochronne.
– Drętwota!
Harry rzucił się na ziemię, zapominając o tym, że miał
oszczędzać nogę. Przez kilka sekund przyciskał twarz do ziemi, a kiedy był pewien,
że zaklęcie go minęło, szybko się podniósł.
– Ron? – zapytał z niedowierzaniem, dostrzegając stojącego
w pobliżu rudzielca. Ręka z różdżką na chwilę mu zadrżała.
– Dla ciebie, Weasley.
– Nie bądź śmieszny – prychnął. – Jesteś zły, rozumiem. Ale
to nie znaczy, że musisz zachowywać się jak rozkapryszony bachor.
Ron uniósł brwi.
– Zły? Nie, Harry, nie jestem zły. Jestem wściekły! –
krzyknął. – Nie mogę uwierzyć, że przez pięć lat się z tobą przyjaźniłem.
Zadajesz się ze śmierciożercami! – Spojrzał na Malfoya, który przyniósł właśnie
trochę drwa. – Zmieniłeś strony, ty parszywy zdrajco!
Harry siłą woli nakazał sobie, by nie poczuć się
dotkniętym. W międzyczasie wolną ręką nakazał Draco, żeby się nie wtrącał.
– Co, zapomniałeś języka w gębie?
Tego było już za wiele.
– Mylisz się, ty tępy kutasie! – krzyknął, tracąc resztki
opanowania. – Draco nie jest i nie będzie śmierciożercą!
Ron pokręcił głową, a na jego twarzy pojawiło się coś, co
przypominało smutek. Przypominało, bo smutkiem na pewno nie było.
– Jesteś głupcem, Harry Potterze. Pewnego dnia przekonasz
się, że miałem rację. – Uniósł różdżkę. – Expelliarmus!
Harry bez żadnego problemu zablokował zaklęcie.
– Naprawdę chcesz mnie pokonać za pomocą zaklęcia
rozbrajającego?
– Sam mnie tego uczyłeś.
– Bo nawet najlepszy nauczyciel nie zrobiłby z ciebie
mistrza pojedynków.
– Zamknij się!
– Bo co mi zrobisz!? – Harry nie wiedział, dlaczego marnował
czas na kłótnię. Chciał zachowywać się odpowiedzialnie, jednak Ron działał na
niego jak płachta na byka. Może reagował tak gwałtownie, bo w głębi serca wciąż
go lubił i chciałby, żeby nadal się przyjaźnili. – Jesteś beznadziejny, skoro
nie umiesz odróżnić śmierciożercy od normalnego człowieka!
– Ty...! Drętwota!
Densaugeo!
– Protego! – Harry
ponownie zablokował zaklęcia. – Wiesz co? Trochę mi ciebie żal. Chciałbym
myśleć, że nie jesteś głupi, ale jak dotąd tylko pogrążasz się w moich oczach.
– Przestań! – krzyknął Ron, tupiąc ze złości nogą. Harry przygryzł
policzek, żeby nie zacząć się śmiać. – Myślisz, że jesteś ode mnie lepszy?
Jesteś nikim! Wszyscy interesują się twoimi pieniędzmi i przyjaźnią się z tobą
tylko dla sławy!
– Tak jak ty?
Rona zatkało. Głos uwiązł mu w gardle i musiało minąć
trochę czasu, nim w końcu powiedział:
– Ja... Dobrze wiesz, że to nieprawda!
– Wystarczy! – Głos Harry'ego stał się twardszy. Malfoy wzdrygnął
się, słysząc ten ton. Chyba jeszcze nie spotkał w swoim życiu osoby, która w jednym
słowie potrafiłaby wyrazić tak wiele emocji. – Aqua Pugnus![3]
Z różdżki Harry'ego wystrzelił strumień wody, który szybko
przybrał kształt ludzkiej pięści. Ron spróbował zablokować zaklęcie, lecz woda
przedarła się przez jego tarczę i uderzyła go w klatkę piersiową, zwalając go przy
tym z nóg.
– Nie słuchałeś profesora Flitwicka, kiedy mówił, że zwykła
tarcza nie działa na zaklęcia oparte na podstawowych żywiołach?
Ron powoli podniósł się z ziemi. Odgarnął z czoła mokre
włosy i popatrzył na Harry'ego z rządzą mordu w oczach.
– Relishio!
Tym razem brunet nawet się nie trudził, żeby zablokować
zaklęcie. Zrobił tylko kilka kroków w bok.
– To jest żałosne i z każdą chwilą coraz bardziej nudne. Gdybyś
był godniejszym przeciwnikiem, to może nawet pobawiłbym się z tobą dłużej, a
tak... – Przerwał w połowie zdania, widząc, że były przyjaciel był bliski
wybuchu. – Pokażę ci, jak naprawdę powinien wyglądać pojedynek.
Z prędkością błyskawicy rzucił kilka zaklęć rozbrajających
i kiedy Ron zajął się ich unikaniem, krzyknął:
– Expulso!
Weasley oderwał się od ziemi i poleciał kilka metrów do
tyłu. Upadając, wypuścił z dłoni różdżkę. Próbował się podnieść, ale był tak
obolały, że ciało odmówiło mu posłuszeństwa. Zanim zdążył cokolwiek zrobić,
Harry podszedł do niego, cały czas celując w niego swoją różdżką.
– Mam dla ciebie jeszcze niespodziankę. – Uśmiechnął się,
choć jego oczy pozostały zimne jak lód. – Baw się dobrze! Vincubus! [4]
Z beznamiętną miną patrzył, jak na twarzy Rona pojawiło się
przerażenie.
– Nie, błagam, zabierz je ode mnie! – krzyczał, próbując
odgonić pająki, które tylko on widział.
– Jesteś okrutny – powiedział Draco, podchodząc do niego. Spoglądając
na krzyczącego Wesleya, jego twarz była bez wyrazu. Nie lubił rudzielca, jednak
obawiał się, że tym razem Harry przesadził. Nigdy by się do tego nie przyznał,
ale przerażało go to, co właśnie zrobił.
– Masz rację – odezwał się nagle Harry. – Zaczynam
zachowywać się jak ci, których nienawidzę – powiedział i rzucił odpowiednie przeciwzaklęcie.
Ron odetchnął z ulgą, a chwilę potem stracił przytomność. – Abigo Coactum! [5]
O ile Harry żałował, jakim zaklęciem potraktował wcześniej
byłego przyjaciela, o tyle teraz nie miał absolutnie żadnych wyrzutów sumienia.
Klątwa, którą rzucił, była czarnomagiczna, ale nie powodowała żadnych poważnych
obrażeń.
– Czy ty właśnie użyłeś czarnej magii? – zapytał z
niedowierzaniem Malfoy. – Złoty Chłopiec Gryffindoru?
– I co z tego?
Draco wzruszył ramionami.
– Nic. Po prostu jestem zaskoczony.
– Jeśli mam kiedyś pokonać Voldemorta, to muszę się znać na
czarnej magii.
– No tak, racja.
Nie wiedział, co innego mógłby powiedzieć, bo w zasadzie
nie wiedział, co myśleć o sytuacji, która przed chwilą miała miejsce. Z jednej
strony podziwiał Harry'ego, bo w czasie walki doskonale nad sobą panował, ale z
drugiej przerażała go świadomość, że nie musiał posunąć się do użycia zaklęć
niewybaczalnych, aby jego przeciwnik błagał go o litość.
Ciekawe, ile osób
widziało go w prawdziwej walce – pomyślał.
Uważał, że pojedynek był imponujący, zwłaszcza jego końcówka. Harry nie
zachowywał się impulsywnie, a każda jego decyzja wydawała się dokładnie
przemyślana. Rzucając zaklęcia, nie wyglądał na nieporadnego i słabego, przez
co Draco nie mógł się nadziwić, jak bardzo pomylił się w jego ocenie. Trochę
już znał Gryfona, ale dopiero teraz zrozumiał, dlaczego wszyscy uważali, że to
właśnie on może pokonać Czarnego Pana.
Jego dalsze przemyślenia przerwały czyjeś pokrzykiwania.
Minęło kilka sekund, nim zorientował się, czyj to był głos.
– Weasley, kretynie, gdzie jesteś?! – Pansy pojawiła się w
jego polu widzenia i mimo że rozglądała się na boki, nie zauważyła ani jego,
ani Harry'ego. – Jak długo będę musiała cię szukać?! Ty...! – zamilkła,
dostrzegając nieprzytomnego Rona.
– Mam nadzieję, że mi to wybaczysz – powiedział Draco,
celując w nią różdżką. Pansy spojrzała na niego z zaskoczeniem, ale zanim
zdążyła otworzyć usta, oberwała oszałamiaczem i upadła na ziemię. – Para mniej.
[1]
Sequor Inimicus (łac. sequi, sequor -
śledzić, inimicus -
wróg, nieprzyjaciel; zaklęcie mojego autorstwa) - zaklęcie tropiące.
[2]
Conectos (łac. conecto,
conectere – łączyć, połączyć; os – kość; zaklęcie mojego autorstwa) –
zaklęcie leczące złamania.
[3] Aqua
Pugnus (łac. aqua
– woda, pugnus – pięść; zaklęcie
mojego autorstwa) – zaklęcie ofensywne, polegające na tym, że przeciwnik
zostaje zaatakowany strumieniem wody, kształtem przypominającym ludzką pięść.
[4]
Vincubus (łac. video,
videre – widzieć, zobaczyć, dostrzegać, incubus
– zmora, koszmar, mara; zaklęcie mojego autorstwa) – zaklęcie iluzji;
ofiara widzi to, czego najbardziej się boi.
[5] Abigo
Coactum (łac. abigo,
abigere – kraść, coactum –
energia, moc; zaklęcie mojego autorstwa) – klątwa czarnomagiczna, polegająca na
tym, że rzucający czar wysysa z ofiary jej energię i sam ją pochłania. Klątwa
ta nie może jednak spowodować śmierci ani żadnych trwałych obrażeń.
Święta prawie się skończyły, ale i tak życzę Ci spędzenia ich radośnie i spokojnie w rodzinnym gronie :) Przy okazji życzę również udanego Sylwestra i szczęśliwego nowego roku :)
OdpowiedzUsuńCiekawe sny ma ten nasz Potter. Na początku nawet cofnąłem się rozdział wstecz, bo myślałem, że zapomniałem o jakimś wątku albo coś przeoczyłem xD Harry miał szczęście, że szybko się obudził, bo jeszcze chwila i Malfoy miałby się z czego śmiać przez kilka następnych rozdziałów :D
W zasadzie zgadzam się trochę z Malfoyem. Harry mógł się bardziej hamować. Mógł wygrać ten pojedynek właściwie podstawowymi zaklęciami, ale ta akcja z pająkami była niepotrzebna. Trochę było mi szkoda Rona i mam nadzieję, że będzie chciał się jakoś odegrać. Można jego zachowanie tłumaczyć złością, ale zastanawiam się o co on się właściwie zdenerwował? Czy tylko o to, że Ron nazwał Malfoya śmierciożercą? Jeśli tak, to serio Harry jest trochę świrnięty, że robić Ronowi takie coś. A wydaje mi się, że Harry i Malfoy są dopiero na budowaniu swojej znajomości, to jeszcze nie ten etap, gdzie jeden by wskoczył w ogień za drugiego, więc tym bardziej nie rozumiem reakcji Harry'ego. W tym fragmencie zdecydowanie stoję po stronie Rona.
Drogi Harry nie przejmuj się, że nie pomyślałeś o wyczarowaniu wody. Często jest tak, że na najłatwiejsze sposoby rozwiązania problemu najtrudniej wpaść :P
Najlepsze w tym rozdziale jest to, że i Harry i Malfoy mają mają dobre pomysły. Chodzi mi o to, że często tak jest, że jedna osoba z pary (zazwyczaj Harry) jest mózgiem, znajduje wszystkie rozwiązania problemu i wie jak w danej sytuacji się zachować, podczas gdy druga osoba jest zupełną amebą i tylko ślepo czeka na plan pierwszego. Tutaj najpierw Draco się nie popisał chcąc rozpocząć pojedynek z Pansy i Ronem, a Harry zachował chłodną głowę, a jakiś czas później mamy zupełnie odwrotną sytuację, co uchroniło Draco przed złamaniem nogi. Naprawdę, niby taka drobnostka, a jednak fajniej mi się czytało ten rozdział z tym małym szczególikiem :)
Myślę, że to wszystko na obecną chwilę. Trochę się wkurzyłem na Harry'ego za zachowanie wobec Rona, ale tak to wszystko było w jak najlepszym porządku :) Czekam niecierpliwie na następną część :)
Serdeczne pozdrowienia!
Dziękuję za życzenia!
UsuńSzczerze mówiąc, mogło być gorzej, bo w pierwszej wersji tego rozdziału sen Harry’ego wyglądał zupełnie inaczej. XD Nie będę jednak rozwodzić się nad tym, dlaczego zdecydowałem się na jakiekolwiek zmiany, bo nie jest to szczególnie istotne. Ważne jest natomiast to, że masz rację – Malfoy na pewno nie dałby Harry’emu spokoju i jeszcze długo by się nad nim pastwił.
Cóż, a czy to dziwne, że Harry jest świrnięty, skoro jego umysł jest połączony z umysłem Voldemorta? XD A tak na poważnie... Nie chcę usprawiedliwiać Harry'ego. Nie chcę także wyjaśniać, co miałem w głowie, kiedy pisałem ten fragment, bo Wasza opinia jest ważniejsza od moich założeń. Wydaję mi się jednak, że niezależnie od tego, co kto myśli na temat pojedynku Harry'ego i Rona, warto pamiętać o tym, co go poprzedzało: ucieczka przed akromantulą, złamana noga i zranione ego Pottera.
Jak wiesz, nie lubię, gdy autorzy robią z Harry'ego nieomylnego, niezwyciężonego i w niczym nieograniczonego bossa. Nie zamierzam więc, przynajmniej świadomie, przeczyć swoim upodobaniom. Poza tym Harry i Draco nie są totalnymi półgłówkami, obaj mają swoje wzloty i upadki, dlatego uważam, że gdyby jeden z nich wyróżniał się bardziej od drugiego, byłoby to po prostu nielogiczne.
Również pozdrawiam!
Hej,
OdpowiedzUsuńdzięki za rozdział...
może troszkę spóźnione (ale dopiero dzisiaj dostałam się do komputera), ale, ale właśnie chciałam życzyć Tobie Wesołych i spokojnych Świąt, oraz radości i szczęścia w nadchodzącym roku...
no i weny, chęci i pomysłów na kontynuowanie opowiadania oraz pomysłów na nowe teksty (chodzi mi o miniaturki) ;)
Pozdrawiam serdecznie Iza
Z całego serca dziękuję za życzenia! Niektóre z nich już się spełniły, mam więc nadzieję, że reszta także się spełni. :)
UsuńRównież serdecznie pozdrawiam!
Hej,
OdpowiedzUsuńwszystkiego wspaniałego w Nowym Roku...
muszę powiedzieć że to najlepszy chyba rozdział... no ale dobra czytałam wszystko na raz, a dopiero później rozdział za rozdziałem... ogólnie opowiadanie jest fantastyczne, ale właśnie ten rozdział najbardziej mi sie spodobał... od początku tego roku w Hogwarcie widać zmiany w Harrym w zasadzie to pojawienie Mike tak jakby zapoczątkowało...
ale co do tego rozdziału fantastyczny, najpierw mamy jak Harry powstrzymał Draco przed zaatakowaniem Rona, a później Ron zaatakował Harrego od tyłu to pokazuje jakim jest tchórzem... dobrze ze czasami to Harry byl tym bardziej zaaradnym, a innym razem to właśnie Draco... to pokazywało, że jednak współpracują ze sobą... świetne było to, że prawie umierają z pragnienia a zapomnieli że mogą sobie wyczarować wodę... pojedynek Harego z Ronem pokazał, że Harry jest w tym dobry każde zaklęcie było w odpowiednim czasie i był spokojny, a sam Draco przerażony, że bez użycia niewybaczalnym Harry doprowadził do takiego stanu Rona...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Cześć!
UsuńMyślę, że od dzisiaj nikomu nie będę musiał tłumaczyć, skąd wziął się tytuł mojego opowiadania. Mike faktycznie zapoczątkował w Harrym zmiany, jednak to śmierć Syriusza była pierwszym czynnikiem, które rzeczywiście je zainicjował. Za tytułowy moment zwrotny można więc uznać albo bitwę w Ministerstwie Magii, albo pierwsze spotkanie Harry'ego i Mike'a.
Tak jak napisałem powyżej, Harry i Draco (przynajmniej w moim odczuciu) są inteligentnymi czarodziejami, więc gdyby jeden z nich bardziej się wyróżniał, byłoby to po prostu nielogiczne.
Dziękuję za tak wiele miłych słów! Cieszę się, że opowiadanie Ci się podoba, mam więc nadzieję, że dotrwasz do jego końca. :)
Jeszcze raz pozdrawiam i również życzę szczęśliwego Nowego Roku!
Biję się w pierś i kajam, że tak długo mnie tu nie było, serio! Rzuciłam w cholerę niemal wszystkie opowiadania, które czytam, ale teraz, jak zobaczyłam, że dodałeś nowy rozdział, to się zmobilizowałam i przeczytałam wszystko od początku i zastanawiam się, jak mogłam rzucić w cholerę opka.
OdpowiedzUsuńDo rzeczy; artykuł, z któregoś tam rozdziału i "przyjaźń" ślizgońsko-gryfońska" - bomba! Imprezy, bomba!
Ron... Jego akurat nie lubię, ale mam podejrzenie, że coś mu padło na mózg magicznie. Jakaś klątwa, eliksir, czary-mary, szmery-bajery i efekt jego durnego zachowania mamy.
Bardzo fajny sprawdzian i podoba mi się współpraca chłopaków. Tak fajnie wszystko równoważysz, tu jeden coś odwali, to drugi nadrobi na odwrót. Fajnie, fajnie:)
Były jeszcze inne rzeczy, które mi się podobały, w poprzednich rozdziałach, ale teraz ni cholery nie mogę sobie przypomnieć.
Szczęśliwego Nowego Roku, dużo weny, czasu i chęci na pisanie! :)
Pozdrawiam serdecznie! :)
Niedoskonała
Czy jeśli napiszę, że też się nad tym zastanawiam, to wyjdę na przesadnie pewnego siebie? XD Żarty żartami, ale naprawdę cieszę się, że wróciłaś. Lepiej późno niż wcale. :)
UsuńJa także nie lubię Rona, ale o tym wiedzą już chyba wszyscy. A jeśli chodzi o to, co napisałaś później... nie zaprzeczam, ale i nie potwierdzam. Z oczywistych powodów nie mogę. :)
Dziękuję za miłe słowa. Mam nadzieję, że skoro wróciłaś do mojego opowiadania, to teraz będziesz je śledzić do końca. :)
Pozdrawiam serdecznie i również życzę szczęśliwego Nowego Roku!
Jeśli będziesz pisać raz na 3 miechy to możemy nie dożyć ;P
OdpowiedzUsuńPs. Pozdrawiam serdecznie i czekam na więcej
UsuńWróciłem po paru latach do blogów o HP(bieda straszna ;p) i jest to 1 na który wstąpiłem ;)
Arr
Rozdział jest już napisany, problem w tym, że nie miałem kiedy poprawić błędów, drobnych zgrzytów i innych nieścisłości. Oprócz tego, tak jak napisałem w ogłoszeniach, po sesji zimowej wena niemal całkowicie mnie opuściła. Na szczęście wróciłem już do pisania, staram się także pracować szybciej, niestety, nie zawsze jest to możliwe.
UsuńMam nadzieję, że to nie był przypadek, tylko świadomy wybór. :D Oczywiście żartuję, co nie zmienia faktu, że cieszę się, że tak się stało.
Również pozdrawiam!
Czołem ponownie :D
UsuńJak tak teraz czytam ten swój komentarz to wydaje mi się on strasznie biedny i okrojony :D
Ale mam nowe fakty i mam nadzieję, że mi wybaczysz tak żałosne nie docenienie twojej twórczości. W momencie pisania poprzedniego komentarza wcale nie byłem na finiszu tej lektury tylko zaczynałem czytać ;p Pisząc, że czekam na więcej nie było oczywiście kłamstwem bo wiedziałem, że to tylko kwestia paru dni jak dojdę do ost rozdziału ;p
Aktualnie jestem na 26 rozdziale i muszę Ci powiedzieć mój drogi autorze, że tak podsumowując to co do tej pory przeczytałem(nie będzie to podsumowanie treści, bo nie chcę Ci zawracać dupy i komentować poprzednich rozdziałów,tylko skupię się na całej twórczości(to nie nie docenienie ;p) to naprawdę masz talent i wraz z tym jak czytałem kolejne rozdziały mogę z całą pewnością powiedzieć, że jesteś coraz lepszy w tym co robisz :)
Niestety to był przypadek :D Ale to nie oznacza, że coś co się stało przez przypadek będzie owocować w złe skutki ;p
Przede mną 5 rozdziałów i mam się zamiar nimi delektować, czekam z niecierpliwością na kolejne, może nawet mógłbym Ci zaoferować jakąś pomoc, bo widzę, że Seya gdzieś wsiąkła ;p
Pozdrawiam serdecznie
Arr
Ps. Ups, znów gafa, podziękowania należą się także dla Seyi :)
UsuńTym razem była na górze, a ja chcąc sobie psuć ostatniego rozdziału nie czytałem od góry tylko szukałem jej na dole ;p
Dziękuję za pochwały. :) Nie będę ukrywać, że takie komentarze mobilizują mnie do działania i przypominają mi, dlaczego tak bardzo lubię zajmować się tym blogiem. Krytykę także zniosę, ale wiadomo, że słowa uznania są o wiele przyjemniejsze.
UsuńNa razie jakoś sobie radzę, ale będę pamiętać o Twojej propozycji. Doceniam i szanuję!
Również pozdrawiam!
Czekamy dalej ;p
OdpowiedzUsuńJuż niedługo! Proszę o jeszcze chwilę cierpliwości! Rozdział jest praktycznie gotowy, myślę więc, że opublikuję go w przyszły weekend, maksymalnie za dwa tygodnie. :)
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńautorze tak ja z zapytaniem o nowy rozdział bo tęsknię za Harrym i Mike'm za Draco też, no i dobra za innymi też... ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Przykro mi, że zmuszam Was do tak długiego czekania, ale nie zawsze jest to zależne wyłącznie ode mnie. W każdym razie rozdział jest praktycznie gotowy, więc maksymalnie za dwa tygodnie powinien go opublikować. :)
UsuńRównież pozdrawiam!
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, w Harrym zaszły wiekie zmiany, a to w zasadzie dzięki Mike, z Rona to wielki tchórz bo zaatakował Harrego od tyłu... dobrze Draco i Harremu idzie współpraca... a jeszcze to... prawie umierają z pragnienia, a zapomnieli że mogą sobie wyczarować wodę... a ten pojedynek Harego z Ronem udowodnił, że Harry jest dobry w zaklęciach, każde jego zaklęcie było w odpowiednim czasie i był spokojny przede wszystkim, haha Draco taki przerażony, że bez użycia niewybaczalnyh Harry doprowadził do takiego stanu Rona... ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, pięknie Harry załatwił Rona ;) Draco taki zaskoczony, jak sobie wspaniale z tym poradził...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń