Moi drodzy!
Po prawie półrocznej przerwie wracam (wreszcie!)
z kolejnym rozdziałem. Wolałbym kolejny raz się nie usprawiedliwiać, ale myślę,
że zasługujecie na chociaż parę słów wyjaśnienia. Na początku roku nie miałem
czasu zajmować się blogiem, bo skupiłem się na swoich studiach (sesja zimowa).
Potem, kiedy chciałem popracować nad rozdziałem, najzwyczajniej w świecie nie
miałem weny. Do niedawna takie wytłumaczenie brzmiało dla mnie śmiesznie, ale
gdy w ciągu tygodnia nie byłem w stanie poprawić nawet jednej strony,
zrozumiałem, że nie ma w tym nic zabawnego. Chcąc nie chcąc, musiałem zrobić
sobie przerwę. Nie widzę sensu w pisaniu na siłę, bo rezultaty nie będą
zadowalające ani dla mnie, ani tym bardziej dla Was. Do tego wszystkiego doszło
jeszcze parę innych czynników. A ponieważ nie są one związane wyłącznie ze mną,
nie czuję się upoważniony, żeby o nich pisać.
Rozdział został sprawdzony, ale jeśli
dostrzeżecie jakieś błędy, przymknijcie na nie oczy. Przed chwilą
skończyłem wprowadzać poprawki, a że jest późno i jestem półprzytomny, mogłem
przegapić nawet poważne uchybienia.
BETA: Seya (dziękuję!)
* * *
Gdy trafiona zaklęciem Pansy upadła na ziemię, Harry zamarł
w całkowitym bezruchu. Jego reakcja nie była wywołana szokiem czy paraliżującym
strachem, tylko irracjonalną myślą, że Ślizgonka była martwa, podobnie jak Ron,
którego bezwładne ciało leżało zaledwie kilka kroków dalej.
– No dobra, co teraz? – zapytał cicho, jakby się bał, że
głos odmówi mu posłuszeństwa. – Chociaż wiem, że nic im nie jest, czuję się
jakoś... dziwnie – dodał, woląc nie wspominać o przekonaniu, które chwilę
wcześniej przemknęło mu przez głowę i które wzięło się nie wiadomo skąd.
Draco wzruszył jedynie ramionami, bo on także nie wiedział,
co zrobić z Ronem i Pansy. Mieli ich od tak zostawić, czy powinni poczekać, aż
któryś z nauczycieli zabierze ich do szkoły?
Niemal w tym samym czasie rozległ się głośny trzask i obok
niego zmaterializowały się dwa skrzaty domowe. Podniosły z ziemi nieprzytomnych
uczniów i zniknęły z nimi tak szybko, jak się pojawiły. Harry i Draco spojrzeli
na siebie z mieszanką niedowierzania i rozbawienia.
– Powinniśmy to przewidzieć – stwierdził Gryfon.
– Może, ale jakie to ma teraz znaczenie? Najważniejsze, że
nie musimy dłużej zajmować się tą sprawą.
Ponieważ problem rozwiązał się sam, chłopcy mogli wrócić do
zajęć, które wykonywali przed pojawieniem się Rona. Harry dokończył rzucać
zaklęcia ochronne, Draco natomiast przyniósł więcej suchych gałęzi i ułożył je
w zgrabny stos tuż obok wejścia do namiotu. Wkrótce potem rozniecił ogień i dbał
o to, by nie przygasł ani na chwilę.
Gdy na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy, a mrok
stopniowo zacieśniał krąg wokół namiotu i płonącego ogniska, chłopcy z
ożywieniem rozmawiali o quidditchu. Mimo trudności, którym musieli stawić
czoła, humory im dopisywały, więc nie chcieli dyskutować o niczym, co miało
jakikolwiek związek z testem. W międzyczasie jedli kolację, na którą składało
się czerstwe pieczywo i plastry suszonego mięsa.
Po spożyciu niezbyt pożywnego posiłku Harry i Draco ugasili
ognisko, a potem weszli do namiotu i tak jak poprzedniego dnia wyczarowali dla
siebie materace do spania. Wiedząc już, że zaklęcia ochronne działały bez
zarzutów, nie zamierzali wystawiać nocą warty; woleli się porządnie wyspać, by
rozpocząć kolejny dzień w pełni sił.
– Ciekawe, jak radzi sobie reszta tych bezmózgowców, która
niesłusznie uważa się za wspaniałych czarodziejów – zagadnął Draco, układając
się wygodnie na prowizorycznym posłaniu.
Harry westchnął pod nosem, ale ostatecznie puścił tę uwagę
mimo uszu i powstrzymał się od komentarza. Nie miał ani siły, ani tym bardziej
ochoty, by reagować na zgryźliwości Ślizgona.
– Ciężko powiedzieć. My nie potrafiliśmy poradzić sobie z
jedną akromantulą, a przecież to dopiero początek.
– Mówisz, jakbyś się bał.
– Bo się boję – przyznał bez ogródek. – Tyle że tu nie
chodzi o zwykły strach.
– No to o co?
– Do niedawna myślałem, że czekają nas trudne, ale nie
niebezpieczne zadania. Nie tak naprawdę – zaczął cierpliwie tłumaczyć. –
Ostatnie wydarzenia uświadomiły mi jednak, że się myliłem. Nauczyciele wysoko
ustawili nam poprzeczkę, więc wolę sobie nie wyobrażać, co jeszcze może się nam
przytrafić.
– Przecież brałeś udział w Turnieju Trójmagicznym i...
– I co z tego? – przerwał mu Harry. – Uważasz, że turniej
uodpornił mnie na stres i teraz nie mam prawa się bać?
– Myślę, że tamte doświadczenia miały na ciebie jakiś
wpływ, nawet jeśli ty sam nie zdajesz sobie z tego sprawy. Ale nieważne.
Chciałem tylko powiedzieć, że tym razem okoliczności są nieco inne. Nie musisz
polegać wyłącznie na sobie, bo masz jeszcze mnie. Pamiętaj, tkwimy w tym bagnie
razem!
Harry uśmiechnął się półgębkiem.
– I to ma mnie niby pocieszyć?
Malfoy wydał z siebie jakieś niezrozumiałe dźwięki, które w
zamyśle miały być chyba groźbą, a które przypominały bardziej pijacki bełkot
albo przeżuwanie naraz zbyt dużej ilości jedzenia.
– Nie obrażaj się, przecież żartowałem. Po prostu nie chcę,
żebyśmy byli zbyt pewni siebie. W niczym to nam nie pomoże.
– Okej, niech będzie, że masz trochę racji. Może faktycznie
liczyłem, że zadania będą prostsze i poradzimy sobie z nimi bez żadnych
problemów.
– Cieszę się.
– W każdym razie zapomniałeś o najważniejszym.
– To znaczy?
Draco uśmiechnął się z zadowoleniem.
– W końcu dokopałeś Weasleyowi!
– A ty Pansy.
– Cóż, miała pecha.
Harry nie odpowiedział, zamiast tego głośno ziewnął, w
żaden sposób nie próbując ukryć swojego zmęczenia.
– Chyba czas trochę się przespać, co? – powiedział Draco. Przekręcił
się na obok, odwracając się do Harry'ego plecami. – Dobranoc.
– Dobranoc.
* * *
Nie wystawiwszy na noc warty, chłopcy w spokoju przespali
kilka godzin, dzięki czemu następnego dnia obudzili się z odnowionym zapasem
energii i pokaźną dawką optymizmu. Harry co prawda nadal odczuwał ból w nodze, ale
nie był on na tyle dotkliwy, by należało się nim przejmować. Wiedział, że jego
zaklęcie zadziałało poprawnie, więc delikatne mrowienie w lekko zdrętwiałej
kończynie nie było niczym nadzwyczajnym, co więcej, niedługo powinno całkowicie
ustąpić.
Mając pewność, że zraniona noga nie utrudni mu
kontynuowania testu, Harry poczuł ulgę. Nie chciał odpaść na tak wczesnym
etapie, tym bardziej, że dopiero zaczął się rozkręcać. Pojedynek, który stoczył
poprzedniego dnia, nie był dla niego szczególnie satysfakcjonujący, nawet jeśli
dzięki niemu odegrał się na Ronie i zapisał na swoim koncie kilka dodatkowych
punktów.
Po odświeżeniu się przed dalszą podróżą chłopcy złożyli
namiot i spakowali go do plecaka, a potem pochylili się nad mapą, by sprawdzić,
w jakim kierunku powinni się udać. W tym momencie zdali sobie sprawę, że
ucieczka przed akromantulą kosztowała ich więcej, niż się spodziewali –
zboczyli z wyznaczonej na początku testu trasy i teraz musieli nadrobić
stracony dystans. Jakby tego było mało, pogoda znacznie się pogorszyła; na
niebie pojawiły się gęste chmury i zaczął padać deszcz. Z minuty na minutę
przybierał na intensywności, aż w końcu zamienił się w prawdziwą ulewę.
Harry i Draco popatrzyli na siebie z bezsilnością. Mimo
wszystko zgodnie uznali, że nie będą czekać na poprawę aury. Zamiast tego
wyczarowali dla siebie płaszcze przeciwdeszczowe, a potem ruszyli w dalszą
drogę.
Przez kilka kolejnych godzin, pomimo niesprzyjającej
pogody, udało im się przebyć kilkanaście kilometrów. Być może szczęście
ponownie się do nich uśmiechnęło, bo w oddali widzieli już wierzchołki gór, a
jedyną przeszkodą, z jaką musieli się dotąd zmierzyć, był niegroźny bogin.
– Jak tam noga? – zapytał Draco, przerywając ciszę, która
powoli stawała się dla niego krępująca. – Wszystko w porządku?
– A od kiedy to martwisz się moim zdrowiem?
Malfoy prychnął i odwrócił głowę, udając, że wypatrywał
potencjalnych oznak grożącego im niebezpieczeństwa.
– Chciałem tylko zagaić rozmowę – powiedział nieco urażonym
tonem. – I nie myśl sobie, że przejmuję się twoim stanem! Zależało mi jedynie
na tym, by sprawdzić, czy jest sens dalej się męczyć. Bo jeśli ty zaczniesz
niedomagać, ja także nie ukończę tego przeklętego testu!
Harry próbował zachować nieprzenikniony wyraz twarzy, ale
nie było to wcale takie łatwe. Iskierki rozbawienia w oczach zdradzały jego
prawdziwe emocje.
– To dobrze, bo już się bałem, że coś z tobą nie tak.
– Więc... jak tam noga?
Harry otworzył usta, by odpowiedzieć, lecz właśnie wtedy
usłyszał jakiś szelest. Teoretycznie nie był to wystarczający powód do obaw. Ostatnie
doświadczenia nauczyły go jednak, by nie lekceważyć niczego. Nawet nic
nieznaczących szczegółów. Jeśli to znowu
będzie akromantula, to chyba strzelę sobie w głowę avadą – pomyślał,
uważnie rozglądając się na boki.
Gdy niedługo później rosnące po ich prawej stronie zarośla
zaczęły się poruszać, a dobiegające ich dźwięki stale się nasilały, postanowił
nie ignorować złych przeczuć. Złapał Malfoya za ramię i zaciągnął go w kierunku
pobliskich krzaków. Wiedział, że nie była to idealna kryjówka, ale na tę chwilę
musiała im wystarczyć.
Ukrywszy się w gęstych zaroślach, chłopcy zamarli niczym
marmurowe posągi i cierpliwe czekali na rozwój wydarzeń. Nie wiedząc, czego się
spodziewać, trzymali w pogotowiu różdżki. Żaden z nich nie powiedział tego
głośno, lecz mieli nadzieję, że nie będą musieli ich używać.
Jak zwykle w takich sytuacjach czas zdawał się zwolnić,
praktycznie stając w miejscu. Ani Harry, ani Draco nie potrafili stwierdzić,
jak długo czekali, nim spomiędzy wysokiej trawy wybiegł Teo, a zaraz za nim
Mike. Chłopcy ewidentnie przed czymś uciekali, bo co chwilę spoglądali przez
ramię, nie sprawdzając natomiast, czy biegnąc na oślep nie pakowali się w
jeszcze gorsze tarapaty.
Gdy Teo i Mike niemal zniknęli im z oczu, hałas dobiegał
ich już zewsząd, co więcej, ziemia zaczęła drżeć. Chwilę później w ich polu
widzenia pojawiła się ogromna sklątka tylnowybuchowa, która wytrwale podążała
śladem swoich ofiar. Zachowanie chłopaków stało się wówczas całkowicie
zrozumiałe, przynajmniej dla Harry'ego, który miał nieprzyjemność walczyć z nią
podczas Turnieju Trójmagicznego. Wiedział, że poza wyjątkowo paskudnymi
klątwami czarnomagicznymi niewiele zaklęć mogło jej poważnie zaszkodzić. Ucieczka
wydawała się najrozsądniejszym wyborem.
– Teraz przynajmniej mamy pewność, że Hagrid maczał palce w
przygotowywaniu tego testu – odezwał się Harry, upewniwszy się wcześniej, że
niebezpieczeństwo minęło i nie musieli dłużej ukrywać się w krzakach. – Gdy
wrócimy do szkoły, muszę go spytać, czym je karmi, że osiągają takie rozmiary.
– Naprawdę cię to interesuje?
– A ciebie nie?
Draco popatrzył na niego jak na kogoś niespełna rozumu.
– Wolę pozostać w błogiej nieświadomości. Dla mnie to
nienormalne, że ktoś dobrowolnie hoduje takie potwory. Im mniej wiem na ten
temat, tym spokojniejszy się czuję.
Harry wzruszył ramionami.
– Jak uważasz – odpowiedział tylko. Dla niego zachowanie Hagrida
nie było ani trochę szokujące. Bo czymże była hodowla sklątek tylnowybuchowych
przy próbie wychowania smoka w drewnianej chacie albo przyjaźnieniu się z
gigantycznym pająkiem?
* * *
Niespełna dwa dni później Harry i Draco dotarli do podnóży
gór. Cieszyli się, że byli już tak blisko celu, choć z drugiej strony starali
się nie popaść w przesadny optymizm. Od czasu, gdy spotkali Teodora i Mike'a,
nie natknęli się na żadną parę uczniów, nie musieli także walczyć z potworami
pokroju akromantul czy sklątek tylnowybuchowych. W zasadzie przeszkody, którym
stawili czoła, były całkowicie niegroźne i nie wymagały od nich szczególnych
umiejętności.
– Może zrobimy sobie... Aaaaa!
– Harry?
Draco odwrócił się na pięcie, ale po przyjacielu nie było
ani śladu. W pierwszej chwili pomyślał, że ten tylko się zgrywał, potem doszedł
jednak do wniosku, że takie zachowanie nie było w jego stylu. Wyciągnął więc różdżkę
i zaczął rozglądać się dookoła, lecz nie dostrzegł niczego podejrzanego.
Po kilku minutach bezowocnych poszukiwań westchnął cicho i
ze zrezygnowaniem spuścił głowę. Wtedy to dostrzegł w ziemi dziurę, którą
obrastała gęsta trawa, i która była przez to niemal całkiem niewidoczna.
– No nie, błagam, tylko nie to...
* * *
Gdy Harry był małym dzieckiem, marzył o ogromnej zjeżdżali,
z której mógłby korzystać o dowolnej porze dnia i nocy. Za taki prezent oddałby
wtedy wszystko, co miał. Dzisiaj, kiedy jego marzenie poniekąd się spełniło,
żałował, że kiedykolwiek pragnął czegoś takiego.
Zsuwając się po ubitej ziemi, czuł się jak w najgorszym
koszmarze. Wąski szyb i przytłaczająca ciemność pogłębiały jego strach, lecz
najgorsze i tak było oczekiwanie na to, co znajdowało się na końcu tunelu. W
akcie ostatecznej desperacji próbował się czegoś chwycić, by choć trochę zmniejszyć
prędkość spadania, ale skończyło się to tylko tym, że boleśnie poobcierał sobie
ręce. Wiedząc już, że nie uda mu się zatrzymać, zamknął oczy i zaczął modlić
się o cud. Niemal w tym samym czasie nieoczekiwana przejażdżka dobiegła końca. Nim
zorientował się, że przestał czuć pod sobą twardy grunt, gruchnął o ziemię jak
szmaciana lalka.
Uderzenie było tak silne, że na chwilę zabrakło mu tchu.
Bolało go prawie całe ciało, ale najbardziej doskwierały mu obtarte plecy i
ręce oraz lewe ramię i biodro, na które upadł. Nie miał siły się podnieść. Wiedział
jednak, że czas nie działał na jego korzyść. Każda kolejna sekunda zwłoki mogła
wyznaczać granicę, po przekroczeniu której nie oderwie się już od ziemi.
Spróbował więc poruszyć najpierw jedną nogą, potem drugą, a kiedy w końcu mu
się to udało, ostrożnie uniósł się do pozycji siedzącej. Nie odczuł przy tym
większego dyskomfortu. Dało mu to nadzieję, że poza powierzchownymi ranami nie
odniósł żadnych poważnych obrażeń.
Zamrugał kilkakrotnie powiekami i niemal przetarł je
zakrwawionymi dłońmi. Wtedy do niego dotarło, że ciemność, która go otacza, nie
była spowodowana jego problemami ze wzrokiem. Jego oczy powoli przyzwyczajały
się do mroku, tak że mógł dostrzec jakieś niewyraźne kształty. Ale musiał
wspomóc się magią, by swobodnie się poruszać. Sięgnął do kieszeni po różdżkę
i... zamarł.
Po jego torsie i plecach spłynął zimny pot. Starał się
zachować spokój, dlatego wmówił sobie, że różdżka zawieruszyła się gdzieś przy
upadku, ale zaraz ją znajdzie. Nie dopuszczał do siebie myśli, że tak się nie
stanie, albo, co gorsza, natrafi na jej zniszczone fragmenty.
Prowadzenie poszukiwań po omacku z oczywistych względów nie
było zbyt efektywne. Na szczęście jego palce dość szybko natrafiły na
upragniony kawałek drewna. Z mocno bijącym sercem wypowiedział zaklęcie. Kiedy
z końca jego różdżki wystrzelił jasny promień, odruchowo zmrużył oczy, ale
jednocześnie poczuł ulgę. Nie uszkodził różdżki. Dzięki niech będą Merlinowi!
Gdy przyzwyczaił się do światła, spojrzał w górę, zastanawiając
się, czy uda mu się wydostać na powierzchnię tą samą drogą, którą dostał się
pod ziemię. Po kilku sekundach pokręcił jednak głową, odrzucając ten pomysł.
Tunel był za długi, poza tym ściana była zbyt stroma, żeby dało się po niej
wspiąć. Musiał znaleźć drugie wyjście. Problem w tym, że droga w tunelu się
rozwidlała. Skąd mam wiedzieć, którą z
nich wybrać?!
Decyzja nie była łatwa, mimo że żaden wybór nie gwarantował
sukcesu. Wszystko zależało od szczęścia, więc jakiekolwiek rozważania na ten
temat były jedynie niepotrzebną stratą czasu. Na któryś wariant trzeba się było
jednak zdecydować, dlatego Harry postanowił skorzystać z mugolskiej wyliczanki,
która w dzieciństwie nieraz pomogła mu w chwilach niezdecydowania. Zaczął już
nawet powtarzać ją sobie w myślach, ale zanim dotarł choćby do połowy, usłyszał
czyjś krzyk, a kilka sekund później zobaczył upadającego na ziemię Malfoya.
– To się nazywa wejście smoka – powiedział z rozbawieniem.
– Ale teraz przynajmniej wiem, dlaczego rodzice wybrali dla ciebie takie imię [1]
– dodał, a potem podszedł do przyjaciela i pomógł mu wstać.
– Bardzo śmieszne – prychnął Draco, otrzepując zabrudzone
ziemią spodnie. Nie wyglądał tak źle, jak Harry się czuł, więc musiał
odpowiednio przygotować się do podziemnego zjazdu. – Musiałeś wpaść w tę
przeklętą dziurę?!
– Że co?!
– Czego nie zrozumiałeś?!
– Przepraszam bardzo! – krzyknął Harry, czując jak rośnie w
nim gniew. – Nawet nie wiesz, jak bardzo mi przykro, że masz tak niskie ambicje
i nie chcesz stawić czoła kolejnym wyzwaniom!
– Przestań pajacować! To przez ciebie się tutaj
znaleźliśmy, więc przynajmniej mnie nie denerwuj!
Harry zagotował się ze złości.
– A kto ci, kurwa, kazał tutaj włazić?!
– Wolałbyś, żebym zostawił cię samego?
– Jeśli masz zamiar zachowywać się jak skończony kutas, to
z całą pewnością wolałbym, żebyś tak właśnie zrobił!
– Dobrze wiedzieć! – Malfoy poczerwieniał na twarzy i z
trudem zapanował nad wściekłością. Już dawno nikt nie wkurzył go do tego
stopnia, by miał ochotę rzucić się na niego z pięściami. – Skoczyłem za tobą w czarną
dziurę, a ty tak mi się odwdzięczasz?! Jesteś totalnie beznadziejny!
– Przestań mnie oskarżać, że celowo władowałem nas w
kłopoty, to okażę ci większą wdzięczność.
– Nic takiego nie powiedziałem.
– Ale to zasugerowałeś, więc na jedno wychodzi.
Po tych słowach zapadła cisza, choć napięcie pomiędzy
chłopakami wciąż było wyczuwalne.
Harry odwrócił się na pięcie i odszedł na bok, Draco
natomiast stał jak sparaliżowany, nie do końca rozumiejąc, co się wokół niego
działo. Jeszcze niedawno cieszył się, że przy odrobinie szczęścia niedługo
wróci do Hogwartu, a teraz tkwił pod ziemią i kłócił się ze swoim kompanem.
Czuł się głupio, bo ich aktualne położenie nie napawało go entuzjazmem, a on
tylko dokładał im zmartwień.
– Przepraszam – powiedział cicho, zapominając na chwilę o
swojej dumie. – Nie powinienem był się na tobie wyżywać. Wiem, że nie zrobiłeś
tego celowo, po prostu... mam już dość.
Harry spojrzał na niego z wyrzutem, ale w końcu wzruszył od
niechcenia ramionami i odwrócił wzrok. Nie zamierzał komentować słów Draco,
nawet jeśli ten właśnie tego oczekiwał. Dla niego temat był skończony, zresztą
okoliczności wymagały, by skupił się na istotniejszych sprawach. By pomyślnie
ukończyć test, musiał odzyskać pełną sprawność fizyczną.
– Eee... Harry?
– Tak?
– Co ty właściwie robisz? – zapytał Draco, nie rozumiejąc,
dlaczego przyjaciel nagle usiadł na ziemi. – Nie chcę się czepiać, ale chyba
zgodzisz się ze mną, że to nie jest dobry moment na przerwę.
– Masz rację – odparł bez cienia złośliwości. – Niestety
muszę zająć się niektórymi ranami. Są strasznie irytujące, a ja nie zamierzam
pluć sobie w brodę, że nie dałem rady czegoś zrobić, bo ciągle o nich myślałem.
Draco skinął ze zrozumieniem głową, ale nie odezwał się już
ani słowem. Pozwolił przyjacielowi w spokoju doprowadzić się do porządku. Ostatnie
doświadczenia nauczyły go, że nie mogą ryzykować nawet chwilową utratą
koncentracji. Nie wiadomo, z czym jeszcze przyjdzie im się zmierzyć, lepiej
więc, by obaj byli przygotowani na każdą ewentualność.
– A może ci pomogę?
Harry spojrzał na niego z zaskoczeniem.
– Podobno nie znasz się na uzdrawianiu.
– Z drobnymi ranami powinienem sobie poradzić.
– Eee... okej.
Harry zajął się leczeniem poranionych dłoni, Malfoy
tymczasem skupił się na tych częściach ciała, których przyjaciel sam nie dałby
rady obejrzeć, o uzdrowieniu już nie mówiąc. Praca szła im wyjątkowo sprawnie,
bo obrażenia nie były zbyt poważne, więc nawet po najprostszych zaklęciach rany
szybko i bezboleśnie się zasklepiały.
Kilka minut później było już po wszystkim. Obtarcia i
skaleczenia stały się jedynie niemiłym wspomnieniem, więc chłopcy ruszyli w
dalszą drogę.
Tunel, który wybrali, był na tyle wąski, że nie mogli
poruszać się obok siebie. W normalnych okolicznościach taki szczegół nie miałby
żadnego znaczenia, w ich sytuacji – wręcz przeciwnie. Połączenie wilgotnego i
zatęchłego powietrza, śliskiego i nierównego podłoża oraz przygnębiającej
ciemności skutkowało znacznym zmniejszeniem tempa ich marszu.
Droga dłużyła im się w nieskończoność, więc trudno
powiedzieć, ile czasu minęło, nim ciasny korytarz zaczął się w końcu
rozszerzać. Co prawda mogło to nie świadczyć wcale o zbliżaniu się do wyjścia,
jednak coraz więcej szczegółów zdawało się potwierdzać nadchodzący przełom.
Harry, który szedł przodem, dwukrotnie odniósł wrażenie, że poczuł na twarzy
podmuch wiatru. Nie był pewien, na ile zmiana cyrkulacji powietrza była
znacząca, mimo to poczuł przypływ nadziei i mimowolnie przyspieszył kroku.
– Stój – krzyknął po chwili, nagle się zatrzymując.
– Co jest?
– Woda.
– Co?
– Woda! Prawie wpadłem do wody.
Draco przecisnął się do przodu i oświetlił drogę różdżką. Ścieżka
faktycznie gwałtownie skręcała, co przy nikłym świetle było praktycznie
niedostrzegalne.
Harry przez chwilę milczał i tylko wpatrywał się w
przyjaciela z uwagą. Kiedy jednak zrozumiał, że ten nie zamierzał się do niego
odezwać, wyciągnął przed siebie różdżkę i pomyślał zaklęcie. Wyczarował
jaskrawą kulę światła, która, mknąc przed siebie, ukazała im ogromne, podziemne
jezioro.
– Myślałem, że znajdziemy wyjście – jęknął Draco, nie
próbując nawet ukryć swojego rozczarowania.
– Może znaleźliśmy.
– Gdzie? Pod wodą? – prychnął. – Przestań się łudzić.
Harry przewrócił oczami.
– Przez środek jeziora biegnie ścieżka.
– Nie widać drugiego brzegu.
– To jedyna droga.
– Możemy zawrócić.
– Nie bądź śmieszny!
Draco założył ręce na piersiach i przybrał naburmuszoną
minę, chcąc w ten sposób pokazać, że nie jest skory do kontynuowania obranej
niedawno drogi. Harry nie podzielał jego niechęci, nie zamierzał więc przejmować
się jego zdaniem. Zawrócenie i szukanie innej ścieżki w obawie przed tym, co
ich czeka, było dla niego kompletną głupotą. Być może nauczyciele stworzyli tę
pułapkę właśnie po to, by godzinami błąkali się po podziemnym labiryncie i
ostatecznie popełnili katastrofalny w skutkach błąd. A ponieważ on nie
zamierzał sprawdzać tej teorii na własnej skórze, bez dalszych dyskusji ruszył
wzdłuż skalnej ściany.
Malfoy spojrzał na niego z mieszanką szoku i niedowierzania.
Nie przewidział, że przyjaciel zlekceważy jego zdanie i zostawi go samego. Był
wściekły i najchętniej potraktowałby Harry'ego jakąś paskudną klątwą. Nie miał
jednak czasu skupiać się nad swoim niezadowoleniem, bo Gryfon oddalał się od
niego coraz bardziej. Nie chcąc stracić go z oczu, musiał za nim podążyć.
Bieganie przy ograniczonej widoczności nie było łatwe, więc
zanim Malfoy dogonił Harry'ego, ten dotarł już na środek jeziora. W oddali
widać było drugi brzeg, przynajmniej Draco miał takie wrażenie, więc wszystko
wskazywało na to, że tym razem jego obawy okazały się bezpodstawne.
– Potter, czekaj!
Harry zatrzymał się w pół kroku.
– Wiedziałem, że za mną pójdziesz – powiedział, uśmiechając
się pod nosem. – Strach cię obleciał, co?
Draco miał zamiar odpowiedzieć z charakterystyczną dla
siebie nutą drwiny, ale zanim odezwał się choćby słowem, stopa omsknęła mu się
na śliskim kamieniu i z głośnym pluskiem wpadł do wody. Harry zachichotał pod
nosem, nie mogąc oprzeć się pokusie. Jeszcze nie tak dawno Malfoy wściekał się
na jego nieuwagę, a teraz popełnił dokładnie ten sam błąd.
Spodziewając się, że przyjaciel lada moment wypłynie na
powierzchnię, wyczarował kolejną kulę światła, bo poprzednia zaczęła słabnąć,
aż w końcu całkiem zgasła. Potem cierpliwie czekał.
Minęło kilkanaście sekund i nic. Harry uważnie wpatrywał
się w taflę wody, ale nie widział zbliżającego się przyjaciela. Sytuacja, która
początkowo go bawiła, teraz wywołała w nim niepokój. Czy Malfoy umiał pływać?
Tego nie wiedział, więc, nie myśląc długo, wskoczył za nim do wody.
Jezioro było wyjątkowo czyste, mimo to Harry niewiele
widział. Na szczęście los nadal mu sprzyjał, bo stosunkowo szybko wypatrzył nieprzytomnego
Ślizgona, który z wolna opadał na dno. Czując, że niedługo zabraknie mu powietrza
w płucach, błyskawicznie do niego podpłynął i mocno złapał go w pasie. Wysiłek
wywołał w jego mięśniach ból, ale nie złamał jego ducha. Harry przebierał
energicznie nogami, dopóki nie wynurzył się na powierzchnię.
Dotarcie do ścieżki okazało się niemałym wyzwaniem, tak jak
wypchnięcie na nią Malfoya. Najgorsze było już jednak za nim. Draco zaczął najpierw
głośno kasłać, lecz wkrótce potem powoli otworzył oczy. Harry uśmiechnął się
pod nosem, czując niewyobrażalną ulgę. Chociaż nie raz wpakował się w poważne
tarapaty, dopiero dzisiaj zrozumiał, czym był prawdziwy strach.
Oparł ręce o zimny kamień, marząc o tym, żeby wysuszyć
ubrania i rzucić na siebie zaklęcie rozgrzewające. Próbował się podciągnąć, ale
zanim wdrapał się z powrotem na ścieżkę, coś złapało go za kostkę. Ponownie
znalazł się pod wodą, problem w tym, że nie wziął przedtem głębokiego oddechu.
W panice zaczął się gwałtownie szarpać, ostatkiem sił walcząc o wolność.
Starcie trwało maksymalnie kilkanaście sekund, ale dla
Harry'ego zdawało się ciągnąć godzinami. Ostatecznie udało mu się wyrwać nogę z
mocnego uścisku i wypłynąć na powierzchnię. Pomimo zmęczenia szybko wdrapał się
na ścieżkę i legł niczym trafiony klątwą. Oddychał przy tym ociężale, jakby
właśnie przebiegł maraton, ale kiedy zrozumiał, że nadal groziło im
niebezpieczeństwo, gwałtownie zerwał się do siadu. Zamierzał zapytać Draco, czy
da radę iść sam, lecz żadne słowo nie zdołało przecisnąć się przez jego
zaciśnięte struny głosowe. Zamurowało go, bo dostrzegł, że tafla wody nie była
już gładka; przypominała raczej wzburzone podczas sztormu morze.
Jeśli Harry myślał, że gorzej już nie będzie, to próbował
tylko oszukać samego siebie. Gdziekolwiek nie spojrzał, widział wynurzające się
z wody zniekształcone ludzkie ciała. Czuł się jak w najgorszym koszmarze;
przełknął nerwowo ślinę i mimowolnie zaczął się cofać. Zrobił może dwa kroki,
nim z czymś się zderzył. Odwrócił się i krzyknął. Stał oko w oko z inferiusem.
Zaskoczony rozwojem wypadków zapomniał, że był czarodziejem
i trzymał w ręku różdżkę. Obudził się w nim instynkt przetrwania, dlatego
zareagował bez namysłu – wziął potężny zamach i uderzył inferiusa w twarz, a
przynajmniej w coś, co kiedyś nią
było.
– Uciekaj – krzyknął do Malfoya, wykorzystując chwilę
spokoju. Ślizgon stał jednak jak sparaliżowany, wpatrując się przed siebie
wytrzeszczonymi ze strachu oczami. – Draco, szybko!
Chciał podbiec do przyjaciela i wyciągnąć go z tego piekła,
ale nie miał takiej możliwości. Krzyknął, bo na ramieniu poczuł mokrą i
lodowatą dłoń inferiusa. Tym razem był na to w miarę przygotowany i zachował
się jak przystało na prawdziwego czarodzieja. Rzucił zaklęcie tnące, a ponieważ
włożył w nie całą swoją magiczną moc, głowa inferiusa odpadła od jego torsu i
leniwie potoczyła się w stronę wody. Reszta ciała rozpadła się zaś na kawałki.
Harry rozejrzał się wokół siebie i poczuł, jak włoski na
ramionach stają mu dęba, a po plecach spływają strużki zimnego potu. Nie dość,
że inferiusy odcięły im drogę ucieczki, to na dodatek odseparowały ich od
siebie. Jakby tego było mało, Malfoy nadal nie był w stanie się ruszyć, a krąg ożywionych
zwłok nieustannie się wokół niego zacieśniał.
– Kurwa, Draco, rusz się wreszcie! – wrzasnął, w
międzyczasie zastanawiając się, co wiedział o inferiusach.
Jak przez mgłę pamiętał fragmenty podręcznika do obrony
przed czarną magią. Nie potrafił przypomnieć sobie ani jednej informacji, która
mogłaby mu się w tej chwili przydać. Musiał coś szybko wymyślić, ale w takich
warunkach nie było to proste. Walka stawała się coraz intensywniejsza, więc nie
miał nawet czasu przemyśleć wypowiadanych zaklęć. Rzucał po kolei wszystkie
czary ofensywne, jakich kiedykolwiek się nauczył, lecz niektóre z nich nie
działały prawidłowo.
Sytuacja wciąż się pogarszała, stopniowo odbierając mu
resztki nadziei. Jednak w chwili, gdy pomyślał, że nadszedł ich koniec, Draco
ocknął się z letargu. Nagłe ożywienie przyjaciela dodało mu sił i w jakiś
sposób naprowadziło go na pewną myśl – jezioro nie znalazło się pod ziemią
przypadkowo. Jeśli miał rację i jego tok rozumowania był właściwy, to inferiusy
lubiły wilgoć i ciemność, a nie znosiły ciepła i światła.
Znał zaklęcie, które za jednym zamachem rozwiązałoby ich
problem, było ono jednak dosyć złożone i wymagało od niego niemałego skupienia.
Nie miał odpowiednich warunków, by je rzucić, co nie znaczy, że nie zamierzał w
ogóle spróbować. Musiał najpierw zapewnić sobie chwilę wytchnienia, dlatego z
wyjątkową zawziętością zaczął przebijać się w stronę Malfoya. Kiedy mu się to
udało, wyobraził sobie, że jego krew wrze, a całe ciało płonie. Czując kumulującą
się wewnątrz niego magię, z niebywałą jak na niego mocą w głosie krzyknął:
– Invoco exustio! [2]
Gdy wypowiedział inkantację, z jego różdżki buchnął
strumień ognia, który wedle jego woli powoli uformował się w pierścienie
ochronne wokół niego i Draco. Inferiusy najpierw zatrzymały się raptownie, a
potem zareagowały dokładnie tak, jak tego oczekiwał – uciekły z powrotem do
wody.
Harry uśmiechnął się z ulgą i złapał Malfoya za ramię.
Delikatnie je ścisnął, dając mu w ten sposób znak, by się ruszył. Ślizgon
zrozumiał aluzję, bo skinął głową i zaczął iść w stronę brzegu. Co chwilę
oglądał się jednak za siebie, więc i Harry nie oparł się pokusie, żeby nie zerknąć
nerwowo za plecy.
Pomimo ciągle towarzyszącego lęku chłopcy bezpiecznie
przeprawili się przez jezioro. Inferiusy nie próbowały ich już więcej
niepokoić, bo Harry skrupulatnie podtrzymywał zaklęcie. Z tego też powodu kazał
Malfoyowi iść przodem i dopiero kiedy ten spełnił jego polecenie, on również
przecisnął się przez przejście w skałach.
Tunel, którym szli, był tak samo wąski jak ten poprzedni.
Przygotowani na to, że czeka ich kolejna wielogodzinna wędrówka, z zaskoczeniem
przyjęli fakt, że tym razem droga była krótka.
Po dotarciu do małej groty pozwolili sobie na krótką
przerwę. Draco osunął się po ścianie, czując, że dopiero teraz jego ciało
stopniowo się rozluźnia. Harry dostrzegł błogi wyraz na jego twarzy, więc
puścił do niego oczko i szeroko się uśmiechnął. Niemal w tym samym czasie stało
się coś nieoczekiwanego – rozległ się dziwny dźwięk, który do złudzenia
przypominał kliknięcie towarzyszące zamykanemu zamkowi.
Chłopcy momentalnie przyjęli pozycje do walki, ale nic
więcej się nie wydarzyło. Bez słowa rzucili mocniejsze zaklęcia światła, dzięki
czemu mogli dokładnie przyjrzeć się grocie i otaczającym ich ścianom.
– No to są chyba, kurwa, jakieś żarty! – krzyknął Harry.
Wyjście zniknęło.
* * *
Minerva rozparła się wygodnie na krześle i powoli sączyła
ziołową herbatę. Obserwowała właśnie, jak Seamus Finnigan i Milicenta Bulstrode
rozłożyli namiot i zbierali drwa na ognisko. Ponieważ w ich pobliżu nie
zainstalowano żadnej pułapki, postanowiła sprawdzić, jak radzą sobie inne pary.
Widząc Harry'ego walczącego z inferiusami, zachłysnęła się herbatą.
Profesor Flitwick z uśmiechem poklepał ją po plecach, nie zainteresował
się jednak tym, co ją tak zaskoczyło. Jego zachowanie, choć umotywowane dobrymi
intencjami, doprowadziło jedynie do tego, że zdenerwowała się jeszcze bardziej.
– Severusie, byłbyś łaskawy mi wytłumaczyć, co to ma
znaczyć?! – zapytała wzburzona. Wiedziała, że to on zajmował się przygotowaniem
groty i wszelkich podziemnych przeszkód, dlatego nie mogła zrozumieć, jak mógł
zachować się tak głupio i stworzyć coś tak niebezpiecznego.
Snape niechętnie odwrócił się w jej stronę i lekceważąco zerknął
na parę, której pilnowała.
– To Potter.
– Naprawdę?! – parsknęła ze złością, siłą woli
powstrzymując się przed zbluzganiem przyjaciela. – A możesz mi powiedzieć,
dlaczego walczy z inferiusami?
– Z kim?
– Severusie!
– To nie są inferiusy.
– Przecież wiem, co widzę! Nie rób ze mnie idiotki!
Usta Snape'a wygięły się w szyderczym uśmiechu.
– Nie muszę – odpowiedział chłodno. – Doskonale mnie w tym
wyręczasz.
Minerva wciągnęła głośno powietrze, a na jej twarzy pojawiły
się rumieńce zdenerwowania.
– To nie są inferiusy – powtórzył Snape. – Naprawdę
myślisz, że Dumbledore pozwoliłby na coś takiego? I kto niby miałby je
stworzyć? Zapomniałaś, czym są i jak powstają? – Wzrok McGonagall złagodniał. –
Te inferiusy to wynik połączenia
silnego zaklęcia iluzji z kilkoma czarami transmutacyjnymi. Zapewniam cię, że
nie ma w nich ani grama czarnej magii. Możesz więc być spokojna o swojego... ucznia.
* * *
Harry był w mentalnej rozsypce. Nie potrafił zapanować nad
swoim ciałem i ogarniającym go pesymizmem. Od kilku minut chodził wzdłuż ścian,
nie mogąc uwierzyć, że znalazł się w pomieszczeniu bez wyjścia. Przecież niedawno były tu drzwi! – krzyczał
w myślach, w międzyczasie szukając nawet najmniejszej szczeliny, która
pomogłaby im wydostać się z tej pułapki.
– Uspokój się – powiedział Draco, wszelkimi siłami starając
się zachować spokój. Nawet jeśli zachowanie Harry'ego doprowadzało go do białej
gorączki, nie miał prawa go krytykować. Niedawno sam nie poradził sobie z
emocjami i dał się sparaliżować strachowi.
Harry go nie posłuchał. Nadal szukał wyjścia, choć
podświadomie zdawał sobie sprawę, że niczego nie znajdzie. Sfrustrowany
kolejnym niepowodzeniem zatrzymał się raptownie i dał upust swoim emocjom.
– I co?! Zapędzili nas do jakiejś pieprzonej jaskini bez
wyjścia?
Draco miał dość. Podszedł do Harry'ego i złapał go za rękę.
Jego uścisk był mocny, ale nie wrogi.
– Nie dramatyzuj.
– Nie dramatyzuj?
– Właśnie tak. Uspokój się i zacznij myśleć racjonalnie.
Harry parsknął z oburzenia i energicznym szarpnięciem
wyrwał dłoń z jego uścisku.
– Nie zauważyłeś, że jesteśmy zamknięci?!
Draco miał ochotę przewrócić oczami, wiedział jednak, że
takim zachowaniem wkurzyłby Harry'ego jeszcze bardziej.
– Zauważyłem. Nie jestem ślepy.
– I mimo to jesteś spokojny?
– Na Merlina, Harry, pomyśl przez chwilę! – odparł,
mimowolnie podnosząc głos. – Gdybyśmy faktycznie nie mieli szans się stąd
wydostać, nauczyciele już dawno by nam pomogli.
Choć argument Ślizgona był nie do podważenia, Harry zdawał
się być zbyt roztrzęsiony po niedawnej walce, żeby zgodzić się z logiką takiego
rozumowania. W ogóle zachowywał się jak nie on. Jakby stracił resztki zdrowego
rozsądku.
– Dobrze się bawicie?! – krzyknął nieoczekiwanie. Jego głos
drżał, a on sam wyglądał, jakby był bliski płaczu. – To chore, co robicie! Na
jaki poroniony pomysł jeszcze wpadliście?!
– Harry!
– Może jeszcze ściągniecie tu śmierciożerców i...
TRZASK!
Harry zamrugał szybko powiekami i z niedowierzaniem dotknął
zaczerwienionego policzka.
– Dlaczego to zrobiłeś?
– Bo ci kompletnie odbiło! – wrzasnął Draco, nie wierząc,
że musiał tłumaczyć coś tak oczywistego. – Jesteś Harrym Potterem, a nie jakąś
pieprzoną Puchonką, która boi się własnego cienia!
– To i tak nie daje ci prawa, żeby mnie bić!
– A co innego miałem zrobić, skoro przestałeś nad sobą panować?!
Harry otworzył usta, by odpowiedzieć, ale zabrakło mu słów.
Dopiero teraz tak naprawdę dotarło do niego, co przed chwilą wyczyniał, więc
odwrócił się od Draco i odszedł na bok. Już sam nie wiedział, co wprawiało go w
większe zażenowanie – świadomość, że zachowywał się jak świr, czy fakt, że
popadł w histerię na oczach Draco, Snape'a i innych nauczycieli.
Przez kilka minut panowała niczym niezmącona cisza. Chłopcy
pogrążyli się we własnych myślach i nie czuli potrzeby, by ze sobą rozmawiać.
Sytuacja uległa zmianie, gdy zmieniły się okoliczności.
– Może już wystarczy tego samobiczowania się, co? –
powiedział Malfoy, widząc, że Harry nadal miał do siebie żal i przez to nie
dostrzegał tego, co się wokół nich działo. – Nie uważasz, że najwyższy czas wziąć
się w garść?
– No dobra, masz rację. Powiedz tylko, co twoim zdaniem
powinniśmy zrobić? Jak się stąd wydostaniemy?
– Nie wiem, ale przeczuwam, że znajdziemy odpowiedź w
wiadomości.
Harry odwrócił się w jego stronę i popatrzył na niego z
niezrozumieniem.
– O czym ty bredzisz?
– O tym.
Harry podążył wzrokiem za spojrzeniem Ślizgona i przez
chwilę nie wiedział, co powiedzieć. Na ziemi, w pobliżu miejsca, gdzie
wcześniej znajdowało się wyjście, leżała kremowa koperta.
– Dlaczego dopiero teraz mi ją pokazałeś?!
Draco nie miał zamiaru wdawać się w kolejne słowne utarczki
z Harrym, więc dla świętego spokoju w ogóle się nie odezwał. Gryfonowi najwidoczniej
to jednak zupełnie nie przeszkadzało, bo od razu podszedł do koperty. Rozerwał woskową
pieczęć i przeczytał na głos zapisaną na pergaminie wiadomość:
Wędrowcze,
dotarłeś do Groty Wiedzy. Przed Tobą kolejne zadanie; z jednej strony subtelne,
z drugiej – wyjątkowo skomplikowane. Jeśli mu podołasz, odnajdziesz wyjście. Ale
pamiętaj – jeśli się pomylisz,
zostaniesz tu na zawsze!
Tym razem Harry zachował całkowity spokój i nie pozwolił
strachowi nawet na moment zawładnąć swoim ciałem. Niby nadal nie wiedział, co
będzie musiał zrobić, ale w zasadzie aż tak bardzo się tym nie martwił.
Doskonale zdawał sobie sprawę, że ewentualny błąd nie będzie skutkować wieczną
niewolą. To było niemożliwe, by nauczyciele od tak ich tutaj zostawili, ciekawe
więc, czy ktokolwiek był na tyle głupi, żeby się na to nabrać. No tak, ja sam – pomyślał.
– I co? – zagadnął go Draco. – Warto było tak panikować?
Harry nieznacznie się zarumienił, bo czuł, że przyjaciel
właściwie odgadł jego myśli i z premedytacją wypominał mu jego zachowanie.
– Wciąż nie wiemy, co nas czeka.
– Przynajmniej nie histeryzuję.
– A ja tak? – warknął z irytacją. – Zresztą nieważne! Myśl
sobie co chcesz, mam to w nosie. Tylko nie zapominaj, że to ja walczyłem z
inferiusami i uratowałem ci dupę, a nie odwrotnie!
Draco uniósł ręce w geście kapitulacji i nic więcej nie
powiedział.
Kilka minut później pośrodku groty znikąd pojawiły się dwa
stoliki, co dla Harry'ego było pierwszą oznaką nadchodzącej katastrofy. Starał
się myśleć pozytywnie, ale kiedy dostrzegł mosiężną wagę, cynowy kociołek i
słoje ze składnikami do eliksirów, jego opanowanie legło w gruzach.
Nie wierzył, że miał takiego
pecha. Niemal od dziecka zmagał się z różnymi problemami i za każdym razem,
kiedy myślał, że gorzej już być nie może, los bezczelnie sobie z niego drwił.
Dlaczego choć raz nie mógł mieć szczęścia? Dlaczego po walce z ożywionymi trupami
musiał trafić na zadanie wymyślone przez Snape'a?
– Patrz, kolejna wiadomość – odezwał się nagle,
dostrzegając leżący na stole kawałek pergaminu.
– Czytaj.
Wędrowcze, na
stołach znajdują się składniki niezbędne do uwarzenia dwóch różnych eliksirów.
Razem ze swoim partnerem musicie odgadnąć, w skład jakich mikstur wchodzą, a
potem je poprawnie przygotować. Macie nieograniczoną ilość czasu, nie wolno Wam
jednak konsultować się ze sobą!
– Na Merlina,
cóż za ulga! – zironizował Harry, ze złością zgniatając kartkę i rzucając ją za
siebie. – Nic trudnego, prawda? Przecież mam w głowie cały podręcznik do
eliksirów, ba,
nawet nie jeden, więc nie będę mieć absolutnie żadnych problemów z uwarzeniem
jakiejkolwiek mikstury!
Draco, który nigdy nie miał problemów z przedmiotem nauczanym
przez Snape'a, zaśmiał się pod nosem i na chwilę przestał przyglądać się
stojącym na jego stole składnikom. Zamiast tego odwrócił się w stronę Harry'ego
i popatrzył na niego z politowaniem.
– Znowu to robisz...
Harry wziął głęboki wdech, lecz w niczym mu to nie pomogło
i wciąż był niespokojny.
– Wiem...
– Więc weź się w garść!
– Masz rację – przyznał z niechęcią. – Powinienem sobie
poradzić, nawet z eliksirem – dodał, a potem, uświadomiwszy sobie, co
powiedział, wybuchnął głośnym śmiechem. – Potter, jesteś głupszy, niż sądziłem!
– zaczął przedrzeźniać Snape'a. – Jak śmiesz się tak do mnie odzywać, Potter?!
– zachichotał. – Puszysz się zupełnie jak ojciec!
Draco z hukiem odstawił słoik z poszatkowaną pokrzywą. Czuł
się rozdarty. Sam nie wiedział, czy bliżej mu było do śmiechu, czy do schowania
się pod stołem i unikania przyjaciela.
– Zaczynasz mnie przerażać. Początkowo sądziłem, że tylko
się zgrywasz, ale teraz naprawdę nie wiem, czy nie powinni zamknąć cię w pokoju
bez klamek.
– Myślę, że znalazłoby się parę osób, które nie miałyby nic
przeciwko temu.
– Harry, błagam...
– Och, daj spokój! – westchnął. – Jeszcze się nie
uspokoiłem po ostatniej walce, a teraz dowiedziałem się, że muszę zrobić coś, w
czym jestem totalnie beznadziejny! To chyba normalne, że humorem próbuję
rozładować napięcie.
– Dla mnie to brzmiało tak, jakbyś chciał się zdołować, a
nie poprawić sobie nastrój.
– Po prostu znam swoje możliwości.
– A ja myślę, że z jakichś urojonych powodów próbujesz
zgrywać niedorajdę. – Harry przewrócił oczami i chciał coś powiedzieć, jednak
Malfoy nie skończył jeszcze swojego wywodu. – Okej, kolejnym Mistrzem Eliksirów
raczej nie zostaniesz, ale gdybyś był zupełnym beztalenciem, to nie zdałbyś
SUM–ów i nie dostałbyś się na zajęcia z eliksirów dla zaawansowanych!
Harry milczał.
– Dotarło? To do roboty!
Malfoy rozniecił pod swoim kociołkiem ogień i zaczął kroić
korzenie mandragory, Harry natomiast stał w miejscu, jakby diabelskie sidła
oplotły mu nogi. Minęło kilka minut, nim podszedł do stołu i dokładnie obejrzał
przygotowane dla niego składniki. Nie rozpoznał kilku z nich, ale starał się
tym na razie nie przejmować. Zamierzał udowodnić Snape'owi, że wystarczy nie
dyszeć mu nad karkiem, by nawet on, Harry Potter, był w stanie uwarzyć zdatny
do spożycia eliksir.
Gdy niedługo później Draco
zagotował wodę i dodał do niej nalewkę z tymianku, Harry nie posunął się ze
swoją pracą nawet o krok. Nie miał zielonego pojęcia, co robić, postanowił więc
posegregować słoiki według właściwości przechowywanych w nich ingrediencji.
Dzięki temu zauważył, że oprócz składników, które występowały w niemal co
drugim eliksirze, miał do czynienia z substancjami trującymi, ale także
uspokajającymi czy poprawiającymi koncentrację.
Podrapał się po głowie i
westchnął z bezsilności. Odgadywanie eliksiru na podstawie jego składu nie było
ani proste, ani tym bardziej przyjemne. Może nie miałby z tym tyle problemów,
gdyby uczył się ich systematycznie od pierwszej klasy. Było to jednak czysto
teoretyczne gdybanie, które w niczym mu nie pomagało. Zamiast zamartwiać się
impasem, postanowił zaryzykować i odgadnąć rozwiązanie drogą eliminacji.
Miał trzy pomysły: trucizna,
eliksir uspokajający albo usypiający. A w zasadzie dwa, bo pierwszą opcję
odrzucił praktycznie od razu. Trucizny nie były łatwe w przygotowaniu i choć
uważał Snape'a za bezdusznego tyrana, czuł, że nauczyciel nie ryzykowałby aż
tak wiele. Zaledwie kilka osób z ich klasy tak naprawdę znało się na
eliksirach, więc gdyby ktoś mniej doświadczony spróbował je uwarzyć i
popełniłby przy tym błąd, skutki mogłyby okazać się katastrofalne.
Eliksir uspokajający ostatecznie także
skreślił z ubogiej listy pomysłów. Nie uważał, by tego rodzaju wywar wpasował
się w ogólną koncepcję i właściwie dopełnił ciąg niedawnych wydarzeń. Poza tym
czuł, że trujące właściwości niektórych składników miały go zmylić, a tym samym
sprawić, by zapomniał, że wykorzystywano je również do mniej popularnych
eliksirów. Owszem, może na siłę próbował dopasować wszystkie elementy do błędnie
przyjętej hipotezy, ale miał już w głowie pewną myśl i to na niej postanowił
się skupić.
Kilka minut później,
przemyślawszy powtórnie wyciągnięte wnioski, Harry był niemal pewien, że
powinien przygotować eliksir usypiający, znany także jako Wywar Żywej Śmierci.
Eliksir ten był wyjątkowo skomplikowany, co więcej, jego przedawkowanie mogło
prowadzić do śmierci. Jeśli Snape miał wymyślić trudne i stosunkowo
niebezpieczne zadanie, to właśnie taki wybór perfekcyjnie do niego pasował.
Harry uśmiechnął się pod nosem,
jednak jego dobry nastrój nie trwał zbyt długo. Nawet jeśli miał rację i
odgadł, który eliksir musiał uwarzyć, to przecież nie pamiętał dokładnie
wszystkich kroków. Mniej więcej znał przepis, bo akurat na niego wylał kiedyś atrament
i potem całe popołudnie przepisywał go z podręcznika Hermiony. Przy okazji
przyjaciółka opowiedziała mu wtedy o innych ciekawostkach na jego temat, a
także zwróciła mu uwagę na to, by niektóre czynności wykonywał z wyjątkowym
skupieniem i precyzją. Harry nigdy nie zapomniał wielogodzinnego monologu
Hermiony, który wtedy niezmiernie go irytował, a który teraz mógł mu uratować
skórę.
Z tą myślą Harry napełnił
kociołek wodą i wziął się do pracy. Nie miał pewności, czy podoła zadaniu, ale
w końcu musiał spróbować. Tym bardziej, że pracujący obok niego Malfoy na pewno
na niego liczył.
Półtorej godziny później Harry,
mokry od potu i parującego kociołka, dodał do eliksiru ostatni składnik. Kiedy
wywar przybrał bladoróżowy odcień, a potem zrobił się przezroczysty, serce na
chwilę mu stanęło, a nogi niemal ugięły się pod jego ciężarem.
– Udało się... – powiedział drżącym głosem, z
niedowierzaniem przecierając rękawem wilgotne czoło. – Naprawdę mi się udało!
Draco zajrzał do jego kociołka. Jego mina nie zdradzała
niczego, lecz oczy iskrzyły mu niczym żarówki. Chciał coś powiedzieć, ale nie
musiał. Przejście, które ukazało się za ich plecami, było dla Harry'ego
bezcenną pochwałą, której nie przebiłyby żadne słowa uznania.
* * *
– Wspaniała pogoda! – ekscytował się Harry, kiedy razem z
Draco wydostali się w końcu na powierzchnię. – I to powietrze! Takie rześkie!
Jak to dobrze, że nie musimy dłużej tkwić pod ziemią!
– Też się cieszę.
– Ale...?
– Ale możemy już iść? To nie czas ani miejsce na
podniecanie się głupotami.
– Jezu, Malfoy, ty to umiesz zepsuć nastrój! – zaśmiał się
Harry, lecz to nie wystarczyło, by ukryć ogarniającą go irytację. Najchętniej usiadłby
teraz gdzieś na chwilę, byleby tylko zrobić Ślizgonowi na złość. Nie chciał
jednak prowokować kolejnej kłótni, dlatego sięgnął do plecaka i wyciągnął z
niego mapę. Rozłożywszy ją na ziemi, zauważył coś niepokojącego.
– To niemożliwe...
Draco westchnął.
– O co znowu chodzi?
– Mniej więcej tutaj byliśmy, zanim wpadłem do dziury. –
Harry wskazał Malfoyowi odpowiednie miejsce na mapie. – A teraz jesteśmy po
drugiej stronie gór!
– No i?
– Niewykluczone, że będziemy musieli tam wrócić. Nie wiemy
w końcu, gdzie dokładnie znajduje się wejście do jaskini ze świstoklikami.
Draco zbladł, co przy jego i tak jasnej karnacji było nie
lada wyczynem.
– Cholera, masz rację!
– Właśnie lepiej, żebym jej nie miał.
– Wiesz o co mi chodzi.
– Wiem... Kurdę, przy naszym szczęściu pewnie tak to się
skończy.
– Nawet tak nie mów! – krzyknął Draco, błyskawicznie zrywając
się na równe nogi. Przez chwilę wpatrywał się w Harry'ego ze złością, a potem
nagle na jego twarzy pojawił się błogi wyraz. – Na Salazara, ale bym się czegoś
napił... Jak wrócimy do Hogwartu, nawalę się do nieprzytomności.
Harry wytrzeszczył oczy, a potem wybuchnął głośnym
śmiechem.
– Czasami nie wierzę, że jesteś Ślizgonem. – Draco sapnął z
oburzenia. – Serio, powinieneś uważać na to, co mówisz – dodał, widząc
dezorientację na twarzy przyjaciela. – Zapomniałeś, że nauczyciele
prawdopodobnie nas słuchają? Nie wydaję mi się, żeby ucieszyły ich twoje słowa,
panie prefekcie.
Malfoy zdębiał, nie mogąc uwierzyć, że popełnił tak głupi
błąd. Przecież był cholernym Ślizgonem! Przebiegłość i cwaniactwo miał we krwi.
Nie mógł od tak dawać się łapać na składaniu tego rodzaju deklaracji, nawet
jeśli zakrapiane alkoholem imprezy Slytherinu nie były w Hogwarcie dla nikogo
tajemnicą.
– Dlaczego ty o tym pomyślałeś, a ja nie?
– Po prostu już wcześniej o tym myślałem. Poza tym naprawdę
uważasz, że bez powodu wydzierałem się na nauczycieli?
Draco zasępił się jeszcze bardziej.
– Szczerze mówiąc, to tak właśnie myślałem.
– Dobrze wiedzieć – odpowiedział Harry, zmuszając się do
beztroskiego tonu. Nie chciał pokazać, że poczuł się urażony. – Na przyszłość
pamiętaj, że nie jestem tak głupi, na jakiego wyglądam.
– Ty naprawdę jesteś tak zakompleksiony, czy tylko udajesz?
– To, co o sobie myślę, nie ma teraz znaczenia. Ważne jest
to, jak postrzegają mnie inni.
– Jacy inni? Kim się przejmujesz, skoro to właśnie ty masz
o sobie najgorsze zdanie?
– Naprawdę? – odparł ironicznie. – Przypomnieć ci, co o
mnie kiedyś mówiłeś?
– No właśnie, kiedyś. Poza tym nigdy nie uważałem i teraz
też nie uważam, że jesteś idiotą.
Harry westchnął i podrapał się po głowie. Prawdę
powiedziawszy, nie wiedział, czy wierzyć Malfoyowi.
– Muszę ci coś wyjaśnić, ale jeśli nauczyciele faktycznie
nas słuchają, to wolę, żeby tego nie słyszeli – powiedział, po czym wyciągnął
różdżkę i rzucił wzmocnione zaklęcie wyciszające. – Niewiele osób o tym wie,
ale mugole, u których mieszkałem, całym sercem nienawidzą czarodziei. Kiedy
pierwszy raz pojawiłem się w Hogwarcie, wszystko było dla mnie nowe i nawet
mugolaki wiedziały ode mnie więcej. Z tego powodu nie zależało mi na ocenach,
bo wolałem skupić się na innych rzeczach. Jasne, lenistwo także odegrało w tym
swoją rolę, ale nie miało zasadniczego znaczenia. Po jakimś czasie zrozumiałem,
że ludzi interesuje przede wszystkim fakt, że pokonałem Voldemorta. Nie ja jako
osoba. Nie moja wiedza. Nie mój charakter. Nie chciałem wychodzić przed szereg
i teraz też nie zamierzam, co nie znaczy, że pozwolę sobą pomiatać. Nie jestem
głupi, ale jeśli ktoś ma mnie szanować za coś, co zrobiłem jako niemowlę, to nie mamy ze sobą o czym rozmawiać.
– Nie sądziłem, że tak na to patrzysz.
Harry milczał.
– Ale czegoś tu nie rozumiem. Skoro chcesz, żeby ludzie
szanowali cię za wiedzę i umiejętności, to dlaczego zgrywasz przeciętniaka?
– Bo łatka Chłopca, Który Przeżył nigdy nie zniknie, a
niewiele osób stara się zauważyć coś poza nią.
– Takimi ludźmi nie ma sensu się przejmować. Uważam, że
powinieneś dbać o dobre imię ze względu na nazwisko! No i dlatego, że
Malfoyowie nie zadają się z niedouczonymi prostakami!
– Och, błagam, daj spokój...
– Nie szargaj nazwiska, które samo w sobie coś znaczy!
– Co niby?
– Potterowie to stary czarodziejski ród, którego korzenie
sięgają XII wieku! [3] To twoim
przodkom zawdzięcza się wynalezienie Szkiele–Wzro i Eliksiru Pieprzowego, a
Ralston i Henry Potter zasiadali w Wizengamocie! [4]
Naprawdę nic to dla ciebie nie znaczy?
Harry wytrzeszczył oczy.
– Skąd o tym wiesz?
– Jestem czystej krwi.
– Nie zabrzmiało to najlepiej.
– Ale taka jest prawda.
Harry pokręcił głową.
– Nieważne. Powiedziałem, co chciałem powiedzieć, więc
skończmy ten temat.
– Żałuję, że nie jesteś w Slytherinie – stwierdził ze
smutkiem. – Wtedy wszystko wyglądałoby inaczej.
– Tego nie wiesz.
– I właśnie tu jest największy problem.
[1] Przyp. łac. draco – smok.
[2]
Invoco exustio! (łac. invoco, invocare – wzywać; exustio
– pożar, pożoga; zaklęcie mojego autorstwa) – złożony czar, polegający na
wytwarzaniu ciągłego strumienia ognia, przybierającego kształty zgodnie z wolą
rzucającego zaklęcie.
[3] W tym
miejscu czuję się zobowiązany wyjaśnić jedną kwestię. W jednym z pierwszych
rozdziałów napisałem, że Harry jest potomkiem Godryka Gryffindora, mimo że
Rowling oficjalnie zaprzeczyła, by tak w istocie było. Jak wiecie, Hogwart
został zbudowany w IX lub X wieku, natomiast dzieje rodziny Potterów sięgają
XII wieku. Biorąc pod uwagę tę rozbieżność w czasie, Harry nie mógł być
dziedzicem Gryffindora. Przyjąłem więc, że dopiero babcia Harry'ego – Euphemia – była spokrewniona z czarownicą, która urodziła
Godrykowi dziecko. Informacje na ten temat nie były powszechnie znane, stąd też
niewiele osób zdawało sobie sprawę z pochodzenia Harry'ego.
[4] J.K.Rowling, The Potter Family [online]. Dostęp z:
https://www.pottermore.com/writing-by-jk-rowling/the-potter-family
Wiesz, to bardzo miłe, że całą winę za opóźnienie wziąłeś na siebie. Aż jest mi teraz strasznie głupio, że rozdział nie był gotowy wcześniej.
OdpowiedzUsuńNo ale przejdźmy do samego rozdziału.
Muszę przyznać, że wyszedł on całkiem nieźle. Jest bardzo dużo akcji, trochę grozy i w miarę szczęśliwy finał.
Odrobinę był dla mnie za długi ten rozdział, ale w sumie nie widzę możliwości, aby go skrócić tak, by nie stracił na wartości. Niemniej miałam taki moment, że akcja już mi się przejadła i miałam ochotę na chwilę przerwy z dłuższą, spokojną sceną. Ostatecznie jednak to obrazowało, z czym Harry i Draco się zmagają.
No i Harry był momentami trochę irytujący. Podziwiam Draco, że tak dobrze go znosił,choć muszę przyznać, że on też się nie popisał. Tyle że po Draco spodziewałam się takiego zachowania.
Scena ze Snape'em i McGonagall wymiata. Uwielbiam takiego Severusa i trochę mi go u Ciebie brakowało. A teraz pojawił się w pełnej krasie.
Scena z inferiusami była niezła. Byłam zaskoczona, że Draco się nie wykazał. Ale miał swoje 5 minut nieco później. Cóż, zastanawiam się jednak, jak Draco poradzi sobie w prawdziwej walce. Mam nadzieję, że taka reakcja była spowodowana jego niedoszłym utonięciem.
Bardzo ciekawi mnie, jak zakończy się ten test. Liczę na finał w kolejnym rozdziale. I mam nadzieję, że wszyscy, których lubię, dostaną wybitny. A Rona wyleją ze szkoły. No dobra, może nie aż tak, ale niech dostanie chociaż złą ocenę i szlaban.
Pozdrawiam
Seya :)
Nie mam pojęcia, dlaczego komentarz znów wstawia się jako anonim... :(
UsuńNie mam w zwyczaju zwalać winy na innych, a przynajmniej nigdy nie robię tego świadomie i z premedytacją. Co więcej, nie uważam, żebym mógł Ci cokolwiek zarzucić. To zrozumiałe, że betowanie mojego opowiadania nigdy nie będzie dla Ciebie priorytetowym zajęciem. Na poślizg w opublikowaniu tego rozdziału złożyło się natomiast wiele różnych czynników, niekoniecznie od nas zależnych, dlatego kontynuowanie tego „sporu” nie ma większego sensu. Nie będziemy się przecież licytować, kto faktycznie przyczynił się do opóźnienia, a kto nie miał na nie żadnego wpływu, prawda? :)
UsuńMoim zdaniem nie istnieje coś takiego jak „właściwa/idealna długość rozdziału”, bo każdy ma inne upodobania i oczekiwania co do objętości danego tekstu. Osobiście uwielbiam obszerne książki, więc bardzo często przekłada się to na mojego bloga. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że czasami nie potrafię zachować umiaru i niepotrzebnie skupiam się na nic nieznaczących szczegółach. Na szczęście mogę wtedy liczyć na Twoją pomoc - wiem, że jeśli się zagalopuję, to w porę mnie zatrzymasz. Jeśli zaś chodzi o ten rozdział, to jego skrócenie nie wchodziło w grę, co zresztą sama zauważyłaś. Mi co prawda odpowiada jego długość, w każdym razie rozumiem, że Ty masz w tej kwestii nieco inne zdanie.
Test, w którym Harry i Draco biorą udział, jest niewątpliwie trudny i niebezpieczny, a to znaczy, że wymaga niemałego wysiłku fizycznego i psychicznego. Biorąc pod uwagę fakt, że moi bohaterowie od dłuższego czasu znajdują się na placu boju, nie wydaję mi się, by ktokolwiek na ich miejscu potrafił jeszcze skutecznie kontrolować swoje emocje. Zmęczenie i strach powodują, że człowiek łatwo się irytuje, staje się bardziej marudny i ogólnie ciężko z nim wytrzymać. Twoja opinia na temat postawy Harry'ego jest więc dla mnie niemałą pochwałą, bo świadczy o tym, że zrealizowałem swoje założenia i dość dobrze oddałem realizm sytuacji. Gdyby przez cały czas było tylko miło i kolorowo, to nie mógłbym zobrazować tego, z czym Harry, Draco i inni tak naprawdę się zmagają.
Czy Draco odnajdzie się w prawdziwej walce? Myślę, że tak, choć czas pokaże. Na tę chwilę mogę jedynie powiedzieć, że niedoszłe utonięcie faktycznie miało spory wpływ na jego późniejsze zachowanie.
Ponieważ na temat ostatniej części Twojego komentarza wypowiedziałem się już w wiadomości prywatnej, nie będę się teraz powtarzać. Poza tym istnieje duże prawdopodobieństwo, że gdybym jednak postanowił odnieść się do Twoich słów, nieświadomie zdradziłbym zbyt wiele informacji. A na to z wiadomych powodów nie mogę sobie pozwolić.
Pozdrawiam!
PS Przez pewien czas też tak miałem. Niestety nie pamiętam już, co zrobiłem, żeby rozwiązać ten problem. :(
Hej,
OdpowiedzUsuńbardzo dobrze sobie radzą, a nawet Harremu udało się uważyć dobrze eliksir, czyżby naprawdę bez wiszącego Snape nad głową i "uczynnych kolegów" miało wpływ... no cóż można powiedzieć, że miał małe załamanie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Cześć!
UsuńJestem przekonany, że praca Harry'ego na eliksirach przebiegałaby o wiele sprawniej i zaowocowałaby lepszymi rezultatami, gdyby zmieniło się nastawienie Snape'a. Możemy sobie wmawiać, że sabotowanie naszej pracy w ogóle nas nie rusza, prawda jest jednak taka, że tak nam się tylko wydaje. No i nie oszukujmy się, Harry nigdy nie miał wystarczająco silnej motywacji, by starać się na zajęciach ze Snape'em, bo istniało duże prawdopodobieństwo, że jego wysiłek i tak nie zostanie w żaden sposób doceniony. Teraz, gdy zmieniło się nastawienie Harry'ego, a warunki towarzyszące przygotowaniu eliksiru były dość specyficzne, prawidłowe wykonanie zadania było poniekąd łatwiejsze.
Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńNice post i love to read it you work well and also your writing style super good.Awesome post keep it up. I like your post you work well. Entire post really Awesome! Thank you for all the hard work you put into it. It's really shows. i read you all post i love to read your post and you work well. harry potter pick up lines
Hi!
UsuńThank you so much for your comment. It's nice to read so many positive things about your work. I always do my best and try to be as good as I was at the beginning. Or even better.
Regards!
Hej!
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że dopiero teraz, bo rozdział przeczytałam prawie od razu po opublikowaniu, ale no jakoś tak się złożyło. Zacznę może od czegoś innego - śliczny szablon! Idealnie pasuje do klimatu opowiadania.
Nie będzie to długi komentarz, bo trochę wypadłam z obiegu i niektóre wydarzenia mi umykają, ale chcę odświeżyć całość, żeby potem nie zaliczyć jakiejś wpadki. Duet Harry i Draco zdecydowanie na plus, podoba mi się to, że ich relacja jest taka prawdziwa, zero w niej wymuszonej sztuczności czy słodkości, widać te pozostałości po byciu wrogami przez kilka lat.
"Po jakimś czasie zrozumiałem, że ludzi interesuje przede wszystkim fakt, że pokonałem Voldemorta. Nie ja jako osoba. Nie moja wiedza. Nie mój charakter. Nie chciałem wychodzić przed szereg i teraz też nie zamierzam, co nie znaczy, że pozwolę sobą pomiatać. Nie jestem głupi, ale jeśli ktoś ma mnie szanować za coś, co zrobiłem jako niemowlę, to nie mamy ze sobą o czym rozmawiać."
Świetne podejście do tematu przez Harry'ego no i przez Ciebie. Cieszę się, kiedy Potter w opowiadaniach zaczyna myśleć bardziej logicznie i chce pokazać, że też coś potrafi, o ile nie jest to pokazane w sposob przesadzony. U Ciebie wszystko pasuje i rozwija się w odpowiednim tempie, przez co nie mogę się doczekać, aż Harry będze stawał się coraz lepszym czarodziejem.
To chyba będzie wszystko, z niecierpliwością oczekuję następnego rozdziału i życzę mnóstwa weny!
Ana Potter
Cześć!
UsuńPrzede wszystkim dziękuję za opinię na temat „nowego” wyglądu mojego bloga. Szczerze mówiąc, bardzo długo zastanawiałem się nad tym, czy pokusić się o jego zmianę. Nie to, żeby mój poprzedni szablon zapierał dech w piersiach i powalał na łopatki. Po prostu nie posiadam wystarczających umiejętności, by samemu zająć się oprawą graficzną bloga, a zlecenie tego komuś innemu wiązało się z pewnym ryzykiem - zarówno dla mnie, jak i dla osoby, która miałaby wykonać moje zlecenie. Nie będę się teraz rozpisywać na temat wątpliwości, które mną wówczas targały, bo nie jest to istotne. Ważniejsze jest natomiast to, że ostatecznie zdecydowałem się zmienić szablon, a efekt końcowy zadowala mnie w stu procentach. Was raczej także.
W nawiązaniu do drugiej części Twojego komentarza mogę jedynie napisać, że naprawdę schlebia mi to, co przeczytałem. Wielokrotnie dyskutowaliśmy już na temat postawy Harry'ego w kanonie, niekoniecznie na moim blogu, dlatego nie miej mi za złe, że daruję sobie ponowne przytaczanie tych samych argumentów. Chcę tylko powiedzieć, że staram się, by przemiana Harry'ego przebiegała stosunkowo powoli, a tym samym była jak najbardziej logiczna. Cieszy mnie więc fakt, że na razie doceniasz moją pracę. Mam tylko nadzieję, że to się nigdy nie zmieni, a mnie nie poniesie fantazja i nie zrobię z Harry'ego kogoś, kto nie będzie odpowiadał ani mi, ani Wam. :)
Pozdrawiam!
Witam
OdpowiedzUsuńNie pamiętam za bardzo, co pisałem w komentarzu pod poprzednim rozdziałem, więc jeśli teraz się powtórzę to wybacz :) Naprawdę ten pomysł z tym ekstremalnym torem przeszkód, jak to nazywam, jest świetny. Mało tego, zajął już trzy rozdziały, najprawdopodobniej zajmie kolejny choćby w części, a ten wątek wcale mnie nie nudzi. Przeciwnie, coraz bardziej się w to wkręcam, a nowe wyzwania, jakie Draco i Harry spotykają na swojej drodze, są od siebie całkowicie inne, przez co odnoszę wrażenie, że wszystko idealnie jest zaplanowane. Nie no szacunek za tak rozbudowaną sekwencje. Mnie pomysły skończyłyby się na góra drugim rozdziale :D
Naprawdę bardzo jestem zadowolony, że Harry i Draco nie stali się nagle przyjaciółmi ponad wszystko. Widać, że coraz lepiej się dogadują, a jednocześnie nadal sobie docinają i oboje myślą, że są lepsi od drugiego. Chociaż jak już wspomniałem to myślenie powoli wkracza w fazę zwykłego przekomarzania się, a nie otwartej wrogości. Na pewno ich relacja jest jednym z ciekawszych wątków tej historii :)
Moje stanowisko do podejścia Harry'ego jest takie samo jak u Any, więc nie będę o nim pisał, bo musiałbym w sumie przepisać słowo w słowo jej wypowiedź :)
Ale mi się podobała ta panika Harry'ego po walce z inferiusami :D Taka naturalna :D Zachował się w sumie jak człowiek, a nie maszyna, która po pokonaniu przeciwnika bez wahania idzie dalej po kolejne wyzwania. Na miejscu Pottera pewnie zachowałbym się tak samo z tym, że strzeliłbym focha, usiadł na ziemi i czekał aż jakiś nauczyciel mnie stamtąd odbierze. I na pewno miałbym gdzieś złą ocenę :D
Z niecierpliwością czekam na kolejną część tej przygody :D Jestem ciekaw co oni jeszcze będą musieli zrobić, aby wreszcie się stamtąd wydostać.
Pozdrawiam serdecznie!
Cześć!
UsuńZ oczywistych względów nie zamierzam wnikać w szczegóły, mogę natomiast zdradzić, że następny rozdział będzie punktem kulminacyjnym „ekstremalnego toru przeszkód”, a potem dość szybko dobrniemy do końca. Przy okazji chciałbym pokrótce wyjaśnić, dlaczego akurat temu wątkowi poświęciłem tak wiele uwagi. Jak już kiedyś pisałem, od początku mojej przygody z tym opowiadaniem zależało mi na tym, by pierwszy tom był tym spokojniejszym. Zdaję sobie jednak sprawę, że codzienne życie w Hogwarcie nie dla wszystkich jest równie interesujące, chciałem więc ożywić akcję i zapewnić Wam trochę mocniejsze wrażenia. Oczywiście nie będę udawać, że tylko o to mi chodziło, bo oprócz tego test miał ukazać Harry'ego w nieco lepszym świetle. Nie muszę więc chyba pisać, jak wiele przyjemności sprawia mi fakt, że wkręcasz się w ten wątek coraz bardziej i doceniasz wykonaną przeze mnie pracę.
Wydaję mi się, że w ogóle Cię nie zaskoczę, jeśli napiszę, że przynajmniej w jednym miałeś rację - faktycznie zawczasu zaplanowałem przebieg całego testu i tylko sporadycznie modyfikowałem niektóre z jego aspektów. Muszę jednak uczciwie przyznać, że w moim przypadku nie jest to nic nadzwyczajnego, bo tak naprawdę każdy rozdział, w mniejszym lub większym stopniu, mam dość szczegółowo rozpisany. Rzadko kiedy idę na żywioł, choć wiem, że spontaniczność ma również swoje zalety.
Na temat pozostałej części Twojego komentarza nie będę się wypowiadać, bo w zasadzie zareagowałeś dokładnie w taki sposób, w jaki chciałbym, żeby zareagował każdy, kto przeczytał ten rozdział.
Pozdrawiam!
Witam. Generalnie opowiadanie jest bardzo ciekawe, mam nadzieję, że w stosownym czasie pojawi się informacja w "Kuli Trelawney" dacie pojawienia się nowego rozdziału. Dodam, że przed przeczytaniem bloga zapoznałam się z regulaminem i mam nadzieję, że nie potraktujesz tego postu jako obrazę, bo sam pomysł jest ciekawy, ale mam parę uwag.
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim świetnie się czytało początek, gdy Harry poznał Mike, fajnie, że nie pojechali w trzecim rozdziale do Hogwartu, tylko ta znajomość mogła się rozwinąć. Wstęp ten obfitował w ciekawe pomysły, tak samo opis Świąt czy teraz ten test. Na tym tle akcja dziejąca się w Hogwarcie bygląda trochę słabo. Z jednej strony nie dziwię się, bo ciężko wymyślić coś konkretnego, ale to trochę razi, tym bardziej, że w samym wątku Hogwartu brakuje jakiegoś motywu przewodniego. Sam pomysł kłotni z Ronem był super i szkoda, że zasadniczo został tak szybko odsunięty w kąt. Samego Voldemorta także chyba jest za mało, nawet na ustach uczniów. To samo się tyczy zagadkowej misji Remusa, działań Dumbledore'a czy ZF... były świetne urywki, np. przemyślenia Harry'ego podczas rozmowy z Dumbledore'm na temat ich postępowania czy samo wprowadzenie Ślizgonów, kilkuzdaniowe przemyślenia Malfoy'a czy Notta na temat ich relacji z Potterem i chciałoby się więcej takich opisów różnych sytuacji z perspektywy innych osób, nie tylko Harry'ego. Dziwny jest np. rzekoma zmiana nastawienia rzeszy Ślizgonów do Harry'ego - chodzi mi o jakąś szerką wzmiankę o opisie sytuacji w ich domu na temat np. relacji Malfoy'a z Harrym. Natomiast dobrze, że wzorem innych opowiadań nie opiera się wyłącznie na tanich romansach, problemach miłosnych itd. Podobna mi się także specyficzne poczucie humoru, zwłaszcza w utarczkach z Ronem, opis relacji z Mike'iem czy też zachowania na lekcjach. Mała rzecz, a cieszy. No i plus za przypisy, czy to z łaciną, czy "Manhattanem". Ostatnia rzecz mianowicie kanon poszedł w kąt: z tym samym nie mam problemu, ale wydaje mi się, że same zmiany zaszyły albo zbyt gwałtownie, albo są nielogiczne, zwłaszcza w aspekcie wspomnianej już "sielskości". Zerwanie przyjaźni z Ronem jeszcze ujdzie (choć to spowodowało nieco utratę humoru i pola do opisu potyczek), ale samo szybkie pogodzenie się z Malfoy'em dziwi (to moje zdanie, z nikim nie konsultowane). Coś na kształt zasady "Upijmy się i pozwólny sprawom toczyć się własnym rytmem". Zwłaszcza, że to Malfoy, gdyby to był np. Nott czy nawet Pansy nie byłoby to aż tak niedorzeczne.
Tym niemniej czekam niecierpliwie na ciąg dalszy, łączę wyrazy szacunku.
Dodam tylko gwoli ścisłości, że sama akcja dzieje się płynnie i co najważniejsze spokojnie, dobrze się to czyta, nawet "na raz".
UsuńCześć!
UsuńNa wstępie pragnę podziękować za rozbudowany i merytoryczny komentarz oraz za wszystkie miłe słowa, które się w nim pojawiły. Dziękuję również za wykazanie chęci zapoznania się z regulaminem - zdaję sobie sprawę, że niewiele osób do niego zagląda, dlatego doceniam każde odstępstwo od tej reguły.
Nigdy nie zamierzałem i w sumie nadal nie zamierzam bawić się w jakąkolwiek selekcję komentarzy. Wszelkie wypowiedzi są mile widziane, nawet te krytyczne, pod warunkiem, że odnoszą się do mojego bloga i publikowanych na nim treści oraz zostały poparte rzeczowymi argumentami. Twój komentarz spełnia te kryteria, więc nie zostanie usunięty. A to, że pojawiły się w nim jakieś uwagi, nie stanowi dla mnie żadnego problemu. Nie oczekuję po moich czytelnikach samych pochwał, bo nie miałoby to żadnego sensu. To niemożliwe, by wszystkim podobało się wszystko. Poza tym pamiętajmy o tym, że opcja dodawania komentarzy została stworzona właśnie po to, by dzielić się w nich swoimi szczerymi przemyśleniami, a nie tym, co autor chciałby usłyszeć. :)
Jak już wielokrotnie pisałem, od samego początku zależało mi na tym, by pierwszy tom był tym spokojniejszym. Chciałem skupić się w nim przede wszystkim na codziennym życiu w Hogwarcie, bo brakowało mi tego w oryginale. Warto w tym miejscu wspomnieć również o tym, że osobiście preferuję fabułę, która rozwija się stosunkowo powoli i obfituje w pozornie nic nieznaczące wydarzenia. Zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy podzielają moje zdanie, dlatego od czasu do czasu staram się wprowadzić bardziej dynamiczne wątki. Przykładem jest chociażby test, z którym aktualnie zmagają się moi bohaterowie. Więc tak, zgadzam się, być może motyw przewodni nie rzuca się w oczy, co nie znaczy, że go w ogóle nie ma. Z oczywistych względów nie napiszę wprost, dokąd zmierza moje opowiadanie, mogę natomiast zapewnić, że nie wszystkie opisane przeze mnie sytuacje były kompletnie bez znaczenia.
Nie mogę zgodzić się ze stwierdzeniem, że wątek z Ronem został „szybko odsunięty w kąt”. Fakt, obecnie nie wysuwa się na pierwszy plan, nie świadczy to jednak wcale o tym, że został przeze mnie zapomniany. Voldemort także niebawem się pojawi. Może nie osobiście, w każdym razie odegra jakąś rolę i będzie miał swoje pięć minut. Na temat misji Remusa nie jestem w stanie się wypowiedzieć. Na pewno nie w tej chwili. Gdybym to zrobił, to prawdopodobnie zdradziłbym zbyt wiele informacji na temat przyszłych wydarzeń. Jedyne, na co mogę sobie teraz pozwolić, to na napisanie, że w odpowiednim czasie wyjaśnię tę kwestię. Działania Zakonu Feniksa tymczasowo nie znajdują się w kręgu moich zainteresowań, bo, tak jak napisałem powyżej, w tym tomie chciałem się skupić na czymś innym.
W kwestii gwałtowności czy też nielogiczności zmian zachowania Ślizgonów również nie mogę się zgodzić. Uważam, że akurat ten wątek rozciągnąłem w czasie na tyle, na ile było trzeba, by zachować wymagany poziom realizmu. Nie jestem w stanie przytoczyć teraz wszystkich fragmentów, które potwierdziłyby moje słowa, dlatego ograniczę się do kilku przykładów.
UsuńW rozdziale VIII napisałem, że Draco tak naprawdę nie nienawidził Harry'ego. Był wściekły, że ten odrzucił jego przyjaźń i zaczął zadawać się z Ronem, dlatego wyładowywał na nim swoją złość i frustrację. W tym samym rozdziale wspomniałem także o tym, że poglądy Malfoya na temat mugoli nigdy nie były tak radykalne, jak poglądy chociażby Voldemorta. Do XIX rozdziału Draco nieskutecznie próbował zbliżyć się do Harry'ego - dopiero w następnej części chłopcy szczerze ze sobą porozmawiali i zakopali topór wojenny. W międzyczasie wyjaśniłem, że z Hogwartu odeszli wszyscy Ślizgoni, którzy otwarcie popierali Voldemorta (mniej lub bardziej). Jeśli chodzi o resztę, czyli o tych, którzy zostali w szkole, to powiedziałbym, że charakteryzuje ich neutralność (ewentualnie niechęć lub brak całkowitej akceptacji, ale na pewno nie nienawiść i rządza mordu). Grupa Ślizgonów faktycznie zaczęła lepiej dogadywać się z Potterem i kilkoma innymi Gryfonami, ale nie doszłoby do tego, gdyby nie zmieniło się nastawienie Malfoya - Draco zaczął zadawać się z Harrym, więc i oni automatycznie spędzają z nim więcej czasu. Nie znaczy to jednak wcale, że od razu stali się najlepszymi przyjaciółmi, którzy bez wahania skoczyliby za sobą w ogień. No i nie zapominajmy o jednej ważnej rzeczy: dzięki Harry'emu Ślizgoni być może nigdy nie będą musieli dołączyć do Czarnego Pana, więc dalsze zrażanie go do siebie nie byłoby dla nich opłacalne.
Jeszcze raz dziękuję za komentarz!
Pozdrawiam!
Witaj.
OdpowiedzUsuńPrzystanęłam na chwilę, bo spodobał mi się szablon, za co wielki plus. Nagłówek robi robotę :)
Odnośnie historii, to przeczytałam tylko ten rozdział, przyznaję się, gdyż nie mam obecnie czasu, by nadrobić tyle odcinków, a szkoda :< Bo naprawdę wciągnęłam się, gdyż uwielbiam serię HP i czytałam sporo fanfików. Piszesz naprawdę fajnie i płynnie się czyta, zwłaszcza dialogi. Jak tylko będę mieć możliwość, wrócę tutaj i spróbuję co nieco nadrobić, bo wydaje mi się, że warto.
Pozdrawiam ciepło.
Cześć!
UsuńPrzede wszystkim dziękuję za opinię na temat mojego „nowego” szablonu i za zostawienie po sobie jakiegoś śladu. :) A jeśli chodzi o trudności ze znalezieniem wolnego czasu, to doskonale Cię rozumiem, bo ostatnio sam mam z tym niemałe problemy. Chcę więc tylko powiedzieć, że jeśli kiedykolwiek wrócisz na tego bloga i nadrobisz opublikowane dotąd rozdziały, to będzie mi bardzo miło. Jeśli jednak nic takiego się nie stanie, to zrozumiem i nie będę miał o to żalu. :)
Jeszcze raz dziękuję za komentarz i miłe słowa.
Pozdrawiam!
Ten test jest zbyt długi i przez to dość monotonny, choć zadania są nawet ciekawe. Same dialogi z Malfoyem też przeciętne, to wszystkie tematy były już wałkowane wcześniej.
OdpowiedzUsuńCóż mogę powiedzieć? Doceniam szczerość, mimo że osobiście nie zgadzam się z Twoją opinią. Nie będę jednak próbował się bronić, bo choć zarzuty są całkiem jasne, to sam komentarz jest zbyt lakoniczny, by zachęcał mnie do dalszej dyskusji. Poza tym doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że nie jestem i nigdy nie będę w stu procentach obiektywny, przynajmniej nie w kwestii tego opowiadania, dlatego poprzestanę na tym, co napisałem.
UsuńPozdrawiam!
Hejka,
OdpowiedzUsuńtak się stęskniłam za opowiadaniem i jeszcze raz je przeczytałam ;) co mogę powiedzieć więcej niż to, co wcześniej napisałam... to, że wciąga, przeżywa się wszystko razem z boharerami i chce się więcej...
liczę bardzo na kolejne równie wciągające rozdziały co te...
weny, czasu, chęci i pomysłów życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Cześć! Na wstępie chciałbym przeprosić, że odpisuję tak późno. Czytam Wasze komentarz na bieżąco, przynajmniej się staram, czasami jednak zapominam, żeby na nie odpisać. W każdym razie cieszę się, że moje opowiadanie Cię wciągnęło i czekasz na ciąg dalszy. Na szczęście już niedługo pojawi się kolejny rozdział, mam więc nadzieję, że będziesz zadowolona. :)
UsuńPozdrawiam!
Hejka,
OdpowiedzUsuńtrochę miałam przerwę w czytaniu (ale to na każdym blogu, na jakim bywam) ale teraz wracam tym bardziej że są nowe rozdziały... ;)
wspaniały rozdział, bardzo dobrze sobie radzą, a Harremu to i eliksir prawidłowo się udał, bez Snape dyszącego w kark i sabotujących mu eliksirów, ślizgonów wszystko jest możliwe... no cóż można powiedzieć, że miał małe załamanie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, och Harremu to i eliksir prawidłowo się udał, bez Snape'a dyszącego w kark i sabotujących mu eliksirów ślizgonów...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga